Wyspy Świętego Tomasza i Książęca

 

Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, relacja z podróży.

Wyspa Świętego Tomasza

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

 

Relację z Wyspy Książęcej oraz informacje praktyczne znajdziesz niżej za tą relacją.

Okrakiem na równiku przy zachodnim brzegu Afryki leżą nieco zapomniane wyspy: Świętego Tomasza i Książęca. Demokratyczna Republika Wysp Świętego Tomasza i Książęcej jest samodzielnym państwem w afrykańskiej Zatoce Gwinejskiej. Mało kto potrafi pokazać je na mapie, czy powiedzieć cokolwiek na ich temat. Odległe od popularnych szlaków komunikacyjnych, więc chyba dlatego są tak rzadko odwiedzane. Za to wynagradzają turystów pięknymi krajobrazami i sympatią mieszkańców. Znajdziesz tropikalne, rajskie wyspy bez gromady turystów wywalających się ogromnych wycieczkowców. Jeżeli już odwiedzający się trafi, to będzie to ktoś taki jak ja. Chyba byłem tam sam, nie spotkałem innych turystycznych twarzy.

Przyleciałem od strony Angoli i wizę otrzymałem bezproblemowo po przylocie na lotnisku. Przyleciałem o północy, gdyż angolskie linie lotnicze opóźniły się o kilka godzin. Za to miałem problem z hotelem. Pomimo rezerwacji, jadąc z taksówkarzem nie mogłem odnaleźć hotelu. Musiałem poszukać innego, gdyż ten zarezerwowany przez Internet po prostu… nie istnieje. W samym centrum stolicy Sao Tome City, w pobliżu bazaru mieli wolny pokój w Residencial Nossa Sebhora da Conceica. Rano obudził mnie gwar bazarowy, więc poszedłem się rozejrzeć. Nareszcie w mojej podróży jestem w kraju bezpiecznym z przyjaznymi mieszkańcami.  Mieszka ich na wyspach około sto osiemdziesiąt tysięcy, czyli mniej więcej tyle co w średniej wielkości mieście w Polsce. Z tego jedna czwarta w stolicy, a na mniejszej wyspie (Principe) tylko sześć tysięcy. Dla turysty utrudnieniem   w kontaktach z miejscowymi jest bariera językowa- portugalski. Przy mojej znajomości hiszpańskiego sporo mogłem zrozumieć. Gorzej było z mówieniem…  Znajomość angielskiego jest tu sporadyczna. Nie mam najmniejszych problemów z fotografowaniem i mogę chodzić z kamerę na szyi. We wszystkich wcześniej odwiedzonych krajach, zdjęcia wśród ludzi musiałem robić ukradkiem i natychmiast sprzęt fotograficzny głęboko chować.

Mój hotel znajduje się w sercu Sao Tome przy dwóch krytych bazarach Mercadi i Mercado Novo. Z boku mam kościół o nazwie identycznej jak mój hotel, wszystkie postoje transportu publicznego, mnóstwo straganów i sklepików. Fotografując kościół widzę kobietę dźwigającą na głowie… drewnianą paletę:

– po co im podnośniki?

Barwny, bazarowy rozgardiasz zostawiłem sobie na później i poszedłem wyjaśnić sprawę zarezerwowanego wcześniej hotelu. Hotelu faktycznie nie ma- jest tylko nieczynna chińska restauracja o tej samej nazwie. Nie spotkałem takiego „numeru” w dotychczasowych podróżach- „wirtualny hotel”. W pobliżu mam wszystkie budynki rządowe i fontannę- pomnik, na którym zawarto najważniejsze cechy tego państwa: symbole państwowe (herb), katolicką przeszłość (krzyż), i miejsce na równiku (globus).

 

 

Atrakcją turystyczną mógłby być stojący w pięknym ogrodzie pałac prezydencki, nie wolno go nie tylko zwiedzać, ale i fotografować. Naprzeciw pałacu stoi w otoczeniu malowniczych palm skromna, szesnastowieczna katedra. Niestety zamknięta… Na północnym krańcu stolicy, na cyplu, Portugalczycy zbudowali małą fortecę Fort Świętego Sebastiana. To najważniejszy obok katedry zabytkowy obiekt miasta i siedziba Muzeum Narodowego. Muzeum eksponuje wnętrza i przedmioty z czasów kolonialnych. Wyspa została odkryta w dzień świętego Tomasza 1470 roku przez portugalskich podróżników. Kamienne figury Pedro Escobara, Joao da Paiva i Joao de Santarem stoją dziś pod murami fortalezy. W końcu piętnastego wieku pojawili się tu pierwsi portugalscy osadnicy. Trzcinowy cukier z zakładanych plantacji i handel niewolnikami przywiezionymi z Czarnego Lądu, były podstawą wyspiarskiej gospodarki aż do końca XVIII wieku. Potem na plantacjach rozwinięto produkcję kakao. Na początku XX wieku większość kakao importowanego do Europy pochodziła właśnie z Sao Tomé, nazywano ją nawet Czekoladową Wyspą…  Na plantacjach pojawiły się także krzewy kawy…  Łagodny klimat wyspy i obfitość opadów sprzyjały rozwojowi upraw. Obecnie podstawę gospodarki również stanowi rolnictwo oparte na plantacyjnej uprawie kakaowca. Inne rośliny uprawne to: palma kokosowa i olejowa, banany, wanilia, cynamonowiec oraz maniok…

I krótko historycznie dalej: od 1951 roku to prowincja zamorska Portugalii. Natomiast od lat sześćdziesiątych trwały starania niepodległościowe, by w 1973 otrzymać autonomię, a dwa lata później niepodległość. Władzę na niepodległych wyspach objął marksistowski Ruch Wyzwolenia Wysp Świętego Tomasza i Książęcej. Rządząca partia prowadziła program reform socjalistycznych, który objął nacjonalizację plantacji. Później doszło do załamania gospodarczego, który spowodował zmianę zapatrywań politycznych. Współpracę z blokiem wschodnim, zastąpiono dobrymi stosunkami z Portugalią i Francją.

Wypełniona starymi, kolonialnymi domami stolica rozłożyła się nad Zatoką Anny Chaves.   Miasteczko Sao Tome jest małe, wszystkie obiekty warte zobaczenia zwiedzisz w czasie pieszego spaceru. W mieście znaleźć można wiele malowniczych zakątków: wąskie uliczki, aleję obsadzoną palmami i drzewami płomienistymi, oraz wiele kolonialnych domów w pastelowych kolorach.

 

 

Wiodącą od strony lotniska drogę wśród palm, poprowadzono brzegiem zatoki. Widok w środkowej części urozmaicają prawie zagrzebane w piasku, rdzewiejące na plażach kadłuby zatopionych statków. Zobaczyć można też kilka pływających kutrów rybackich i mniejszych łodzi. W pobliżu plaży upstrzonej resztkami kadłubów, znajduje się kompetentna informacja turystyczna. Pozwoliło mi to zaplanować całe zwiedzanie obu wysp. Pomiędzy miastami i do wiosek w zakątkach wyspy dojeżdżają stosunkowo częste minibusy i taksówki. Pojazdy gromadzą się w okolicach bazarów i odjeżdżają po uzbieraniu kompletu pasażerów. Po wyspie jeżdżą również motocyklowe taksówki i z nich na krótszych odcinkach korzystałem najczęściej.

 

 

Resztę dnia spędziłem na „szwendaniu się” po bazarach. W szczelnie wypełnionych wnętrzach i wszędzie dookoła budynków, handluje się warzywami, owocami i podstawowymi artykułami spożywczymi, jak: ryż, mąka czy olej. Widziałem produkowane domowym sposobem napoje alkoholowe. Towar sprzedaje się na sztuki, miarki, na kupki, pojemniki czy butelki. Na bazarach jestem ciągle nagabywany o wymianę pieniędzy przez lokalnych pieszych „wymieniaczy”. Walutą obiegową wysp jest dobra, o symbolu międzynarodowym STD. Nie jest jednak wcale taka dobra, gdyż ulega szybkiej inflacji a przy wymianie banknoty o bardzo dużych nominałach wydają w paczkach po dziesięć. Za sto EUR otrzymałem stertę pieniędzy papierowych (1 EUR odpowiada 25 tysiącom dobra). Przychodząc na zakupy bazarowe warto mieć drobne pieniądze, bo banknot o wysokim nominale… wprawia przekupki w zakłopotanie. Nie mają zbyt wysokich obrotów i po prostu nie mają, jak wydać reszty.

Przy halach znajdują się dalsze części bazaru, składające się z bud i kramów rozłożonych wprost na chodniku. Handluje się światową tandetą (Chiny…), używaną odzieżą i artykułami codziennego użytku. Importowanej żywności widzi się niewiele. Pomiędzy kramami na zewnątrz, w zależności od pory dnia, pojawiają się przekupnie z żywnością. Jakoś wyglądają na misce wiktuały mięsno- garmażeryjne, ale ich stan higieniczny budził moje duże zastrzeżenia… Skusiłem się tylko na smakowite ciepłe bułki z sadzonym jajkiem wewnątrz. W pobliżu znajduje się dom towarowy, w którym jednym z towarów były orzeszki ziemne sprzedawane w… butelkach.  Portugalczycy sprowadzili na wyspy własne piwa, z którymi rywalizuje warzona lokalnie Rosema. Rosema- często nazywana nacional, ma przewagę pojemności- pół litra złocistego płynu, podczas gdy piwa z importu są znacznie mniejsze.

Patrząc na bazarowe twarze, przypomniały mi się informacje o pochodzeniu wyspiarzy. Na temat pochodzenia pierwszych mieszkańców Sao Tome znalazłem kilka teorii.  Najczęstsza mówi, że to Portugalczycy przywieźli ich celowo z afrykańskiego kontynentu, aby zasiedlić własną kolonię. Inni piszą, że pierwsi mieszkańcy pojawili się, na skutek rozbicia się statku wiozącego czarnych niewolników- skały Sete Pedras u południowych wybrzeży Sao Tome. Ostatnia wersja wspomina o zasiedleniu przez czarnych marynarzy przybyłych z nieodległej Angoli. Przez wieki murzyńska ludność wymieszała się z Europejczykami i w ten sposób współcześni mieszkańcy Sao Tome, w większości są Mulatami o jaśniejszych odcieniach skóry.

 

 

Wybrałem się na przedwieczorny spacer w stronę katedry, która wieczorami jest iluminowana… i otwarta. Jest bardzo skromne wyposażona- nie ma tu nic z przepychu barokowych kościołów. Jest jednak coś, co zasługuje na uwagę: wielka ściana nad ołtarzem pokryta jest ceramicznymi, biało- niebieskimi płytkami fajansowymi tak zwane azulejos.   Cztery wieki temu, takimi kafelkami wykładano na półwyspie Iberyjskim całe wnętrza portugalskich kościołów, od posadzki po sklepienie.

 

 

To mały kraj składający się z kilku wysp, z których najważniejszymi są te tworzące nazwę kraju. Wyspa Świętego Tomasza ma czterdzieści sześć kilometrów długości i trzydzieści dwa szerokości, natomiast mniejsza Wyspa Książęca (Principe) mierzy dziewiętnaście na jedenaście kilometrów. W środku każdej z wysp znajduje się stożek wygasłego wulkanu, którego stoki porasta wilgotny las równikowy. Ludzie zamieszkują wybrzeża i podnóża górskie. Najwyższy szczyt leży na Wyspie Świętego Tomasza – wierzchołek wulkanu Pico de Sao Tome o wysokości 2.024 metrów… Podobnie jest na Wyspie Książęcej, nad którą sterczy znacznie niższy Pico de Principe – 948 metrów…

Zwiedzić Sao Tome postanowiłem poprzez wyjazdy transportem publicznym. Najpierw mini busem- nazywanym colectivo, jadę z Sao Tome na północ do Neves.  Wioska jest ojczyzną piwa Rosema, które właśnie tutaj jest warzone. Poza produkcją piwa, to w zasadzie jedno skrzyżowanie dróg z drogą utwardzoną kamieniami w kierunku plaży nad oceanem. Wszystko dzieje się wokół tego skrzyżowania. Ktoś przywiózł stertę używanej odzieży i sprzedaje ją z ziemi kobietom stojącym wianuszkiem dookoła. Z drugiej strony przekupka przyniosła ogromne owoce dojrzałego duriana, jakiś sklepik, trzy miejsca oferujące piwo… i ludzie czekający na przyjazd mini busa.

 

 

Budowle przy drodze w większości są drewniane i nakryte blachą. Czasem mini sklepik w postaci drewnianej budy o wymiarach około dwa na dwa metry. Nad oceanem znajduje się rybacki port z mnóstwem łódek na plaży. Widać, że w codziennej diecie wyspiarzy bardzo ważną pozycją zajmują owoce morza. I wszędzie wzbudzam sensację i duże zainteresowanie- skąd tutaj ten „białas”? Z Neves prowadzi kilka szlaków w góry, między innymi w pobliże wodospadów. Wiszące chmury deszczowe skłaniają mnie do powrotu. Wracam prywatnym samochodem- zauważyli mnie na postoju i sami zaproponowali podwózkę…

 

 

Po powrocie do stolicy wyspy poszedłem wgłęb bazaru, chapnąłem dwie bułki z jajkiem i spojrzałem na zegarek- młoda godzina… Na postoju zauważyłem prawie napełnione colectivo jadące w inną stronę- do Monte Cafe przez Trinidade. Za trzydzieści pięć minut i za jednego EUR dowieźli mnie do końca drogi asfaltowej. Jestem pięć kilometrów za Monte Cafe na południowym -zachodzie wyspy, gdzie znajduje się jedna z największych atrakcji przyrodniczych Sao Tome- Wodospad Świętego Mikołaja (Cascata de Sao Nicolau). Wstęp jest darmowy, ale trzeba przejść około dwa kilometry. Nie potrzeba przewodnika- z miejsca, gdzie wysiadłem z samochodu prowadzi leśna droga do wodospadu. Zmęczeni wędrówką mogą wykąpać się w oczku wodnym u podnóża wodospadu. Spacer zajął mi dwadzieścia pięć minut. Wodospad okazał się taki sobie- zaledwie trzydziestometrowy z małą ilością wody, ale zachwyca wspaniała przyroda dookoła. Kaskada wody spada pionowo w oprawie z bujnej roślinności. Wracałem pieszo ciesząc oczy bujną przyrodą.  Kwiaty zwisające z gałęzi drzewa nad drogą, mają około trzydziestu centymetrów długości!  Pamiętam skądś nazwę- Anielskie Trąbki! (?). Kwiatów dorastających do niespotykanych rozmiarów rośnie w tym kraju wiele. W drodze powrotnej przypomniała sobie o mnie pora deszczowa… Zaczyna padać jak z cebra. Wąska leśna droga szybko zamieniła się w koryto potoku i zacząłem „pływać” w moich sandałkach. Stojąc w pelerynie pod gałęziami sędziwych drzew, obserwuję ptaki, które poprzednio kryły się w zaroślach i tylko było je słychać. Teraz cieszą się deszczem i jest pełno wielokolorowego, skrzeczącego towarzystwa na niebie. Prym wiodą ptaszki podobne do naszych jaskółek. A mnie przypomniał się dowcip, Jak to mówią do siebie dwie jaskółki:

– ty wiesz podobno będzie deszcz!

– A skąd wiesz?

– Ludzie tak mówią, widząc, że nisko latamy!

Tutejsze jaskółki chyba go nie znają, gdyż mimo solidnej ulewy latają na całej wysokości rzecznego kanionu.

 

 

Chowam się na budowie hotelu i łapię transport motocyklem do Monte Cafe. Jest to wioska ze starą „roszą” – plantacją kawy, w której znajduje się Muzeum Kawy (wstęp dwa EUR). W muzeum przechowują dawne maszyny i narzędzia do obróbki kawy. Na koniec wizyty odwiedzającego czeka degustacja kawy, którą można ewentualnie kupić. Podobno to jedna z najdroższych kaw… Patrząc na stan plantacji uważam, że to raczej ruina dawnej plantacji- wszystko zaniedbane i zarośnięte…, a budynki utrzymują w jako takim stanie tylko ze względów turystycznych. Deszcz powoduje, że mam kłopot z powrotem do miasta Sao Tome. Nic nie jedzie, w końcu dogaduję się z prywatnym właścicielem motocykla, aby mnie podwiózł do najbliższego miasta- skąd odjeżdżają autobusiki, czyli do Trinidade.

Jak na miejscowe warunki, Trindade jest miastem: z około dziesięcioma tysiącami mieszkańców, stacją paliw, bankiem i kawiarnią. Znowu czekam, dopóki nie wypatrzyłem w bocznej ulicy taksówek zbiorczych. Jedną z nich wracam do stolicy.

Górzystego wnętrza Wyspy Świętego Tomasza nie przecinają drogi – cały ruch odbywa się wzdłuż brzegów po obwodzie. Nie można jej jednak objechać dookoła Z tego powodu zmuszony jestem zorganizować sobie kolejną wyprawę. Aby pojechać na południowy kraniec wyspy publicznym transportem trzeba wstać wcześnie.  Do Porto Alegre w ciągu dnia jedzie z reguły tylko kilka zbiorowych colectivo- pierwsze ma być o siódmej rano.

Trzeciego dnia, czekałem aż dwie godziny w samochodzie koło bazaru na odjazd colectivo do porto Alegre: przez Aqua Ize, Sao Jose dos Angolares. Tym razem to trzydzieści siedem kilometrów i dwie godziny jazdy w jedną stronę. Oczywiście czekałem na napełnienie się każdego wolnego centymetra w samochodzie- za to siedzę z przodu przy oknie. Drogi na Sao Tome wybudowali w ramach pomocy Chińczycy z Tajwanu. Niektóre odcinki mają okres świetności za sobą- widocznie nie ma komu ich remontować, lub nie ma kolejnego sponsora.

Według legendy miasteczko Angolares założyli płynący z Angoli niewolnicy- jak już pisałem, statek, na którym płynęli miał się rozbić na skałach Sete Pedras. Dzisiaj, Sao Joao dos Angolares to miejscowość rybacka i plantacja – Roca S. Joao. Miejsce nie jest warte dłuższego postoju. Później im dalej w kierunku południowym, tym bardziej dziko i bardziej egzotycznie. Wioski są tylko drewniane z życiem… jak na końcu świata, tylko z tego co urośnie… lub co uda się złowić.

Po drodze zdołałem sfotografować jedną z malowniczych skalnych iglic w Obo National Park- Pico de Cao Grande. W pobliżu znajduje się duża plantacja palm olejowych.

 

 

Sam napisałem we wstępie, że Wyspa Świętego Tomasza leży na równiku, a naprawdę, linia równika przebiega przez Wyspę Żółwi (Ilheu das Rolas), która znajduje się koło Porto Alegre- wioski wysuniętej najbardziej na południe.

Na Wyspie Żółwi znajduje się luksusowy ośrodek wypoczynkowy- Equator’s Line – Rolas Island Resort.  Znajdziesz tam wspaniałe piaszczyste plaże, basen, przestronną restaurację, ładne ścieżki spacerowe i… wzgórze z malutkim pomnikiem „równika”. Wszystko za znacznie ponad sto EUR za dzień pobytu. Warto tam dotrzeć, chyba tylko ze względu na to, aby stanąć na równiku okrakiem, jeżeli nie liczyć ładnego widoku na okolicę. Po dotarciu do wioski Porto Alegre uprosiłem kierowcę, aby wyjazd powrotny odłożył trochę w czasie. Obawiałem się kłopotów z brakiem transportu. Udało mi się zobaczyć: wysepkę Rolas, wioskę Alegre oraz starą całkowicie opuszczoną plantację, z której pozostały tylko czarne ruiny budowli. Przykładem miejscowego „gospodarowania” jest rdzewiejący wrak spychacza, który ustawiono jak pomnik na środku centralnego placyku wioski Alegre.

 

 

W drodze powrotnej mój minivan zamienił się w ciężarówkę z produktami. Jest tak obładowany, że ledwo jedzie. Po drodze w wiosce Monte Mario kierowca postanawia jeszcze mocniej go napchać: workami z nasionami kukurydzy, że opróżnia pojazd z pasażerów i dokładnie wypełnia każde wolne miejsce również pod siedzeniami. Miałem okazje podpatrywać obiektywem życie wioski: egzotyczny sklep przy drodze, czy wieprzki zajadające się papierem na drodze… W końcu wsiadam znowu, ale dochodzi jeszcze dwóch pasażerów… na stojąco-wisząco. „Za Boga” nie da się zamknąć drzwi- w końcu jeszcze pomiędzy moimi nogami na przednim siedzeniu ląduje czyjś bagaż z tyłu…

 

 

Naprawdę się cieszyłem, gdy powoli… ciężarówka zaczęła się opróżniać. Siedziałem, jak sądzę najwygodniej, ale zbyt długo i tak bym nie wytrzymał. Taki sposób jazdy pozwolił na fotografowanie różnych scenek na i przy drodze.

 

 

 

Po powrocie w drodze do hotelu przechodzę znowu przez bazar, na którym dzisiaj królują ryby. Jutro rano lecę na wyspę Książęcą.

 

 

 

Wyspa Książęca (Principe)

 

Principe jest drugą co do wielkości zamieszkaną wyspą. Bilet na przelot można zakupić tylko będąc na miejscu, ponieważ linii lotniczej STP Airways nie znajdzie się w wyszukiwarkach lotniczych. Podchodząc do lądowania można zauważyć plaże i lazurowe wybrzeża z miejscami ciekawymi do nurkowania. Lot jest krótki i po trzydziestu pięciu minutach od startu wchodzi się do budynku lotniska na miejscu.

 

 

Wyspa jest niewielka podobnie jak samo lotnisko. Czas biegnie na wyspie wolno, co widać chociażby po pracy osób rozładowujących bagaże.

 

 

Stolicą Principe oraz jedynym miastem jest Santo António, ponadto znajduje się tutaj kilka wiosek- w sumie około sześć tysięcy mieszkańców. Zdobywając wiedzę o Wyspie Książęcej wiedziałem, że na pewno zanocuję w Pensjonacie Arka Noego, no bo gdzie jak gdzie, ale przespać się w Arce… to prawdziwy rarytas dla podróżnika. Z lotniska do Pensao Residencial Arca de Noe w stolicy Sao Antonio (ale nazwa) – aż za dwa EUR pojechałem na siodełku motocyklowym. Principe również posiada motocyklowe taksówki. Nad miastem wisi panorama wzgórz. Najwyższy szczyt na wyspie- Pico de Príncipe, oraz porastający go las, objęty jest ochroną w Rezerwacie Biosfery UNESCO.

 

 

Principe nazywają rajem. Na zwiedzenie San Antonio spacerem nie potrzeba zbyt wiele czasu. Moja Arka znajduje się w samym centrum w pobliżu kościoła. Przy kościele na pniu drzewnym zaciekawiły mnie wiszące tam dwa pojemniki na prezerwatywy- darmowe, pewnie w ramach programu zwalczania HIV / AIDS. Wokół kolonialne domy w pastelowych kolorach, bank, dwa pensjonaty, mała stolarnia produkująca pamiątki i pomnik na placu centralnym. Przed kolejnym kościołem fotografuję okazałe drzewa podróżnika rosnące przed pomnikiem z armatami. Gdy podszedłem bliżej okazało się, że kościół nie jest już wykorzystywany do celów religijnych.

 

 

Na placu znajduję kolejny pomnik równika- ten motyw jest tutaj modny. Ten jest już trzecim, który spotkałem na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej. W zatoce portowej w dwóch miejscach znajdują się niewielkie porty rybackie. Wypływają na ocean w niewielkich łodziach z bocznym pływakiem.

 

 

Pora deszczowa znowu daje znać o sobie-  leje bite dwie godziny. Pamiętam, że w porze deszczowej wzrasta ryzyka złapania malarii więc wróciłem do hotelu. Przypomniałem sobie o malarone i sprayu odstraszającym komary. Po południu wyszedłem znowu zwiedzić pas nadmorski. Znalazłem biuro Rezerwatu Biosfery UNESCO- mam propozycje tras zwiedzania. Zdobyłem mapkę rezerwatu i wiem, że praktycznie można się po nim poruszać wyłącznie pieszo. Droga na wierzchołek wulkanu nie jest zbyt dobrze oznaczona i lepiej iść z przewodnikiem (a przynajmniej tak mówią). Ja nie zamierzam organizować trekkingu z braku czasu oraz pory deszczowej. Odpływ odsłonił malutką plażę w San Antonio… Z lewej strony zatoki cumuje prom „Amfotriti” kursujący pomiędzy Sao Tome i Principe.

 

 

Północna i środkowa część wyspy zajęte są przez plantacje, uprawia się kawę, kakaowiec, palmę kokosową. Drugi dzień na Principe przeznaczyłem na objazd wyspy motocyklem. Siedząc z tyłu za kierowcą, pojechałem najpierw w kierunku południowym w stronę Rezerwatu Biosfery. Pierwszy postój miał miejsca przy starej plantacji Nova Estrela.

Historycznie rzecz ujmując wszystkie plantacje pochodzą z czasów kolonialnych. Po uzyskaniu przez kraj niepodległości w 1975 roku, portugalscy właściciele plantacji wyjechali w obawie przed represjami.  Plantacje bez właścicieli i zarządców podupadły, zostały porozkradane a spadek cen kakao na światowych rynkach dokonał reszty. Od tego czasu minęło ponad czterdzieści lat i większość starych budowli wzniesionych przez plantatorów zdążyła popaść w ruinę. Ludzie nadal zamieszkują dawne budynki folwarczne, ale najwyraźniej mało kto o nie dba i nikt nie konserwuje. Budynki plantacji nazywane są „roszami”.   Często są malowniczo położone, zasługują na miano zabytków… i konserwację.

Kakaowe drzewa o dużych liściach i podłużnych pomarańczowo-czerwonych owocach spotykać można na całej wyspie. Najczęściej jednak rosną w gąszczu, nie pielęgnowane i całkowicie zdziczałe. To dziwne, gdyż owoce kakaowca wciąż są głównym artykułem eksportowym Sao Tome.

Plantacja Nova Estrela zajmowała się kakaowcami i kawą- ja tam jednak upraw nie zobaczyłem. Obecnie budynki są raczej muzeum- choć zwiedzać nie ma czego. Natomiast z tyłu za budynkiem plantacji znajduje się Terreiro Velho, punkt widokowy na panoramę gór i zbocza górskie historycznej plantacji. Pojechaliśmy dalej i musieliśmy zapomnieć o istnieniu na wyspie dróg o nawierzchni asfaltowej. Mamy do dyspozycji tylko czerwone nawierzchnie szutrowe, czasem zamieniające się w mokradło i potoki płynące w dół zboczy.

 

 

Próbowałem pojechać dalej w kierunku Rezerwatu Biosfery UNESCO, lecz zmieniam plany po rzuceniu okiem na stan dróg… Zawracam i jadę na północny zachód wyspy, w kierunku Roca Porto Real. Kolejne opuszczone budynki plantacyjne i… kolejne ruiny straszące oczodołami bez ram okiennych. Ciekawsze wydają mi się miejsca zamieszkania ludności w pobliżu plantacji. Domki głównie drewniane, niekiedy przykryte starymi dachówkami pochodzącymi z budynków folwarcznych.

 

 

Budowle mieszkalne nie posiadają kanalizacji i wodociągów. Studnie wioskowe są miejscem zaopatrywania się wodę, miejscem wykonywania prania i okazją do plotkowania. Przede wszystkim o pewnej „białej twarzy”, która przyjechała do nich na tylnym siodełku motocyklowym. Obejścia przed chatami nie różnią się od spotkanych wcześniej w buszu na Czarnym Lądzie. Gotują przede wszystkim na ognisku a porządek wokół jest, jakby to delikatnie określić… ogólnoafrykański.

 

 

Za Porto Royal pojechałem dalej na zachód do Sao Joaquin. Tutejsza rosza stoi na wzgórzu, z którego roztacza się piękna panorama na skalne baszty i piramidy. Od Porto Royal drogi wiodą zboczami górskim i wśród gęstego, tropikalnego lasu równikowego. Roślinność jest tak zbita ze sobą, że poruszanie się wśród drzew wymagałoby wyciosywania sobie przejścia maczetami.

Decyduję jechać dalej na północ w kierunku byłej plantacji Oke Daniel, a następnie Roca Sandy. Ta druga, wspaniała dawniej plantacja Sandy jest obecnie restaurowana i przygotowywana do zwiedzania. Właściciel plantacji Sandy był astronomem i jego plantacja zasłynęła w świecie naukowym. Podczas całkowitego zaćmienia słońca w dniu 29 maja 1919 roku, ekspedycja naukowa pod kierownictwem Arthura Eddingtona wykonała tutaj obserwacje, pozwalające po raz pierwszy zmierzyć grawitacyjne zakrzywienie promieni światła w pobliżu Słońca, co stanowiło pierwsze eksperymentalne potwierdzenie ogólnej teorii względności Alberta Einsteina.

W pobliżu zrobiłem przerwę na posiłek. W sklepiku przydrożnym szukałem czegoś do picia, a znalazłem… alkohol sprzedawany w 50 ml plastikowych torebkach!

 

 

Jadę dalej do najbardziej wysuniętej na północ wysepki, zajmowanej przez luksusowy Bom Bom. W tym super hotelu z bungalowami cena wynosi 305 EUR za noc w bungalowie dla 2 osób (HB)- nad bajeczną, rajską plażą. Otoczenie, kwiaty … jak mówią „bajka”. Zastałem tam tylko czterech gości. Podobno hotel często gości afrykańskie osobistości z kontynentu oraz dyplomatów, a największy ruch przeżywa w okresie sezonu połowów wielkich marlinów (okres naszego lata).

 

 

Wracam w kierunku południowym do lotniska i powtórnie skręcam na północny- wschód, do znajdującej się nad oceanem plantacji Belo Monte.  Była plantacją kakao i jako jedyna została w pełni odrestaurowana, oraz zamieniona na nadmorski hotel. Warto tu przyjechać, chociażby dla samej bramy wjazdowej. Dawna stara suszarnia i pozostałe budynki stały się pokojami hotelowymi. Na terenie hotelu Belo Monte po raz pierwszy na Principe zobaczyłem zadbane drzewo kakaowca.

 

 

Czterysta metrów dalej znajduje się taras widokowy nad morzem w kierunku Praia Banana (Plaża Bananowa). Idealnie czysty piasek, kryształowa woda i rafa pozwalająca na pływanie z rurką (snorkeling). W pobliżu, w zatoczkach na północy wyspy, plaż znajduje się znacznie więcej. Pokazuję dwie z nich.

 

 

Wracam do Sao Antonio bardzo zmęczony siedmiogodzinną jazdą z podkurczonymi nogami na motocyklu. Po drodze, nie mogłem nie zatrzymać się przy dwóch chłopcach, którzy jeździli po drodze na hulajnodze z siodełkiem „made in Flinston”.

Wieczór spędzam przy drinku i notatkach. Nie mam Internetu ani zasięgu w telefonie. Robię przymiarkę do pakowania się na powrót do domu i… odkrywam w bagażu jeszcze trzy paczki sucharków. Cóż! – kolejne trzy posiłki będą z tuńczykiem zagryzanym sucharami…

 

 

Ta wyspa to wielki ogród, tyle że mocno zapuszczony… Dookoła rośnie: kawa, ananasy, banany, papaje… Owoce zbiera się przez okrągły rok… Jeżeli nie znasz portugalskiego- to za bardzo sobie nie pogadasz. Chyba, że znajdziesz kogoś kto przyjechał tu do pracy z Capo Verde- ten pewnie będzie mówił również po angielsku. Jutro w niedzielę odpoczywam a potem wracam: do Sao Tome, a później do kraju przez Lizbonę i Zurych.

 

 

 

 

 

 

Trzydziestoośmiodniowa wyprawa dobiegła kresu. Zwiedziłem w sposób bezpieczny sześć zachodnich krajów Afryki Równikowej. Nie wszystkie należały do krajów nazywanych bezpiecznymi przez nasze Ministerstwo Spraw Zagranicznych. Na całej trasie w części kontynentalnej oraz na Wyspach Świętego Tomasza i Książęcej, z wyjątkiem dnia wyjazdu z Sao Tome, nie spotkałem żadnego białoskórego turysty. Na tej wyprawie miałem przyjemność najczęściej rozmawiać po polsku i nie mam tu na myśli rozmów przez telefon z członkami mojej rodziny. A wszystko za sprawą kilku spotkań z misjonarzami, polskimi: księżmi, zakonnikami i zakonnicami. Mile wspominam kontakt z szefostwem polskiej Ambasady w Angoli. Wszystkim składam serdeczne podziękowania za pomoc i rady, które pozwoliły mi sprawniej i bezpieczniej zorganizować zwiedzanie.

 

 

 

Powrót na początek tej relacji z podróży.

Przejście do poprzedniej relacji: Plemiona Angoli

Przejście na początek trasy: Kamerun

 

 

 

Wyspy Świętego Tomasza i Książęca, informacje praktyczne  

(na grudzień 2016).

Tekst: Paweł Krzyk

Informacje ogólne:

Demokratyczna Republika Wysp Świętego Tomasza i Książęcej – jest samodzielnym państwem w afrykańskiej Zatoce Gwinejskiej, na północ od równika, składającym się z pięciu wysp, z których trzy są zamieszkane. W jego skład wchodzą dwie główne wyspy, od których wzięła się nazwa kraju, a które leżą od siebie w odległości około 150 km. Są to Wyspa Świętego Tomasza – 859 km² i Wyspa Książęca – 142 km². Ponadto do tej niewielkiej republiki należą także małe wysepki Pedras, Tinhosas i Ilhéu das Rolas (leżąca na równiku).

Mieszkańców to państwo posiada niecałe 172 tysiące i powierzchnię 1001 km2 (0,3% naszego kraju).

Różnica czasowa: minus jedna godzina (czas londyński), Wyspy leżą w strefie czasowej przesuniętej w stosunku do Polski o godzinę do tyłu i nie stosują czasu letniego, tzn. gdy w Polsce jest 12.00, tutaj będzie dopiero 11.00. Równikowe położenie powoduje, że dzień trwa prawie zawsze około 13 godzin, a dokładnie od 5:10 do 18:00.

 

Kiedy jechać?  Występuje w tym kraju klimat równikowy. Gorąco i wilgotno jest przez cały rok. Przez cały rok może być pochmurno  i może padać. Jestem w porze suchej a już dwa razy mnie zmoczyło… (bez … „jaj” tylko trochę).

Kumulacja opadów deszczu przypada od października do listopada oraz od lutego do maja. W okresach tych pada często, ale deszcze są na przemian ze słoneczną pogodą.

Średnia temperatura przez cały rok oscyluje w okolicach plus 26°C.

Gdy chcesz zdobywać góry, najlepszą porą wydaje się okres od czerwca do sierpnia.
Jeżeli natomiast  góry Cię nie interesują, sądzę że każda pora roku jest dobra do zwiedzania wysp.

 

Wiza: od Polaków i członków Unii Europejskiej obecnie nie jest wymagana na pobyty turystyczne do 14 dni. Super, zmieniło się- wcześniej (jeszcze 3 lata temu) było normalne wizowanie. Powyższe dotyczy też obywateli innych państw, którzy posiadają dokument paszportowy ważny min. 3 miesiące oraz ważną wizę Schengen lub Stanów Zjednoczonych.

Każdorazowo przy wjeździe na terytorium Wysp służby graniczne mogą żądać: żółtej książeczki ze szczepieniem przeciwko żółtej febrze, okazania biletu powrotnego, środków na utrzymanie, rezerwacji hotelu.

 

Polska ambasada na Wyspach Św. Tomasza i Książęcej:

Polska nie posiada przedstawicielstwa dyplomatycznego na wyspach, podlegają one pod Ambasadę w Luandzie (Angola) – tel. dyżurny: +244 934 112 212.

 

Język urzędowy: portugalski. Po angielsku często kogoś znajdywałem (najczęściej imigranci zarobkowi z Capo Verde).

 

Waluta: dobra (STD). Wymieniałem u „koników” w Sao Tome przy bazarze po kursie 1 EUR= 25.000 do 25.100 STD. Kurs bankowy wynosił 1 EUR= 24.500 STD. EUR był korzystniejszy. Kartą nie płaciłem ale widziałem wiele bankomatów i czytników kart kredytowych (ale nie mogę nic więcej potwierdzić- nie korzystałem).

 

Internet i telefony, prąd, wtyczki: Internet jest dostępny w kafejkach internetowych i w  hotelach / większych miejscach publicznych. Telefony GSM nasze nie działają. Prąd i wtyczki takie jak w Polsce.

 

Ceny: towary i usługi : generalnie niezbyt wysokie, podobne do polskich (europejskich- to prawie jak Portugalia).

 

Jak dojechać?

Najwygodniej samolotem: z Portugalii, Gabonu, Angoli lub Capo Verde. Z Europy przeloty do jedynego międzynarodowego potu lotniczego TMS (Sao Tome)  oferują tylko TAP Portugal  i STP Airways (tańsze). Przelot z Libreville (Gabon) oferują linie Ceiba Intercontinental. Ta sama firma ma połączenie z Malabo (Gwinea Równikowa). TAAG (linie Angoli) lata do Sao Tome z Luandy w Angoli oraz z Praia na Wyspach Zielonego Przylądka (Capo Verde). Ceny biletów lotniczych stanowią największy koszt wyprawy, więc warto poświęcić czas na znalezienie najlepszej finansowo (i organizacyjnie) oferty. Nie piszę szczegółowo, gdyż ceny ciągle się zmieniają i te informacje także byłyby zmienne i w sumie niewiele warte. Musisz wiedzieć, że część połączeń jest możliwa do wykupienia tylko będąc na miejscu… (nie ma ich w wyszukiwarkach, np. loty krajowe STP).

Można także droga morską.

Raz na kilka dni pływają statki z Libreville stolicy Gabonu do Sao Tome. Ale to frachtowce… (ok. 100 EUR).

 

Bezpieczeństwo: Kraj bardzo bezpieczny i atrakcyjny turystycznie. Przy wjeździe należy okazać dowód szczepienia przeciw żółtej febrze (żółta książeczka).

Oficjalnie MSZ ostrzega:  jak wszędzie w tropikach, zalecana jest ostrożność, jeśli chodzi o spożywanie żywności (należy unikać barów i restauracji o wątpliwym stanie higieny, a owoce i warzywa starannie myć przed jedzeniem). Pić należy wyłącznie napoje butelkowane lub puszkowane albo sporządzane z wody przegotowanej. Państwowa służba zdrowia jest na niskim poziomie. Zadowalający poziom reprezentują kliniki prywatne. Minimalna cena wizyty prywatnej u lekarza wynosi 20 USD.

Czyli… standard afrykański!

W praktyce moim zdaniem to oznacza:  występuje duże zagrożenie sanitarno-epidemiologiczne, cholerą, tyfusem, żółtą febrą, wirusowym zapaleniem opon mózgowych, AIDS i chorobami tropikalnymi. Duże zagrożenie malarią, w związku z czym przy krótkich pobytach zalecane są środki prewencyjne. O profilaktyce antymalarycznej piszę pod malaria.

Nie pij wody nieprzegotowanej (nawet mycie zębów). Owoce myjemy i obieramy własnoręcznie, a potrawy najlepiej jeść tylko gotowane, pieczone lub smażone. Mleko, świeże soki, surowe warzywa…, najlepiej zapomnij, że istnieją!!! Nie brodź i nie kąp się w zbiornikach ze stojącą wodą (ślepota rzeczna… „fuj”…). Nie daj Boże! Widziałem podczas tej wyprawy zdjęcia na ramionach polskiego księdza, który chyba miał ten problem (nie jestem fachowcem). Wyglądało to jak jakąś mini żmija wijąca się pod skórą… a potem znikająca na jakiś czas. A ja… sobie pomyślałem a jak następnym razem ujawni się mu w pobliżu „pompki”…?

Za to nie ma problemów z fotografowaniem, choć elegancko jest … zapytać człowieka najpierw o zgodę.

 

Transport i informacje turystyczne: na granicy lotniczej na Sao Tome istnieje słaba informacja turystyczna. Miała mapkę Principe i podstawowe informacje turystyczne. Na Sao Tome nie ma autobusów i … większych środków lokomocji. Najbardziej popularne są taksówki motocyklowe, samochodowe oraz mini busy . Podobnie jest na Wyspie Książęcej, z tym że tutaj korzystałem tylko z motocyklowych. Fajnie się jedzie z plecakiem na motocyklu- czasem taksówkarz bierze plecak przed siebie na bak- kierownicę…

Ruch prawostronny. Czyli jak Ci nie pasuje motocykl to sobie… idziesz pieszo. Może jakiś traktor, czy życzliwy kierowca samochodu osobowego- podrzuci Cię kawałek…

Na mojej całej trasie jeździłem: taksówkami samochodowymi, taksówkami motocyklowymi oraz mini busami (tzw. colectivo). Niżej podaję szczegóły (ceny w STD, jedna złotówka to około 6.200 STD):

lotnisko TMS- hotel w Sao Tome: taksówka za 10 EUR (nie miałem wymiany a była noc).  Cena żółtej taksówki zbiorczej i colectivo z ulicy przed lotniskiem wynosi 20.000 STD, czyli 0,8 EUR.

Sao Tome- Neves: colectivo, czas 50 minut, 20.000 STD/ jedna strona.

Sao Tome- Mont Café przez Trinidade: colectovo, 35 minut , 25.000 STD/ jedna strona.

– Trynidade- Sao Tome: taksówka zbiorcza; 15  minut, 10.000 STD

Sao Tome- Porto Alegre: colectivo, 60 minut, 50.000 STD/ jedna strona.

Wyspa Książęca:, lotnisko- Santo Antonio: taksówka motocyklowa, 10 minut, 50.000 STD. Z powrotem za 30.000 STD

Wyspa Książęca, wycieczka objazd wyspy (patrz relacja): taksówka motocyklową przez 6,5 godziny za 320.000 STD (niecałe 13 EUR).

Przeloty lotnicze pomiędzy Sao Tome i Principe: (powrotny) liniami STP Airways, za 236 EUR, zakupiony na miejscu w biurze STP w Sao Tome. Można to samo odbyć promem: płynie 10 godzin za cenę ok. 25 EUR w jedną stronę. Wiem że z Santo Antonio na Principe wypływał o 18.00.

 

Hotele:

Sao Tome: spałem w Residencial Nossa Sebhora da Conceica, Quartos Climatizados C/ Casa de Banho Privativa. Mail:rnsc@cstom.net. Niezły hotelik w centrum przy bazarze- wart polecenia. Cena 30 EUR/2-kę, bez śniadania.

Primcipe: spałem w Pensao Residencial Arca de Noe, Sao Antonio, najtańszy za 30,3 EUR/2-kę ze słabym śniadaniem. Wart polecenia.

 

Przewodniki: nie szukałem, wystarczyły mi informacje z Internetu, oraz uzyskane na miejscu.

 

Atrakcje turystyczne:

Zwiedzenie stolicy każdej z wysp, oraz objazd wyspy (patrz relacje).

 

Inne opłaty: pobierają opłatę lotniskową przy wyjeździe w wysokości: 21 USD. Może być zamiennie 20 EUR lub 500.000 STD.

 

Powrót do relacji z podróży: Wyspy Świętego Tomasza i Książęca