Plemiona Angoli, relacja z podróży
Plemiona w Angoli, relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Niektórzy reklamują Angolę jako miejsce gdzie: zobaczy się porzucone czołgi oraz kobiety noszące na głowach mieszankę ziół i… gnoju. Ja wiedziałem wcześniej, że południe tego kraju zamieszkują niezwykle oryginalne plemiona. Usłyszałem o nich w Namibii, w której także można część z nich zobaczyć, tylko że tam bardziej to przypomina wizytę w skansenie niż prawdziwe życie w afrykańskim buszu. Wyprawę do plemion południa Angoli rozpocząłem w Lubango od wynajęcia samochodu z napędem na cztery koła, wraz z miejscowymi kierowcami. Miałem ich aż dwóch, gdyż właściciel firmy wynajmującej nie chciał inaczej samochodu wypuścić w trasę. Normalnie ruszają przynajmniej dwa samochody, aby mogły sobie nawzajem udzielić w drodze pomocy. Podał mi przykład samochodu wynajętego bez kierowcy grupce Hiszpanów. Po tygodniu dostał wiadomość, że jego samochód stoi porzucony na pustyni. Wynajmujący pozostawili go i odjechali… do domu. Widać wybrali się w ten ekstremalnie trudny teren jak na wycieczkę po Europie, i trudności drogi ich przerosły.
Ta relacja jest częścią wcześniejszej i piszę w obecnej tylko o plemionach. Przed wyjazdem zaopatrzyłem samochód między innymi w paczki z prezentami… dla wodzów wiosek, aby uzyskać ich zgodę na wejście do wioski oraz na filmowanie. Edson i Horacio rozmawiają po portugalsku i odrobinę po angielsku. Nie mamy kłopotów z porozumiewaniem się. Zostałem nazwany na tej prawdziwej wyprawie do buszu i na pustynie, Mister Poolem. Nie dało się skrócić tej nazwy.
Na temat każdego z plemion mógłbym napisać oddzielną długą relację. Nie robię tego, gdyż rezerwuję sobie temat do wydawnictwa książkowego „Żyłem wśród ludów pierwotnych…”. Ponadto wiele ze zdjęć jest, jakby to nazwać „roznegliżowanych” i nie chcę być posądzany o propagowanie na publicznej stronie treści… nieobyczajnych.
Jeżeli zaprosisz, chętnie przyjadę i opowiem szczegółowo o tej wyprawie.
Piszę nieco obszerniej tylko o pierwszym. Siedzibą ludu Mucubal znajduje się w Virei- pustynnym rejonie prowincji Namibe na południu Angoli. Wioska znajduje się na pustyni w odległości stu trzydziestu kilometrów od miasta Namibe na wybrzeża Atlantyku. Droga szutrowa wiedzie przez całkowite pustkowia, z rzadka porośnięte tylko kolczastymi krzewami. Już niedługo powinny ożyć- wolno zaczyna się pora deszczowa.
W centrum Virei głównym miejscem jest placyk z trzema flagami, wśród których najważniejsza jest ta symbolizująca monopartię MPLA. Po placyku szwendają się świnki i… jest pustynnie: piach, dziury na drodze, śmieci przesuwane wiatrem i ciekawie wyglądające z domostw dzieciaki. Mój kolor twarzy wyraźnie zaciekawił grupkę lokalnych „piwożłopów” w klapkach- japonkach wykonanych… z opony. Niedługo też do nich dołączyliśmy. Wierzcie mi, każde zimne piwo bosko smakuje- po trzygodzinnej jeździe przez pustynię. Z boku jest mały sklepik. Dobrze, że zaopatrzenie zrobiliśmy w Lubango w domu towarowym.
Do kompletu widoku otoczenia brakuje jeszcze tylko dużego stada kóz, próbującego coś znaleźć do jedzenia wśród śmieci i kamieni. Coś czego naprawdę kózki mogłyby skosztować, ponieważ na co dzień jest podlewane- jest szczelnie zasłonięte płotem z gałęzi.
Mucubal jest półkoczowniczym ludem pasterzy, żyjącym z hodowli bydła i rolnictwa. Nazywani są także Mucubale, Mugubale oraz Mucubai. Najwięcej kobiet Mucubal spotkałem na wioskowym, betonowym placyku targowym. Masz je na zdjęciu w towarzystwie dzieci. Noszą specyficzne biustonosze oynduthi. Są w postaci pasków przyciskających piersi do ciała. Dodatkowo oznaczają bycie mężatkami. Tylko kobiety stanu wolnego chodzą ze swobodnie sterczącymi sutkami. Ramiona i nogi przyozdabiają rzędami mosiężnych lub żelaznych pierścieni. Kiedyś nosiły na głowie ompota, specyficzne nakrycia głowy. Wykonywano je ze splecionych gałązek i wypełniano krowimi ogonami. Będąc na miejscu jednak tej tradycji nie zauważyłem- wolą odmianę turbanów z kolorowego materiału. Jak chyba wszędzie w Afryce kobieta nosi swoje maleństwa w chuście dociskającej dziecko do pleców. Ma wtedy ręce wolne aby móc pracować. Mężczyźni są ubrani prawie po europejsku: spodenki i jakaś bluzka u góry. Panowie w tej kulturze są, jak to powiedzieć bez super złośliwości: od „wyższych celów”. Polega to przed wieczorem przede wszystkim na odpoczywaniu w cieniu… Mucubal kultywują specyficzne tradycje i obyczaje. Kobiety i mężczyźni mają spiłowane górne zęby (dwa siekacze przednie) a dolne pod nimi usuwają (wybijają). Pokazywali mi jak to robią: przykładają coś twardego z przodu do zęba i mocno uderzają w drugi koniec. Ząb wylatuje, podobnie jak u nas podczas ostrej bójki. Robią tak, gdyż podobno zęby dolne opuszczają w nocy usta, aby załatwić potrzeby fizjologiczne i… wracają ubrudzone z powrotem. Więc lepiej je usunąć, aby „świntuchy” nie brudziły fekaliami jamy ustnej. Do tego dochodzą specyficzne wierzenia religijne i ceremonie. Na przykład mięso bydlęce spożywają tylko w czasie długotrwałych ceremonii pogrzebowych. Groby przyozdabiają porożami bydła ubitego w ofierze. Liczba poroży świadczy o statusie społecznym zmarłego. Taka swoistego rodzaju kultura śmierci- nawiasem mówiąc bardzo podobna do zwyczajów na innym kontynencie- w Indonezji.
Do Oncocua jedzie się prawie całkowitymi bezdrożami, pokonując liczne koryta suchych rzek, skrajem parku narodowego, w otoczeniu pustynnej roślinności i płowo-bezowych szczytów górskich. W pobliżu Oncocua ma się do czynienia z prawdziwym tyglem kulturowym, w którym zamieszkuje kilka grup plemiennych. Dwukrotnie trafiłem do wiosek Mutua. Musiałem wkupywać się prezentami. W jednej z nich okazało się, że słusznym wyborem był zakup alkoholu i papierosów. Zaraz na początku zapytano mnie- czy wśród souvenirów są papierosy. Po potwierdzeniu zgoda na wejście do wioski była szybko. Jeszcze szybciej starsze kobiety podzieliły papierosy równo między siebie… i wypaliły jednego po drugim (!!!) W drugiej, szef wioski… chciał tylko butelkę! Mutua (inna nazwa Butua) jest plemieniem zbieraczym i miałem problem ze znalezieniem informacji o nim, podczas przygotowywania się do wyjazdu. Jest mało znanym. Wioski są małe i skryte w buszu. Zbierają owoce oraz zajmują się produkcją miodu, a dokładnie podbieraniem miodu pszczołom z buszu. Kobiety przyozdabiają głowy w sposób zbliżony do ludów Himba w Namibii. Plotą cienkie warkoczyki i po natłuszczeniu kozim masłem pokrywają je czerwoną ziemią. Powstaje twardy czerwony patyk na głowie, znacznie bardziej prymitywny od stosowanych przez lud Himba/ Muchimba. Używają skórzanych i metalowych ozdób na rękach, nogach i w pasie do podtrzymania stroju. Obowiązuje mycie głowy i ciała raz na jakiś czas. Kobiety codziennie wcześnie rano okadzają swoje krocze wonnym dymem przy użyciu specjalnego oprzyrządowania. Mężczyzna praktycznie nie różni się od innych mieszkańców Czarnego Lądu. Na drugim zdjęciu pokazuję sposób pracy żarnem kamiennym.
Mucuwana są angolskimi aborygenami, którzy nadal ubierają się i żyją w zgodzie z tradycjami plemiennymi. Są rolnikami i hodowcami zwierząt. Na zdjęciach udało mi się pokazać wszystko co jest w ich wyglądzie typowe dla tamtejszej kultury. Kobiety na głowach noszą wystający nad czoło zawój, wykonany z włosów pokrytych mieszanką tłuszczu, ziół i… gnoju zwierzęcego. Kobiety plotą kolorowe od ozdób warkoczyki, obwieszają się sznurami koralików. Z tworów natury wykonują różnego rodzaju bransolety i naszyjniki. Podczas uroczystości i okazji do tańców są nimi dość dokładnie poobwieszane. Mężczyźni podobnie jak poprzednicy preferują stroje tekstylne. Najmodniejszym „obuwiem” są japonki.
Jednym z najbardziej znanych i często opisywanych jest niesamowicie egzotyczny lud Muchimba. To samo plemię w sąsiedniej Namibii nosi nazwę Himba. W okolicach Oncocua oraz dalej w stronę południową w pobliżu Hangumbe znajduje się kilka grup tego plemienia. Każdy chyba widział fotografie zwłaszcza kobiet Muchimba, czerwone ciała i włosy obficie pokryte czerwoną ziemią. Sprzedawca w barze w Oncocua wydając mi resztę śmieje się – tym czerwonym pieniądzem płacili mi Muchimba. Banknoty są prawie oblepione na czerwono. Spotkanie kobiet jest zawsze interesujące. Są jak pradawne egzotyczne boginie, podczas gdy młodzi mężczyźni preferują modne podkoszulki i… okulary słoneczne. Wszyscy mężczyźni Muchimba noszą grube pierścienie i okrągłe drobniejsze naszyjniki, jako oznakę bycia w związku z kobietą.
Szukając Muchimba, najpierw znaleźliśmy mężczyznę przy miejscowym wodopoju- rodzaju ręcznej pompy z ogromnym kołem, które uruchamiało pompę. Przyszedł z buszu popatrzeć na nas, podczas gdy kobiety w tym czasie… pracowały. Ozdoby głowy kobiet to prawdziwe arcydzieła. Myją się raz na trzy miesiące. Po spleceniu włosów w warkoczyki, pokrywają je masłem a potem ziemią, pozostawiając jednak na końcu artystycznie wykonane czarne pędzle. Do tego wiele innych ozdób na głowie, ramionach, pasie i nogach. W pasie zamiast tekstylnej czerwonej od ziemi spódniczki, można spotkać kozią skórę przyciętą w trójkąt, tak aby można ją było odpowiednio przewinąć i uformować… majtki. Codziennie rano przed rozwidnieniem się kobiety rozpalają specjalny kaganek z wonnymi ziołami, aby okadzić swoje okolice intymne. Kaganek stawiają pod trójkątnym koszykiem, który dosuwają do swojego krocza i całość nakrywają skóra. Dym wydostając się szparami … dezynfekuje oraz zmienia zapach ciała. Można żyć bez mycia się i dezodorantów???
Mudimba natomiast, jest małym plemieniem koczowniczym i niełatwo je odszukać w buszu. Ich zwyczaje szybko obecnie się zmieniają i sądzę, że niedługo nie będą się wyróżniali od innych plemion murzyńskich Bantu. Są bardziej tekstylni, częstym widokiem jest motocykl we wiosce…
Plemię Mugambues można spotkać w głębi buszu, w pobliżu kolonialnego miasteczka Chiangue. Są rolnikami i hodowcami bydła. jak plemię wcześniejsze, również dokonali wyboru w stronę życia łatwiejszego i… bardziej w naszym rozumieniu cywilizowanego. Dawne grube naszyjniki n szyjach noszą okazjonalnie wyłącznie starsze kobiety. Młodzież wybrała nowoczesność i… modę. Wnętrza chat jednak wcale się nie zmieniły. Nadal znajdują się w nich najbardziej prymitywne podstawowe narzędzia, ognisko rozpalane na trzech kamieniach z podsuwanymi gałęziami oraz naczynia wykonane z… uciętej tykwy. Z takiego naczynia jedzenie nabiera się do ust rękoma.
Najdawniejszymi mieszkańcami południowej Afryki byli Buszmeni (od trzech tysięcy lat). Właśnie do tego plemienia chciałem koniecznie dotrzeć. Kiedyś szukałem w Botswanie i Namibii, ale tam nie udało mi się ich odnaleźć. W Angoli dotarcie do plemienia Buszmenów okazało się najtrudniejsze. Trzeba było zboczyć z głównej drogi i dwie godziny odjechać w bok bezdrożami oraz po rozkisłych od deszczu i błota drogach, po których jazda bardziej przypominała slalom samochodowy. W końcowej części drogi do malutkiej wioseczki w buszu doprowadzili mnie dwaj buszmeni. Jechaliśmy już tylko po zwierzęcych ścieżkach w buszu, oraz na szczęście suchymi dzisiaj korytami okresowych rzek. Jeszcze wczoraj niektórymi płynęła woda- po całonocnej ulewie. Wioska składała się z czterech rodzin mieszkających w pobliżu siebie w kolczastym, obecnie zielonym buszu. Pora deszczowa w tym rejonie nadeszła wcześniej niż nad pustynie. Jedna rodzina posiada trzy chaty: mieszkalną, kuchnię i dla zwierząt.
To życie jest naprawdę mizerne. Mają problem z wyżywieniem się z malutkich poletek z kukurydzą i jakimiś roślinami dyniowatymi, ale zwłaszcza z dostępem do wody. Nie są zbyt wysokiego wzrostu-maksymalnie do około stu sześćdziesięciu centymetrów. Rozdałem resztę posiadanych wiktuałów, cukierków dla dzieciaków. Kupiłem dwie strzały do łuku i… chciałem tam przenocować, ale nie było gdzie. Drugim argumentem na niekorzyść, były nadciągające ciemne chmury wróżące intensywne opady. Zapamiętałem ślady wody w korytach rzecznych… i odjechałem. Miałem rację, przez całą noc lało.
Nie wiem, czy nie najciekawszym z plemion angolskich był lud Muila (lub Mumuila). Znajduje się w pobliżu Chibia na płaskowyżu Huila. Są zlepkiem grup etnicznych żyjących w prowincji Huila. Zajmują się rolnictwem , hodowlą bydła i pszczelarstwem. Dotarcie do nich było niewiele łatwiejsze niż wcześniej do Buszmenów. O niezwykłości plemienia świadczą przede wszystkim fryzury kobiece, oraz noszone przez nie bardzo masywne naszyjniki. Zakładają je jako młode dziewczynki i nigdy nie zdejmują. Moim zdaniem są afrykańską odmianą „kobiet żyraf”, znanych mi z rejonu Birmy i Tajlandii w Azji.
Kobiety zaplatają grube warkocze „nontombi” w ilości od czterech do sześciu, i pokrywają mieszanką oleju, kory drzewnej, ziemi, suszonego łajna i ziół. Występują dwa kolory: czerwony i żółtawy. Zwyczaje z naszyjnikami są skomplikowane i nie chcę ich tutaj szczegółowo opisywać. Popatrz na zdjęciach jak wyglądają ich głowy i… szyje.
Jak u wszystkich oglądanych wcześniej członków plemion, modne tutaj są japonki (foto)-wartość po przeliczeniu wynosi około 80 polskich groszy. Obok masz młodą przedstawicielkę kobiet żyraf z rodu Muila- także ostrzą zęby.
Potem już był tylko szybki powrót do Lubango, pożegnanie z kierowcami, rozliczenie kosztów wypożyczenia samochodu oraz przelot samolotowy z powrotem do stolicy Angoli.
Szczegóły organizacyjne tej podróży znajdziesz niżej.
Przejście do następnej relacji: Wyspy Świętego Tomasza i Książęca.
Przejście do poprzedniej relacji: Angola
Przejście na początek trasy: Kamerun