Senegal Płd. Informacje praktyczne i relacja z podróży.
Senegal Płd. Informacje praktyczne i relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Różne informacje praktyczne: o wizie Senegalu napisałem w Gambii. Można w Zinguinchor (fonet. zigenczor) zdobyć wizę Gwinei Bissau. Konsulat znajduje się w centrum miasta(podobno taniej). Ja swoją zdobyłem w Gambii, gdyż tutaj jestem w sobotę i niedzielę. Obowiązuje język francuski oraz afrykańskie, a walutą jest frank Zachodnioafrykńskiej Wspólnoty Walutowej (CFA), który obowiązuje łącznie w 8 okolicznych krajach). Kurs wymiany 1 EUR= 600-630 CFA, a wymienić najlepiej już u „koników” na granicy. Można i w bankomatach bankowych. Najkorzystniej wymieniać EURO. Hotele liczne i na dość dobrym poziomie (jak na Afrykę), a tańsze ceny w mieście od ok. 7.000-12.000 CFA/pokój. Transport pozamiejski odjeżdża z głównego placu autobusowego (mini busy i taxi). Do hotelu i po mieście wygodnym transportem są taxi, w których obowiązuje stała cena 500 CFA. W Senegalu występuje zagrożenie malarią (w tym mózgową) przez cały rok. Piszę o tym tutaj: malaria. Jest ten kraj również terenem endemicznym dla wielu bardzo groźnych chorób tropikalnych (sprawdź i zabezpiecz się przed wyjazdem). Klimat podrównikowy wilgotny. I jeszcze jedno: Senegal Płd. to dzielnica Casamance, a w niej od czasu do czasu występują lokalne konflikty zbrojne, mające na celu oderwanie tej prowincji od Senegalu. Warto sprawdzić sytuację przed wyjazdem, np. na stronie naszego MSZ. Tutaj się targuje cenę praktycznie wszystkiego.
Relacja z podróży
Wjechałem do Senegalu od strony Gambii. Z Centrum Banjul odchodzą autobusy do mniejszego miasteczka Birkama (Gambia-20 Dalasi). Brak jakiegokolwiek rozkładu jazdy. Ruszają jak mają komplet pasażerów. Po półtorej godzinie oczekiwania na autobus(sobota) skusiła mnie oferta busz-taxi, dojazdu nią na drogę wyjazdową do Birkamy w Serekundzie. W sobotę i niedzielę duże autobusy podobno nie kursują. Po drodze informują mnie, że mogą pojechać ze mną bezpośrednio na granicę. Negocjacje skończyły się na 11 EUR (1 godzina jazdy,ok.35 km). Odprawa i granica to słupek na jezdni, sznurek z wiszącymi „farfoclami” w poprzek, oraz z boku parterowe budki. Wymalowana dama-policjantka wbijając mi stempel wyjazdowy Gambii, mówi że nie jadła dzisiaj śniadania. Udałem nieznajomość angielskiego. Zwyczaj naciągania na łapówki przez policjantów jest powszechny, na posterunkach kontrolnych co kilka km. Za kilkaset metrów na granicy Senegalskiej kupuję bilet do busz taxi, jadącej do Zinguinchor (2500 + 1000 CFA za plecak u kierowcy). Na obu granicach pełno „wymieniaczy” walut (1 EUR=620CFA). Ruszamy po pół godzinie bo busz taxi jest pełna. Chyba mam względy u Allacha, gdyż jadę z przodu obok kierowcy na najwygodniejszym miejscu, tego czegoś na 4-ch kołach, w którym wszystko się rusza, skrzypi, oraz gra ogłuszająca zawodząca religijna muzyka. Po dwóch godzinach, po kilku kontrolach dokumentów, jestem na centralnym placu autobusowym w stolicy regionu Casamance- Zinguinchor. Droga niezbyt ciekawa przez podmokle wiejskie tereny. Mogłem od razu jechać dalej do Gwinei Bissau, ale postanowiłem zatrzymać się na jedną noc i zwiedzić miasto. Znalazłem nocleg w hoteliku Casafrique w centrum (7000CFA). Na zdjęciach pokazuję to co zobaczyłem obok niego.
W ciągu 4-ch godzin zwiedziłem centrum, tego rozłożonego nad brzegiem rzeki Casamance miasta. Nie ma żadnych umocnień, promenad…, a podmokły brzeg rzeki jest upstrzony łodziami rybackimi… i stertami śmieci. Przy porcie znajduje się duży betonowy budynek bazaru, ale jego wnętrze i sprzedawcy są niezbyt atrakcyjni turystycznie. Na zdjęciach jedna z ulic oraz Bazar Marche St- Maur.
W mieście panuje przyjazna senna atmosfera. Większość bocznych ulic ma piaszczystą pomieszaną z drobnymi muszelkami nawierzchnię, ze stertami śmieci, i żerujących na nich kozach, oraz zaprzęgami osiołkowymi. Są również lepsze taxi, ale i takie połatane, powiązane „rzęchy”. W centrum przed katolicką katedrą, znajduje się pomnik z białymi ptakami. Kilka budynków rządowych, szkół… a żar się z nieba leje. Na fotkach ulica w pobliżu portu, oraz plac obok katedry.
W końcu usiadłem w barze przy lokalnym piwku (0,63 l za 800 CFA). Przyglądam się potężnym drzewom, upstrzonym na biało guanem ptasim. Nie znam nazwy tych podobnych do bocianów dużych ptaków. Wieczorem jeszcze po 23-j słyszę zawodzącą religijną pieśń- rzekę. Jak tu zasnąć przy tym nieustannym coś na full: la lla, u lal-la…, i tak w kółko. A może to nie było religijne, tylko sobotnia dyskoteka…? Rankiem ruszam dalej w stronę granicy z Gwineą Bissau. Na zdjęciach drzewo z ptakami i mapka dotychczasowej trasy.
Dalszej relacji szukaj w Gwinei Bissau.
Przejście na początek wyprawy: Gambia