Relacje z podróży

Gwinea Równikowa, relacja z podróży.

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

Podczas moich licznych podróży na Czarny Ląd nauczyłem się, że najlepiej jest zwiedzać kilka krajów jednocześnie. Teraz jadę po zachodniej stronie kontynentu afrykańskiego w okolicach równika. Po dużych kłopotach z uzyskaniem wizy (patrz informacje praktyczne), wjechałem od strony Kamerunu do drugiego kraju mającego w swojej nazwie równik.

Pierwszym był Ekwador na kontynencie południowoamerykańskim (ecuador- równik). A najciekawszym jest to, że geograficzny równik wcale przez Gwineę Równikową nie przebiega. Jest trochę dalej na południe w sąsiednim Gabonie. Kraj składa się z wysepek w tym główna Boko ze stolicą Malabo. Na lądzie posiada również teren pokryty w całości dżunglą, z linią brzegową o długości około dwustu kilometrów.

Przemierzam tylko część kontynentalną. Państwo jest malutkie, choć obecnie po odkryciu złóż ropy naftowej, należy do bogatych. Tą dawną kolonią hiszpańską od uzyskania niepodległości rządzi, zaledwie dwóch prezydentów. W drugiej połowie dwudziestego wieku nie obyło się bez prześladowań i represji. W latach siedemdziesiątych zamknięto nawet wszystkie szkoły i kościoły. Tak się chyba obecnie obawiają zmian, że robią co mogą aby ograniczyć napływ turystów. Stąd te kłopoty wizowe, niewydawanie wiz w ambasadach na terenie Afryki, oraz żądanie od petentów wizowych takich dokumentów jak test na HIV/, czy zaświadczenia o … nie karalności. Nie spotkałem takich wymogów nigdzie w świecie. Zaparłem się i zdobyłem wizę przed wyjazdem z kraju- choć nie ukrywam- była chyba najdroższą wizą ze wszystkich do tej pory.

Gwinea Równikowa zasłynęła poza dyktatorami u władzy, także masowym łapówkarstwem ze strony służb mundurowych: policji, żandarmerii i innych „łapciuchów”, którzy coś robią na jakimś posterunku kontrolnym, na przykład na drodze. Mimo, że nie posiadają żadnego munduru, też na poczekaniu coś wymyślają, czego podobno turysta, ich zdaniem właśnie nie ma… Uważają chyba każdego białego turystę, za swój prywatny bank. Można sobie z wszystkimi jakoś poradzić, ale wymaga to spokoju i czasu.

Po zdobyciu stempla wyjazdowego z Kamerunu, przeszedłem na drugą stronę wyboistej drogi pomiędzy szlabanami z kawałka sznurka. Tu już jest Gwinea Równikowa. Podałem paszport a gość, który go dostał kontempluje go, najpierw co to za kraj… a Polonia, Polacco. No dobrze. A wizę masz, mówi po hiszpańsku? I tak ta zabawa trwa, zaczyna coś zapisywać w grubym zeszycie. W międzyczasie podchodzą inni czarnolicy mieszkańcy Afryki i stoją za mną, w coraz dłuższej kolejce. Potem bierze telefon i komuś relacjonuje kim jestem, i pyta:

– czy może mnie wpuścić?

– A hotel ma?

– A jaki?

Chyba dzwonią do hotelu, bo niedługo już mam stempel wjazdowy. W końcu

-dobrze, możesz iść dalej do celnika,

ten każe otworzyć mój bagaż (nic nie znalazł dla niego interesującego) . Idę do kolejnego kogoś z zeszytem i znowu zapisuje pół godziny te same dane. Jeszcze jeden w kolejnej budzie i już po prawie dwóch godzinach jestem w Gwinei „Łapówkarskiej”. Nie wiem, może czekali aż coś wsunę im do ręki dla przyspieszenia sprawy… -inni chyba tak robili. Ja miałem czas…

Taksówką podjechałem do miasteczka Ebebiyin. Jestem przy postoju małego autobusu. Kupiłem bilet i czekam… czekam, i… czekam. Po dwóch godzinach wreszcie autobus się napełnił, ale jak? Otóż po każdej stronie przejścia w środku są dwa wąskie siedzenia, a w środku rozkładane krzesełko, pod które podkładają drewniany zydelek, aby to siedzenie nie opadło na podłogę. Usadzają klientów po sześciu w rzędzie, tzn. na tym środkowym malutkim czymś musi usiąść dwóch- czyli siadają wciskając się na boki do normalnych siedzeń. Nie ma szans, aby usiąść, jeden musi się wychylać do przodu a drugi do tyłu (!!!).

Tak przez pięć godzin, ponad dwieście pięćdziesiąt kilometrów dobrą drogą, wśród soczystej zieleni tropikalnego równikowego lasu.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Całe szczęście są liczne kontrole łapowników na trasie, którzy każą wysiąść i pokazać dokumenty.- mam szansę dać odpocząć moim kolanom. Białego, czyli mnie, zawsze spisują do swoich zeszytów. Czasem bez pośpiechu robi sobie tabelkę a potem jeszcze wolniej wypisuje. Próbują źle odczytać datę ważności wizy, potem, że wiza jest nie z tego kraju, a następny, że już się skończyła… Mam czas, nawet zaczyna mnie to bawić, choć zawsze odpowiadam na pytania poważnie i spokojnie. Zwykle wcześniej puszczają nerwy miejscowym w kolejce za mną, lub czekającym na odjazd autobusu i zaczynają ich wyzywać – to znacznie przyspiesza tempo pracy…

W końcu są przedmieścia największego na kontynencie miasta gwinejskiego. Bata jest pół milionowe i jest większym miastem od stolicy kraju na wyspie. Mieszkam w bardzo dobrym hotelu Ibis, znajdującym się przy reprezentacyjnej promenadzie nadmorskiej. Widać gołym okiem wiele inwestycji. Największą z nich jest niedawno wybudowana promenada, która pachnie nowością i ciągnie się prawie przez całe miasto. W pobliżu hotelu budowany jest kolejny duży budynek. Nie musisz zgadywać przez kogo. Wszędzie w tej części Afryki pracują Chińczycy. Budują zakłady pracy, budynki, mosty… -ale również drobnymi kroczkami zaczynają dominować w innych gałęziach gospodarki, na przykład w handlu. Tylko Hotel Ibis można było zarezerwować drogą internetową. Z dachu hotelu mam bardzo dobry widok na promenadę oraz całą okolicę i centrum Bata.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Dodatkowym atutem jest to, że mnie nie widzą i mogę swobodnie filmować. Na drugim końcu centrum znajduje się wieża zegarowa, w pobliżu której znajduje się urząd wydający zezwolenia na wyjazd poza miasto. Takie pozwolenie oznacza również zezwolenie na fotografowanie. Posiadając to zezwolenie i tak sobie zbyt wiele nie poużywasz aparatu fotograficznego, gdyż ledwo go wyjmiesz będzie przy Tobie jakiś … ktoś w mundurze lub bez niego, i będzie pytał o to pozwolenie, potem je długo kontrolował- licząc na łapówkę aby się odczepił. Ale to nic, za chwile przylezie następny z tym samym…  W drodze do tego urzędu z pozwoleniami byłem wypytywany kilka razy. Ale to nie wszystko, ponieważ posiadanie pozwolenia na fotografowanie nie oznacza możliwości fotografowania wszystkiego. Jest cała lista obiektów zabronionych w tym nawet bazarów. Zrobisz zdjęcia ale potem może przyleźć łapownik i może zechce je przeglądać, czy aby nie fotografowałeś czegoś niedozwolonego. Tak mnie to zeźliło, że postanowiłem zezwolenia nie kupować. W hotelu recepcja sprawdziła, że nie potrzebuję nic, aby pojechać po planowanej trasie do Kogo w kierunku Gabonu. Jedynym miejscem, które wydało mi się wartym zwiedzenia poza miastem był Park Narodowy Monte Alen. Po rozmowie z uczynnym pracownikiem hotelu, Kameruńczykiem Piterem zrezygnowałem również z wyjazdu do parku. Okazało sie, że aby tam pojechać trzeba trafić na dzień kiedy park jest otwarty. Jeżeli już tam jesteś, musisz prywatnie wynająć przewodnika do parku w poszukiwaniu goryli i leśnych słoni. Piter także po to tam pojechał. Park był zamknięty na głucho. Zaś przewodnik, którego wynajął w drodze przez park zakłada sidła na leśna zwierzynę. Goryli i słoni oczywiście nie znaleźli, ale za to przewodnik przyniósł sobie, złapaną we wnyki jakąś leśną antylopę (!!!). Takiej wycieczki nie chciałem, więc po namyśle skróciłem pobyt w Bata do jednego dnia. Idąc przez centrum nie trzeba być zdziwionym, gdy zaraz za pierwszą linią reprezentacyjnych budynków spotkasz poletko z grządkami… Z mojego dachu popatrzyłem sobie na musztrę dzieci szkolnych przed zajęciami, i poszedłem w dół na śniadanie, bo nie wiedzieć skąd na dachu pokazał się strażnik hotelowy.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Zwiedziłem centrum. Poza wspomnianą promenadą Bata jest miastem czystym i tętniącym życiem. Posiada takie sobie plaże, ale ponoć ładniejsze niż na stolicznej wyspie. Okazała się dodatkowo miastem drogim. Najciekawszym zabytkiem z połowy ubiegłego stulecia jest katedra. Z budynków kolonialnych niewiele pozostało.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Gdybym nie miał przed sobą drogi przez kolejne kraje, chyba bym wzbogacił swoją afrykańską kolekcję pamiątek o dwie oryginalne drewniane figurki. Bujna roślinność skłania do podziwiania kwiatów. Przeszkadza duża wilgotność i duchota.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Kolejny dzień spędzam znowu w drodze. Najpierw jadę taksówką do „Bazaru nr 5”, skąd odjeżdżają mini busy w kierunku południowym. Zamierzam dojechać do granicznego z Gabonem miasteczka Kogo, i tam przenocować. Tym razem pozostałe w Gwinei Równikowej sto paręnaście kilometrów jadę taksówką zbiorczą. Pamiętając o ścisku w poprzednim autobusie, decyduję się zapłacić podwójnie za dwa miejsca, czyli to siedzenie z przodu obok kierowcy. Tylko za pięć tysięcy franków (pojedyncze są za trzy tysiące- ale po cztery osoby w rzędzie. Drogowskaz za Bata pokazał mi prawie wszystkie miejscowości w tej części kraju. Ja jadę przez Mbini. Wszystkie drogi są w niezłym stanie, pozwalającym na rozwinięcie prędkości pokazujących możliwości samochodu. Więc jedziemy szybko, co z kolei nie bardzo mnie odpowiada, gdyż mam możliwości fotografowania, ale ta szybka jazda je ogranicza. Widać, że dobrobyt kraju przekłada się na, na przykład poziom budownictwa w mijanych miejscowościach. Po prostu jest znacznie ładniej i bardziej kolorowo.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Historyjka o polowaniu mieszkańców na stworzenia leśne, potwierdza się na drodze. Gdy mieszkańcy wioski coś upolują, to eksponują to stworzenie na wieszaku przydrożnym. Wisi sobie za ogon czy nogę i czeka na nabywcę. Pomimo stosukowo krótkiej odległości kontroli jest tak samo wiele. Jedna próbuje mnie naciągnąć na łapówkę-odmawiam. Chce zezwolenia na poruszanie się po tej drodze, informuję go aby sobie zadzwonił do swojego szefa w Bata. Po przyjeździe nad graniczną rzekę Muni, widzę przygotowania do odpłynięcia łódki do Gabonu. Jest wczesne popołudnie więc postanawiam nocować po drugiej stronie granicy.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa

 

Aby uzyskać stempel wyjazdowy muszę odwiedzić znajdujący się obok przystani posterunek policyjny. Tutaj aż się roiło od łapowników w mundurach. Jestem narażony na cała serie wymuszeń organizowanych z wprawą przez policjantów. Najpierw oficer dowodzący zabiera mnie do swojego pokoju i tam wymusza opłatę wyjazdową w wysokości trzydziestu tysięcy franków (niecałe 50 EUR- podobno ostatnia zmiana przepisów wyjazdowych). Po wyjściu z jego pokoju, kolejny „łapciuch” w brudnej bluzce chce dziesięć tysięcy za wpisanie moich danych do swojego grubego zeszytu. Gdy spokojnie, ale mocno podniesionym głosem odmawiam tak, że odpowiedź usłyszeli wszyscy dookoła budynku, ten co dostał te 30 tysięcy daje mu pięć tysięcy z tej kwoty. Po tym zachowaniu wiem, że wszystkie opłaty tutaj są nielegalne. Próbują mnie naciągnąć na wielokrotnie wyższą opłatę za przejazd łodzią. Potem znowu chcą dwóch tysięcy za wpisanie moich danych do dokumentu łodzi- odmawiam…  Opłata za przejazd łodzią stanęła po dwóch godzinach na dziesięciu tysiącach (było od 30 tysięcy- podczas gdy miejscowi płacili po siedem tysięcy, za przepłyniecie przez rozlewisko Muni do Cocobeach w Gabonie. Nareszcie ruszamy i nieco buja na niskiej rzecznej fali. Podziwiam widoki i soczystą zieleń lasu tropikalnego porastającego brzegi i wyspę na rzece. Ostatnia próba wymuszenia na mnie nielegalnych opłat w tym kraju, odbyła się po drugiej stronie- motorkowy łodzi dodatkowo żąda czterech tysięcy za bagaż- dostał 1000. Na zdjęciach pokazuję przystań rzeczną w Kogo i mapkę pokonanej trasy. Wyjeżdżam z Gwinei wcześniej niż zamierzałem i robię to bez żalu. Gwinea Równikowa okazała się mało ciekawym państwem i na dodatek miejscem niezbyt przyjaznym dla turysty i podróżnika. Ale aby się o tym przekonać należało przyjechać… Moim zdaniem, Gwinea Równikowa w pełni zasługuje na jeszcze jeden przymiotnik w nazwie: „Łapówkarska”.

 

gwinea równikowa gwinea równikowa mapka z trasą

 

Powrót na początek tej relacji z podróży.

Przejście do następnej relacji: Gabon.

Przejście do poprzedniej relacji: Pigmeje Bata

Przejście na początek trasy: Kamerun