Pigmeje Baka, relacja z podróży

Kamerun, Pigmeje Baka, relacja z podróży.

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

 

W Kamerunie, najłatwiej dotrzeć do plemion Pigmejów w okolicach Kribi nad Atlantykiem. Przyjedziesz dobrą szosą z Duala lub stolicy Yaounde. Równikowa, soczysta dżungla tropikalna ciągnie się zieloną ścianą po obu stronach drogi. Monotonię jazdy przerywają małe wioski z przeważnie drewnianymi domami. A zapomniałbym, na pewno liczne kontrole policyjne nie pozwolą ci zasnąć na dłużej. Ciągle pokazuję paszport. Czasem stanowczo, ale grzecznie odmawiam płacenia haraczy, których pod byle pozorem żądają tylko ode mnie, umundurowani przedstawiciele władzy (policja, żandarmeria i wojsko). Dla mnie zwykłe łobuzy i łapownicy, chyba każdego turystę uważają za swój prywatny bank czy skarbonkę! Lepszej rozrywki, dostarczają krótkie postoje w wioskach. Ledwo pojazd się zatrzyma natychmiast jest otoczony przez las rąk oferujących różności. Ja zasmakowałem w suszonych plastrach bananów, smaczne i bezpieczne do jedzenia.

W samym Kribi niezbyt wiele jest do zobaczenia. Kameruńczycy przyjeżdżają do niego, aby wykąpać się w morzu. W mieście najciekawszy jest duży bazar. Drugie zdjęcie zrobiłem sprzedawczyni wędzonych rybek pozwijanych w kółka. Gdy zapytałem o zezwolenie na fotkę, jej koleżanka z sąsiedniego kramu dała „dyla”, ale jak pokazałem zdjęcie, właśnie ona najbardziej się z tej sytuacji naśmiewała.

 

yaounde,kribi kribi,bazar

 

Siedem kilometrów na południe od Kribi znajdują się wodospady Lobé. Przyjechałem do nich najpopularniejszym w Kamerunie środkiem lokomocji, czyli na motocyklu siedząc z tyłu za kierowcą. Widoczne z daleka kaskady wodospadów Lobe, połyskują wśród roślinności. Wody rzeki spadają z niedużej wysokości wprost do wody oceanu. By zobaczyć największą kaskadę, trzeba podpłynąć z plaży łódką dłubanką. Natychmiast po przyjeździe otoczył mnie tłumek chętnych oferujących podwózkę do wodospadu, a gdy zapytałem o wioskę Pigmejów dołączył jeszcze wioślarz z większej łódki rzecznej.  Przyjemność podglądania wodospadów i wyjazd kilkugodzinny do wioski, kosztuje około 10-20 tysięcy XAF (ok.18-30 EUR) w zależności od Twoich umiejętności negocjacyjnych. Mnie udało się wynegocjować cenę dziesięciu tysięcy  i … piwo po powrocie. Wypadło drożej niż zamierzałem, bo wydłużyłem postój na miejscu do kilku godzin. Zwykle turyści spędzają we wiosce dwadzieścia minut- trochę jak w… ZOO? Do wodospadów nie płynąłem, gdyż zauważyłem ścieżkę, którą pod wodospady przechodzą kobiety z wioski Lobo robiąc przepierki. Łodzie rzeczne odpływają z innego miejsca poza wodospadami. Rzeka Lobe jest dość szeroka i podobno żyją w niej krokodyle. Jakoś jednak ich nie zauważyłem, ale też rąk w wodzie nie zamaczałem.

 

Kamerun,wodospady na rzece lobo rzeka lobo

 

Czas na wiosłowej łodzi w górę rzeki Lobo płynie bardzo powoli. Przez godzinę w jedną stronę podziwiasz oba brzegi, wolno płynącej brązowej wody. Czasem jakaś piroga płynie na drugą stronę… i zrobisz ładne fotki odbiciom dżungli w wodzie.

 

rzeka lobo rzeka lobo

 

Wybieram się do Pigmejów, a kimże oni tak naprawdę są?

 

W potocznej opinii, jacyś mali ludzie gdzieś tam…, na pewno daleko. Poszukałem tej wiedzy- ja zwykle, gdy czegoś nie wiesz, we współczesnych czasach możesz zapytać…- jak mi ktoś zabawnie powiedział: doktora Google. I tak encyklopedycznie:

          Pigmeje (z greckiego „mały jak pięść”)– ludy negroidalne odmiany czarnej, zamieszkujące dżungle Afryki Środkowej. Charakteryzuje je niski wzrost, wahający się od 140 do 150 cm. Mają drobne stopy i dłonie, krótkie, szerokie uszy, wypukłą górną wargę, krótkie nogi przy stosunkowo długim tułowiu i ramionach. Częściowo prowadzą koczowniczy tryb życia, zajmując się łowiectwem i zbieractwem. Zamieszkują różne regiony w Afryce równikowej. Ich populacja liczy około 100 tys. osób. Nie posługują się wspólnym językiem, nie mają świadomości wspólnej historii. Stanowią małe, odrębne społeczności, które nic nie wiedzą o istnieniu innych. I jeszcze jedno, część z nich ostrzy zęby, które przypominają zwierzęce kły(!!!)

 

Gdzie można ich spotkać?

 

Pigmeje dzielą się na trzy grupy:

  • Mbuti (Las Równikowy Ituri – na wschodzie Afryki)
  • Twa Binga (Republika Środkowoafrykańska)
  • Baka (Gabon i Kamerun).

Jeszcze coś innego wyróżnia te plemiona. Bardzo zadziwiające jest ich krótkie życie. Pigmeje na całym świecie są nie tylko niscy, ale żyją krótko ze średnią życia 16-24 lata. Tylko 30-50% dzieci przeżywa do 15 roku życia, a mniej niż jedna trzecia kobiet dożywa menopauzy w  wieku 37 lat. Antropolodzy twierdzą, że  inne afrykańskie grupy społeczne mają o wiele niższą śmiertelność, oraz dwa razy dłuższą średnią życia. W porównaniu do nich, Pigmeje pod tym względem są bliżsi szympansom.

Przez dekady antropolodzy debatowali nad tym, dlaczego Pigmeje są tacy niscy? Oprócz teorii związanych z ich domami w dżungli i brakiem pożywienia, uważa się, że drobna budowa jest efektem ubocznym skłonności do wcześniejszego wydawania na świat potomstwa. Krótkie życie daje im bardzo ograniczony czas na bycie rodzicami, więc przystosowali się, dojrzewając seksualnie w młodym wieku. Zatrzymuje to tempo wzrostu podczas dojrzewania, powodując, że są niżsi jako dorośli.

 

Czym się  Pigmeje zajmują?
Łowiectwo to najważniejsze zajęcie, nie tylko z potrzeby zdobywania pożywienia, ale też z tradycjonalnego znaczenia tego zajęcia. Najlepsi łowcy są bardzo szanowani w społeczeństwie. Drugim jest zbieractwo, czyli szukanie jedzenia w lesie. Zbierane pożywienie to głównie warzywa i grzyby. Przynoszone zdobycze i produkty spożywcze zostają podzielone.
Łowienie ryb to również popularny sposób na zdobycie jedzenia. Ryby łowi się budując tamy i łapiąc przy niej ryby. Przy tej metodzie łowienia można znaleźć też kraby i krewetki. Wszystko zostaje przyniesione do wioski i upieczone. Na czas polowań Pigmeje zbierają się pod przewodnictwem tymczasowego wodza. Używają również niewielkich kusz z zatrutymi strzałami (np. do polowania na małpy). Opowiadał mi o nich ze swadą misjonarz, dominikanin Dariusz Godawa. Żałuję, że nie skontaktowałem się z nim wcześniej, gdyż pewnie bym poszukał Pigmejów na wschodzie Kamerunu. Obecnie, mam za mało czasu na dotarcie w tamte regiony. Wymaga to około dziewięciu dni na wyprawę z Yaounde.

Przeczytałem opinię na temat Pigmejów Pauwela den Wachtera, dyrektora WWF Gabon. Pigmejów łączy na pewno coś jeszcze: zmysł łowców. Są niezdyscyplinowani, chodzą swoimi ścieżkami, ale nie znajdziecie od nich lepszych myśliwych. Mają szósty zmysł – jak tłumaczy,- z nimi nie zginiecie w lesie. Podczas wyprawy z udziałem Pigmejów oraz  rozbiciu obozu, wychodzili z nimi na obchód terenu, który trwał mniej więcej godzinę. Wszyscy po kilku minutach tracili orientację. Pigmeje zaś – bez GPS- u i kompasu – jak po sznurku trafiali do obozu w nieznanej sobie wcześniej gęstwinie.

Zdobycie wcześniej wiedzy na temat Pigmejów, pozwoliło mi zrozumieć to, co działo się w wiosce. Wcale nie żałuję kilku godzin tam spędzonych. Próbowałem tam zanocować, ale chyba ta wioska nigdy z takim zapytaniem się nie spotkała, i nie mieli żadnej wolnej chaty… dla gości.

Ale po kolei. Po godzinie spędzonej w wynajętej łodzi, nagle skręcamy na lewy brzeg. Przy nim tkwią dwie pirogi wykonane z jednego pnia drzewa: jedną przypłynął  Thomas z górnego biegu rzeki (przedstawię go później). Jego piroga z wygryzionymi zębem czasu burtami, ledwo wystaje ponad wodę. Przy drugiej, mająca chyba dzisiaj zły humor Pigmejka, wykonująca przepierkę w  rzece. Nie pozwoliła na zbliżenie się i zrobienie zdjęć. Przybiła także inna łódź z dwójką francuskojęzycznych turystów, strzelającymi aparatami w lewo i prawo.

 

Pigmeje Bata Pigmeje Bataani

 

Wchodzę z moim wioślarzem Carlosem, pochodzącym z wioski Lobo, wyraźnie wydeptaną ścieżką do wioski pigmejskiej Namigoubi. Zapraszają mnie abym usiadł. Podeszli też Francuzi. Wódz wioski Mipagou wita nas w swoim języku a jeden z wioślarzy tłumaczy na francuski. Potem mój opowiada mnie po angielsku. W wiosce Minamigoubi żyje obecnie czterdziestu członków plemienia. Reszta jego plemienia znajduje się obecnie w buszu, w oddaleniu około 20-30 kilometrów, i część także przebywa około dwadzieścia kilometrów w górę rzeki Lobo. Mówi, że nie ma możliwości spotkania z tymi grupami. Rozglądam się po niewielkiej wiosce i strzelam fotkę pierwszej chacie. Jak się później okazało była to chata- sypialnia.

 

sciezka do wioski namigoubi chatki pigmejow

 

Rodzina, która ją zajmowała posiadała też drugą chatę- kuchnię. W tym czasie grupka francuska już sobie pojechała, postrzelali trochę fotek i po dwudziestu kilku minutach już ich nie było. I dobrze, Pigmeje dostali od nich nieco prezentów spożywczych, chyba jakieś cukierki czekoladowe. Wódz został natychmiast otoczony przez wszystkich członków plemienia i rozpoczęła się ceremonia dzielenia „łupów”. Tak to niestety wygląda- chyba podobnie jest, przy powrocie grupy myśliwskiej lub zbieraczej z prawdziwej dżungli… Wódz otoczony wianuszkiem głów, trzyma reklamówkę z darami i po chwili coś wyciąga. Dumają co to jest, głośno komentując i po chwili ktoś to coś „pakuje do ust”. Nie chciałem brać w tym udziału i poszedłem pozaglądać do wnętrza chat. Pozwolili, nikt nie miał nic przeciwko mojemu filmowaniu. W chacie kuchni poza paleniskiem i garami znajduję się też niskie legowisko z gałęzi, pryczę, chyba do odpoczynku po posiłku lub sjesty (sam zobacz).

 

Pigmeje, chata kuchnia Pigmeje, chata kuchnia

 

Palenisko składa się z trzech kamieni, pomiędzy którymi włożone są dłuższe  gałęzie i grubsze patyki. W miarę spalania się są dosuwane bliżej ognia. Po ugotowaniu i nie dosunięciu drewna, ognisko samo wygasa, a gałęzie zostają do… następnego razu. Bardzo to przypomina zachowanie innych plemion, np. w dżungli Amazonii. Nikt ich tego nie uczył i sami wpadli na odmiennych kontynentach, na skuteczne, wygodne rozwiązanie. Po co rąbać drewno na klocki i kawałki, można przytargać do ogniska cały kloc- wystarczy tylko mieć na niego miejsce. Całość uzupełnia garnek i coś do mieszania w nim: łyżka, chochla lub tłuczek, jak na moim zdjęciu. Kosz do prac zbieraczach to jednokomorowy pojemnik, który zaczepiają na głowę lub plecy jednym kawałkiem sznura, -również wykonanego z pędów… z tropikalnego równikowego lasu.

 

Pigmeje, chata kuchnia Pigmeje, chata kuchnia-i-zbieraczych-w-dzungli

 

Wiem bez podpytywania, że w chacie sypialni mieszkają cztery osoby. Po prostu policzyłem szczoteczki do zębów, które wetknięto w poszycie dachowe. W użyciu mieli też na całą rodzinę jedną łyżkę i widelec- policzyłem w oby chatkach. Potem zaciekawiłem się grupką trójki dzieciaków, która przytargała na plecach z dżungli długaśnego liścia palmowego. Wiedząc o ich długości życia, nie odważę się zgadywać ile mają lat. O tym co mi odpowiadali na pytania o wiek, opowiem dalej… Potem jeden z chłopców (wg naszych standardów na oko ok. 6-7 lat), długą maczetą, jak mieczem w jego małych dłoniach, poodrąbywał wszystkie liście. Pozostał mu tylko trochę zakrzywiony kij o długości około trzech metrów. Pomyślałem, pewnie posłuży jako drąg konstrukcyjny, do uplecenia maty na dach chaty. Poszedłem dalej poszwendać się po wiosce. Nagle zauważyłem tego młodzieńca w wersji „mini”, jak ze sprawnością małpki wdrapuje się na ogromne drzewo chlebowe. Oczywiście z tym długim kijem. Okazało się, że kij był potrzebny do strącania owoców drzewa z miejsc niedostępnych, lub ze zbyt cienkich gałęzi.

 

Pigmeje, Kamerun Pigmeje, Kamerun

 

Pigmeje nie przywiązują zbyt wiele uwagi konstrukcji swoich domów. Budują z tego co mają pod ręką i nie przejmują się zbytnio- na przykład kątami prostymi „budowli”. Sam zobacz: jakieś ledwo ociosane maczetą drążki czy gałęzie, trochę liści bananowców, jakieś blaszysko i szmaty. We wnętrzu odpoczywała (około jedenastej przed południem): rodzina Dario i Andety, oraz ich mała pociecha Dod w wieku dwóch lat. Zapytałem ile mają lat: odpowiedzieli, że po dwadzieścia. Jak widzisz ich cały dobytek składał się w „chacie mieszkalnej” z niskiej drewnianej pryczy, kawałka dywanu, na którym odpoczywała mama i tego co sam widzisz na drugim zdjęciu. Wcale nie bajeruję, bo starałem się zrobić to zdjęcie tak aby pokazać wyposażenie domu!

 

Pigmeje, Kamerun, chata-mieszkalna Pigmeje, Kamerun, pigmejska-rodzina-dario-20-lat-andeta-i-dod-2-lata

 

W centrum wioseczki zobaczyłem konstrukcję większej chaty w budowie. Kije wbite w ziemię i powiązane w górze ze sobą jakimiś pędami. Dach i ściany będą wykonane z mat, które widać na ziemi przed chata. Maty składają się z dłuższego cienkiego patyka podobnego do tego, który używał chłopiec do strącania owoców. Na nim przewinięto liście i przeszyto je kawałkiem pnącza. Będą ułożone w ścianach pionowych, lub na skosie dachu na zakładkę, aby utworzyć ścianę po której spłynie woda. Obok dwa inne domy pigmejskie.

 

Kamerun, Pigmeje, chata-w-budowie 22

 

Rozglądałem się, jak już napisałem przez jakiś czas i próbowałem rozgryźć, jak to jest z ich wiekiem na przykładzie tej wioski. Pytałem sam, czasem nawet rozmawiałem gestami i rysowałem cyfry na piasku. Nic to nie dało, tak jakby w ogóle nie znali cyfr albo zupełnie nie rozumieli sensu pytania. Gdy pokazywałem cyfry mojego wieku jako sześćdziesiąt cztery, widziałem w oczach całkowite niezrozumienie. Albo nie umieją pisać (liczyć), lub ten wiek wydał im się kosmicznie, niewiarygodnie długi. Ich średnia wieku to … około dwadzieścia cztery… No dobra, nie mogę się dogadać sam, to spytaj przez kogoś kto rozmawia w ich języku. Mój Carlos, akurat się odnalazł, pewnie trochę pospał w cieniu, i skorzystałem z jego usług w charakterze tłumacza. Skutek był podobny- odpowiadano, że ktoś kto moim zdaniem był w miarę młody (na moje oko 25-40 lat), ma ich zdaniem lat dwadzieścia  (i  „szlus”). Rob co chcesz! Gdy pokazywałem na starszą kobietę, bawiącą się z dzieciakiem siwowłosą Jozefine, odpowiedzią było- że jest najstarsza, ale nie wiedzą ile ma lat. Ona też nie wiedziała, lub nie potrafiła zrozumieć pytania.

 

Kamerun, Pigmeje, mieszkancy Kamerun, Pigmeje, najstarsza-jozefine-nieznany-wiek

 

Innym zajęciem kobiet jest na przykład pleceniem koszyków. Do ich wyrobu używają włókien roślinnych. Wyrabia się też instrumenty muzyczne, broń (małe kusze, dzidy czy ościenie na ryby), przybory do gotowania i zbieractwa. W jednej z chat przyglądałem się przez dłuższy czas sprawnym dłoniom Natalie. Robiła pułapki do łowienia krewetek rzecznych. Taka pułapka jest kształtu małego kosza, w którym znajdują się we wnętrzu dwa przepusty z patyków. Krewetki mogą wejść tylko z jednej strony, ale wyjdą dopiero, gdy łowca rozwiąże pułapkę z drugiej strony, i wysypie je do naczynia. Mozolna praca wykonywania patyków, potem wiązania ich w odpowiedni sposób. Następnie plecenie samego koszyka zewnętrznego i na końcu montaż całego saka krewetkowego.

 

Kamerun, Pigmeje,-natalie-robi-pulapki-na-krewetki Kamerun, Pigmeje,-pulapka-rzeczna-na-krewetki

Tuż przed pożegnaniem się, pozostawiłem wodzowi również swoje prezenty. Za  radą Darka z Yaounde, do słodkości dołączyłem jedną paczkę papierosów, i kilka saszetek plastykowych z „kameruńską whiskey”. Piszę o tym alkoholu w poprzedniej relacji. Nie było tego dużo, tak, że nie mam skrupułów, związanych z argumentami typu… namawianie do alkoholizmu. Nie mieli nawet po jednej na głowę męską. Wcześniej wódz pozwolił mi wejść do swojego, najbardziej reprezentacyjnie wyglądającego domostwa we wiosce.  Było tutaj więcej „ciuchów” i… moskitiera. Gdy zapytałem, tego, moim zdaniem wyglądającego na 30-40 lat mężczyznę o wiek- usłyszałem dwadzieścia… Oczywiście, zanim zdążyłem zrobić kilka kroków, już wszyscy mieszkańcy wioski w zasięgu głosu, stali wianuszkiem przy Mipagou. Odbyła się w ciągu kilku minut ceremonia podziału. Widać, że doskonale znają zwartość plastykowych pięćdziesięciu- mililitrowych saszetek.

 

Kamerun, Pigmeje, sypialnia-wodza-mipagou-na-oko-30-40-lat-podaja-mi-wiek-20-lat Kamerun, Pigmeje, wodz-mipagou-dzieli-suweniry

 

Potem poszedłem nieco w busz, a w zasadzie należałoby powiedzieć w dżunglę. Towarzyszył mi mój łódkowy kierowca, tak, że nie zdołałem złamać zbyt wielu zakazów. Nie wpuszczono mnie wszędzie- widać mają również swoje „tabu”. Podobno Pigmeje mają cały szereg zasad i rytuałów, znanych tylko im. Posłuchałem i wolałem się nie narażać na kłopoty. Podczas wypraw łowiecko- zbieraczych do tropikalnego lasu Pigmeje wychodzą na kilka dni. Gdy zastanie ich noc, mieszkają w prowizorycznych, naprędce wykonywanych szałasach, zbudowanych z czterech prętów z drewna, przykrytych liśćmi bananowca. Pozostałe, potrzebne im wyposażenie zawsze znajdą w pobliżu, lub niosą ze sobą: trzy kamienie, garnek i łyżkę do mieszania.

Jak opowiadał mi, wcześniej wspomniany Dariusz, dochodzi do zabawnych sytuacji, wtedy, kiedy zdołasz namówić Pigmejów, aby Cię zabrali ze sobą na kilka dni do lasu. Oni idą prawie nago, a za przeproszeniem „białas” jest dobrze zasłonięty, bo to przecież komary malaryczne, kolczasta roślinność. itp. Po dniu wędrówki: biały jest oblepiony, niemiłosiernie umorusany i obdrapany, a Pigmej… schludny, nawet nie zadraśnięty!

W pobliżu wioski spotkałem pigmejską chatkę innego typu. Była to prowizoryczna chatka- suszarnia owoców palmy oleistej. Używają tych podobnych do daktyli owoców do gotowania, jedzenia i wyciskania oleju.

 

Kamerun, Pigmeje, chatka-pigmejow-w-buszu Kamerun, Pigmeje, suszarnia-owocow-palmowy-olejowej

 

Przy pożegnaniu z sympatycznymi mieszkańcami Namigoubi, zrobiłem dwa zdjęcia: z mieszkańcem wioski Lobo, moim gondolierem rzecznym Carlosem (nie Pigmejem), oraz z Pigmejem Thomasem. Niestety nie udało mi się sfotografować „pigmejskiego uśmiechu”! Niektórzy zęby były ostrzone, ale odmawiali zgody na fotografowanie.

 

Kamerun, Pigmeje, fotka-z-pigmejemthomasem Kamerun, Pigmeje,-fotka-z-moim-gondolierem-carlosem
W drodze do przystani towarzyszyła mi trójka dzieciaków. Przemknęło mi przez myśl, masz wnuki i jakże odmienna sytuacja życiowa tych młodych ludzi: tutaj daleko, daleko… w tych warunkach, malarii, długości życia… Thomas chyba mnie polubił, gdyż także nam towarzyszył i pomógł z dziećmi zepchnąć łódź na wodę.

 

 

Kamerun, Pigmeje, Kamerun, Pigmeje, pozeganie-z-tomasem-i-dzieciakami-na-przystani

 

W drodze powrotnej miałem okazje przyjrzeć się bliżej, chińskiej budowie mostu nad rzeką Lobo. Jest Chińczyków mnóstwo w wielu krajach, którzy tam udzielają pomocy, ale również przy okazji opanowują rynki… zbytu swoich towarów i… zakupu surowców, dla chińskiej, potężnej lokomotywy gospodarczej. W scenerii powoli zachodzącego słońca, wśród ogromnych drzew przy rzece, pomyślałem o sytuacji leśnych pigmejskich plemion. Przecież taka budowa mostu, jak ten oglądany chiński, to tak naprawdę nowa droga przez dotychczas niedostępną dżunglę. A wraz z drogą zjawią się drwale, którzy wytną na eksport, może właśnie Chin gro potężnych drzew. Skutkiem może być już niedługo, że dla Pigmejów w tym miejscu nie będzie miejsca.

Wiele grup Pigmejów spotyka się współcześnie z dyskryminacją i ciągłym zagrożeniem. Przeczytałem, że właśnie  w Afryce dochodzi do przymusowych wysiedleń i prześladowań. W Demokratycznej Republice Konga dochodzi do ich masowych mordów i gwałtów. Tereny Pigmejów zostały zdewastowane przez wyrąb drewna, wojny i agresję rolników…

Nie wiem ile w tym prawdy, oraz czy to co piszę jest obecnie aktualne. Ponoć w Kongu, przez plemiona Lendu i Hema Pigmeje są uważani za formę przejściową między małpą a człowiekiem, dlatego są mordowani i zjadani.

Wracając zauważyłem jak przygotowano już na brzegu, Pigmejskie pułapki krewetkowe do zanurzenia w rzece-krewetki żerują w nocy.

 

Kamerun, chinska-budowa-mostu-w-dzungli

 

Znalazłem także ciekawą opowieść związaną z traktowaniem Pigmejów:
O człowieku skazanym na ZOO.

Czy w ostatnich latach sytuacja traktowania ludzi się poprawiła? Czy w traktowaniu z pogardą innych, nie nabraliśmy po prostu wprawy i czy nie robimy tego jedynie z większą ogładą? Tak na oko sto lat temu, organizatorzy wystawy światowej w St. Louis wynajmują Samuela P. Vernera, amerykańskiego misjonarza i podróżnika, by przywiózł z Afryki na ekspozycję Pigmeja. Verner w jednej z wiosek poznaje chłopca Otę Benga, którego zaostrzone zęby wyglądają jak zwierzęce kły. Verner, zgodnie z obietnicą, po targach odwozi go do domu. Benga wraca do swej wioski: jest pusta. Nikt nie przeżył lokalnej wojny, więc misjonarz zabiera go z powrotem do USA. Tam znajduje się dla niego kolejne zajęcie, w klatce w dziale dla małp siedzi 22-letni Benga. Oglądają go tłumy, łącznie– ponad 20 mln ludzi. Po „czarnoskórych” protestach, Beng trafia do sierocińca na Brooklynie, potem mieszka z kolejnymi rodzinami, które chcą zapewnić mu opiekę. Chłopak powoli się aklimatyzuje. Został mu jednak nawyk z ZOO: bije się w piersi i krzyczy: „Jestem człowiekiem! Jestem człowiekiem!”.

Planuje wrócić do Konga i pracować w fabryce tytoniu. Wybucha pierwsza wojna światowa, która utrudnia mu wyjazd. W marcu 1916 r. 32-letni Ota wychodzi do stodoły za głównym sklepem w miasteczku, zrywa z zębów sztuczne nasadki ukrywające jego kły, z których jest dumny, rozpala w środku rytualne ognisko i strzela sobie w głowę…

Przejście do następnej relacji: Gwinea Równikowa