Mursi- kobiety z talerzami w ustach, i inni. Relacja z podróży.

 

Mursi- kobiety z talerzami w ustach, i inni. Relacja z podróży.

Tekst i foto: Paweł Krzyk

              Na temat plemienia Mursi krąży wiele, niejednokrotnie sprzecznych opowieści. Na pewno są grupą etniczną, która jest ikoną Etiopii.

              – Gdzie ich szukać?

Na południu tego kraju w dolinie rzeki Omo, na pograniczu z Kenią. Dolina jest dla mnie swoistego rodzaju wylęgarnią grup etnicznych w różnym stopniu żyjących według własnych tradycyjnych zasad. Mursi wraz z plemieniem Bodi zajmują Dystrykt Sila Mago Woreda.

              – Ilu ich jest?- ktoś zapyta.

– Około dziesięć tysięcy w trzydziestu pięciu wioskach.

Mursi wyróżniają się „oszpecaniem” swoich kobiet. Przygotowania zaczynają już w dzieciństwie. Dziewczynkom jest nacinana dolna warga w taki sposób, aby włożyć tam patyk, później okrągły krążek z drewna lub ceramiki. Wybijają płci nadobnej cztery dolne, przednie zęby. Mężczyznom usuwają tylko dwa dolne  siekacze. Dziewczęta w miarę dorastania noszą krążki coraz większe. Dochodzą do wielkości małych talerzyków, mogących osiągać średnicę około trzydziestu centymetrów.

Modą tutejszą są różne wzory na ciele- zgrubienia, które uzyskiwane są poprzez nacinanie skóry w regularne wzory. Następnie w rany wcierają popiół. Gdy rany się wygoją pozostaje wypukły wzór, który ma swoją symbolikę. Dotyczy to zarówno kobiet jak i mężczyzn.

Dorosłe kobiety nie noszą krążków non stop. Są zobowiązane do noszenia „talerzyków”: podczas ceremonii, uroczystości wioskowych oraz podczas podawania posiłku mężowi. Na co dzień chodzą z obwisłymi dolnymi wargami- czasem poniżej brody. W podobny sposób noszą kolczyki- tu również krążki zakładają jak kolczyk, tylko ta dziurka jest coraz większa i powoduje zwisanie krawędzi ucha.

Usłyszałem i przeczytałem kilka opowieści o tym prymitywnym plemieniu. Zwykle grupa turystów podjeżdża do wybranej wioski, która specjalizuje się w obsłudze turystów. Przybywają na dwie- trzy  godziny,  panie stoją w rządku „do foto” lub natarczywie zapraszają w pobliże własnych obejść. A wszystko po to,

– aby  zdobyć więcej „brrr”- jak mówią na lokalną walutę etiopską.

Jeżeli ich się nie wybiera do zdjęcia, potrafią być natarczywe i wręcz szarpią „delikwenta” w swoją stronę.

Dodatkowo opowiada się o ich wojowniczości, posiadaniu karabinków kałasznikowa w każdym domu… i nadużywaniu alkoholu.

Rozmawiając o Mursi, opowiadałem mojemu przewodnikowi Arafatem o powyższych opiniach wśród Ferendżi (biały człowiek). Ten spojrzał na mnie bardzo zdziwiony.

– To nieprawda!- stwierdził.

 Broń, owszem mają, ale tę posiadają wszystkie ludy w dolinie. Nie oznacza to również, że jej używają w niecnych celach. Owszem, używają jej ale tylko w obronie swoich terytoriów i dobytku- zwłaszcza stad, przed hienami i zakusami sąsiadów. Spojrzałem na niego i zapytałem o możliwości zanocowania właśnie w wioskach Mursi.

– Oczywiście, choć nie jest to zbyt popularny zwyczaj „Ferendżi”!

W ten sposób dotarłem koło południa do wioski Mursi, Alima, w odległości około stu kilometrów od stolicy regiony, Jinka. Zjechaliśmy w bok od głównej drogi około dwa kilometry.

Trudno w Dolinie połapać się, gdzie co się znajduje. Napisów i znaków drogowych nie ma w ogóle. Pomarańczowo- czerwona szutrowa droga, czasem bardzo dziurawa, prowadzi przez busz: plątaninę kolczastych krzewów i sporadycznych drzew w wysokich trawach sawanny- po prostu zielono (pora deszczowa) i tak przez dziesiątki kilometrów. Od czasu do czasu drogę przegradzają stada krów i kóz, ze skąpo ubranymi pasterzami. Jeżeli spotkasz jakąś dziurę z wodą, to z dużym prawdopodobieństwem spotkasz również świecących „klejnotami” czarnoskórych dżentelmenów. Czasem ktoś czeka na okazję ciężarówką: na targ lub z powrotem do wioski.

Przyjechaliśmy do wioski  w niedzielę. Na opłotkach wsi pod drzewami mężczyźni leżeli na krowich skórach, lub siedzieli w kucki. Z boku znajdowała się grupa kilkunastu chat, zlokalizowanych blisko siebie. Następiły negocjacje Arafata.

– Salam (powitanie), birr oraz Ferendżi- były jedynymi słowami, które z tego zrozumiałem. Chyba uzgadniali ile będzie kosztował: pobyt samochodu w wiosce oraz mój nocleg pod namiotem. Rozumiem, że domagali się więcej birrów, ale też to, że tylko jeden Ferendżi- powinno być mniej?  Nie dogadali się. Arafat postanawia przeczekać: może we własnym gronie się porozumieją a my w tym czasie pospacerujemy po wiosce.

– Tylko nie zabieraj sprzętu fotograficznego!- uprzedził.

Spacer mi się podobał. Kobiety są szczupłe, wysokie jak Amazonki, mają skórę ciemniejszą niż Etiopczycy i nagie piersi. Nie spodziewały się nas wcześniej i dopiero teraz przywdziewają swoje oryginalne ozdoby: w dolną wargę, uszy, na szyję i głowy. Rozczarowane, zdejmowały wszystko natychmiast, gdy dowiedziały się, że zdjęć (i pieniędzy) teraz nie będzie. Za to miałem możliwość przyjrzeć się: zwykłemu codziennemu życiu, ich niewielkim domostwom z malutkimi wejściami. Gdybym tam chciał wejść: na pewno na początku musiałbym zejść na kolana (i to chyba za mało), a wewnątrz na pewno bym się nie wyprostował. Jakaś kobieta klęcząc mieli ziarno, trąc o siebie dwa płaskie kamienie.

Ciekawie z wejść do chat wyglądają twarze- około pięćdziesiąt centymetrów od ziemi.

Jak taki dom budują?

W okrągły rowek wykopany w ziemi wkładane są gałęzie. Po uformowanie obłego kształtu, przykrywają go strzechą z długiej trawy. Na wierzchy przyciskają kilkoma patykami i całość dociskają sznurami wykonanymi z kory. I najdziwniejsze w tym wszystkim jest to, że rola mężczyzny przy budowie domu ogranicza się wyłącznie do dostarczenia gałęzi na konstrukcję- całością budowy chaty zajmują się kobiety.  We wnętrzu znajduje się wszystko co dla nich najważniejsze: cały dobytek poza dużymi zwierzętami, ognisko kuchenne i miejsce do spania- na klepisku na krowich skórach. Zaskoczony spoglądałem na jeszcze mniejszą chatkę: to dla dzieci, które tam śpią z małymi zwierzętami- pewnie się nawzajem ogrzewając.

Po godzinie napotykamy  syna wodza wioski, który   wraz z trzema innymi „drinkuje” lokalny alkohol. Alkohol rozcieńczają wodą w misce, a potem puszczając naczynie wokół opróżniają. Wodza nie ma, poszedł na spotkanie do sąsiedniej wioski. W końcu idziemy  razem w stronę samochodu.

– Najwyżej odjedziemy do innej wioski!- stwierdził Arafat.

– Jest decyzja pozytywna i mam zgodę na nocleg oraz fotografowanie- poinformował starszy mężczyzna.

– Uważaj- uprzedził mnie Arafat. -To cwaniacy z dużym doświadczeniem w naciąganiu turystów na opłaty. Jeżeli tą samą osobę sfotografujesz a potem nagrasz kamerą- zapłacisz podwójnie.

Spoglądam na to wszystko zdziwiony. Turyści odwiedzają Mursi wielokrotnie częściej niż Bodi- są zwyczajnie przez nich rozpuszczeni.

Idę z kamerą. I tu nastąpiło szaleństwo. Jak za dotknięciem czarnoksięskiej różdżki, spokojna wioska zamieniła się w rozgorączkowany skansen z bajernie przyozdobionymi mieszkańcami. Tylko mężczyźni zachowali opanowanie. I nawet jak przebywali w pobliżu chat, poszli sobie w cień pod drzewa. Posiadam naście zdjęć, każde za 5- 10 birra od osoby. W końcu mam dosyć: talerzyków, kłów, fantazyjnych ceremonialnych nakryć głowy i matek z mnóstwem dzieciaków. Jest nawet kobieta, która pozuje mi z karabinkiem nad głową. Po kilku minutach ta sama osóbka zmieniła ozdoby- teraz ma dzieciaka i posiada kałasznikowa przewieszonego przez piersi. Znowu domaga się foto i oczywiście „kasy”.

 

 

Dopiero po ponad godzinie wszystko w wiosce wróciło do normy. Usiadłem przy samochodzie w grupce mężczyzn, i poprzez tłumacza plotkujemy.

– Dlaczego jesteś sam, bez żony?- pytają.

– Zachorowała na malarię i nie chce jechać. – Wiedzą co to malaria i ze zrozumieniem kiwają głowami.

– Ile masz dzieci?

– Dwie córki.

– To bardzo niedobrze dla ciebie!

– Dlaczego?

– Jak to, a komu zostawisz swój majątek, krowy i zwierzęta?- Musisz mieć syna! – Weź drugą żonę- dopowiada  drugi.

– A w ogóle, ile ty (gruby- znaczy bogaty) masz żon?

– Jedną?- Nie stać cię na drugą?- A może nie lubisz kobiet?

– Ja mam dwie żony i trzynaścioro dzieci- opowiada mi syn wodza.

– U mnie żon się nie kupuje, – tłumaczę. – Całkowite niezrozumienie.

– To komu zostawisz majątek?

Wytłumaczyłem im podstawowe zasady spadkowe w  Europie. Spotkałem się  z pełnym niezrozumieniem i dodatkowo zaczęli patrzeć na mnie podejrzliwie,

– czy aby powiedziałem prawdę.

W końcu usiadłem w samochodzie i wreszcie po czterech dniach mam czas uzupełnić te notatki. Wokół mam mnóstwo bardzo czarnoskórych twarzy dziecięcych w  wieku szkolnym. Wszyscy na bosaka i tylko niektórzy posiadają jakiś tekstylny strój. Kędzierzawe główki tworzą ścianę i usiłują wszelkimi sposobami coś ode mnie wysępić. Najczęściej powtarzają „karamela”- chyba jakaś odmiana słodyczy. Nie bardzo wiem jak odróżnić chłopców od dziewczynek. W końcu rozpoznaję płeć po zwisających małżowinach usznych, przygotowywanych do noszenia krążków. A przykrym w tym wszystkim jest fakt, że niestety do szkoły jest kierowana tylko starsza młodzież, wtedy kiedy może sama dotrzeć do odległego o około dwadzieścia kilometrów miasteczka.

Dojechałem do miasteczka Mursi Hana, nieoficjalnej stolicy plemienia.

………………….

Załapał się do samochodu znajomek przewodnika z Mursi i jedziemy w kierunku jego wioski. Droga prowadziła przez tereny górzyste ze stromymi podjazdami. Jechaliśmy kamienistą drogą, również przez koryta rzek- dobrze, że jeszcze z niezbyt wysokim stanem wody. Pora  deszczowa przejawiała się deszczykami przede wszystkim w nocy. Potem znowu  skręt w jeszcze gorszą drogę i przybywamy do wioski Mamete.

Tym razem  po dłuższych negocjacjach, podobnie pozwalają mi przenocować w wiosce. Początkowo zastanawiałem się czy nocować w ich chacie, ale okazało się to niemożliwe z kilku powodów:

– nie mieli wolnej chaty.

–  Te zajęte są upchane wewnątrz „na wcisk”. Domownicy śpią prawie przytuleni jeden do drugiego.

– Chyba nie miał bym jak wejść do chaty.  W porównaniu do moich gabarytów Mursi są smukli, szczupli i wygimnastykowani. Ja musiałbym do  chatki się wczołgiwać i to chyba bokiem.

…………….

 

 

Istnieje kilka teorii związanych ze zwyczajem noszenia krążków oraz nacinania różnych wzorów na ciele kobiet Mursi. Owe samookaleczenia i w sumie oszpecanie, prawdopodobnie stosowano z obawy przed łowcami niewolników, którzy porywali afrykańskie kobiety do haremów. Kobiety zabezpieczano także przed najazdami innych plemion z sąsiednich krajów. Dziś dobrowolnie czynią się niewolnicami białych fotografów. Nie mają nic przeciwko, gdy ci wskazują palcem, którą Mursi chcą sfotografować.

Według innych przekonań, wielkość krążka w ustach, oznacza status kobiety. Mówi się, że krążek ma znaczenie religijne- ma odstraszać złe duchy, mogące przedostać się do wnętrza człowieka przez usta.

…………….

 

 

Jeżeli jesteś zainteresowany szczegółową relacją zaproś, chętnie przyjadę i opowiem o kilkudniowym pobycie wśród ludów: Bodi i Mursi.

Inne plemiona

Nie mniej ciekawą grupą plemienną są bardziej liczni Hamarowie. Zamieszkują Dolinę Omo bardziej na południe w stronę Kenii. Ich  kobiety  zaplatają warkoczyki fryzur i barwią je czerwoną ziemią. Stroje kobiece składają się przede wszystkim z różnorakich pasków i ozdób, trójkątnego kawałka skóry w charakterze spodenek (majtek), i tykwy jako torebki.

Mężczyzn odróżniałem przede wszystkim po zabawnych ozdobach głów: jakieś  bardzo kolorowe ozdoby, różnokolorowe kolczyki w uszach- na przykład wykonane z przewodów elektrycznych… Starsi mężczyźni noszą ze sobą mały drewniany stołek, który służy dodatkowo jako „poduszka”- w ten sposób zawsze jest na czym usiąść, oraz gdzie się położyć.

 

 

Młodzi chłopcy Hamarów przechodzą interesujący rytuał przejścia do dorosłości. Gdy mężczyzna wkracza w wiek dojrzały, który sam wyznacza, musi przejść rytuał- gdy chce znaleźć sobie żonę. Musi trzykrotnie przeskoczyć przez ustawione rzędem byki.

Skakanie poprzedza inna ceremonia- bardziej krwawa i zastanawiająca. Otóż wszystkie kobiety z rodziny wchodzącego w dorosłość chłopaka, muszą zostać wychłostane. Hamarki z dumą noszą swoje blizny, pierwszy raz uczestniczą w chłoście po osiągnięciu dojrzałości płciowej. Zbierają się w jednym miejscu, przywiązują do nóg dzwoneczki i chodząc w kółko śpiewają pieśni dla swojego brata- że właśnie dziś przestaje być ich bratem. Gdy nad rzeką pojawiają się mężczyźni z witkami, biegną do nich prosząc o wybatożenie. Każda blizna dodaje prestiżu.

Potem następuje właściwe święto przejścia w dorosłość. Byki gromadzone są na placyku, młodzi chłopcy łapią je za ogon i język – aby zwierzęta nie mogły się wyrwać. Ustawiają jeden obok drugiego i kandydat na dorosłego przebiega po grzbietach zwierząt w tę i z powrotem.

Po ceremonii mężczyzna wchodzi nago do buszu wraz z przyjacielem. Chodzą pomiędzy wioskami szukając żony- gdy takową znajdzie, jej dom oznacza krowimi odchodami. Poszukiwania trwają nawet do trzech miesięcy, a chłopiec musi radzić sobie w lesie sam. Krewni z jego wioski zostawiają mu do picia jedynie bydlęce: mleko i krew. O wodę jest trudniej, pochodzi tylko z deszczówki.

 O losie  wybranki decyduje jej rodzina. Pomiędzy rodzinami dochodzi do negocjacji cenowych. Gdy dojdą do porozumienia, wówczas chłopiec porywa symbolicznie dziewczynę i zabiera ją do swojej wioski, gdzie budują własny dom. Żenić się muszą w pierwszej kolejności najstarsi synowie. Jeśli nie są żonaci, wówczas ich młodsi bracia również nie mogą mieć żon.

Ciekawym w tej zabawie w dorosłość jest fakt, że żona nie powinna być dziewicą. Jeśli jest, oznacza to, że coś jest z nią nie tak- nikt jej nie chciał. Specjalnie organizowane są imprezy w lesie, z zabawami i piciem alkoholu. O północy starsi wracają do wioski, a młodzi mają czas dla siebie.

Hamar mogą posiadać wiele żon, które oznaczane są „naszyjnikami”- dużymi obrożami żelazno-skórzanymi. Największą obrożę, posiadającą z przodu cylinder, założy pierwsza żona. Kolejne będą oznaczone żelaznymi pierścieniami: dwa, trzy itd. Istnieje wiele zasad regulujących specyficzne zwyczaje w tej społeczności, a dotyczą na przykład: rozwodu i tego co dalej, dzieci, tego gdzie dziecku wyrośnie pierwszy ząb…

Wracając z powrotem w stronę Jinka, przekroczyłem łódką rzekę Omo na zachodni brzeg na terytorium plemienia Nyangatom. Jakie było moje zaskoczenie, gdy ujrzałem kolejne „kobiety żyrafy”. Plemię należy do grupy bardziej cywilizowanych i wyróżnia się od  innych ozdobami kobiet na szyjach. Zakładają mnóstwo różnych ozdób, które z czasem w nienaturalny sposób wydłużają im szyje. Charakterystyczne jest również to, że z drugiej strony kontynentu afrykańskiego  w Angoli, kobiety Muila wyglądają podobnie. Gdybym ustawił je koło  siebie miałbym problem z odróżnieniem.

 

 

Dolina Omo w Etiopii zamieszkana jest przez ponad dwadzieścia plemion, z których większość jest obecnie ucywilizowana: używają telefonów komórkowych, jeżdżą samochodami, uczą się języków- nie różnią się specjalnie od mieszkańców miast. Dolina kiedyś matecznik ludzkości, szybko się zmienia i niedługo utraci do końca swój dziki charakter.

Mówi się, że nie powinno się nikogo cywilizować na siłę. Sądzę, że za lat kilka, kilkanaście, sami zdecydują o swoim losie- a jeżeli nie oni to ich dzieci, które zwykle nie wracają do wiosek- po pójściu do szkoły.

 

Przejście do następnej relacji: Sudan Południowy

Przejście do poprzedniej relacji: Bodi

Przejście na początek trasy: Erytrea