Burundi, relacja z podróży.

 

Burundi, relacja z podróży.

Tekst i foto: Paweł Krzyk

Jeżeli przeczytasz w ostrzeżeniach MSZ „nie podróżuj”, to warto to rozważyć!  Powszechnie odradza się wyjazdy w regiony graniczące z Rwandą i Demokratyczną Republiką Konga. „Podróżujący po Burundi samochodem mogą być zatrzymywani przez blokady policyjne lub grupy rebeliantów. Zaleca się podróżowanie w konwojach”. Takie ostrzeżenie „śmierdzi kłopotami”.

Początkowo właśnie drogą lądową od Rwandy chciałem tam wjechać, jednak skorzystałem z połączenia lotniczego do stolicy Bużumbury- przyleciałem z Ugandy poprzez Kenię.

Szczegóły organizacyjne wyprawy zamieściłem na końcu relacji w informacjach praktycznych.

Tereny państwa Burundi były zamieszkane przez ludy: Twa, Tutsi i Hutu. Burundi było rządzone przez króla Tutsi przez ponad pięćset lat, potem te tereny zajęli koloniści: Niemcy i Belgowie. Polityczne niepokoje z powodu różnic społecznych między Tutsi i Hutu, spowodowały po uzyskaniu niepodległości wojnę. Wieloletnia wojna domowa zakończyła się masowym ludobójstwem podobnym do tego, które miało miejsce w sąsiedniej Rwandzie. Potem czarni watażkowie prowadzili wojnę partyzancką, którą ukróciły wojska Organizacji Narodów Zjednoczonych. W końcu udało się przywrócić spokój, jednych zmusić do złożenia broni, innych do wycofania się do dżungli… W Burundi jest niezbyt ciekawie i dość drogo, bo długotrwała obecność cudzoziemców wywindowała ceny.

Burundi jest najbiedniejszym państwem świata z produktem krajowym brutto w wysokości około dziewięćdziesięciu dolarów. Powierzchnia kraju, porównywalna jest do większego polskiego województwa a patrząc na nią, to podobnie jak w sąsiedniej Rwandzie wzgórza i pagórki. Od zachodu Burundi przylega do Jeziora Tanganika. Bieda jest spowodowana głównie konsekwencjami wojen. Mimo biedy oraz masowej emigracji Burundi jest dość gęsto zaludnione.

Po przylocie do Bużumbury i noclegu w zarezerwowanym niezłym hotelu, zacząłem się zastanawiać- co robić dalej? Z jednej strony moje trzy dni w Burundi mogłem przeznaczyć: na zwiedzenie stolicy i wypad do Rutany i Gitegi- do Wodospadów Karery (Chutes de la Karera). Postanowiłem poszukać transportu. Podstawowym środkiem komunikacyjnym pomiędzy miastami są minibusy. Odjeżdżają z placów autobusowych, zwanych gare routières. Główne drogi w Burundi są nawet niezłe, ale  minibusy odjeżdżają dopiero po wypełnieniu wszystkich miejsc. Na zdjęciach pokazuję widoczek znad jeziora Tanganika i obrazek z okna.

 

 

 Wymieniłem walutę u ulicznego handlarza, który kręcił się przy Chaussé Prince Rwagasore, w pobliżu bazaru. Potem skorzystałem z motocyklowej taksówki, aby się dostać do gare du nord, skąd odjeżdżają minibusy do  Rutany (jazda dość długa przez prawie całe miasto za około 1 EUR) . Wbrew nazwie, jest to na południowych przedmieściach Bużumbury. Postanowiłem pojechać następnego dnia. Ponad trzystu tysięczna Bużumbura nie jest zbyt atrakcyjnym miejscem do zwiedzania.: ewentualnie muzea i Centrum Kultury Islamskiej, katedra katolicka, Plac Niepodległości… Poszwendałem się po bazarach i poszedłem nad jezioro. O kąpaniu się możesz raczej zapomnieć, możliwa ślepota rzeczna- bilharcjoza… Zaciekawiły mnie dwie postacie bazarowe. Jedna oferowała hurtowo patyczki, robiące tutaj za szczoteczki do zębów, a druga próbowała mnie namówić na rodzaj szaszłyka  z suszonymi małymi rybkami.

 

 

Przejazd do Rutany- niespełna stu pięćdziesięciu kilometrów, zajął mi trzy godziny.  Stosunkowo wolna jazda pozwoliła na spoglądanie obiektywem, na życie przydrożne: grill w którym sprzedawca stal wysoko i z góry podawał swoje dania, czy stragany z kiściami bananów.

 

 

Po przyjeździe zacząłem szukać pojazdu na jutro, w kierunku odległych o trzydzieści kilometrów Wodospadów Karery (przez Gitega). Już po kilkunastu minutach wiedziałem, że mam pecha. Jedynym rozsądnym dniem na taką wycieczkę jest niedziela- ponieważ w Karera jest wtedy bazar. W niedzielny dzień targowy minibus z Gitegi jedzie na targ w pobliżu wodospadów wczesnym rankiem i wraca po południu. Z Rutany, poza wspomnianą niedzielą nie kursuje nic. Jedyną szansą zobaczenia wodospadów jest wynajęcie moto-taksówek. Po dalszej godzinie poszukiwań nie udało mi się wynająć motocykla z kierowcą. Cóż było robić:

-nie byłem w niedzielę,

– miasteczko jest bee- a właściwie wieś nie miasteczko: kilka knajpek, główny plac i oberża… Porozglądałem się trochę i postanowiłem wracać do Bużumbury.

W międzyczasie rozbawiły mnie widoczki lokalnych „piwożłopów”, którzy konsumują przez słomki lokalnie warzone piwo, w zębach zaś kopcą wielkie skręty z gazet- niestety nie pozwolili się sfotografować.

 

 

Po drodze na dłuższym postoju zajrzałem do jednego z obejść wiejskich: kryta blachą chata była zbudowana z patyków pozlepianych gliną. Dodatkowo z boku na ogniskowej kuchni, w dużym garze gospodyni gotowała jakąś zieleninę. Tuż obok kobiety, a któż by inny w Afryce, niosły na głowach wiązki drewna na podpałkę.

 

 

Jadąc dumałem kto jest kim: Hutu czy Tutsi?  Nie potrafiłem ich rozróżniać… Tutsi  byli faworyzowani przez kolonizatorów belgijskich, pracowali w administracji i stanowili trzon armii. W czasach niepodległości, liczniejsi Hutu- utworzyli milicję, która rozpoczęła porachunki z Tutsi. I tak doszło do ludobójstwa…

Często przy drodze znajdowały się wypalarnie węgla drzewnego- oferowały go w dużych worach. Kolejny postój  w pobliżu stolicy pokazał mi niewielki market przydrożny z  chyba wszystkimi owocami i warzywami uprawianymi w kraju. Wszyscy sprzedawcy, gdy tylko zobaczyli aparat fotograficzny, dali dyla pod zadaszenia swoich stoisk. Potężne kiście bananów  odciętych z bananowców, dla zapobiegnięcia zbyt szybkiemu dojrzewaniu zabezpieczano przez owinięcie liśćmi.

 

 

No i tyle, żegnam się bez żalu. Pozostał, po dniu odpoczynkowym, wylot do  Etiopii, gdzie mam zamiar zdobyć wizę do Sudanu- kolejnego kraju, który zamierzam zwiedzić w czasie tej wyprawy.

Niżej mapka Burundi.

 

 

Przejście do następnej relacji: Na pustyni w Sudanie

Przejście do poprzedniej relacji: Mzungu wśród goryli w Kongo

Przejście na początek trasy: Uganda. Mzungu wśród goryli