Kiribati, relacja z podróży

Kiribati, relacja z podróży.

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

          Informacje organizacyjne dotyczące zwiedzania, znajdziesz pod Informacje praktyczne (kliknij).

Zawsze kojarzyłem sobie Kiribati jako miejsce niezwykle egzotyczne, leżące Bóg jeden wie jak daleko…, gdzieś tam pośród rozległych wód. Sama nazwa brzmi egzotycznie i mało kto potrafi je zlokalizować. Faktycznie Kiribati, wymawiane jako Kiribas, leży na 33 koralowych wyspach w Archipelagach: Gilberta, Phoenix oraz Line. Znajdują się w dużej odległości 3900 kilometrów od siebie, patrząc ze wschodu na zachód i 2000 kilometrów z południa na północ. Leżą po obu stronach równika w Mikronezji, w centralnej części Oceanu Spokojnego. Jest to najbardziej rozległy kraj Oceanii.

Mówi się o wyspach południowego Pacyfiku, że mają charakter. Coś w tych wyspach zawsze fascynowało ludzi i sprawiało, że chcesz się dowiedzieć co tam jest. Kiribati ze swoimi ogromnymi odległościami jest zróżnicowane i słabo skomunikowane na zewnątrz, oraz ze sobą. Pomiędzy dwoma archipelagami Tarawa i Phoenix w ogóle nie ma bezpośredniego połączenia. Jeżeli chcesz dotrzeć do Wyspy Bożego Narodzenia, nazywanej również Kiritimati musisz polecieć przez inny kraj (raz w tygodniu z Fidżi).

Przygotowując się do zwiedzana Kiribati zastanawiałem się gdzie pojechać. Zwiedzenie wszystkich archipelagów jest fizycznie niemożliwe podczas jednej podróży, chociażby ze względów transportowych. Ponadto krajowcy mając bardzo ograniczone możliwości przemieszczania się, wykupują bilety lokalnych przelotów na kilka miesięcy do przodu. Założonym celem przyjazdu, było poznanie oryginalnych tradycji i kultury mieszkańców. Naoglądałem się filmów o tym rejonie świata i sam chciałem to zobaczyć.

Wyspy Line odrzuciłem jako pierwsze. Potem doczytałem się o polskim śladzie na Wyspie Bożego Narodzenia. Tak, istnieje druga wyspa o takiej samej nazwie, którą tubylcy nazywają Kiritimati. Pierwsza znajduje się na Oceanie Indyjskim w pobliżu Australii. Polski ślad to wieś Poland, jedna z czterech osad na Kiritimati. Wioska została tak nazwana dla uczczenia Polaka Stanisława Pełczyńskiego, który trafił tu na przełomie dziewiętnastego i dwudziestego wieku z amerykańskiego statku przewożącego koprę. Pomógł tubylcom w nawadnianiu plantacji palmowych. Obecnie nieco ponad czterystu mieszkańców, nic nie wie o „większym bracie”, gdyż na co dzień stawiają czoła brakowi: żywności, opieki medycznej oraz wyludnianiu się… Na moją decyzję pominięcia Wyspy Bożego Narodzenia, miały wpływ kłopoty z połączeniem lotniczym, oraz relacja dr Dariusza Zdziecha, który odwiedził wyspę w 2015 roku i zorganizował Fundację Poland helps Poland (relację znajdziesz Tutaj).

Pozostała mi największa grupa wysp, którym jest Archipelag Gilberta. Przyleciałem z Fidżi na stołeczny atol Tarawa, o którym przeczytałem jako miejscu o unikalnych zwyczajach kulturowych. Już podchodząc do lądowania, można objąć wzrokiem atol z licznymi wysepkami tworzącymi odwróconą literę „L”. Lotnisko Bonriki na wysepce o tej samej nazwie, dzieli atol na część południową i północną. Wyspy części południowej, na końcu której znajduje się stolica, połączono groblami i asfaltową drogą. Rozglądam się za transportem z zamówionego hotelu, niestety nie dotarł. Dojechałem dziesięć kilometrów okazją. Nie bardzo chciałem wierzyć w tłumaczenia o zagubieniu rezerwacji. Przynajmniej wynegocjowałem dziesięcioprocentową zniżkę w cenie pokoju. Lagoon Breze Lodge jest niezłym hotelikiem i porównując ceny, jest na niskim poziomie przy dobrym standardzie usług. Znajduje się od strony laguny z orzeźwiającymi podmuchami od strony wody.          Jeszcze tego samego dnia, przy pomocy właścicielki hotelu oraz Biura Turystycznego Toborai Travel na wyspie Bikenibeu, udaje mi się zorganizować cały pobyt. Postanowiłem zwiedzić wyspę zewnętrzną Marakei i zakupiłem bilety lokalnych linii Air Kiribati. Miałem poważny problem z niedostępnością biletów, które wykupiono na szereg tygodni do przodu. Bardzo mi się podoba kawiarenka na wodach laguny, którą zobaczyłem w pobliżu Toborai Travel (foto). Następnego dnia zwiedzam Tarawę Południową przy pomocy komunikacji minibusowej. Jeżdżą często i stosunkowo tanio, od osiemdziesięciu centów do dwóch australijskich dolarów na najdłuższej trasie . Pierwszym przystankiem było Bairiki, stolica Kiribati. Wysiadam przy placu w centrum Bairiki, wokół którego znajdują się wszystkie ważne urzędy państwowe. Jeżeli wszystko w Kiribati, jest w takim stanie jak ten plac…, to wypada współczuć Kiribatczykom.

03- awiarenka turystyczna w Bikenibeu 04- plac centralny, Bairiki, stolica kiribati

Tuż obok znajduje się dom towarowy z dość ubogim zestawem towarów, zaniedbany stadion do piłki nożnej. Przed nimi zatrzymują się mini busy kursujące najdalej pomiędzy Betio i Tanea. Nie mogłem się powstrzymać od zrobienia fotki, siedzącej… na sklepowej ladzie sprzedawczyni.

05- Bairiki, Tarawa Płd 06- sklepik w Bairiki

Pomiędzy sklepem i stadionem znajduje się kilka garkuchni z miejscowymi specjałami. Ja skusiłem się na smażonego w głębokim oleju twardego pączka. Nawet niezły z dużą ilością wody. Potem poszedłem pieszo w stronę końca Tarawy. Zamierzam dojechać busem na ostatnią wyspę Betio. Łączy ją z wyspą Bairiki trzy kilometrowa grobla. Busa nie widać, więc maszeruję…

07- Bairiki centrum 08- grobla pomiędzy Bairiki i Betio

Zaśmiewam się z grupki dzieciaków, które po lewej stronie na spokojniejszych wodach laguny, próbują w charakterze łodzi, wypróbować pudło lodówki. Potem podglądam miejscowych rybaków w mini zatoczce, skąd mam piękny widok na wyspę Betio. W końcu usiadłem na murku i czekam na busa jadącego w tamtą stronę. Jadą, ale zapełnione. Wcześniej zatrzymało się dwóch dżentelmenów w roboczych kombinezonach, z zapytaniem co tu robię i w czym mogą pomóc? Jadę kilka kilometrów do centrum wyspy. Jest całkiem duża i posiada różne oblicza. Trafiam na początek do wioski w stylu tradycyjnym z domami krytymi strzechą.

Robię zdjęcia i plotkuję, gdyż wszyscy patrzą na mnie dość zdziwionym okiem. Całkiem rozbraja ich informacja, że jestem turystą! Naprawdę! Czyżby to w tym miejscu jakiś… kosmiczny towar? W każdym razie niezmierna rzadkość. Biali przyjeżdżają na Kiribati, chyba tylko do pracy… W Bairiki znajduje się jedyne miejsce, z którego w miarę tanio można popłynąć na wyspy Północnej Tarawy. Płyną co drugi dzień dwie łodzie z takim założeniem, że służą głównie ludziom z wysp północnych, gdyż wypływają stamtąd rano a z Bairiki w tym samym dniu odpływają wczesnym popołudniem. Wypływają o 9.00 z najdalej położonej wyspy Buariki, a z powrotem płyną poprzez kilka wysp, zaczynając od Abaokoro. Jeżeli chciałoby się popłynąć z Tarawy Południowej, należałoby tam na miejscu nocować przez dwa dni. Niestety nie mam na to czasu.

09- widok z portu Bairiki na Betio 10-Betio

Dużym kontrastem w stosunku do raczej zapyziałej wioski, jest kościół. Wysoki, elegancki a wokół błoto do kostki, i zakupy w sklepiku na zeszyt. Sklepik wioskowy jest niewielki z jednym dużym otworem- witryną zasłanianą klapą, przez który podaje się towary i zapłatę. Ten który pokazałem na zdjęciu, poza podstawowymi środkami spożywczymi, miał w ofercie również paliwo do motocykli.

11- Betio 12- Betio

W gospodarstwach posiadają także świnki, które zabezpieczają przed wlezieniem w szkodę, poprzez przywiązanie sznurkiem za jedną z nóg. Filmuję scenkę przy domu, w której wszyscy domownicy odpoczywają, z wyjątkiem oczywiście jedynego szwendającego się po ulicy turysty. Atol Tarawa w czasie II wojny światowej został zajęty przez Japończyków, stanowiąc część linii obrony na wyspach Pacyfiku. Aliantom w listopadzie 1943 roku udało się przełamać japońskie pozycje na atolu Tarawa, po długotrwałej i krwawej walce. Była jednocześnie punktem zwrotnym w wojnie z Japonią. Na Betio istnieje kilkanaście miejsc, w których można zobaczyć pozostałości z tamtych lat.

13 14- Betio umocnienia japońskie

Jeden ze słonecznych dni przeznaczyłem na wycieczkę do Północnej Tarawy. Chcę dotrzeć lądem do najbliższych trzech wysp. Najpierw mini busem jadę do końca drogi na wyspie Tanaca. Potem pieszo kilkanaście minut na pierwszą z wysp Tarawy Północnej. Na Buota droga nie posiada nawierzchni asfaltowej i trzeba zygzakiem „mocium panie”, pomiędzy wielgachnymi kałużami jasnego błota. Domy stają się bardziej tradycyjne, czytaj pokryte strzechą z pandamusa. Jeżeli murowany to tylko główny, pełniący funkcje sypialni. Pozostałe są tradycyjne: drewniane w całości i kryte strzechą. Pełnią funkcje: salonu, jadalni i wypoczywali, kuchnia oraz WC. Tylko ostatni posiada wszystkie ściany. Posiadają energię elektryczną, choć nie wszystkie. Nagle droga się kończy i dalej można popłynąć tylko łódką typu canoe, z boczną belką dla stabilizacji. Płaci się pół dolara za dwie minuty przeprawy. Najpierw na bosaka do wody i siada się bokiem na burcie, a potem płynie, fajtając nogami w cieplutkiej idealnie przezroczystej wodzie.

15- Buota, North Tarawa 16- czółno pomiędzy Bouta i Abatau

Razem ze mną przypłynęło starsze małżeństwo, mieszkające tuż przy brzegu wyspy Abatau. Taboniao i Kaitasi zapraszają mnie na kokosa. Kobieta wysyła dzieciaka na palmę, Kaitasi robi dziurkę trzydziesto centymetrową maczetą i po dwóch minutach dialektujemy się z Taboniao miejscowym drinkiem. Piwa i napojów wyskokowych na Abatao nie kupisz. Jest niedziela więc gospodarze idą o dziesiątej do swojego protestanckiego kościoła. Przedtem zapraszają na lunch z tuńczykiem w roli głównej, jak będę szedł z powrotem. W pobliżu domu zaczyna się główna droga Północnej Tarawy. Wyspy połączono groblami oraz mostami, lecz stan techniczny drogi nie pozwala na jazdę pojazdami. Na całej Abatao jest zaledwie kilka motocykli, pozostaje wyłącznie spacer. Droga bardziej przypomina polną dróżkę a poza wioską, ścieżkę. Zaraz na początku drogi widzę ładne, zgrabne budyneczki drewniane, kryte strzechą i posiadające ściany pionowe. Pomyślałem ktoś bogaty… Nic obłędniejszego to szkoła podstawowa. Dzieci nie było bo dzisiaj niedziela. Wyszła do mnie pani nauczycielka i miałem możność pogadać, oraz zwiedzić klasę szkolną. Jedna chata jest jedną klasą, która posiada tablice z obu stron. Dzieciaki siedzą na matach na podłodze. Szkoła uczy w klasach jeden do sześć i posiada dziewięćdziesięciu sześciu uczniów. Ta cyfra pokazuje także zjawisko ilości dzieci w rodzinie, tutaj mieszka łącznie trzystu ludzi…

17- Abatauo, kokos w domu Taboniao i Kaitasi 18- Abatau, klasa w szkole podstawowej Mamatannana-1do 6

Kolejnych paręset metrów i przechodzę przed dwoma kościołami, protestanckim i katolickim. Przy katolickim fotografuję kobietę, która do kościoła przyniosła matę. Kościół nie posiada miejsc do siedzenia. Msze odbywają się po południu. Kapłan przypływa łódka z Tarawy południowej i na kolejnych wyspach odprawia nabożeństwa niedzielne. Podoba mi się obnośny sklep rybny…

19- Abatau, kościół katolicki 20- fish shop

Domostwa na wyspie spotkasz wyłącznie tradycyjne. Pełna egzotyka, której szukałem w archipelagu Gilberta. Tradycyjny sposób życia mieszkańców i oryginalne zwyczaje można spotkać również  na wyspach północnej Tarawy.

21 22

Po pół godzinie doszedłem do końca Abatau. Z Tabuteuea, trzecią wyspą Tarawy Północnej łączy betonowy most. Jest załamany i można po nim przejść piechotą. W czasie odpływu, przejście nie jest problem również poza mostem. Trochę dalej kolejna większa wioska i podobne domy mieszkalne. Zawróciłem z powrotem. Mieszkańcy idą do kościoła protestanckiego. Ja jestem przyklejony do koszuli i marzę o zimnym napoju. Znalazłem w hoteliku, tuż przy wspomnianej szkole podstawowej. Hotel posiada tradycyjne kiribackie domy jako pokoje dla gości. Ścian pionowych nie ma, możesz w „pokoju” podciągnąć maty zachowujące się jak poziome rolety… Najciekawsza jest cena: 125 australijskich dolarów, za noc ze śniadaniem i kolacją! Za to możesz sobie wybrać pokój, stojący na przykład w wodzie laguny.

23- most pomiędzy Abatau i Tabiteuea 24- Hotel w Abatau

Po dojściu do domu Taboniao i Kaitasi stwierdziłem, że wszyscy domownicy są jeszcze na mszy niedzielnej. Usiadłem i patrzę na cieśninę pomiędzy wyspami, a tam praktycznie nie ma wody. Pomyślałem, zanim przyjdą do domu, pójdę zobaczyć jakie jest to dno morskiej laguny. Zdjąłem buty i zanim się spostrzegłem, brodząc w kilku miejscach tylko do kostek, jestem po drugiej stronie na wyspie Buota. Wracać z powrotem… nie bardzo mi się chce. Decyzje przeważył młody kierowca samochodu osobowego, który mnie zapytał dokąd jadę. Jedzie po tej samej drodze. Mam taksówkę do hotelu. Przed pierwszą, wyjątkowo szybko, opowiadam właścicielom hotelu o swojej wycieczce.

W pobliżu lotniska na wyspie Bonriki zrobiłem zdjęcie namorzynom przy drodze, które pokazuje największy problem mieszkańców wyspiarskiego kraju.

25-odplyw w lagunie 26- namorzyny

Łańcuch wysp Kiribati jest jednym z najgęściej zaludnionych miejsc na ziemi, oraz wyspy znajdują się zaledwie dwa metry powyżej poziomu morza. Wskutek zmian klimatycznych w tej sytuacji, grozi mu całkowite zniknięcie z powierzchni Ziemi. Otaczające wody oceaniczne stanowią dla nich jedyne źródło życia i utrzymania. To właśnie życiodajny ocean zagraża najbardziej istnieniu wysp, wzrost poziomu wód morskich, może w nieodległej przyszłości okazać się katastrofalny. Przeczytałem wypowiedź Anote Tong  przywódcy Kiribati, który uważa, że czas jego wyspiarskiego państwa jest policzony. Zastanawia się nad ewakuacją ludności. Już obecnie mają społeczności, które zalewają wyższe przypływy. Uważa, że zegar tyka i ich czas jest policzony. Zostaną państwem bez ziemi, podobnie jak Malediwy czy Tuvalu. Tutaj nie mówią o wzroście gospodarczym czy poziomie życia, tutaj mówią o przetrwaniu. Uważają na Kiribati, że życie na wyspach, podobne do tego sprzed wieków, wydaje się mało prawdopodobne. Sądzą, że muszą zaakceptować możliwość przeniesienia części ludności gdzie indziej. Chcą kupić dwa tysiące hektarów ziemi na Fidżi lub na Timorze Wschodnim. Nie mają jeszcze terminu relokacji ludności, ale sądzą, że czekanie do ostatniej minuty, bez innych opcji… niż skok do morza, nie ma sensu. Pokazują, że takie kraje jak Kiribati nie przyczyniają się do globalnego ocieplenia, a jedynie ponoszą jego konsekwencje. Liczą, że świat przyjdzie im z pomocą.

Sądzę, że jeżeli chcesz zobaczyć tę niezwykle unikalną oryginalną kulturę i wyspiarskie społeczności, to pora tutaj się wybrać. Tym bardziej, że może już niedługo po prostu ich nie będzie. W następnej relacji piszę o niesamowitych wyspach zewnętrznych Kiribati.

 

Przejście do następnej relacji: Wśród ludów pierwotnych…, na Kiribati .

Przejście do poprzedniej relacji: Nauru

Przejście na początek trasy: Gujana Francuska