Burundi

Spis treści

14-04-2018

Burundi, relacja z podróży.

 

Burundi, relacja z podróży.

Tekst i foto: Paweł Krzyk

Jeżeli przeczytasz w ostrzeżeniach MSZ „nie podróżuj”, to warto to rozważyć!  Powszechnie odradza się wyjazdy w regiony graniczące z Rwandą i Demokratyczną Republiką Konga. „Podróżujący po Burundi samochodem mogą być zatrzymywani przez blokady policyjne lub grupy rebeliantów. Zaleca się podróżowanie w konwojach”. Takie ostrzeżenie „śmierdzi kłopotami”.

Początkowo właśnie drogą lądową od Rwandy chciałem tam wjechać, jednak skorzystałem z połączenia lotniczego do stolicy Bużumbury- przyleciałem z Ugandy poprzez Kenię.

Szczegóły organizacyjne wyprawy zamieściłem na końcu relacji w informacjach praktycznych.

Tereny państwa Burundi były zamieszkane przez ludy: Twa, Tutsi i Hutu. Burundi było rządzone przez króla Tutsi przez ponad pięćset lat, potem te tereny zajęli koloniści: Niemcy i Belgowie. Polityczne niepokoje z powodu różnic społecznych między Tutsi i Hutu, spowodowały po uzyskaniu niepodległości wojnę. Wieloletnia wojna domowa zakończyła się masowym ludobójstwem podobnym do tego, które miało miejsce w sąsiedniej Rwandzie. Potem czarni watażkowie prowadzili wojnę partyzancką, którą ukróciły wojska Organizacji Narodów Zjednoczonych. W końcu udało się przywrócić spokój, jednych zmusić do złożenia broni, innych do wycofania się do dżungli… W Burundi jest niezbyt ciekawie i dość drogo, bo długotrwała obecność cudzoziemców wywindowała ceny.

Burundi jest najbiedniejszym państwem świata z produktem krajowym brutto w wysokości około dziewięćdziesięciu dolarów. Powierzchnia kraju, porównywalna jest do większego polskiego województwa a patrząc na nią, to podobnie jak w sąsiedniej Rwandzie wzgórza i pagórki. Od zachodu Burundi przylega do Jeziora Tanganika. Bieda jest spowodowana głównie konsekwencjami wojen. Mimo biedy oraz masowej emigracji Burundi jest dość gęsto zaludnione.

Po przylocie do Bużumbury i noclegu w zarezerwowanym niezłym hotelu, zacząłem się zastanawiać- co robić dalej? Z jednej strony moje trzy dni w Burundi mogłem przeznaczyć: na zwiedzenie stolicy i wypad do Rutany i Gitegi- do Wodospadów Karery (Chutes de la Karera). Postanowiłem poszukać transportu. Podstawowym środkiem komunikacyjnym pomiędzy miastami są minibusy. Odjeżdżają z placów autobusowych, zwanych gare routières. Główne drogi w Burundi są nawet niezłe, ale  minibusy odjeżdżają dopiero po wypełnieniu wszystkich miejsc. Na zdjęciach pokazuję widoczek znad jeziora Tanganika i obrazek z okna.

 

 

 Wymieniłem walutę u ulicznego handlarza, który kręcił się przy Chaussé Prince Rwagasore, w pobliżu bazaru. Potem skorzystałem z motocyklowej taksówki, aby się dostać do gare du nord, skąd odjeżdżają minibusy do  Rutany (jazda dość długa przez prawie całe miasto za około 1 EUR) . Wbrew nazwie, jest to na południowych przedmieściach Bużumbury. Postanowiłem pojechać następnego dnia. Ponad trzystu tysięczna Bużumbura nie jest zbyt atrakcyjnym miejscem do zwiedzania.: ewentualnie muzea i Centrum Kultury Islamskiej, katedra katolicka, Plac Niepodległości… Poszwendałem się po bazarach i poszedłem nad jezioro. O kąpaniu się możesz raczej zapomnieć, możliwa ślepota rzeczna- bilharcjoza… Zaciekawiły mnie dwie postacie bazarowe. Jedna oferowała hurtowo patyczki, robiące tutaj za szczoteczki do zębów, a druga próbowała mnie namówić na rodzaj szaszłyka  z suszonymi małymi rybkami.

 

 

Przejazd do Rutany- niespełna stu pięćdziesięciu kilometrów, zajął mi trzy godziny.  Stosunkowo wolna jazda pozwoliła na spoglądanie obiektywem, na życie przydrożne: grill w którym sprzedawca stal wysoko i z góry podawał swoje dania, czy stragany z kiściami bananów.

 

 

Po przyjeździe zacząłem szukać pojazdu na jutro, w kierunku odległych o trzydzieści kilometrów Wodospadów Karery (przez Gitega). Już po kilkunastu minutach wiedziałem, że mam pecha. Jedynym rozsądnym dniem na taką wycieczkę jest niedziela- ponieważ w Karera jest wtedy bazar. W niedzielny dzień targowy minibus z Gitegi jedzie na targ w pobliżu wodospadów wczesnym rankiem i wraca po południu. Z Rutany, poza wspomnianą niedzielą nie kursuje nic. Jedyną szansą zobaczenia wodospadów jest wynajęcie moto-taksówek. Po dalszej godzinie poszukiwań nie udało mi się wynająć motocykla z kierowcą. Cóż było robić:

-nie byłem w niedzielę,

– miasteczko jest bee- a właściwie wieś nie miasteczko: kilka knajpek, główny plac i oberża… Porozglądałem się trochę i postanowiłem wracać do Bużumbury.

W międzyczasie rozbawiły mnie widoczki lokalnych „piwożłopów”, którzy konsumują przez słomki lokalnie warzone piwo, w zębach zaś kopcą wielkie skręty z gazet- niestety nie pozwolili się sfotografować.

 

 

Po drodze na dłuższym postoju zajrzałem do jednego z obejść wiejskich: kryta blachą chata była zbudowana z patyków pozlepianych gliną. Dodatkowo z boku na ogniskowej kuchni, w dużym garze gospodyni gotowała jakąś zieleninę. Tuż obok kobiety, a któż by inny w Afryce, niosły na głowach wiązki drewna na podpałkę.

 

 

Jadąc dumałem kto jest kim: Hutu czy Tutsi?  Nie potrafiłem ich rozróżniać… Tutsi  byli faworyzowani przez kolonizatorów belgijskich, pracowali w administracji i stanowili trzon armii. W czasach niepodległości, liczniejsi Hutu- utworzyli milicję, która rozpoczęła porachunki z Tutsi. I tak doszło do ludobójstwa…

Często przy drodze znajdowały się wypalarnie węgla drzewnego- oferowały go w dużych worach. Kolejny postój  w pobliżu stolicy pokazał mi niewielki market przydrożny z  chyba wszystkimi owocami i warzywami uprawianymi w kraju. Wszyscy sprzedawcy, gdy tylko zobaczyli aparat fotograficzny, dali dyla pod zadaszenia swoich stoisk. Potężne kiście bananów  odciętych z bananowców, dla zapobiegnięcia zbyt szybkiemu dojrzewaniu zabezpieczano przez owinięcie liśćmi.

 

 

No i tyle, żegnam się bez żalu. Pozostał, po dniu odpoczynkowym, wylot do  Etiopii, gdzie mam zamiar zdobyć wizę do Sudanu- kolejnego kraju, który zamierzam zwiedzić w czasie tej wyprawy.

Niżej mapka Burundi.

 

 

Przejście do następnej relacji: Na pustyni w Sudanie

Przejście do poprzedniej relacji: Mzungu wśród goryli w Kongo

Przejście na początek trasy: Uganda. Mzungu wśród goryli

 

 

 

14-04-2018

Burundi, informacje praktyczne

 

Burundi, informacje praktyczne  (na kwiecień 2018).

Tekst: Paweł Krzyk

Informacje ogólne:

liczba ludności ponad 8 milionów na powierzchni około 8% naszego kraju (jedno większe województwo?). Dawna kolonia niemiecka, potem pod  zarządem belgijskim- niepodległa od 1962 roku. Kraj pagórkowaty, bez dostępu do morza, leży w strefie równikowej nad jeziorem Tanganika. Dopiero od niedawna Burundi cieszy się prawie spokojem po okresie długotrwałych walk i wojen domowych, głównie na tle walk plemion Tutsi oraz Hutu. Różnica czasowa: plus 1 godzina do czasu naszego, to znaczy gdy u nas jest np.12.00, to w Burundi jest 13,00.

Kiedy jechać?

Najlepszy okres do podróżowania po Burundi to pora sucha: czerwiec do września. Ze względu nad wysokość nad poziomem morza klimat w Burundi jest umiarkowany- najgoręcej na jeziorem Tanganika.

Wiza:

Obywatele polscy potrzebują wizy. Nie ma możliwości otrzymania jej na przejściu granicznym. Polska  podlega pod Ambasadę w Moskwie. Wymagane jest szczepienie przeciwko żółtej febrze. Można otrzymać wizę w przedstawicielstwach afrykańskich tego kraju.

Wizy do krajów sąsiadujących- nie wiem, nie sprawdzałem.

Język urzędowy:

Rundi i francuski. Inne: suahili, i angielski. Po angielsku zawsze kogoś znalazłem.

Waluta:

obowiązuje frank Burundi (BIF). Preferują USD w banknotach nie starszych od 2006 r.

Internet, prąd, wtyczki:

Internet jest dostępny w hotelach.  W mieście sporadycznie istnieją kawiarenki internetowe. Prąd taki jak  u nas.

Ceny:

towary i usługi : generalnie dość wysokie. Dla wygody podaję ceny w USD. Hotele w cenach wysokich: dla potrzeb wizowych zarez. hotel w stolicy za 50 USD/noc

Woda butelkowana: 0,5 litra za  ok. 0,4 USD. Jadąc autobusem nie brakuje obnośnych handlarzy: gotowane jajka, placki, banany i inne…- można kupić przez okno, lub  w autobusie, gdy tylko obsługa zezwoli.

Jak dojechać?

Najwygodniej samolotem (bezpiecznie). Możliwe jest przekroczenie granic drogami lądowymi  z krajów   sąsiadujących.

Bezpieczeństwo:

Moim zdaniem, obecnie, kraj raczej bezpieczny dla bardzo rozważnego turysty.

Powtarzam za naszym  MSZ:

NIE PODRÓŻUJ. Ostrzeżenie dotyczy terytorium całego kraju włączając stolicę, Bużumburę. Po przeprowadzonych w czerwcu i lipcu 2015 r. wyborach parlamentarnych i prezydenckich sytuacja polityczna w Burundi pozostaje napięta. W stolicy kraju – Bużumburze występują niepokoje na tle politycznym, w tym zamieszki. Podczas zamieszek policja może używać broni palnej, gazu i innych środków przymusu w celu rozproszenia tłumu.

Podobnie jak w pozostałych krajach Afryki Wschodniej,  na terenie całego Burundi istnieje ryzyko ataków terrorystycznych, m.in. ze strony Al-Shabaab ze względu na udział Burundi w misji pokojowej Unii Afrykańskiej w Somalii. Na ataki narażone są miejsca publiczne, w tym uczęszczane przez cudzoziemców: środki transportu publicznego, hotele, restauracje, bary, widowiska sportowe, uroczystości religijne. Podczas przebywania w takich miejscach należy zachować szczególną ostrożność.

W Bużumburze turyści mogą paść ofiarą licznych przestępstw pospolitych (kradzieże pieniędzy, szczególnie podczas pobierania gotówki w bankomatach, kradzieże kieszonkowe, włamania i kradzieże samochodów). Przestępcy działają pojedynczo lub w małych grupach. Zdarzają się też napady na biura i domy cudzoziemców.

Podróżowanie po kraju:

Burundi należy do krajów bardzo niebezpiecznych. Nadal panuje niestabilna sytuacja wewnętrzna. Podróż po Burundi podejmuje się zawsze na własne ryzyko. Szczególnie odradza się wyjazdy w regiony graniczące z Ruandą i Demokratyczną Republiką Konga. Podróżujący po Burundi samochodem mogą być zatrzymywani przez blokady policyjne lub grupy rebeliantów. Zaleca się podróżowanie w konwojach.

Co do zdrowia:

Wymagane jest zaświadczenie o zaszczepieniu przeciwko żółtej febrze. Na terenie Burundi występuje przez cały rok zagrożenie malarią. O tej chorobie piszą pod malaria.

W Burundi odnotowuje się epidemie cholery (również w Bużumburze). Odradza się kąpiele w Jeziorze Tanganika ze względów epidemiologicznych i bezpieczeństwa. Opieka medyczna jest na niskim poziomie i ma ograniczony zasięg. Zastrzeżenia budzi stan higieny, profesjonalizm świadczonych usług oraz zaopatrzenie w leki i środki sanitarne. Zaleca się wykupienie przed przyjazdem międzynarodowego ubezpieczenia zdrowotnego. Zalecane jest również rozważenie wykupienia ubezpieczenia zapewniającego skuteczny profesjonalny lotniczy transport medyczny, który w sytuacji braku opieki medycznej w wielu przypadkach może uratować zdrowie i życie.

Transport i informacje turystyczne:

informacji turystycznych nie  spotkałem. Ruch  prawostronny. Stan dróg poza stolicą jest bardzo zły. Lepszym pomysłem jest podróżowanie pojazdem z napędem na cztery koła. Pora deszczowa znacznie utrudnia przemieszczanie się po kraju, drogi mogą być blokowane osuwającym się gruntem. Za względów bezpieczeństwa należy mieć zamknięte okna oraz zamknięte drzwi w sposób uniemożliwiający otwarcie ich od zewnątrz. Dodatkowe trudności to brak oznakowania dróg. Zaleca się zabieranie w podróż nawet kilku zapasowych opon. W porze nocnej drogi wjazdowe i wyjazdowe ze stolicy mogą być kontrolowane i blokowane przez policję.

Hotele

Spałem tylko w Hotelu Kangaroo w Bużumbura, za 50 USD / noc w pokoju 2-osobowym.

Inny pomysł: Hotel de I’Amitie, Rue de I’Amitie za ok. 25 EUR (tel: 226 195, www.hoteldelamitie.bi).

 

Przewodniki: nie  szukałem. Wystarczyły mi informacje z Internetu, oraz informacje na miejscu.  

Atrakcje turystyczne: Nie rozpisuję się- patrz relacja z podróży.

Inne uwagi (za MSZ):

– W Bużumburze i kilku innych miejscowościach Burundi przebywają polscy misjonarze i siostry zakonne, chętnie udzielający pomocy polskim turystom. Sam niestety nie spotkałem rodaków.

– W Burundi nie ma polskiej placówki dyplomatycznej i w sprawach nagłych można kontaktować się z Ambasadą RP w Nairobi, bądź w wypadku braku takiej możliwości z dowolną placówką UE.

Powrót do relacji z podróży