Kananga i Mbuji-Mayi, relacja z podróży.

Kananga i Mbuji-Mayi,  relacja z podróży.

(na lipiec 2021)

Tekst i foto: Paweł Krzyk

Kananga (do 1966 roku Luluabourg) – miasto w Demokratycznej Republice Kongo, stolica prowincji Lulua (Kasai Zachodnie), leżące nad rzeką o tej samej nazwie.  Wyróżnia się stosunkowo dużą liczbą mieszkańców – 1,1 miliona. Nie ma tu zbyt wiele do oglądania, Katedra Św. Klemensa, budynki rządowe…

 

 

Dodaj budynek stacji kolejowej z lokomotywą. W pobliżu miasta wydobywa się diamenty. I tyle.

 

 

Mbuji-Mayi. jest dużym miastem w kongijskim Kasai Wschodnim, trzecim w kraju pod względem liczebności mieszkańców (1,7 miliona). Znajduje się nad rzeką Bushimaie w regionie rolniczym. Dostać się można z rzadka kursującymi samolotami, lub po drodze, którą właściwiej byłoby określić bezdrożem.

Zresztą, niewiele lepiej prezentują się ulice miejskie. Za to centrum handlowe Mbuji-Mayi zajmuje się większością wydobycia, i produkcji diamentów w Kongu. Wydawać by się mogło, że diamenty to bogactwo, ja jednak tego nie zauważyłem.

 

 

Liczne bazary, które bezpiecznie było obejrzeć z okna samochodu, węglarze z trudem pchający wory z węglem drzewnym… na rowerach, sprzedawcy: mąki, mydła, kasawy… Większość mieszkańców stanowi ludność Luba.

 

 

W centrum monumentalnie prezentuje się katedra katolicka na placu otoczonym… bardzo dziurawymi ulicami.

 

 

Problem, oraz Gadki szmatki.

W kongijskim Mbuji-Maya spotkał mnie problem logistyczny. Pojechałem sobie, jak panisko z hotelu na lokalne lotnisko, aby polecieć do Kinszasy, a tu zimny prysznic:

– My dzisiaj nie mamy żadnych lotów, dokądkolwiek!

– Ale, ja mam bilet!??? Pytanie retoryczne, z odpowiedzią

– no, i co z tego?

Co było robić. Po spytaniu w innych liniach lotniczych, wiem, że nie polecę stąd nigdzie, ani dzisiaj, ani jutro. A samochodem droga do Kinszasy, to… minimum 3 dni.

– O, k…, a to problem…!

Uruchomiłem opiekuna mojej trasy z Kinszasy, i po dwóch godzinach- jak królik z kapelusza, wyskoczył lot… na jutro.

– Wiesz, szukałem też w liniach cargo- mówi mi. Pomimo mojej ogromnej praktyki z biletami lotniczymi, tutaj bez znajomych w liniach i agencjach nie zrobiłbym nic.

Popatrzyłem trochę na życie uliczne i na luzie poszedłem do „banana baru” na Doppel Munich (piwo 6,5%), i pogadałem sobie z … Chińczykiem. Ten anglojęzyczny dżentelmen mieszka tu od 10 lat i zajmuje się logistyką, jak rozumiem dla towarów jego kraju. Mieszka w Lubumbaszi (region przemysłowy) i mówi mi na przykład, że z tego miasta do Mbuji… samochód jedzie… tydzień (w Europie byłby około jeden dzień?). Oczywiście, gdy pojedziesz z napędem na wszystkie koła. Pogadaliśmy o bezpieczeństwie jasnoskórych w tym kraju i… co to dużo plotkować (też samotnie nie wchodzi na bazary…). W końcu gadka się urwała…, sądzę, że jest jedną z osób uzależnionych od telefonu…

 

 

Potem trafił się profesor lokalnego uniwersytetu, który wziął mnie za… biznesmena. Najbardziej zabawna była jego odpowiedź na pytanie:

– kim jestem?

– Jego, jesteś TURYSTĄ? – zabrzmiało podobnie jak … SZALONY.

 

 

Problemy… i cargo.

Po wspomnianych poprzednio kłopotach z lotami, wczoraj na kongijskim lotnisku w Mbuji-Maji, na pewno nie spodziewałem się czegoś podobnego. Miałem drugi bilet na kolejny dzień, i… co z tego „mocium panie”- lot znowu odwołany!

Co było robić…

Postanowiłem działać, gdy zobaczyłem lądujące duże samoloty transportowe. Tak, tutaj głównie transportem powietrznym miasta otrzymują zaopatrzenie.

Tylko dzięki pomocy komendanta lotniska jednak odleciałem, na jednym z trzech siedzeń w pustej, potężnej maszynie, której wnętrze przypominało użebrowany… tunel, lub chodnik w kopalni.

 

 

Potem tylko standardowy tłok na ulicach Kinszasy.

 

Przejście do następnej relacji: Kongo Brazza, Impfondo

Przejście do poprzedniej relacji: Pont Kwango

Przejście na początek trasy: Kinszasa