Komory, relacja z podróży.

Komory, relacja z podróży.

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

Wyspy Komorów zwiedzam w listopadzie  2014r. w czasie podróży po Afryce Wschodniej. Szczegóły organizacyjne zwiedzania Komorów  przedstawiłem w informacjach praktycznych (kliknij). Komory…, a cóż to jest, mało kto potrafi powiedzieć  o nich cokolwiek. Są wciśnięte pomiędzy Madagaskar i afrykański Mozambik na oceanie Indyjskim. Archipelag Komorów składa się z czterech zamieszkanych wysp, z których trzy stanowią małe samodzielne państwo afrykańskie: Unię Komorów, a jedna, Majotta jest częścią Francji, i tak- Unii Europejskiej, to prawie 9 tysięcy kilometrów od Europy. Jest to miejsce niezbyt popularne turystycznie, i patrząc na tych co przylecieli ze mną w samolocie z Majotty, nie zauważyłem turystów. Było jedno małżeństwo „białasów”- dyplomatów. Patrząc na wszystkich turystów spotkanych w ciągu ośmiu dni, licząc ich na palcach, wykorzystałbym tylko trzy: poza mną,  jedna młoda para Francuzów! Poziom życia na Majotcie w porównaniu do  Unii Komorów jest zdecydowanie wyższy, więc nic dziwnego, że mieszkańcy Komorów próbują się tam przedostać. Jednocześnie państwo Komory uważa  Majottę za część Komorów. W drugim dniu pobytu na wyspie Wieki Komor trafiłem przypadkiem na miejscowe święto narodowe i dzień wolny od pracy, którego nazwa sugerowała „ święto powrotu Majotty do Komorów”. Hasła polityczne na głównym budynku rządowym mówiły: „Majotta to nie Francja, i nie Unia Europejska”. Patrząc na standard życia mieszkańców Majotty i Unii Komorów, osobiście sądzę, że połączenie jest nieprawdopodobne. Historycznie patrząc, dawne kolonialne francuskie Wyspy Perfumowe stały się w 1975 roku Federalną Islamską Republiką Komorów, by od roku 2002 zostać federacją trzech wysp pod nazwą „”Związek (Unia) Komorów”. W czasie mojej wyprawy zwiedziłem dwie z nich: Wielki Komor i Moheli.

Rozpocząłem od  Grande  Comore (Ngazidia), czyli od największej z nich, na której znajduje się stolica. Moroni znajduje się ponad dwadzieścia kilometrów od lotniska, ale transport taksówkami jest tani i nie stanowi problemu. To niezbyt interesujące miasto zbudowano z: kamieni wulkanicznych, domów z blachy i… byle czego, a znajduje się nad brzegiem oceanu wokół naturalnej zatoczki. Nad miastem wisi aktywny 2361 metrowy wulkan Karthala. W czasie mojego pobytu był pokryty chmurami. Tuż przy zatoczce portowej znajduje się najbardziej okazały XV wieczny budynek Meczetu Piątkowego Badjanani. Nazwa meczet Piątkowy oznacza we wszystkich krajach muzułmańskich najważniejszą świątynię, w której w ich dniu świątecznym (piątek) odbywają się główne uroczystości religijne. W porcie spotkałem oprócz zwykłych statków towarowych i łodzi z plastyku, także wąziutkie dłubanki z bocznymi pływakami, którymi biedniejsi czarni rybacy wypływają na połowy… na ocean. Zniknęły bezpowrotnie duże łodzie drewniane, tzw. boutres, od których wzięła nazwę poprzednia kolonialna nazwa stolicy: Port aux Boutres. Na zdjęciach niżej centrum miasta z meczetem, oraz pozujący mi jeden z rybaków przy swojej dłubance.

wedrowki z pawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Meczet od lądu jest otoczony najstarszą, zbudowaną z ciemno szarego kamienia wulkanicznego częścią miasta, tzw. medyną Mtsangani. Niskie budynki stłoczone na niewielkim obszarze z wąskimi uliczkami wypełnione są zwykle straganami, sklepikami i  tłumem czarnoskórych mieszkańców Komorów. A tak w ogóle: białoskórzy, poza nielicznymi turystami na Komorach są wyłącznie przedstawiciele ambasad i zagranicznych placówek gospodarczych. W sklepikach nie znalazłem jednak nic co mnie zainteresowało. Sklepy pamiątkowe, widokówki, i temu podobne…  to coś całkowicie tu nie znanego. Za to spotkasz wiele warsztacików, gdzie ci coś zreperują, począwszy od „antycznego’ telefonu komórkowego, po krawca, szewca… Mnie się udało naprawić bransoletkę zegarka i zeszyć maszynowo  pęknięte szwy spodni. Znajdziesz również bazar warzywno-owocowy, oraz typowy „pchli targ”- czyli jak mówią niektórzy : „szwarc mydło i powidło”, oczywiście w miejscowym wydaniu, czyli prawie wszystko. A wszystko to wśród śmieci, resztek złomu samochodowego i… zwyczajnego nieciekawego zapachu, szczególnie drażniącego przy ponad + 30 stopniach ciepła. Część miejscowych kobiet pokrywa twarze żółtawą papką ze sproszkowanego drzewa sandałowego, co podobno chroni od słońca i dobrze wpływa na cerę. Spływając potem uciekłem dalej do centrum, które poza okazalszymi budynkami państwowymi, wygląda jak na pierwszym zdjęciu niżej. Budynki z blachy i kamieni wulkanicznych. Do murowania używają poza cementem, piasku pochodzącego ze zmielonych  rozlewisk wulkanicznych, co powoduje ciemniejszy kolor obiektów. Drugie zdjęcie dedykuję mojemu koledze Jarkowi- jest na nim buda w centrum miasta zbudowana z blachy i patyków, w której reklamuje swoje usługi miejscowy masażysta!

wedrowkizpawlem.pl

04 Wielki Komor, Moroni, centrum masażu

Drogi poza stolicą istnieją przede wszystkim wokół wyspy. Istnieją, to właściwe słowo: są wąskie i niezwykle dziurawe. Bardzo tani transport po wyspie zapewniają taksówki zbiorcze, większe typu mały mini bus oraz zwykle samochody osobowe. Zwyczajem jest wyruszanie w trasę po wejściu do pojazdu kompletu pasażerów. Jednak komplet pasażerów oznacza zajęcie w każdym rzędzie siedzeń przez 4 osoby (normalnie przeznaczonych dla 2-3 osób), oraz jedno siedzenie obok kierowcy przez dwóch. Często pojazd jeździ po mieście i zbiera chętnych, co potrafi trwać i trwać. Czasami z ulgą witałem wyjazd w trasę, kiedy przeciąg od okna łagodził temperaturę wewnątrz. Z postoju w pobliżu targowiska Volovolu wybrałem się na całodzienną wycieczkę, z Moroni na północny kraniec Wielkiego Komoru. Głównym celem było dotarcie do zielonego jeziorka Lac Sale w kraterze wygasłego wulkanu. Za jeziorkiem znajduje się również ładna plaża. Na zdjęciach jezioro i plaża.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Jadąc po zachodniej stronie wyspy obserwowałem kolejne stożki wulkaniczne oraz szerokie, nie pokryte roślinnością rozlewiska lawowe, na których ulokowano miejsca kruszenia skał wulkanicznych do celów budowlanych i drogowych. Pierwszym ciekawszym miejscem po drodze była malownicza niewielka plaża w wiosce Itsandra.   Dalej za portem lotniczym znajdują się kolejne wioski z meczecikami, aż dojedzie się do Mitsamiouli. Miejsce do krótkiego zwiedzenia z plażą, ładnymi baobabami, i przesiadka na kolejną taksówkę do wioski Bangoi Kouni, za którą znajduje się Lac Sale. Zdjęcia niżej zrobiłem  w wioskach po drodze.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Za Lac Sale na krańcu wyspy znajduje się niewielka wioska z ciekawą formacją skalną przypominającą ogon smoka. Ze skały wystają okazałe słupowate formacje skalne przypominające narośla na … ogonie dinozaura? Warto zrobić postój na zrobienie zdjęć, lub wspięcie się na skałę. Jedną z wiosek zapamiętałem z małego białego meczetu, przy których w centrum wioski na środku drogi, wokół baobabu na murowanych ławkach siedzieli mężczyźni. Zapomnij o wyciągnięciu aparatu fotograficznego w takim miejscu. W kolejnej wyszły starsze dzieci ze szkoły, i poczerniało na szosie. Wszystkie dziewczęta posiadały czarne długie stroje i białe chusty na głowach. Na kolejnych fotografiach: małe pracujące dziecko zwożące wózkiem kamienie z wulkanicznego wyrobiska, oraz zwierzęta chroniące się przed pionowo padającymi promieniami słonecznymi.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Moja kolejna przesiadka taksówkowa miała miejsce w Mbeni po wschodniej stronie wyspy. Znalazłem transport wiodący drugą stroną wyspy, a prowadzący  później nowo wyremontowaną drogą przez środek wyspy w pobliżu wulkanu. W ten sposób prawie objechałem  Wielki Komor dookoła. Na zdjęciach kolejne scenki z drogi: sklep w kontenerze samochodowym oraz uliczny sklepik mięsny.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Na Moheli (Mwali),  drugą zwiedzaną wyspę Komorów, poleciałem małym samolocikiem AB Aviation.  Moheli  jest mało zagospodarowana i była dla mnie najciekawszym miejscem Komorów. Długa  30 i szeroka na 15 kilometrów. Lot trwał niecałe 30 minut, i za kolejne 20 minut taksówką zbiorczą dotarłem do centrum Fomboli- stolicy wyspy. Miejsce szumnie nazywane stolicą jest niezbyt ciekawe do zwiedzania, więc od razu próbuję znaleźć kolejną taksówkę do wioski Quallah nr 2, znajdującej się po drugiej stronie wyspy. Wszystkie taksówki odjeżdżają z centralnego placu miasta z bazarkiem i grupą dużych drzew. Szybko znalazłem  mikrobus, która rusza w tamtą stronę, wsiadłem, ale ten robi niespieszne prawie cztery okrążenia po uliczkach miasta, próbując złapać kolejnych pasażerów. Duszno, parno, wszystko się lepi… a tu nic, czekamy. W końcu po prawie trzech godzinach znalazł się klient, który chce przewieźć kilkanaście worków cementu- podjeżdżamy, załadowali do tyłu kosztem jednej ławki , która wylądowała na dachu nad kabiną i… ruszyliśmy. Jak ten pociąg z dziecięcego wierszyka. Taksówka okrąża połowę wyspy, a jedyna druga wiedzie dookoła wyspy, pnąc się i wijąc po kolejnych wzniesieniach. Im dalej od Fomboli tym droga bardziej zniszczona. Czasami więcej w niej dziur niż miejsc z asfaltem. Jazda te około 30 kilometrów trwa 2 godziny. Wyspa jest również górzysta, wilgotna i pokryta bujną, tropikalną dżunglą. W końcu jestem na miejscu w Quallach 2, w którym chcę się zaszyć na dwa dni. Na zdjęciach masz mój samolocik linii AB, oraz … jak wygląda wioska Quallach nr 2.

13 AB Aviation

wedrowkizpawlem.pl

Bungalowy hoteliku znajdują się tuż przy niewielkiej pięknej plaży. Siedem domków ze ścieżkami obrośniętymi krotonami posiadają wbrew pozorom niezły standard. Jedynym minusem jest brak prądu, a WC i natrysk znajdują się za betonowymi ściankami, z tylu za bungalowami. Rzuciłem plecak i czym prędzej wyskoczyłem z przepoconych ciuchów, aby poleniuchować w cieplutkiej wodzie oceanu. Już z wody przyglądałem się wioskowym rybakom, którzy przygotowywali swoje łodzie do nocnych połowów: kilka dużych łodzi z plastyku, ale i kilka takich dłubanek z jednego pnia drzewa z jednym bocznym pływakiem. Późnym wieczorem obserwowałem mrugające światełka lamp z ich łodzi daleko na oceanie. Na zdjęciach mój hotelik i plaża.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Hotelik ostatnio dzięki pomocy Francji i Unii europejskiej rozbudowano. Pomimo pokrycia dachów blachą falistą wewnątrz widać tylko plecionkę palmową, a wszystkie łóżka posiadają moskitiery. Zachód słońca z mojego tarasiku wyglądał jak na załączonej fotografii.

17 Moheli

wedrowkizpawlem.pl

Rano w towarzystwie przewodnika, którym okazał się być  Mustafa, nauczyciel angielskiego z wioskowej szkoły podstawowej, ruszyłem na wycieczkę do dżungli. W jego towarzystwie zajrzałem do jednej z klas szkolnych (foto), oraz przyglądałem się życiu mieszkańców. Tylko dzięki niemu udało mi się zrobić fotkę tej młodej mamie robiącej pranie na ulicy. Normalnie w kraju muzułmańskim nie sposób zrobić zdjęcie kobiecie, bez narażenia się na poważne kłopoty.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Za czasów kiedy Komory były kolonią francuską nosiły nazwę Wysp Perfumowych, gdyż głównym towarem był ekstrakt perfum z kwiatów drzew ylang- ylang  (polska nazwa jagodzin wonny). Obecnie również uprawiane są te drzewa. Normanie bardzo wysokie (do 25 metrów), na plantacjach są przycinane do postaci karłowatej nie przekraczającej wzrostu człowieka. Miałem okazję widzieć prymitywny sposób uzyskiwania tego półproduktu perfumowego: podgrzewanie, lekka fermentacja i ochłodzenie (jak bimber?). Idąc na wycieczkę w głąb dżungli w stronę wzgórz, obserwuję kolejne poletka w dżungli, na których mieszkańcy ze swoimi maczetami próbują coś ziemi wydrzeć: kokosy, bananowce, drzewa chlebowe, nieco ananasów i wypas bydła. Idę w towarzystwie aż dwóch przewodników, gdyż mam zobaczyć czarne wielkie nietoperze, których rozpiętość skrzydeł dochodzi do półtora metra, oraz wodospad. Obie te turystyczne atrakcje należą do różnych wiosek, stąd potrzeba zapłaty kolejnemu przewodnikowi. Nieźle zmęczony docieram po dwóch godzinach marszu, w mokrym pagórkowatym terenie do gęstwiny z nietoperzami. Popatrzyłem… i  tyle. Zdołałem się im przyjrzeć tylko okiem kamery filmowej. Na zdjęciach plantacja karłowatych drzew ylang- ylang, oraz moi przewodnicy. Kwiaty ylang pokazałem przy okazji opisu podróży na Majotcie.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Po południu korzystając z okazji wyjazdu motocyklem,  pojechałem do oddalonej o 8 kilometrów większej wioski- miasteczka Nioumachoua. Jest ono  głównym osiedlem po tej stronie wyspy. Wciśnięte w wąwóz opada w stronę plaży. W centrum obecnie niskie budynki wykonano głownie z betonu i szarych pustaków, ale na obrzeżach i w sąsiedztwie plaży pozostało wiele starszej tradycyjnej zabudowy, z drewna i plecionki z liści palmowych. Nie ukrywam, że te części miasteczka bardziej i się podobały. To taka… egzotyka. Domy typu „kurna chata” bez komina, gdzie dym z paleniska domowego wydostaje się dostępnymi szczelinami… Ściany wykonane z poprzeplatanych patyków, które oblepiono ziemią zmieszaną ze słomą, a wszystko pod dachem, strzechą z liści palmowych. Wędruję przez dwie godziny i podglądam otoczenie okiem kamery, a mogę to robić bez większych problemów, gdyż moim kierowcą motocykla jest kolega Mustafy, również nauczyciel. Chodzimy plotkując z jego byłymi uczniami i znajomymi. Od nich wiem, że na Komorach typowa rodzina mieszkająca w taki domku pod strzechą, posiada średnio pięcioro dzieci. Na zdjęciach miasteczko.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Urody Nioumachoua dodaje łańcuch niewielkich wysepek oddalonych o około kilometr od brzegu. Są skaliste i wyglądają na bezludne. Miasteczko posiada także droższy murowany hotelik przy grupce baobabów(patrz foto), oraz mniejszy z bungalowami podobnymi do tych w Quallah.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Ostatni dzień na Moheli zamierzałem spędzić w Itsamia na wschodnim krańcu wyspy. Aby tam dojechać trzeba wcześnie rano taksówką minibusem przed godzina piątą rano, wyjechać do Fomboni, i stamtąd złapać kolejny busik do Itsamia.  Jak już dotarłem z powrotem do stolicy okazało się, że w jutrzejszą niedzielę niemożliwy jest powrót z powrotem. „”Klops” bez wyjścia- nie mogę tam pojechać aby pooglądać wielkie zielone morskie żółwice składające jaja na plaży, gdyż muszę w tę niedzielę odlecieć z powrotem na Wielki Komor. W taki sposób nocuję w Fomboli i mam sporo czasu na przepierkę, i zrobienie tych notatek. Specjalnie sobie nie krzywduję, gdyż te morskie stwory podczas składania jajek, widziałem już kilkakrotnie. Niezwykłość tego miejsca polega wyłącznie na tym, że na Moheli żółwice składają jajka przez cały rok, gdy tymczasem na innych wyspach tylko w niektóre miesiące. Miałem okazję z bliska popatrzeć na „stolicę” autonomicznej wyspy Mohela. Nie różni się specjalnie od innych większych wiosek, poza tym, że tutaj wszyscy przyjeżdżają do sklepów po zakupy, i ładują potem na te mini busy wszystko co się zmieści, również długie rury, kątowniki itd. Plaża Fomboli bardziej zasługuję na nazwę miejski śmietnik. Zdjęcia niżej pokazują jedną z ulic oraz plażę w centralnej części miasta.

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

W czasie ostatniego noclegu w centrum  Moroni na Wielkim Komorze, trafiłem na coś, co zrekompensowało mi nieudaną wyprawę do żółwi. Przy uliczce z moim hotelem słyszę damskie śpiewy i melodyjną muzykę na instrumentach perkusyjnych. Zaintrygowany podszedłem: muzyka i publiczne występy kobiet muzułmańskich(!!!) I co się okazało, cały tłumek odświętnie ubranych kobiet świętuję tradycyjną tutaj, oryginalną komoryjską, damską uroczystość przedślubną. Taki odpowiednik wieczoru panieńskiego. W czasie zabawy w naprawdę eleganckich strojach, kobiety obwieszone złotymi ozdobami, śpiewają i bawią się, w rytm własnoręcznie wygrywanej muzyki. W pewnym momencie utworzony został taneczny wesoły murzyński korowód, w którym kobiety i dziewczęta z pieniążkami w kopertach, idą je wręczyć przedstawicielce organizatorów. Jak się dopytałem w imprezce nie uczestniczą państwo młodzi. Tą młodą parą byli: Asmina i Abdallah. Pozwolono mi filmować i kręcić film. Na całych Komorach prawie nie robiłem zdjęć postaciom ludzkim, a na koniec taka niespodzianka. Myślę, że  ceremonia będzie  ozdobnikiem filmu o Komorach. Jak się okazało, gdybym trafił do żółwic nie mógłbym być tutaj. Jak mówią: nie ma nic złego…  Niżej dwie fotki z opisanego „wieczoru panieńskiego”- na Komorach, bez udziału panny młodej!

wedrowkizpawlem.pl

wedrowkizpawlem.pl

Odlatuję następnego dnia przez stolicę Kenii, Nairobi, na Zanzibar. Obok mapka mojej trasy w Archipelagu Komorów.

loty na Zanzibar

 

Następna relacja będzie z Zanzibaru.

Powrót na początek trasy: Majotta