Republika Zielonego Przylądka. Kraina kobiet, relacja z podróży.
Kraina kobiet. Relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Capo Verde, czyli Wyspy Zielonego Przylądka, są obecnie dość znanym miejscem wypoczynku Europejczyków. Leżą już na półkuli północnej, niedaleko równika w odległości 620 kilometrów od Afryki. Przybyłem na nie w końcu kwietnia 2014 r., na pokładzie niewielkiego statku ekspedycyjnego MV „Plancius”. Przypłynąłem od południa z Wyspy Wniebowstąpienia. Ale najpierw na równiku przypłynął do nas jego wysokość Neptun, na … statkowym zodiaku. Potem wszedł na pokład i w towarzystwie nimf, oraz kilku kumpli podobnych do członków załogi zajęli się chrztem. Najpierw tych co po raz pierwszy na równiku, lub tych co byli nierozważni i dali się zaciągnąć do breji, którą to oceaniczne towarzystwo chrzciło delikwentów. Na końcu była wspólna oczyszczająca kąpiel, w basenie … wewnątrz zodiaka. A potem znowu dwa dni słoneczka na oceanie. Wyszedłem na ląd ze statku po raz ostatni, w 42 dniu rejsu, na największej wyspie Santiago w stolicy Praia. Zwiedzam z braku czasu tylko tę wyspę. Zamierzałem zostać kilka dni ale statek przypłynął spóźniony, i te plany musiałem skorygować. Na zdjęciach: Neptun, oraz widok Praia.
Można tutaj również przylecieć kilkoma liniami lotniczymi, zwłaszcza portugalskimi TAP Air. Capo Verde żeglarzom i marynarzom jest znane od ponad pięciu wieków, między innymi z produkcji doskonałego grogu. Już od wieku XV było kolonią portugalską, i od Portugalii w 1975 r uzyskało niepodległość. Archipelag stanowią górzyste wyspy: 10 większych i 16 małych, przy około 500 tysiącach mieszkańców, z portugalskim językiem urzędowym. Były w przeszłości strategicznym przystankiem Portugalczyków w drodze do Indii czy Ameryki, zwłaszcza Ameryki Południowej, na którym zaopatrywano się w: pożywienie, wodę i… sól. Ta ostatnia pochodziła z salin, czyli słonecznych odsalarni wody morskiej. Przez stulecia Wyspa Santiago była głównym centrum tranzytowym światowego handlu afrykańskimi niewolnikami. Następnie polowano na wieloryby, aż do ich wytrzebienia. Jej mieszkańcami byli przede wszystkim niewolnicy i ich potomkowie. Były okresy prosperity ale częściej biedy, masowego wymierania wskutek chorób i głodu. Przez ostatnie dwa stulecia mieszkańcy licznie emigrowali za chlebem, co spowodowało, że paradoksalnie więcej ich żyje poza granicami niż na ziemi ojczystej (USA, Portugalia i Holandia). Na zwiedzanej Wyspie Santiago (Sao Tiago) mieszka co drugi mieszkaniec archipelagu, a w Praia co czwarty. Żyją z: rolnictwa, rybołówstwa i turystyki. Wskutek masowej emigracji znaczną część społeczeństwa stanowią samotni rodzice, lub osoby żyjące w wolnych związkach. W tym katolickim kraju tylko 20% dorosłych zawarło formalne związki małżeńskie. Zwyczaj niezawierania związków ma podłoże w prawie portugalskim, które zabraniało małżeństw pomiędzy wolnymi i niewolnikami.
Najbardziej popularną turystycznie jest wyspa Sal, z drogimi hotelami i pięknymi plażami. Fogo posiada czynny wulkan, a kolejna Santo Antao jest zielona i mniej pustynna… Capo Verde podobnie jak brazylijskie Rio de Janeiro, posiada swój barwny karnawał, i tylko z tego powodu jest warte odwiedzenia. Największe imprezy karnawału odbywają się na Wyspie Sao Vicente, gdzie zamieszkuje najbardziej znana piosenkarka tego kraju Cesaria Evora. Tutaj w odróżnieniu od Rio, ten karnawał jest bezpieczniejszy… dla odwiedzającego.
Po opuszczeniu statku pojechałem na wycieczkę do Ciudade Velha, pierwszego portugalskiego osiedla na Capo Verde. Oddalone o dziesięć kilometrów jazdy przez pustkowia, nadmorskie miasto Ciudade Velha jest malowniczo położone na końcu głębokiego kanionu. Na urwisku Portugalczycy wznieśli Fort de San Filipe, który odrestaurowany jest głównym zabytkiem kraju. Na zdjęciach ten kanion okresowej rzeki, oraz Fort Św. Filipa.
Miasto powstałe w XV wieku jest ciągle żywe, z częściowo odrestaurowanymi zabytkami, i urokliwymi uliczkami. Najpiękniejszą była ulica Bananowa. Prowadzi przy rzece nieco w głąb kanionu, z pięknymi zamieszkanymi, krytymi strzechą domkami. Spróbowałem tutaj po raz pierwszy grogu- silny 40% napoju wyskokowy, podobnego smakiem do rumu. Dla wszystkich bardzo silny- dla Polaka normalka, jak nasza wódka! Na zdjęciach centrum Ciudade Velha oraz ulica Bananowa.
Usiadłem z piwkiem w restauracyjce nad brzegiem morza, przy niewielkiej brązowej plaży. Zainteresowany podszedłem w bok do małego portu, gdzie grupka dzieciaków pomagała układać sieci na łodzi, a starsi grali w piłkę nożną. Najbardziej interesujący był chłopiec obierający ze skóry złowione duże ryby.
Chłopcy na zdjęciu kolejnym bawili się toczeniem po chodniku starych opon samochodowych, i koniecznie chcieli zobaczyć swoje zdjęcie w moim aparacie. Na małym placu w centrum z kilkoma sklepikami pamiątkowymi, zrobiłem następne zdjęcie typowym dla Ciudade Velha pamiątkom. Kupiłem rzeźbiony kawałek rogu jako stojaczek na ołówki.
W Prai znajduje się kolonialne centrum miasta z: Placem Albuquerque, Starym Ratuszem, Muzeum Etnograficznym, czy Koszarami Jaime Mota. Pałac Prezydencki zajmuje XIX wieczny okazały dom portugalskiego gubernatora. Pokazuję na zdjęciach: widok nowszej części miasta z najbardziej okazałym budynkiem parlamentu, oraz Pałac Prezydencki- remontowany za pieniądze… Chińczyków.
Poza kolonialnym centrum najnowocześniejszą jest Avenida Cidade de Lisboa. Wartym fotki jest klejnot portugalskiej architektury kolonialnej Miejski Pałac Praia. Choć całość nie jest warta większej uwagi. To co napisałem z początku relacji o masowej emigracji, jest doskonale widoczne na ulicach, gdzie zobaczysz głównie kobiety. Tutaj na skwerku to kobiety rżną w karty, a nie mężczyźni jak wszędzie w świecie. W restauracji zagadnąłem w tym temacie mężczyznę ze stolika obok. Okazał się być byłym ambasadorem swojego kraju w USA i Francji. Potwierdził, że mężczyźni emigrują za pracą, i przysyłają pieniądze rodzinom żyjącym na wyspach. Również znacząca część turystów przybywających na Capo Verde jest potomkami emigrantów. Niżej znajdują się dwa zdjęcia z ulicy tej kobiecej krainy.
Najciekawszy dla mnie był godzinny spacer po bazarze, …. Kupić, sprzedać, zjeść, …. i pogadać w mieszanym języku: portugalsko- hiszpańsko- francusko- kreolskim- ogólno turystycznym. Na pewno jest zabawnie. Ludzie sympatyczni i życzliwi. Na tym warzywno-rybnym bazarze ja z Erykiem, belgijskim podróżnikiem, byliśmy chyba jedynymi mężczyznami.
Ostatnim segmentem wyprawy był dwu dniowy pobyt w Lizbonie, stolicy Portugalii. Niżej załączam mapkę całej, ponad dwumiesięcznej Południowo Atlantyckiej Odysei.
Następna relacja będzie z: Lizbony w Portugalii. (kliknij).
Przejście do poprzedniej relacji: Wyspa Wniebowstąpienia.
Przejście na początek wyprawy: Falklandy