Z Kinszasy do wodospadów Zongo, relacja z podróży.
Z Kinszasy do wodospadów Zongo, relacja z podróży.
(na lipiec 2021)
Tekst i foto: Paweł Krzyk
Do prowincji Kongo Centralne (Bas Kongo) wybrałem się głównie dla pięknego wodospadu na rzece Zongo (dopływ Kongo). Prowincja podobno jest źródłem zaopatrzenia stolicy w warzywa, ja jednak tego nie widziałem w mizernych wioseczkach, pośród pagórków porośniętych chęchami.
Planując, oceniłem odległości na jakieś 100 kaemów w jedną stronę, czyli… luzik odpoczynkowy.
Dopiero potem okazało się, jaka jest prawda o kongijskich drogach. Aby pojechać asfaltem, czyli na zachód od Kinszasy, trzeba dojechać do Kisantu (120 km).
Droga taka, że nie mogłem się oderwać od telefonu, który
– głupol jeden, moimi rękoma strzelał fotki sytuacjom na drodze.
A to: jakiś samochód osobowy, który na dachu ma towary trzy razy wyższe od niego, czy ciężarowa Arka Noego, dwa razy wyższa niż być powinna, a na tym jeszcze siedzi kilka osób…
Sytuacje drogowe przerywają niesamowite bazary w mniejszych miejscowościach.
W Kisantu skręcamy do wodospadów, 2 godziny po drodze gruntowej rzeźbionej porą deszczową, gdzie nierówności sięgają do metra w górę i dół. W końcu są wodospady za tamą elektrowni. Przyjemnością był spacer do głównej 65 metrowej kaskady. To jedno z miejsc na krótki wyjazd dla mieszkańców Kinszasy.
W końcu, tzw. luzik, stał się całodzienną wyprawą po wertepach. Oczywiście po drodze było mnóstwo chat, chatynek, z których większość zbudowano ze splecionych patyków, oblepionych gliną…, lokalne cegielnie i ludzie oferujący swój jedyny towar- wiązki patyków na opał, czy kassawę (odmiana ziemniaka).
Przejście do następnej relacji: Nad Kongo w Kisingani
Przejście do poprzedniej relacji: Na równiku, nad Kongiem w Mbandaka
Przejście na początek trasy: Kinszasa