Mauretania, relacja z podróży

Mauretania, relacja z podróży.

Tekst z zdjęcia: Paweł Krzyk

Dotarłem do krainy Maurów w lutym 2017 roku podczas podróży po krajach saharyjskich. Do stolicy Mauretanii- Nawakszut- przyleciałem po północy z Casablanki. Tylko w taki  sposób mogłem dotrzeć bezproblemowo z Czadu. Początkowo zamierzałem jechać lądem poprzez Niger lub Nigerię i Mali, ale sytuacja polityczna w tych krajach jest obecnie daleka od normalności i zwiedzanie jest niemożliwe. Do hoteliku w centrum miasta dotarłem szybko i nareszcie mogłem wyciągnąć zbolałe kości- po dwóch tygodniach spania na pustyni w namiocie. Dochodzę coraz częściej do wniosku, że namiot powoli staje się miejscem noclegowym… nie dla mnie- starzeję się czy co? Chyba muszę bardziej zadbać o stan moich pleców i stawów kolanowych. Ale dość marudzenia!

Kim są współcześni  Maurowie? Około czterdzieści procent ludności to czarni Maurowie- ludność pochodzenia afrykańskiego mówiąca w języku arabskim, zwani jako Haratyni, trzydzieści procent mieszkańców to biali Maurowie czyli Arabo-Berberowie, nad rzeką Senegal mieszkają ludy murzyńskie- reszta społeczności kraju.

Rano w lepszym humorze rozpoczynam pieszo zwiedzanie Islamskiej Republiki Mauretanii. Tak się nazywa- jest państwem wyznaniowym, w którym ponad dziewięćdziesiąt dziewięć procent populacji, Boga, nazywa Allachem. Większość trampów odwiedza ten kraj jedynie w tranzycie – zmierzając na południe. Ja jadę w kierunku przeciwnym i… dochodzę do wniosku, że chyba jestem jedynym białoskórym turystą w odwiedzanych miastach.

Nouakchott- nazwa spolszczona Nawakszut- posiada typowy dla pustynnych miast charakter. Także w centrum, pomiędzy dużymi budynkami wyczujesz jej obecność a prawie wszędzie zalega piasek. Nawakszut nie jest aż tak ciekawym miejscem, by planować w nim dłuższy postój niż wymagają tego formalności. Prawie wszystkie sklepiki, knajpy, kantory otwarte są tylko rano i przed wieczorem. Między godziną dwunastą i szesnastą po spowitym letargiem centrum miasta, hula tylko wiatr. W tym czasie cokolwiek się dzieje wyłącznie na bazarze. Najbardziej okazałą budowlą miasta –jest gmach kongresu narodowego- z niezrozumiałych dla mnie względów wszystkie obiekty publiczne w tym kraju objęte są ścisłym zakazem fotografowania, który miejscowi przedstawiciele władzy dowolnie rozszerzają. Poza tą budowlą warte zobaczenia są meczety: saudyjski w centrum i marokański na skraju bazaru. Do „świętych przybytków” niewiernych nie wpuszcza się- nawet na dziedziniec. Miasto w niewielkim centrum jest kolorowe i utrzymane w czystości. Obszerne męskie stroje części Maurów przeważają w jasnych kolorach- są fantazyjnie modelowane na ramionach. W sumie to taka dość obszerna, szeroka i długa „kiecka”- ale pod spodem zwykle noszą normalny strój typu europejskiego: koszule i spodnie (spodenki).

 

Mauretania Mauretania

 

Bazar był zbiorowiskiem kramów i stoisk przede wszystkim z używaną odzieżą, podstawowym, raczej mizernym zestawem owoców i warzyw oraz chłamem ogólno- chińskim. Zaprzęgi osiołkowe z rzadka widoczne w mieście, na bazarze były podstawowym sposobem transportu. Spostrzegłem z boku bazaru miejsce, gdzie produkowano artykuły domowego użytku… z dużych dwustulitrowych stalowych beczek. Aż nie do uwierzenia!

 

Mauretania Mauretania

 

W południe podjechałem kilka kilometrów taksówką zbiorczą- rupieciem do chyba największego w Afryce Zachodniej portu rybackiego. Koszt niewielki- biorą za kurs równowartość w lokalnej ugija od około pół do jednego euro. Ale siedzisz w sześciu w złomie taksówki osobowej, przeznaczonej dla trzech osób. No chyba, że jesteś „panisko” i zapłacisz sam za wszystkie sześć miejsc. Miejsca będziesz miał pod dostatkiem, ale nadal będzie w drodze: jęczało, skrzypiało, rzęziło i trzeszczało- sam sobie wymyśl jeszcze parę paskudnie brzmiących anty samochodowych przymiotników! Żyjąca w pobliżu miasta wioska rybacka, zaprasza codziennie na targ rybny i plażę z mnóstwem łodzi rybackich. Moim zdaniem, stolica Mauretanii właśnie to miejsce ma do zaoferowania turystom jako najciekawsze-  egzotyczny koloryt rybackiej plaży z kilkuset kolorowymi łodziami. Łodzie wracają z połowów od około południa i właśnie wtedy warto tutaj być. Kobiety czekają na rybaków, a potem sortują kolorowe ryby i inne morskie stwory.  Wózki ciągnione przez osiołki zabierają je do hali targowej przy plaży, lub do… tego co moim zdaniem ledwo zasługuje na miano samochodów. Te „rzęchy” samochodopodobne ledwo jeżdżą, nie posiadają wielu części – kto to słyszał mieć światła, lampy czy klapy bagażnika lub drzwi!

Podreptałem zobaczyć tę niezwykłą plażę w całości zajętą przez setki łodzi- w jedną i drugą stronę. Jest na co popatrzeć. Na plażę przybijają łodzie z wieloosobowymi załogami- naliczyłem od około dziesięciu ludzi w każdej lub więcej. Ryb przywożą dużo i raczej wielkich. Największe miały około jeden- dwa metry długości. Wyrzucają z łodzi ryby w piasek na plażę i tam następuje segregacja. Czasem przychodzi klient i wybiera swój towar. W innym miejscu podpatruję normalne zajęcia rybaków: zbiorowe ręczne wyciąganie łodzi na brzeg, naprawę sieci, remonty łodzi. Pomimo zakazu fotografowania, jeżeli się zaprzyjaźnisz, uśmiechniesz i zagadasz, to zrobisz zdjęć – za ich zgodą- ile zechcesz.

 

Mauretania Mauretania

 

Po powrocie z wioski rybackiej do miasta, zgłodniały próbowałem coś znaleźć do zjedzenia. Byłem z powrotem przy bazarze, czyli miejscu gdzie wszędzie w świecie spotkasz knajpki z miejscowymi specjałami. Jakież było moje zaskoczenie, gdy praktycznie… nie spotkałem żadnych przysmaków z tych wielgachnych ryb, tuńczyków itd. Jakieś smętne resztki i mini rybki- nie warte zawieszenia oka. Za to specyfikę kulinarną miejscowej kuchni da się opisać jednym słowem – kozy. Poza stolicą i nielicznymi lokalami prowadzonymi przez ludzi zza południowej granicy, Mauretańczycy zdają się spożywać wyłącznie kozy, w sosie własnym i bez przypraw- chyba nawet bez soli. Spotkasz te stworzenia z natury obdarzone w pustynnym klimacie niewielką ilością mięsa: z rusztu, gotowane, kozie trzewia na patyczkach, kozi makaron, ryż i spaghetti. Wszystko smakuje identycznie i „fujaśnie”. Dochodzę do wniosku, że ta kuchnia jest mniej warta niż kalorie w niej zawarte. Jakąś alternatywą dla marnej kuchni Maurów są uliczne garkuchnie prowadzone przez Senegalczyków- tu przynajmniej jakoś posiłek przyprawią. Na śniadanie podadzą ociekający olejem omlet oraz da się zjeść półmisek ryżu z sosem. Na zdjęciach pokazuję dla kontrastu: rybny market w wiosce rybackiej oraz faktyczną kozią garkuchnię w stolicy. Tego dnia placek chlebka zagryzłem bananem. Po skosztowaniu próbek jedzenia koziego-szybko odchodziłem i płukałem kolą usta… Nie jestem specjalnie brzydliwy, ale nie byłem w stanie zmusić się do takiego posiłku.

 

Mauretania Mauretania

 

Dalszą drogę zaplanowałem na północ w kierunku  Nawazibu (Nouadhibou- wymawiają jako Ładibu). Jeżdżą w tym kierunku mikrobusy, ale ruszają w drogę dopiero po wypełnieniu pojazdu pasażerami do ostatniego miejsca. Przyjechałem na miejsce odjazdu o wpół do ósmej rano i już o jedenastej ruszyłem w czterystu siedemdziesięciu kilometrową trasę. Jest kilkanaście firm transportowych i wszyscy kierowcy energicznie polują na klientów, udając rychły odjazd. Pomijając nawoływania, zapalają silniki, że niby już prawie gotowi do odjazdu, ruszają po parę metrów itd. itd. Byłoby zabawnie gdyby nie trwało tak długo. Specjalnością Maurów na pewno nie są napoje z dodatkiem alkoholu- nie ma takich w ogóle. Za to w każdym miejscu spotka się mini czajniczek do gotowania mocnej i słodkiej herbaty z dodatkiem mięty, którą nalewa się potem z wysoka do małych szklaneczek. Wcelowanie strumieniem do szklaneczki nie jest wcale taką łatwą sztuką… Siedząc w samochodzie, mam przed nosem butlę gazową z palnikiem i ciągle ktoś tam sobie coś pichci, w tym herbacianym- darmowym dla klientów interesie. Czasem wielokrotnie przelewa- mierząc z wysoka- płyn pomiędzy szklankami. Wyjeżdżając z Nawakszut na dużym rondzie widzę pomnik- symbol tego narodowego napoju- duży czajnik ze szklaneczkami. W kierunku granicy z Saharą Zachodnią prowadzi dobra droga a ja jestem pasażerem w ładnym przyzwoitym mikrobusie. Niemal całą powierzchnię Mauretanii, która jest trzykrotnie większa od powierzchni Polski, pokrywają piaski Sahary. Wiem z relacji innych podróżników, że jeszcze kilka lat temu był to kraj trudny do podróżowania. Obecnie widać wyraźną poprawę i wyrównywanie poziomu do sąsiadów z marokańskiej północy.

 

Mauretania Mauretania

 

W małych miasteczkach po drodze często widzę oświetlenie ulic z zawieszonych na słupach paneli słonecznych. Czasem jakieś nędzne budki sklecone z byle czego lub namioty pustynne- czworokątne niskie domki z grubego płótna.

Nie mogę nie wspomnieć o tak zwanych „checkpointach”, czyli punktach kontrolnych różnych służb. Jest ich wiele. Czasami co kilometr. Najrzadziej co kilkadziesiąt kilometrów- zawsze przed i za większymi miejscowościami. Potrafią być natarczywi i żądać bezpodstawnych opłat. Mam szczęście, ode mnie wołają tylko paszport- jako jedynego z całego ciemnoskórego składu osobowego samochodu. Trwa trochę, bo idą wpisywać dane z paszportu do swoich zeszytów- jak się kierowca wkurzy to idzie sam i mi paszport przynosi. Może dlatego nikt ode mnie „kadu” nie wołał- bo nie miał okazji ze mną rozmawiać. Znajomi podróżnicy, przemierzający tę trasę kilka tygodni wcześniej kamperem, napisali mi, że

„Żandarmy i policjanty bez kamuflażu domagali się „kadu”. Są jak dzikie zwierzęta. Nie prowadzimy z nimi żadnej rozmowy. Ja mówię, że mogą do mnie po angielsku, rosyjsku albo chińsku. Straszą, że widzieli kamerę pracującą w kamperze. Inny, że nie zatrzymaliśmy się na znaku „stop” przed checkpointem…”

 

Mauretania Mauretania

 

Dojeżdżając do celu, zauważyłem biegnące przez piaski pustyni z zachodu na wschód tory kolejowe, oraz pokazały się w dotychczas raczej kamienistym terenie- piaszczyste wydmy. Jedziemy wbrew pozorom bardzo szybko do miasta w pobliżu granicy z Saharą Zachodnią. Po sześciu godzinach od wyjazdu jestem w hotelu na drugim końcu kraju. Miasteczko Nawazibu leży na długim na ponad pięćdziesiąt kilometrów cyplu. Półwysep jest podzielony po połowie wzdłuż – od strony Atlantyku jest to Sahara Zachodnia, Mauretania jest od strony zatoki Baie du Lévrier. Zatrzymałem się w miasteczku przez dwie noce. Śpię w hoteliku, którego specjalnością jest goszczenie wędkarzy morskich- mieści się w pewnym oddaleniu od miasta nad zatoką. Chciałem w centrum, dopiero na miejscu okazało się, że faktyczny adres jest dalej- ot takie sobie  oszustwo internetowe. Mam za to piękne wschody słońca nad wodami zatoki. Minusem, wydzielana woda i energia elektryczna- wszystko w określonych godzinach! Nie chciało mi się szukać innego hotelu w godzinach wieczornych.

 

Mauretania Mauretania

 

Poza zwiedzeniem miast Nawakszut i Nawazibu, warto udać się do Atar – to dobra baza wypadowa do kilku ciekawych miejsc w Mauretanii, między innymi do Szingit (Chinguetti) – zabytkowego, skalnego miasta i Wadan (Ouadane) – drugiego, wiekowego miasta. Atar to również świetna baza wypadowa na Saharę. Niedaleko stąd znajduje się Terjit, piękna oaza, gdzie można się przespać i wykąpać…

Wiedziałem o tym, lecz celowo, ten rejon oddalony w głąb pustyni pominąłem. Powód jest dość prozaiczny- bezpieczeństwo podróży. Niestabilna sytuacja bezpieczeństwa w tym rejonie Afryki, aktywność ugrupowań terrorystycznych wyspecjalizowanych w porwaniach cudzoziemców, wojna domowa w sąsiednim Mali, spowodowały, że Mauretania stała się niebezpiecznym krajem- szczególnie dla osób podróżujących samotnie. Sprawdziłem w Nawakszut na miejscu- te wnioski potwierdzono mi tam, odradzając samotne zwiedzanie okolicy Atar.

A dokładnie chodzi o to, że niestety w ciągu ostatnich lat (2008-2011) na terenie Mauretanii dokonano kilku porwań przez ugrupowania powiązane z Al-Kaidą. Poza porwaniami, kilku turystów zostało w Mauretanii zamordowanych. Z tego powodu przeniesiono przecież rajd Paryż- Dakar do Ameryki Południowej.

W Nouâdhibou główna ulica- Boulevard Médian, jest zarazem osią miasta. Przy niej mieszczą się banki, bazar i główne budynki. W obrębie miasta wszystkie interesujące miejsca znajdziesz w zasięgu buta- zajęło mi to dwie godziny. Zainteresowałem się tą niezwykłą linią kolejową biegnącą w pustynię- pociągiem wożącym największe bogactwo Mauretanii – rudę żelaza – z kopalni w Zouerat do portu Nouadhibou. Przeczytałem, że to najdłuższy- bo o długości do dwóch i pół kilometra- podobno ponad dwieście wagonów, najwolniejszy i najbardziej zakurzony pociąg świata… Składów kursuje na trasie kilka, ale tylko dwa z nich mają na końcu wagon „pasażerski”. Tym wagonem najwygodniej jest dojechać do Chôum (Atar). Pociąg odjeżdża z pustynnej „stacji”- znajdującej się dwa kilometry za miastem w kierunku portu, codziennie o 14,50. Opóźnienia są niewielkie, gdyż priorytetem jest niezachwiany cykl dostaw rudy żelaza do portu. Przystanek w Nouâdhibou to właściwie niewielka, otoczona pustynią, murowana wiata przy drodze. Pod nią kobiety handlują przekąskami i napojami. Przejazd do Chôum w wagonie pasażerskim kosztuje…, za to za przejazd w węglarce nie płaci się nic. Brązowa ruda żelaza nie brudzi- pozostawia tylko brązowe ślady. Pociąg jedzie dosyć szybko, wzniecając przy tym tumany pyłu- podobne do tych powodowanych burzą piaskową. Jadąc w wagonie towarowym, zresztą niewiele mniej pyli w tym pasażerskim, pozostaje  szczelne zakrycie całej twarzy. To mnie ominęło- chyba tego moja kolejarska dusza nie żałuje. Na zdjęciach najlepszy hotel w mieście i przedmieścia.

 

Mauretania Mauretania

 

Przeczytałem, że za Nawazibu znajduje się największe na świecie cmentarzysko statków- jest to kilka kilometrów na południe za miastem. Początkowo idę pieszo i w końcu po dwóch godzinach marszu podjeżdżam przygodną taksówką do miasteczka Cansado, w okolice latarni morskiej. Idę pieszo plażą z powrotem do cmentarzyska statków- „syf” i góry śmieci plastykowych na plażach. Sądzę, że Nawazibu należy do najbardziej zaśmieconych miast w tym kraju. Śmieci nie leżą jednak na terenie ogrodzonym, obok domów- tam nawet piasek jest pozamiatany. Patrząc na te plaże zauważam swoistego rodzaju „ekologię”. W korytach suchych rzek widziałem rzecz praktyczną, która pozwala przez lata nie zakopać się we własnych odpadach. W okresie pory suchej wrzucamy je do koryta rzeki, gdzie zalegają sobie i spokojnie oczekują pory deszczowej. Jak woda ruszy w kierunku oceanu, to zabierze ze sobą wszystko i zrobi miejsce na kolejne śmietnisko. Skutek oglądałem na wspomnianych plażach.

Gdy doszedłem do rejonu z cmentarzyskiem statków, zdziwiony widzę tylko kilkanaście przerdzewiałych kutrów i drobniejszych plastykowych łodzi rybackich. Potem od francuskiego wędkarza dowiedziałem się całej historii tego przedziwnego cmentarzyska- nie cmentarzyska. Jakieś siedem kat temu, kiedy to Mauretania była izolowana w świecie międzynarodowym za porwania i morderstwa turystów, niektórzy „pomysłowi” właściciele statków i stateczków (podobno Holendrzy, Francuzi…), chcący się ich pozbyć i jednocześnie zarobić na ubezpieczeniu, organizowali tutaj „zatonięcia” na klifach zatoki. A czemu ich teraz jest mało? Otóż, po jakichś dwóch latach inni „pomysłowi”, podobno z rejonu dawnej Jugosławii zaczęli wydobywać łodzie i na tym zarabiać. I oto cała historia z cmentarzyskiem widmem.

 

Mauretania Mauretania

 

Dał mi ten kilku kilometrowy spacerek w kość, więc z powrotem wróciłem okazją w rejon bazaru. Kupiłem coś do picia i usiadłem przy grupce chłopców. Gdy popatrzyłem co  robią, zauważyłem planszę do gry w warcaby (damkę), narysowaną palcem w piasku- korki butelek były pionkami. Następnego dnia, wczesnym rankiem zbiorczą taksówką sześcioosobową odjechałem na odległą o pięćdziesiąt pięć kilometrów granicę z Saharą Zachodnią. Po drodze sfotografowałem dwujęzyczne drogowskazy do dwóch najważniejszych miejsc w kraju Maurów (arabski i francuski).

 

Mauretania Mauretania

 

Odprawa mauretańska przebiegła sprawnie i kierowca woła mnie z powrotem do taksówki. Proponuje za drobną dopłatą, przewiezienie mnie dalsze cztery kilometry do granicy zachodnio saharyjskiej. Pierwsze dwa kilometry (mauretańskie) prowadzą straszliwymi wertepami po skalistej, bardzo dziurawej drodze a potem „pstryk”, i jest dalsze dwa kilometry super dobrej drogi asfaltowej (zachodnio saharyjska). Inną ciekawostką jest to, że prawdopodobnie cała część pogranicza po stronie mauretańskiej jest zaminowana i zrobienie tam wyskoku w bok (chociażby za potrzebą) grozi wyskokiem w górę.

Mauretania jest krajem odmiennym od wielu innych w świecie, gdyż do dzisiaj istnieje tam problem niewolnictwa. Dopiero w tysiąc dziewięćset osiemdziesiątym drugim roku- jako ostatni kraj na świecie- zdelegalizowała niewolnictwo. Niesmaku dodaje fakt, że dopiero w dwa tysiące siódmym roku wprowadzono przepisy, pozwalające ścigać osoby korzystające z pracy niewolniczej, które jednak nie są przestrzegane, gdyż jest ono tolerowane przez duchowieństwo i urzędników… W zależności od szacunków przyjmuje się, że sto czterdzieści tysięcy do dwustu osiemdziesięciu tysięcy mieszkańców kraju, to niewolnicy- czyli dziesięć do dwudziestu procent populacji. Niżej zamieszczam mapkę kraju z zaznaczona trasą zwiedzania.

 

mapka Mauretanii

 

 

 

Powrót na początek tej relacji z podróży

Przejście do następnej relacji: Sahara Zachodnia

Przejście do poprzedniej relacji: Czad

 

 

 

 

 

Mauretania, informacje praktyczne  (na marzec 2017).

Tekst: Paweł Krzyk

Informacje ogólne: Mauretania jest państwem w północno- zachodniej Afryce, nad Atlantykiem- linia brzegowa 1200 km. Graniczy z Senegalem, Mali, Algierią i Saharą Zachodnią. Jest krajem prawie trzy razy większym od Polski, i zamieszkuje go nieco ponad trzy miliony mieszkańców. Dawna kolonia francuska, która od Francji uzyskała niepodległość w roku 1960. Różnica czasowa: minus 1 godzina do czasu naszego, tzn. gdy u nas jest np.  12.00, to w Mauretanii jest 11.00.

Kiedy jechać? Około trzech czwartych powierzchni Mauretanii zajmuje pustynia, z klimatem zwrotnikowym, suchym. Jedynie na zachodzie kraju panuje klimat oceaniczny, z wpływami prądu kanaryjskiego. Mauretania jesienią to gorący wiatr z pustyni za dnia i chłodne wieczory. Może padać. Od grudnia do lutego- marca przypada pora sucha i jest ciepło ale nie bardzo gorąco. W nocy chłodniej. Pora deszczowa- początek: lipiec/sierpień.  Jechać najlepiej w porze suchej.

Wiza: od Polaków jest wymagana, ale bez problemu dostaniesz ją na granicach, po opłaceniu 55 USD. Ja swoją wizę otrzymałem na lotnisku w stolicy Nawakszut, a czas oczekiwania bez wypisywania żadnych druczków i załączników wynosił tyle co wprowadzenie moich danych do komputera- ok. 2 minuty.

Trzeba wiedzieć jednak, że warunki oraz cena za wizę zmienia się często- planując wyjazd do Mauretanii, należy sprawdzić aktualne warunki uzyskania wizy.

W chwili obecnej Polacy chcący wyrobić wizę muszą kontaktować się z Ambasadą Mauretanii w Berlinie (ambarim.berlin@gmx.de). Koszt wyrobienia wizy jest jednak powiększony o kilkaset złotych ze względu na to, że będziemy musieli przesłać kurierem dokumenty do ambasady i opłacić ich odesłanie. Wobec tego, najlepszym rozwiązaniem jest wyrobienie wizy w innym miejscu. Najpopularniejszym i najlepszym rozwiązaniem jest ambasada w Rabacie (Maroko). Aby móc wyrobić tam wizę należy najpierw się zapowiedzieć – skontaktować z ambasadą i dowiedzieć, czy jest taka możliwość. Wymagane dwa zdjęcia paszportowe i ksero paszportu. Wiza wydawana jest na drugi dzień.

Wizy do krajów sąsiadujących (z tego co wiem).

Do: Mali i Senegalu wizy można wyrobić w ambasadach tych krajów w Nawakszut. Termin otrzymania: Mali tego samego dnia, Senegal w dniu następnym.

Język urzędowy: arabski (dialekt hasanija). Wydawać by się mogło, że jednym językiem, którym Maurowie władają jest francuski. Po angielsku czasami kogoś znalazłem. Lepiej jednak przyswoić sobie podstawy języka francuskiego.

Waluta: obowiązuje ouguiya (MRO). Najlepiej przywieźć ze sobą euro w gotówce. Kurs EUR był niekorzystniejszy. Przelicznik wymiany oficjalny- bankowy: 1 EUR= 375 MRO. Stosowali wymianę od 370 do 380 MRO- ten wyższy jest kursem czarnorynkowym na bazarach. Najlepiej zapomnieć o kartach kredytowych i bankomatach.

Internet i telefony, prąd, wtyczki: Internet jest dostępny tylko w dużych miastach. Telefony GSM nasze nie działają. Prąd i wtyczki takie jak w Polsce.

Ceny: towary i usługi : generalnie niezbyt wysokie. Dla wygody podaję ceny w EUR: np. coca cola mała szklana butelka= 0,3 EUR, woda 1 litr= ok. 0,5 EUR, duża bagietka 0,3 EUR . Hotele o niższym standardzie około 30 EUR za pokój 2 osobowy.

Jak dojechać? Najwygodniej samolotem. Do Mauretanii z Europy lata Air France z Paryża do Nawakszut, Turkish Airlines ze Stambułu lub Air Maroc z Casablanki. Jest to możliwość najdroższa. Najtaniej można dojechać drogą lądową od strony Maroka przez Saharę Zachodnią. Najtańszą trasą będzie polecieć tanimi liniami do Londynu, Mediolanu, Pizy, Brukseli, Paryża lub Rzymu i stamtąd do Marakeszu, Fezu, Rabatu czy Casablanki. Drogą lądową od wylądowania w Maroku, potrzeba na dotarcie do Mauretanii około 5 dni (zależy jeszcze od tego gdzie będziesz wyrabiał wizę).

Bezpieczeństwo: obecnie, kraj „raczej” bezpieczny dla rozważnego turysty w pasie nadmorskim. Stanowczo odradza się wyjeżdżania poza główne ośrodki miejskie i najważniejsze szlaki komunikacyjne oraz samotne poruszanie się po kraju.

Powtarzam za naszym MSZ: w związku z niestabilną sytuacją bezpieczeństwa w całym regionie, aktywnością ugrupowań terrorystycznych wyspecjalizowanych w porwaniach cudzoziemców, wojną domową i sytuacją w sąsiednim Mali, Mauretania stała się niebezpiecznym krajem.

A dokładnie chodzi o to, że niestety w ciągu ostatnich lat (2008-2011) na terenie Mauretanii dokonano kilku porwań przez ugrupowania powiązane z Al-Kaidą. Poza porwaniami, kilku turystów zostało w Mauretanii zamordowanych.

Stanowczo odradza się obywatelom polskim wszelkie podróże turystyczne do tego kraju, a w przypadku konieczności wyjazdu – zaleca się zachowanie szczególnej ostrożności, ograniczenie pobytu do największych skupisk miejskich i osi komunikacyjnych na wybrzeżu, bieżące śledzenie sytuacji bezpieczeństwa- ja tak zrobiłem.  Przy wjeździe do Mauretanii od strony Zachodniej Sahary (przez miasto Dakhla w kierunku Nouadhibou) po przejechaniu ostatniego przejścia marokańskiego (zamknięte od 12 – 15.00), przed wjazdem do Mauretanii należy jechać „wyjeżdżoną drogą” i nie zbaczać a niej z uwagi na zagrożenie minami! Po przejechaniu odcinka ca. 4 km dojeżdża się do przejścia granicznego Mauretanii. Podobnie jest w kraju: nie zjeżdżać z głównych dróg i nie podróżować po żadnych ścieżkach – problemem są miny! Skok w bok, może się okazać skokiem w górę…

Mimo oficjalnych deklaracji o braku zagrożeń epidemiologicznych, w Mauretanii występuje ameboza, a także ogniska cholery i trądu; na południu, przy granicy z Senegalem – również malaria. Mogą występować ogniska wścieklizny, także w miastach. Wskazane jest szczepienie przeciw żółtaczce typu A. Pora deszczowa powoduje wzrost zagrożenia chorobami. Należy zwracać szczególną uwagę na higienę oraz pić wyłącznie wodę przegotowaną (lub mineralną z pewnego źródła), owoce i warzywa starannie myć i obierać przed spożyciem. Ośrodki opieki medycznej są płatne. Jedynie w miastach Nawakszut i Nouadhibou znajdują się prywatne szpitale o stosunkowo przyzwoitym standardzie. W Mauretanii nie zanotowano dotychczas przypadków zachorowania na gorączkę wywołaną wirusem Ebola. Obowiązuje posiadanie „żółtej książeczki” ze szczepieniem przeciwko żółtej febrze. O profilaktyce anty malarycznej piszę pod malaria.

Należy unikać ostentacyjnego fotografowania w miejscach publicznych – reakcje miejscowej ludności bywają bardzo agresywne. Zakaz fotografowania obiektów wojskowych i gmachów urzędów państwowych jest często rozszerzany przez policję także na inne zabudowania.      Pamiętaj zawsze o pytaniu o zgodę, zanim zaczniesz fotografować  ludzi, zwłaszcza kobiety.

Transport i informacje turystyczne: na granicach i w miastach brak  informacji turystycznych, i jakichkolwiek materiałów turystycznych. Ruch prawostronny. Istnieje dobrze rozwinięta sieć połączeń autobusowych i samochodowych (minibusy, duże taksówki). Ja w czasie swojej podróży korzystałem z taksówek zbiorczych, taksówek prywatnych oraz minibusów. Niżej podaję szczegóły (dla ułatwienia podaję ceny w EUR):

lotnisko Nawakszut- hotel w centrum: taxi, czas jazdy około 20 minut, 15 EUR.

Nawakszut po mieście: taxi zbiorcze są w cenie od 0,3 do 0,6 EUR. Na dalsze odległości maksymalnie 1,5 EUR.

Nawakszut- wioska rybacka: 0,6 EUR, około 15 minut.

Nawakszut- Nawazibu: minibus dobrej klasy (Toyota), 470 km, 6 godzin 15 minut. Odjazd po napełnieniu się. Czekałem w samochodzie 2 godziny. Kolejność zajmowania miejsc zgodnie z przybyciem na miejsce.

Nawazibu- hotel: taxi prywatne za 4 do 5,5 EUR.

Nawazibu- przejście graniczne z Saharą Zachodnią: taxi prywatne za około 14 EUR, 55 km.

Hotele:

– Nawakszut (Nauakchot): Zahra Apart Hotel, rue Mamadou Konate, Tevragh Zeina. Wart polecenia za położenie w centrum i cenę: 35 EUR/pokój 2 osobowy.

Nawazibu-  Centre de Pêche Sportive et de Loisirs  Cabano nr 4- nie wart polecenia, za daleko od centrum. Cena 30 EUR/ pokój 2 osobowy.

Przewodniki: nie szukałem, wystarczyły mi informacje z Internetu, oraz informacje na miejscu.  

Atrakcje turystyczne:

Nawakszut: stolica, spacer po centrum i bazarze. Miejsce niezbyt atrakcyjne wystarczy krótki pobyt. Niedaleko Nawakszut znajduje się piękna wioska rybacka.

Nawazibu (Nouadhibou): znajduje się tu największe na świecie cmentarzysko statków a między miastami Nawakszut i Nawazibu znajduje się Park Narodowy Banc d’Arguin.

Poza Nawakszut i Nawazibu, warto udać się do Atar – to dobra baza wypadowa do kilku ciekawych miejsc w Mauretanii, m.in. do Szingit (Chinguetti) – zabytkowego, skalnego miasta i Wadan (Ouadane) – drugiego, wiekowego miasta. Atar to również świetna baza wypadowa na Saharę. Niedaleko stąd znajdziemy Terjit, piękną oazę, gdzie będziemy mogli się przespać i wykąpać- obecnie dla mnie było chyba zbyt niebezpiecznie na to.

Powrót do relacji z podróży