Wallis i Futuna, relacja z podróży.
Wallis i Futuna
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Wallis i Futuna jest jednym z zapomnianych przez świat archipelagów, do których turyści nie zaglądają prawie nigdy, no może z wyjątkiem Francuzów. Głównie takich, którzy przyjechali jako specjaliści do pracy lub na etaty rządowe (np. policjanci). Te zagubione na południowym Pacyfiku wyspy, są jednym z trzech terytoriów zamorskich Francji, zdecydowanie najmniej znanym i najsłabszym gospodarczo. Z powodu niedostatku zasobów do życia, jak na przykład wody pitnej czy… po prostu pracy, wielu mieszkańców wybiera życie w Nowej Kaledonii, Polinezji Francuskiej czy Francji. Turystyka znajduje się na Wallis i Futunie w całkowitych powijakach. Nie znajdziesz: informacji turystycznych, biur podróży, komunikacji publicznej, taksówek, bankomatów, wielogwiazdkowych hoteli, super atrakcji turystycznych, muzeów, śpiewów, tańców i tego całego show organizowanego dla turysty. Co wcale nie oznacza, że tutaj jest tanio. Ceny, minimum jak we Francji lub droższe, właśnie z powodu braku konkurencji. Mieszkańcy zamieszkują dwie wyspy: Wallis i Futunę, z czego dwie trzecie żyje na tej pierwszej. Przylecieć można wyłącznie francuskimi liniami Air Calin od strony Nowej Kaledonii przez Fiji. Ja zrobiłem to z Fiji. Wylądowałem na ładnym, niewielkim lotnisku Hihifo na wyspie Wallis. Postanowiłem jako pierwszą zwiedzić główną wyspę kraju. Francuzi przyznali terytorium status wspólnoty zamorskiej, co praktycznie znaczy w sumie to, że są częścią Francji i są od niej zależni. Położenie w centralnej części południowego Pacyfiku, oznacza duże znaczenie wysp we francuskim imperium światowym. Ten kraj jako jedyny, nie wyrzekł się swoich kolonii i związał je ze sobą na stale, w ten sposób większość należy także do Unii Europejskiej. Wallis i Futuną rządzi francuski prefekt, któremu doradzają między innymi trzej miejscowi królowie. Ciekawe prawda! Wyspę Wallis obejmuje królestwo Uvea, a Futunę i niezamieszkaną Alofi pozostałe dwa: Alo i Singave. Na zdjęciach pokazuję lotnisko i herb królewski Uvea.
Informacje organizacyjne związane ze zwiedzaniem Wallis oraz Foutuny umieściłem pod Informacjami praktycznymi (kliknij). Mieszkam w hotelu, oddalonym kilometr od centrum stolicy Mata Utu. Brzmi dumnie, hotel… Raptem na Wallis istnieją dwa i w żadnym, poza mną, nie ma turystów! Jednak mało zabrakło a w moim Moana Hou, nie byłoby dla mnie miejsca. Cały hotel zajmuje oddział policji… z Francji. Zostali przysłani z Paryża do pomocy prefektowi, w związku z kłopotami z wyborem króla Uvea. W dniu, w którym przyjechałem, oficjalnie urzędowało dwóch królów, stary i nowo wybrany… Faktem jest to, że mieszkam w najbezpieczniejszym miejscu na Wallis i Futunie. Wyprosiłem ostatni pokój… Tutaj nie ma również żadnego transportu poza samochodami prywatnymi… Szukanie miejsca w drugim hotelu, oznacza pójście do niego dwa kilometry… pieszo, na dodatek dwadzieścia procent drożej. Znajomość angielskiego … na ulicy jest praktycznie żadna. Policjanci kumają trochę po angielsku, więc mam z kim pogadać. Mili młodzi mężczyźni, którzy na dodatek jeżdżą samochodami, więc mam się z kim załapać do miasta. Centrum zajmują dwa reprezentacyjne miejsca: katedra i budynek króla Uvea. Katedra została zbudowana z kamieni wulkanicznych a budynek królewski jest raczej w stylu kolonialnym. Naprzeciw znajduje się duża tradycyjna chata polinezyjska- tzw. fale, ulubione miejsce spotkań królewskich gości.
Najważniejszym dla mnie, był nieco oddalony budynek banku w sąsiedztwie supermarketu. Bank dla wszystkich potrzeb kraju istnieje tylko jeden i jeżeli chcesz mieć obowiązujące tutaj franki pacyficzne, musisz to miejsce odwiedzić. Oczywiście tylko w godzinach urzędowania, przez kilka godzin od poniedziałku do piątku. Supermarket był potrzebny zaraz po zrobieniu wymiany. Tu jest zwyczajnie drogo. Śniadanie kontynentalne w hotelu, ale resztę trzeba kupić samemu. Typowy posiłek w hotelu to koszt 20- 30 EURO. W centrum znajduje się poczta z aparatem telefonicznym pod daszkiem z liści palmowych.
Dlaczego w tym kraju jest tak drogo? Terytorium Wallis i Futuna kupuje tysiąc razy więcej niż sprzedaje. Gospodarka w siedemdziesięciu procentach, polega na wydawaniu pieniędzy francuskiego podatnika. Większość osób zatrudniają instytucje rządowe. Na dodatek urzędnicy tutejsi, zarabiają znacznie więcej niż ich odpowiednicy we Francji… Znaczna część środków pieniężnych pochodzi z przekazów od emigrantów z Nowej Kaledonii. Młodzi mężczyźni po odbyciu obowiązkowej służby wojskowej, pozostają przeważnie na Nowej Kaledonii, zatrudniając się w kopalniach lub budownictwie. Jeżeli znajdziesz transport, wyspę Wallis można objechać dookoła. Mnie się udało autostopem. Wdrapałem się na szczyt niewielkiego wzniesienia Mt Lulu (145 metrów) dla widoku na okolicę (taki sobie). W zachodniej części Wallis znajduje się stary krater wulkaniczny, w którym znajduje się jeziorko Lalolalo. Trzydziestometrowej wysokości czerwone ściany krateru byłyby dobrym widokiem, gdyby nie ściana deszczu, którą tam spotkałem. Nie ujrzałem w królestwie Uvea ładnych plaż. Załączam dwa widoczki z trasy po drodze.
Wallis i Futana mają porę deszczową do kwietnia. Jestem w drugiej połowie tego miesiąca i pora deszczowa mi nie odpuszcza. Leje codziennie… Większość mieszkańców zajmuje się uprawą roli, rybołówstwem i hodowlą świń. Uprawiają przede wszystkim palmę kokosową, maniok, rośliny bulwiaste, banany, drzewa chlebowe. Plantacje palm kokosowych w pierwszej połowie dwudziestego wieku, zostały zniszczone przez chrząszcza nosorożca (obecnie problem opanowano). Kopra jednak nie jest sprzedawana, gdyż w całości płody palm kokosowych są skarmiane dla świń, ważnego źródła pożywienia. Na zdjęciu zobaczysz, że kokosy lubią również… kraby.
Wyspa Futuna znajduje się w odległości dwustu czterdziestu kilometrów, i jest skomunikowana z Wallis małymi osiemnasto osobowymi samolocikami Air Calin. Loty uzależnione są od pogody, więc zostawiłem sobie dwudniową rezerwę czasową na powrót. Zaplanowałem trzy dni na zwiedzenie dwóch królestw Futuny. Przelot jest podobny do jazdy taksówką. Nie ma żadnej kontroli bagażu, wsiadaj, drzwi zatrzasnęli. W szparach widzę prześwity na zewnątrz samolotu, ale kto by się tam takimi drobiazgami przejmował. Zapiąłem pasy, parę słów drugiego pilota i lecimy. W czasie lotu łazi po mnie pięciocentymetrowy karaluch, strzepnąłem z obrzydzeniem z rękawa koszuli…, sąsiad pokiwał głową i przydepnął… Wylądowałem w królestwie Alo i rozglądam się za samochodem, który miał na mnie czekać. Nic z tego, nie ma… Pytam innych a ci mówią, nie przyjmuj się…, ten gość jedzie w tamtą stronę. Jadę i po kilku minutach uczynny kierowca zatrzymuje się, bo na lotnisko jedzie żona właściciela mojego hotelu. Przesiadłem się i po czterdziestu minutach, jestem w królestwie Singave. Dokładnie na przeciwległym krańcu Futuny. Betonowa dziurawa droga zmusza do ostrożnej jazdy. Leje co parę minut, więc odpuszczam spacero podobne zamiary. Jadę z Charlim, właścicielem Samalama Park Hotel do supermarketu po zakupy. Futuna także wyspa wulkaniczna z najwyższym szczytem 765 metrów…, posiada teoretycznie drogę dookoła wyspy. Ale przejechać samochodem można wyłącznie po stronie południowej. Zaciekawiony przyglądałem się w drodze do hotelu, prawie całej wyspie. Parterowe domki są przytulone do drogi. Za nimi tylko coraz wyższe wzniesienia, porośnięte palmami, drzewami chlebowymi, bananowcami… Niżej również mapka trasy zwiedzania na Wallis.
W nocy słyszę na blaszanym dachu, melodie wygrywane przez fale kolejnych opadów. Ale nad ranem przysnąłem i obudziłem się w nieśmiałych promykach słoneczka, zaglądającego przez szpary drewnianych rolet na oknie. Miłe, wreszcie mogę zrobić to co lubię najbardziej, czyli zobaczyć podczas wolnego spaceru, jak ten wyspiarski świat wygląda. Idę z aparatem kamery na podbój królestwa Singave. Mijam kolejne zatoki ze skalistymi brzegami i odkrytym przez odpływ dnie morza. Pierwszą po drodze mam wioskę Taloke. Niskie parterowe domki mieszkalne wraz z tradycyjnymi, krytymi palmową strzechą chatami. Większość tych tradycyjnych domów nie posiada ścian pionowych. Są wykorzystywane w upalną pogodę jako miejsce wypoczynku i spotkań. Na Wallis i Futunie w dziewięćdziesięciu pięciu procentach dominuje wyznanie katolickie. Każda, nawet najmniejsza wioseczka posiada kościół. W Taloke pozuje mi duże chłopisko, jeden ze śniadolicych mieszkańców.
Droga wije się wzdłuż linii brzegowej. Od strony morza rzadko można spotkać domy mieszkalne. Znacznie częściej widzę chaty miejsc spotkań oraz drobne, zadaszone zagrody dla trzody chlewnej. Karmią świnie pokrojonymi zielonymi orzechami kokosowymi. Jeżeli orzech jest bardziej dojrzały, rozłupują go a świnki już same wyjadają białą warstwę kopry. Zwyczajem w każdym miejscu, jest pozdrawianie każdego przechodzącego czy jadącego samochodem. Samochody poruszają się na wyboistej drodze, niezwykle wolno z prędkością kilkunastu kilometrów na godzinę. Do stolicy Leava dochodzę w ciągu godziny. Kolejny duży kościół, niewielki port morski, sklepy i zaciekawione spacerującym „białasem” mieszkanki Futuny…
W pobliżu centrum widzę przedstawicielstwo władz francuskich, budynki rządowe, siedzibę króla i trochę dalej przy drodze posterunek policyjny.
Zaczyna znowu kropić. Potem zwyczajnie leje falami coraz bardziej. Na podbój drugiego królestwa Alo, pojechałem autostopem. Nie ma z takim sposobem jazdy żadnego problemu. Prawie każdy się zatrzymuje i odpowiada pozytywnie, na pytanie o możliwość podjechania dalej. W ten sposób przejechałem kilka wiosek i jestem w stolicy Ono. Królestwo Alo włada wschodnią stroną Futuny i niezamieszkaną wyspą Alofi, którą oddziela dwukilometrowa cieśnina. Na Alofi przyjeżdża kilkunastu rolników, ale tam na stale nie mieszka. Na niedzielę wracają do domów na Futunie. Kościół w Ono przypomina ten z Mata Utu. Również jest zbudowany z bloków wyciosanych z lawy. W Alo po północnej stronie wyspy, w Poi, znajduje się sanktuarium świętego Pierre Chanela. Oba królestwa niewielkiej wyspy Futuny od wieków prowadziły ze sobą wojny. Gdy w 1837 roku przybył na Futunę francuski misjonarz, król Niuluki przyjął go życzliwie. Ksiądz Pierre szerząc wiarę, próbował także pogodzić zwaśnione strony. Szybko zdobywał szacunek, życzliwość ale swoim postępowaniem kolidował z obowiązującym porządkiem społecznym Po czterech latach ostatecznie król wycofał mu zgodę na pobyt i zażądał opuszczenia wyspy. Gdy ksiądz odmówił, napadł go z wojownikami i własnoręcznie uśmiercił maczugą. Relikwie księdza powędrowały początkowo do Francji ale po ogłoszeniu go w 1954 roku świętym, wróciły z powrotem. Dzisiaj spoczywają w specjalnie zbudowanej rotundzie, którą postawiono obok bazyliki w Poi. Za sarkofagiem świętego znajduje się maczuga, którą go uśmiercono. Ołtarze wszystkich świątyń mieszkańcy bogato zdobią kwiatami zerwanymi w buszu. Na zdjęciach kościół w Ono i wnętrze innej świątyni przyozdobionej sztuką ludową.
Dom króla Alo zbudowano w tradycyjnym stylu: parterowy domek murowany i z boku drugi, tradycyjne fale. Wielkie chaty- owalne fale na Futunie buduje się różnej wielkości, w zależności od zamożności i wielkości rodziny. Służą obecnie przede wszystkim do organizowania spotkań, i posiadają bardziej lub mniej pozasłaniane ściany pionowe. Niektóre wykonane są w postaci rolowanych mat, które opuszcza się w razie potrzeby. Wieczorami chaty służą wyłącznie mężczyznom, którzy przyrządzają w nich lekko narkotyzujący napój nazywany kavą. Są to korzenie pieprzowca, które rozbijają w dużym moździerzu a potem wielokrotnie mieszając z wodą, wyciskają, uzyskując beżowy napój. Charakterystycznym meblem w takim fale, jest duża miska na nóżkach tanoa, służąca do wydawania kavy uczestnikom „libacji”.
Przeczytałem w relacji z podróży na Futunę sprzed kilkunastu lat, że wtedy na wyspie praktycznie nie było samochodów. Obecnie każda rodzina posiada minimum jeden pojazd. Spotkasz w miejscach odosobnionych, także pojazdy pozostawione na … pochłonięcie przez busz. Wracając z Poi, nieźle przemoczony, robię zdjęcie wyspie Alofi, nad którą zakotwiczyła kolejna chmura deszczowa.
Prawie każde domostwo i fale posiadają ogródek, w którym na pewno znajdziesz bulwiaste rośliny, typu jam, taro. Będzie: bananowiec, drzewo chlebowe, palmy kokosowe i mnóstwo kwiatów: krotonów, hibiskusów- wszelkich kolorów i wielkości.
W ostatnim dniu nie mam pewności kiedy odlecę, gdyż nad Walis panoszy się silny cyklon i nie pozwala na ruch lotniczy. Dobrze, że mam dwa dni zapasu do wylotu z powrotem na Fidżi. Wybieram się spacerem na zachodnią stronę wyspy. Ledwo przekroczyłem cypel, runęła na mnie nawałnica z huraganowym wiatrem, bryzgami fal i fruwającą dookoła pianą morską. Na czarnych wulkanicznych skałach powstają morskie gejzery, sięgające kilkunastu metrów w górę. Skały co chwila są przykrywane spienionymi grzywaczami i zaraz potem siatką wodospadów, spływających z drugiej strony po rozbiciu się bałwanów o przeszkody. Ledwo mogę iść, więc chowam się za skały, aby zrobić kilka zdjęć i wracam z powrotem. Nie miałem świadomości, że wysokie wzgórza Futuny zasłaniają mnie od pogody podobnej do… cyklonu. Robię krótki przystanek w uroczej kapliczce, na cyplu zachodnim Futuny. Po powrocie do hotelu wiem, że lotniska na wyspach Wallis i Futunie są zamknięte do odwołania. Na razie przez dwa dni, czytaj do końca cyklonu i uspokojenia się wiatru. Nocuję jedną noc dłużej i w nocy z niepokojem nasłuchuję grzmotu deszczu o dach hotelowy. Gdybym musiał zostać jeszcze dłużej, mógłbym mieć problem z powrotem na Fidżi, gdyż mój główny bagaż został w hotelu na Wallis i mógłbym nie zdążyć go odebrać… Rankiem o szóstej dźwigam oko i z nieukrywaną ulgą spoglądam na nieśmiałe promyki słoneczka, zaglądające przez liście palmowe do mojego pokoju na piętrze. Lotnisko otwarte! Odlatuję! Na mini lotnisku nikt nawet nie pyta o bilet czy dokument tożsamości, wydają kwit i zapraszają do szesnasto osobowego samolociku. Jestem jednym z pięciu pasażerów. Po wylądowaniu na Wallis rozglądam się za transportem do mojego hotelu. Mieli czekać… wczoraj. Miły, francuski towarzysz przymusowego postoju na Futunie, obiecuje wrócić po podrzuceniu rodziny do domu. Czekam razem z francuską lekarką, okulistką. Przyjechała do tego kraju służbowo z Francji na dwa tygodnie, aby przebadać wzrok dzieci szkolnych. Tydzień pracy na Wallis i tydzień na Futunie. Jutro wraz ze mną odleci w kierunku Fidżi. Z tym, że ona wraca do Francji a ja zmierzam do kraju, który… może zniknąć pod wodą. Na zdjęciach bałwany morskie oraz mapka Futuny i Alofi z trasą zwiedzania.
Przejście do następnej relacji: Tuvalu
Przejście do poprzedniej relacji: Żyłem wśród ludzi pierwotnych
Przejście na początek trasy: Gujana Francuska