Na równiku, nad Kongo w Mbandaka . Relacja z podróży.

Na równiku, nad Kongo w Mbandaka .  Relacja z podróży.

(na lipiec 2021)

Tekst i foto: Paweł Krzyk

                           

Na początek kilka słów na temat lotnisk krajowych w DRK. Korzystam głównie z takich.

Do tej pory sądziłem, że wszelkie lotniska w świecie są takie same, ot taki sobie dworzec: kupić bilet, potwierdzić obecność, znaleźć wyjście do samolotu i… szlus. Otóż w kongijskiej Afryce to nie jest takie proste. Mowy nie ma, że załatwisz coś samodzielnie- trzeba nająć pomagiera, za którym pójdziesz jak ta przysłowiowa owieczka, który weźmie Twój paszport i powie, lub pokaże gestami- czekaj tutaj! A ty jak ta sierotka… czekasz i w końcu zaczynasz dumać:

– gdzie do k. nędzy jest? A może oszust i nie masz już paszportu,  a… czas leci.

 Ten… pokazuje się co kilkanaście minut i pokazuje… czekaj. A wokół kłębi się przebarwny tłum ludzi o wyłącznie ciemnej karnacji, mnóstwo uśmiechniętych Pań, o których część męskich szowinistów powie coś tam… o stawianiu kufla. Ty jesteś jedynym białasem, do którego jak ćmy do światła zlecą się wszyscy lokalni sprzedawcy, miejscowi naciągacze, wymieniacze pieniędzy (1USD- 2000 lokalnych), wszelkich usług, najwięcej będzie haseł typu

– Mondele daj mi pieniądze…

Jeżeli nie znajdziesz zakątka na siebie i bagaż, to jesteś popychany, przestawiany i Bóg jeden wie, kiedy skończy ci się cierpliwość.

Za pierwszym razem miałem sporo wątpliwości, za kolejnym szukałem tylko zakątka z piwem i spokojnie czekałem, w końcu zawsze tuż przed wejściem do samolotu, przynoszono mi komplet dokumentów: opłacone lokalne podatki, dokumenty wylotowe i kwity bagażowe.

Potem to co zwykle: prześwietlenie, wizyta u łapownika w kontroli granicznej- mimo lotu krajowego wielokrotnie pokazuje się paszport i test covidowy. A ten łobuz graniczny będzie tak długo kontemplował Twój paszport, kazał wypisywać bzdurne kartki, aż dostanie do łapy (standard 20 USD). A potem już mogłem tylko podziwiać samolociki…, ale o tym chyba… innym razem.

 Fotki z Mbandaka. Z lotniska nie pokażę, bo za takie przestępstwo… są duże kłopoty .

Mbandaka na równiku nad Kongiem.

Mbandaka jest ćwierć milionową stolicą kongijskiej Prowincji Równikowej. Leży na lewym brzegu rzeki Kongo pośród ogromnych lasów tropikalnych. Praktycznie jedyną możliwością dotarcia tutaj jest 2- godzinny lot małym samolotem- ja skorzystałem z lotu Air Kasai.

 

 

O podróży drogami lepiej zapomnieć, już za centrum miasta stają się samymi wybojami, rzeźbionymi porą deszczową.

 

 

Życie na równiku, nad Kongiem na pewno jest niezwykle egzotyczne dla Europejczyka, począwszy od prania pomiędzy drewnianymi pirogami, super egzotycznymi bazarami gdzie nie znajdzie się turysty, gdzie na pewno nie wyjmie się kamery z powodu wierzeń opartych na czarach i „kradzieży duszy”.

 

 

Założyciela miasta H. M. Stanleya (1883r.), uhonorowano postawieniem dużego kamienia…

 

 

Bazar przypomina scenki sprzed wieków, a na jednym motocyklu można podróżować w… cztery osoby.

 

 

Wybrałem się także nad Kongo oraz do tutejszego ogrodu botanicznego.

 

 

Spotkasz małe krokodyle jako danie…, oraz ogromne białe larwy poze (coleoptere, około 7 x 2 cm) będące przysmakiem spożywanym na żywo.

Na koniec okazało się, że mój samolot powrotny został odwołany. Całe szczęście znalazło się miejsce dla mnie w… samolocie towarowym (jedno z dwóch miejsc tuż za kabina pilotów).

 

 

 

Przejście do następnej relacji: Z Kinszasy do wodospadów Zongo

Przejście do poprzedniej relacji: Kinszasa