Filipiny: Z Manili do Sagady, relacja z wyprawy cz. I
Cz. I: Z Manili do Sagady, relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Podróż do Filipin rozpoczęła się niezwykle. Już ponad dwa tygodnie przed przylotem, dotarły do mnie ostrzeżenia z kraju, i później na trasie z miejscowych telewizji, o tragicznym w skutkach potężnym trzęsieniu ziemi, które nawiedziło ten kraj (o szczegółach napiszę w dalszej relacji). Przyleciałem liniami United z Palau późno wieczorem. Po szybkiej odprawie wymieniam pieniądze (wg kursu 1 USD= 42,6 PHP- Filipińskie Peso). Wsiadam do żółtej taksówki i wg wskazań taksometru, dojechałem do mojego zarezerwowanego Hostelu Where 2 Next Adriatico Street. Dla następców podaję ceny: taxi 220 PHP, hotel 27 zł/noc. Taksówkarze mocno zawyżają cenę- negocjuj. Jak widzisz Filipiny to raczej tani kraj. Ta relacja nie będzie zbyt szczegółowa, gdyż można spotkać przewodnik, oraz dostępne są również inne relacje podróżników. Kraj ten jest też bardziej popularny, a sądzę tak po ilości spotkanych rodaków. W hotelu od kolegów „plecakowców” mam komplet informacji, związanych z poruszaniem się w ciągu następnych 4-ch dni. Zamierzam pierwsze te dni spędzić na zwiedzeniu: stolicy, oraz w górzystej części wyspy Luzon, słynnych tarasowych pól ryżowych. Dzięki tym radom zamieniam noclegi w hotelu, i następną noc spędzę w autobusie z Manili do Banaue. Bilety rezerwuje mi recepcjonista hotelu. Kilka informacji ogólnych. Około 15 milionowa stolica Filipin nie posiada zbyt wielu miejsc atrakcyjnych turystycznie. Państwo to o powierzchni nieco mniejszej od Polski, na ponad 7 tysiącach wysp, zamieszkuje ponad 93 mln. tubylców, władających aż 86 językami. Języki urzędowe: filipiński i angielski. Wizę wydają na lotnisku. Niezły transport autobusami, oraz promami. Tanie przeloty samolotami Philippine Air pomiędzy lotniskami krajowymi. Wewnątrz miasta kursują głównie dawne amerykańskie jeepy, poprzerabiane na rodzaj barwnego pojazdu z ławkami wzdłuż na „pace”, tzw. jeepnej (lub jeepli)- dla twardzieli z nadmiarem czasu. Z tyłu stoi nagabywacz. Jeżeli potrafisz zrozumieć co wrzeszczy, to może dojedziesz… tam gdzie chciałeś. Poza miasto wyjeżdża jak skompletuje pasażerów, przy czym nie bardzo dba o ich wygodę. Oprócz tego taksówki, naciągające turystów na tyle na ile im się uda. Są jeszcze riksze równie wielokolorowe (twardo negocjuj, przy wynajmowaniu na wycieczki). Autostop i rower: pierwszego nie polecam, może być niebezpieczny, a na drugi jest za gorąco i zbyt wilgotno. Unikaj raczej wyspy Mindanao- uzbrojone oddziały ekstremistów islamskich i porwania dla okupu. Hostel mój znajduje się w doskonałej lokalizacji, w centrum starego miasta, w sąsiedztwie głównych zabytków. Po wyjściu z hotelu zaczynam robić fotki tym jeepnejom (jedną z nich załączyłem). Obok ulica w centrum, która pod wieczór zamieni się w targowisko uliczne.
Zwiedzam spacerem stare miasto: kilka wieżowców, park, budynki rządowe, bulwar nadmorski, stary fort San Pedro, katedra (obecnie na 2 lata nieczynna wskutek remontu), Kościół San Augustino- najstarszy zabytek miasta. Wspomnieć trzeba, że pierwsi koloniści Hiszpanie osiągnęli na Filipinach wyjątkowy sukces ewangelizacyjny, ponad 90 % mieszkańców jest chrześcijanami. Szczególnie barwne są katolickie obchody Świąt Wielkanocnych, kiedy to wierni … przybijają się do krzyża. Za centrum znajduje się dzielnica chińska. Zwiedzam Muzeum Narodowe i Muzeum Sztuki (na ten sam bilet). Wracam i mile wspominam spotkania i pogaduszki z ludźmi, w biedniejszej części jednej z ulic. Pamiętam jak recepcjonista uprzedzał, aby wieczorem nie odwiedzać takich dzielnic miasta. Na zdjęciach niżej: w/w kościół, oraz ta „biedna” ulica.
Ulice po południu zamieniły się w ciąg straganów. Wracając z zaciekawieniem przyglądam się knajpom przy i na ulicznych. Jedzenie na Filipinach: bajka. Mieszanina smaków i rodzajów potraw. Mnie smakowały np. kalmary z grilla. Musisz sam spróbować: podchodzisz, pokazujesz palcem, i pytasz co to…? Wieczorem i o zmroku na ulicach, co rusz usłyszysz odgłos dzwonka rowerowego. To zwracają na siebie uwagę, sprzedawcy afrodyzjaku Balot- jajka z… embrionem kurczęcia w środku. Do ramy mają przymocowane zwykle wiaderko ze: spreparowanymi jajkami, solą, butelką winegretu i czosnkiem. Są dwie wersje: dla turystów (16 dniowa), i dla …orłów. Odpuściłem sobie, a nóż zacznę szukać… Pamiętam, że w czasie swoich wypraw spotykałem już mężczyzn, którzy ze specjalnych biur- właśnie filipińskich, na czas podróży wynajmowali panie do towarzystwa. Na pierwszym zdjęciu wózek z kokosami, które po wypiciu soku oddawało się sprzedawcy, który po rozłupaniu orzecha, podawał w jego połówce, do wyjedzenia miękki miąższ kokosa. Na drugim wystawa restauracyjki z owocami morza, gdzie między innymi w ofercie był mały rekin.
Po 10 nocnych godzinach następny dzień witam w Banaue, w górzystej części wyspy Luzon. Noc minęła szybko, zasnąłem. Ten rejon zamieszkuje plemię Ifagao, którzy dawniej byli również łowcami głów. Współczesnym łowcą głów okazał się młodzieniec, który jeszcze przed przyjazdem werbował w autobusie turystów: do hoteli, na wycieczki… Po obejściu autobusu przyszedł do mnie ponownie, proponując okazyjną wycieczkę mini busem do Sagady, i z powrotem tego samego dnia, (taką wycieczkę wykupiła para Holendrów- ja jestem na doczepkę/1100 PHP). Zamierzałem tam jechać jeepnejami przez Bontoc i nocować w Sagadzie. W Banaue trzeba wykupić rodzaj biletu wstępu: 45 PHP (dają mapkę i trasy wokół z zaznaczonymi wioskami). Udało mi się, w podobnej cenie jadę szybko i wygodnie. O 12-j , po kolejnej opłacie 35 PHP, z przewodnikiem wchodzimy do głębokiej Jaskini Samaging. Jaskinia niezbyt atrakcyjna i trochę niebezpieczna. Nawet w odpowiednim obuwiu w głębszych partiach jaskini, na skałach pokrytych guano nietoperzy jest b. ślisko, a same skały są wysokie i pod różnymi kątami. Jeżeli pójdziesz miej własną latarkę- jedynym oświetleniem jest lampa naftowa przewodnika. Idąc z powrotem w kanionie Echa, na klifowych zboczach w trzech miejscach, zwiedzamy tzw. wiszące trumny. Zamieszkujący tutaj lud Igorotów, jeszcze nieco ponad 100 lat temu, w ten nietypowy sposób grzebał swoich zmarłych (bliżej do nieba).
Po trzech godzinach zwiedzania, wracamy z licznymi stopami w kolejnych dolinach z wsiami, miasteczkami, i tarasowymi polami ryżowymi. W jednym z miasteczek robię to zdjęcie, z muchami na mięsie, wiszącym na wieszaku na skraju jezdni. Drugie zdjęcie wykonałem na punkcie widokowym, na skraju Banaue od strony Bontoc. Niektóre pola ryżowe wyglądają tak, jak gdyby olbrzym pokrajał te wzgórza w plastry, a potem poprzesuwał je względem siebie. Wszystkiemu na zdjęciu przygląda się zadumana figura.
Drugiego dnia w filipińskich Kordylierach, zamierzałem zwiedzić muzeum miejskie Babaue, oraz odwiedzić spacerem dwie wioski. Idąc do muzeum zrobiłem załączone zdjęcia: pierwsze to panorama kotliny Banaue, a drugie przedstawia widok domów miasta wiszących prawie nad głowami- z dołu kotliny. Zrozumiałem dlaczego mój hotel People’s Lodge (250 PHP/noc), miał kilka pięter w dół. Od strony ulicy wyglądał na parterowy.
Po drodze w górę w stronę muzeum, nie mogę się uwolnić od natarczywego kierowcy motorowej rikszy. Dla żartu zaczynam z nim twarde negocjacje cenowe, za wycieczkę do oddalonych o 13 km słynnych zielonych Tarasów Bangaan. Obejrzałem niewielkie dwie sale muzeum, i jakiż było moje zdziwienie,kiedy zobaczyłem na górze … mój pojazd do tarasów. Cóż było robić jadę skulony w obudowanej przyczepie rikszy, i zastanawiam się jak mieszczą się tu 3-4 osoby tubylców. Droga do tych tarasów jest… jakby to delikatnie nazwać: dla wytrzymałych fizycznie i duchowo. Prowadzi w bok pomiędzy kolejne kotliny w wysokich górach, z pięknymi widokami domków, zwykle blaszanych, jakby przyklejonych do zboczy. A wszystko to w otoczeniu takich… bardzo zielonych tarasów, na których już posadzono ryż. Na jednym z poletek widzę gospodarza, brodzącego po kolana w błocie, poganiającego rogatego bawoła ciągnącego rodzaj szerokiej sochy. W końcu po godzinie jesteśmy na miejscu. Mój kierowca robi mi to zdjęcie, na tle pięknej doliny z małą wioską, wśród pól ryżowych w dole. Mieszka w niej tylko 27 osób z jednej rodziny. Wioska Bangaan na górze liczy sobie 300 dusz. Tarasy te w 1995 r. wpisano na listę światowego dziedzictwa… UNESCO. Postanawiam pójść w dół do tej pięknej wioski z tradycyjnymi domostwami (to 15 minut spaceru). Jednak jak … lunęło, po kilkunastu metrach co szybciej chowam się, pod dachem jednego z domów. Jak wyjeżdżaliśmy świeciło słoneczko, potem w drodze popadywało, a tutaj przy tarasach Bangaan dosięgnął nas …, jak się później okazało skraj potężnego tajfunu Jolanda. Tajfun ten był największym w tym roku na świecie, i jego główna niszcząca siła była tego dnia, w odległości ponad 600 km. Tutaj była tylko ściana deszczu, całe szczęście bez wiatru. Po pół godzinie siedzenia, ruszam z powrotem do rikszy, i w drogę powrotną. Tylko ta … droga? To faktycznie skalna dróżka wykuta w skale, z nawisami skał z góry, i … zwykle przepaściami z drugiej strony. Ładnie się ją fotografuje przy dobrej pogodzie, ale teraz to raczej: dwa, lub tylko jeden… strumień żółtej wody i błota, który na zwężeniach z hukiem wodospadu spada w dół. Patrzymy z obawą na nowe osuwiska skalne. Poznajemy je po świeżych roślinach pomieszanych ze skałami i błotem. Rozumiem dlaczego na tej drodze od czasu do czasu, poza robotami drogowymi stały koparki. Przy umiejętnościach mojego kierowcy faktycznego niebezpieczeństwa nie było. Była obawa, że nie zdążę na autobus, w przypadku osunięcia się ziemi i zablokowania drogi. Z ulgą zobaczyłem opłotki Banaue. Widzę zdumiony jatkę ze świeżym mięsem, zajmującą połowę drogi. Na rozłożonej folii leżą jakieś krwiste ochłapy, chyba krowy i świni (łby wiszą wyżej na desce), i trzy deski oddzielające to coś od drugiej połowy jezdni. Nie próbuję się zatrzymać, nie było gdzie, zrobił się korek: jeepnej, ciężarówka i kilka rikszy motorowych. Po 4-j rano jestem z powrotem w Manili w moim hotelu. Na drugim zdjęciu niżej pokazałem tradycyjne nakrycia głowy ludu Ifagao (Ipugo w miejscowym języku). Wśród piór i ozdób noszą na nich zmumifikowane głowy małp i ptaków.
Ciąg dalszy relacji z Filipin znajdziesz tutaj: Cebu i Bohol, po trzęsieniu ziemi i tajfunie (kliknij)
Przejście do poprzedniej części wyprawy: Palau.
Przejście na początek wyprawy: Kolumbia.