Tanzania. Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii, relacja …
Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Obecnie w Tanzanii ruszyłem na spotkanie sam na sam, z rejonami będącymi z dala od utartych szlaków. Chcę zobaczyć ten bezpieczny dla podróży duży kraj, choć… niektórzy nazywają te rejony kontynentu dziką czarną Afryką. Informacje organizacyjne związane z początkiem podróży zawarłem w informacjach praktycznych. Z mojego hotelu w Dar es Salam dostałem się na dworzec madżadżem (tutejsza nazwa rikszy motorowej). Podwiózł mnie pod samo wejście, gdzie w obszernej hali dworcowej zobaczyłem czarny tłum pasażerów siedzących na krzesełkach, które poustawiano klasami posiadanych biletów. Poczułem się trochę jak … w czarnej krainie, wokół tylko buzie w tym kolorze, które prawie wszystkie spojrzały na mnie gdy wszedłem. Mnóstwo niewyobrażalnie wielkich toreb, worków, walizek itp. Wszyscy czekają na otwarcie drzwi swojej klasy, prowadzących na peron. No cóż, mogę być jedynym białym w tym pociągu- nie nowina dla mnie na dotychczasowej trasie. Przed odjazdem zobaczyłem jeszcze czterech młodych Japończyków z Osaki. Na zdjęciach okazały dworzec kolejowy w Dar es Salam, oraz dzienna informacja o rozkładzie odjazdów na opisanej kredą tablicy.
Ruszyliśmy z 2 godzinnym opóźnieniem. Pomyślałem jakie będzie na końcu trasy, która ma trwać trzy dni, i zakończyć w mieście Kapiri Mposhi w centrum Zambii. Kupiłem bilet pierwszej klasy i jestem w cztero osobowej kuszetce, w towarzystwie dwóch czarnoskórych pasażerów. Cena była niewiele wyższa od klasy drugiej, ale smród w toaletach jednakowy. Tylko czemu ta woda z umywalki wypływa mi dołem na nogi, a spłuczka w WC zamiast spłukiwać muszlę myje podłogę? Jedynym plusem poza odrobiną więcej miejsca w kabinie, było sąsiedztwo wagonu restauracyjnego, nawet z dobrym piwem po niezłej cenie. Na pewno nie chciałbyś podróżować w szczelnie wypełnionym wagonie trzeciej klasy, tylko z miejscami siedzącymi … na krzesłach lub na leżąco.
Czym jest ta kolej? Jej właścicielami są w połowie rządy Tanzanii i Zambii, a jej długość wynosi 1860 km. Pociągi pasażerskie wyruszają w podróż w obu kierunkach, we wtorki i piątki. Kolej Tazara wybudowali ogromnym nakładem kosztów Chińczycy, i oddali do użytku w 1976 roku. W pierwszych dwóch latach obecnego wieku, dzięki pomocy kilku państw Europejskich w tym Polski, dokonano jej modernizacji i podniesiono parametry bezpieczeństwa linii. O udziale Polaków dowiedziałem się z rozmowy z konduktorem w pociągu. Jako obecnie emerytowany polski kolejarz, jechałem tym pociągiem obserwując wszystko prawie z zawodową ciekawością. Pewnie i moja zawodowa przeszłość spowodowała wybór sposobu przemieszczenia się do Zambii. Można pokonać tę trasę szybciej niezłej klasy autobusami. Początki podróży z moimi współpasażerami były zdawkowe, i polegały na wzajemnym poznawaniu się. Później zaczęliśmy komentować widoki za małym niskim oknem. Na zdjęciach peron z pociągiem, oraz jedna z małych stacyjek na początku trasy.
Pewnym wyróżnikiem w monotonnej podróży był mijany w początkowej części trasy park narodowy Mikumi. Jego roślinność jest głównie bardzo kolczastym buszem i niewielkimi drzewami. Kilkakrotnie kilka antylop, jakieś duże ptaszysko… i jedziemy przez wyżyny Tanzanii, gdyż pociąg wspina się coraz wyżej, zwalniając do kilku kilometrów na zakrętach i wiaduktach. Początek jazdy nastąpił z wysokości kilkunastu metrów, by dojść wieczorem prawie do 1300 metrów nad poziomem morza. Zmieniła się także temperatura: od prawie 40 stopni, do chłodku nocnego wymagającego cieplejszego stroju lub koca. Krajobraz za oknem również jest ciekawszy. Sporo wiosek i upraw rolnych. Pociąg porusza się moim zdaniem ze średnią prędkością około 30 km/godz, co pozawala nawet na przyjazne gesty z okna, do dzieciaków i ludzi w pobliżu torowiska. Kolejne zdjęcia zrobiłem w parku Mikumi, oraz gdzieś po drodze.
Bardzo interesujące dla podróżnych są postoje na stacjach. Zwykle pociąg jest oblegany przez sprzedawców wszelkiego jadła, które przenoszone jest przede wszystkim w ciężkich misach na głowach: wszelkie butelkowane napoje, owoce, warzywa, chleb, upieczone robale katapiri pieczone banany (pyszne), jakieś podobne do pączków słodkości. Można się skusić na kurczaki, które mnie przypominały kości obciągnięte skórą. Kłębiący się tłum sprzedawców ma najwięcej klientów przy klasie trzeciej. Niżej dwie fotki z takiego postoju.
Niedogodności i czasami nudę podróży rekompensują zmieniające się widoki za oknem. Robię sporo zdjęć zwłaszcza przy zmianie krajobrazu. Za oknami przewijają się poszczególne regiony Tanzanii: od równin po coraz wyższe pagórki i wyżyny, przez regiony ze zmieniającymi się rodzajami upraw. Od moich współpasażerów wiem, co w danym miejscu produkują. W sumie ta linia kolejowa przebiega przez zagłębia produkcji rolnej, z których żywność wędruje na całą resztę kraju: trzcina cukrowa, ryż, owoce, warzywa… Kolejne wioski z czerwoną glebą, z zaciekawionymi mieszkańcami (4 pociągi w tygodniu), machające tłumy dzieci biegnące wzdłuż pociągu… Obserwuję pracę na polach: głównie motyki, i maczety i niezwykle rzadko zaprzęg wołów z jakimś narzędziem do spulchniania gleby. Ile można zrobić zdjęć podobnego typu? Załączam dwa z nich.
W górach coraz to wyższych zmienia się rodzaj upraw, pokazują się także nieużytki, kolczasty busz z niskimi drzewami, oraz sawanna.
Drugi dzień podróży zakończył się dość niespodziewanie. Po dojechaniu na stację w pobliżu większego miasta tanzańskiego Mbeya, pociąg się zatrzymał i długo stoi. Pasażerowie wyszli, zostało tylko kilku. Po chwili wchodzi konduktor i informuje, że pociąg zakończył bieg i dalej nie pojedzie, gdyż w Zambii jest strajk. Co robić? Proszę iść na stację. Na zdjęciach niżej mój kolega z przedziału Nazareth z córką, oraz miasteczko Mbaya. To on, i jego dwóch znajomych w pociągu nazywali mnie Mzungu, czyli w suahili dosłownie „białym człowiekiem”. Nawiasem mówiąc jego matka musiała być gorąco zwolenniczką biblii, skoro nadała mu takie imię.
Pytam urzędnika stacyjnego, a ten kieruje: mnie i Japończyków oraz kilku innych do pomieszczenia z fotelami: proszę poczekać, zwrócimy pieniądze za niewykorzystany bilet. Po godzinie odzyskałem około 40% ceny biletu i jadę niewielkim autobusem dala dala, do odległego o 100 kilometrów przygranicznego miasteczka Tunduma. Cena biletu to tylko nieco ponad 2 USD i dwie godziny jazdy. Przeszedłem granice pieszo. Otrzymuję wizę Zambii bez żadnych formalności, tylko po wpłaceniu 50 USD, i po 20 minutach jestem w Zambii wśród: kolejki dużych ciężarówek, nachalnych nagabywaczy chcących wymienić pieniądze, oraz pytających dokąd jadę. Wymieniłem pozostałe szylingi tanzańskie na kwacha zambijskie. Szukam transportu do Mbeya, które miałem jako pierwsze w planie zwiedzania kraju. Okazuje się, że można o 14-15-j pojechać tam tylko mini busami. Jak pytam o ten kierunek dowiaduję się, że cena jest duża, droga daleka i bardzo dziurawa (około 200 km), co powoduje czas jazdy do 6 godzin. Zobaczyłem duże nowoczesne autobusy, z których jeden jechał w pożądanym kierunku, w głąb kraju w stronę stolicy Lusaki. Postanowiłem pojechać do miasteczka Mpika, które leży w odległości ponad 300 km i znajduje się na skrzyżowaniu ważniejszych dróg zambijskich, w tym również dobrej drogi pozwalającej dotrzeć do Mbala. Pojechałem i o 19-j jestem na miejscu w małym hoteliku. Przy okazji dowiaduję się, że Mpika jest także drugą stacją kolei Tazara po stronie zambijskiej, a znajduje się mniej więcej w połowie trasy w Zambii. W ten sposób dotarłem ponad 30 % drogą lądową także na stację kolei w Zambii. Po sprawdzeniu na miejscu okazało się, że kolej Tazara po stronie zambijskiej kursuje, ale podobnie jak jej część tanzańska tylko do Nakonde, ostatniej stacji przed granicą. Widocznie ten „oficjalny strajk” ma chyba podłoże międzypaństwowe. Tutaj zerwałem definitywnie z trasą kolejową, i odbiłem od niej drogami na północ w kierunku jeziora Tanganika.
Następna relacja będzie z Zambii.
Powrót na początek trasy: Majotta