Tanzania, Dar es Salam, relacja z podróży.

Tanzania, Dar es Salam, relacja z podróży.

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

Tanzanię zwiedzałem już w 2002 roku, kiedy powędrowałem do najbardziej znanych miejsc turystycznych tego dużego kraju. Były to głównie największe parki narodowe. Obecnie Tanzanię  wraz z Zanzibarem zwiedzam w listopadzie  2014r. w czasie podróży po Afryce Wschodniej. Pobyt na Zanzibarze opisałem we wcześniejszej relacji. Natomiast szczegóły organizacyjne  obecnej podróży,  przedstawiłem w informacjach praktycznych (kliknij).

Tanzania wraz z Kenią jest pocztówkową wizytówką Afryki. Przyjeżdżający tutaj masowo turyści zwiedzają to największe w świecie ZOO, w którym to turysta jest zamknięty w samochodzie, z którego zwiedza. Ten rejon jest synonimem Afryki: safari, Kilimandżaro, Serengeti, krater Ngoro Ngoro…, i  te miejsca wtedy zwiedziłem jak każdy początkujący turysta. Obecnie ruszyłem na spotkanie sam na sam, z rejonami będącymi  z dala od utartych szlaków.  Chcę zobaczyć ten bezpieczny dla podróży duży kraj, w którym mieszkają przyjaźni ludzie. Oczekując na odlot na lotnisku na Zanzibarze, miałem okazję spotkać szkolną wycieczkę maluszków, którzy przyjechali zobaczyć samoloty. Mój mini samolocik Auric Air przeniósł mnie w ciągu 25 minut z Zanzibaru na lotnisko w Dar es Salam, największym mieście Tanzanii. Na zdjęciach niżej mój samolocik z Zanzibaru, oraz ta wycieczka szkolna. Zobacz jak wyglądają ubiory uczniów od najmłodszych lat w szkole muzułmańskiej.

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Do zarezerwowanego Johannesburg Hotel dojechałem rikszą. Ten powszechnie znany trójkołowiec w krajach około indyjskich jest tuk-tukiem. Tutaj nazywają do madżadżi, i jest tak samo zwinny i odporny na korki. Jak ruszyłem po chwili skręcił w okolice, które nazwałbym wielkim ogromnym slumsem. Widząc moje zaniepokojenie kumpel kierowcy uspokaja: jedziemy opłotkami przez przedmieścia, aby się przedostać do dzielnicy Shinza, gdzie masz swój hotel. Jak wyjechaliśmy do bardziej cywilizowanego rejonu miasta, wzbudziłem gromki wybuch śmiechu, kiedy nazwałem tę drogę: safari po miejscach, gdzie w ogóle nie ma dróg. Wszystko cacy, bo przyjechałem przez zapchane miasto w kilkadziesiąt minut, a nie po dwóch godzinach. Tego samego dnia pojechałem jednym z miejskich autobusów, które noszą nazwę dala dala. Jest ich setki  jeżeli nie tysiące, i mocno bym się nagłówkował  którym dojechać do centrum, gdybym najpierw od zarządcy hotelu nie spisał sobie nazw miejsc docelowych. Jadę do Posta, to miejsce w centrum w pobliżu starej poczty. Potem spacerek w przyjemnym ciepełku w stronę zatoki nadmorskiej, tylko czemu się tak topię…  Dar es Salam nie jest już regionem zamieszkanym tylko przez wyznawców islamu. Widzę po drodze również kilka świątyń chrześcijańskich. Miasto jest rozległym molochem z populacją ponad 3 miliony, które wybudowano stosunkowo niedawno bo w połowie XIX wieku. Było pod wpływem: sułtanów Omanu, Niemców i Brytyjczyków. Obecnie jest jednym z największych afrykańskich portów, i dużym centrum handlowym. Nie jest nawet stolicą, którą pozostaje Dodoma. Na pewno nie jest na szczycie miejsc do zobaczenia, dla większości odwiedzających Tanzanię turystów. Stąd zwykle się wyjeżdża dalej. Na zdjęciach widok centrum miasta z jedną ze świątyń chrześcijańskich, oraz prom kursujący na wyspę po drugiej stronie zatoki,

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Kolejne dwa zdjęcia przedstawiają nowoczesne centrum miasta z: wieżowcami, super hotelami…, oraz centralny postój dala dala o nazwie Posta.

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Na szczycie centralnej części miasta od strony oceanu, znajduje się barwny port rybacki. Miejsce niezwykle egzotyczne, w którym zobaczysz wszystko, od połowów małymi i większymi łodziami, targowaniem i transportem ryb we wszystkie strony, ale również niezwykłe miejsca gdzie ryby różnej wielkości są suszone. Na zdjęciach port rybacki z suszonymi na piasku plaży malutkimi rybkami, którymi nie były zainteresowane nawet łażące po niej czarne ptaszyska, oraz rybak przewożące worki małych rybek, w swojej dłubance z jednego kloca drewna.

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

W trochę oddalonej hali zobaczyłem scenkę jak z … jakiejś odmiany mitycznego Hadesu. W kłębach dymu i ognia, w ogromnych misach są smażone hurtowo ryby i rybki, które do tych miejsc opiekania wrzucano ogromnymi czerpakami- łopatami. Na zdjęciach pokazuję tą hurtową smażalnię, oraz uliczny kram z rybkami.

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Tuż obok portu znalazłem miejsce, w którym zlokalizowano mnóstwo mini restauracyjek. Z ogromnych garnków serwowano wszelkie dania, dla siedzących na ławkach z boku klientów (patrz foto). W następnym dniu, w niedzielę pojechałem najpierw na dworzec kolei Tazara, gdyż chciałem kupić bilet na pociąg, jadący przez nieco ponad trzy dni,  z Dar es Salam do odległej o prawie 1900 kilometrów stacji Kapiri Mposhi,  w … Zambii. Jednak po budynku zamkniętego dworca kręcili się tylko sprzątacze. Więc popatrzyłem na mapę i pojechałem na jednodniową wycieczkę, do odległego o prawie 70 kilometrów na północ  miasteczka Bagamojo. Przemieszczałem się cały czas autobusami dala dala. Jazda nimi to cały ceremoniał. Ze stacji początkowej, oraz większych pośrednich, ruszają jak się napełnią pasażerami, niezależnie jak długo to trwa. Pomagier kierowcy stoi w drzwiach i wydziera się, powtarzając jak mantrę nazwy ważniejszych miejsc na trasie. Pomagają im podobnie głośni naganiacze, którzy kolędują wokół, w tym samym celu (oczywiście za drobną opłatą od pomocnika kierowcy). Na przystankach zdziwiony widzę stoiska z monetami poukładanymi w równe kupki. To towar właśnie dla tych specyficznych konduktorów dala dala, którzy je masowo potrzebują do wydawania reszty. A chodząc po autobusie dzwonią monetami w ręku, przypominając o zapłacie. Jazda przez prawie trzy godziny była przyjemnością, gdyż pozwalała popatrzeć niespiesznie na codzienne życie mieszkańców: kolejnych dzielnic, targowisk z dłuższymi postojami, później przedmieść. Zanim dojechałem do celu zmieniłem pojazdy trzykrotnie. W końcu po drodze widzę tylko kolejne wioski i miejscowości turystyczno-hotelowe. Niżej w/w garkuchnie, oraz widziana z okna scenka w wiosce  po drodze.

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Samo Bagamojo jest miejscem typu duża wieś, z kilkoma hotelikami nadmorskimi. W czasach kolonialnych było również miejscem załadunku towarów na statki (np. kość słoniowa). W pobliżu starego karawanseraju (dawny hotel dla karawan), zaczepił mnie mężczyzna i zaczął opowiadać o Bagamojo. Przestało być bezinteresowne, gdy okazał się miejscowym nauczycielem zbierającym datki, jak mówił na potrzeby szkoły. Grzecznie odmówiłem. Byłem jedynym białym, a miejscowych nie zaczepiał. Drugie zdjęcie przedstawia sklepik na bazarze: owoce, ryż, warzywa, orzeszki ziemne…

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Resztę krótkiego pobytu w Bagamojo  spędziłem wędrując po miasteczku, również pomiędzy kolejnymi straganami i restauracyjkami. Zaciekawił mnie sklepik z dużymi używanymi pojemnikami. Wszystko się wyjaśniło gdy ujrzałem w pobliżu publiczną studnię, z żółtawą wodą nabieraną czerpakiem z głębokości około 2 metrów. Na zdjęciach dwa sklepiki.

www.wedrowkizpawlem.pl

www.wedrowkizpawlem.pl

Trzeci dzień pobytu w Dar es Salam zacząłem od pomyślnego zakupu biletów na kolej Tazara. Wyjątkowo długo moje dala dala przebijało się przez korki (prawie dwie godziny jazdy do centrum). Resztę dnia wędruję powoli na skraju centrum, penetrując uliczki, sklepiki, kolejne bazary. Tych ostatnich jest -naście, i niektóre są wyspecjalizowane: np. gdy oferują kurczaki, z boku znajduje się również miejsce, gdzie te raczej chude opierzone stworzonka, są przygotowywane do postaci… potrzebnej kucharzowi. Rankiem w czwartym dniu wsiadam do madżiadżi i wysiadam na podjeździe dworca kolejowego. Ruszam w długaśną podróż przez rozległe, nie turystyczne wyżyny Tanzanii.

Ale o tym opowiem w relacji: Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii.

Powrót na początek trasy: Majotta