Tanzania
Spis treści
Tanzania, informacje praktyczne
Tanzania, informacje praktyczne (na listopad 2014).
Informacje ogólne: Tanzania jest państwem we wschodniej Afryce powstałym z połączenia dawnych kolonii brytyjskich: Tanganiki i Zanzibaru, co stało się faktem w 1964 roku. Stąd także nowa nazwa: Tan+Zan… Był w Tanganice również okres kolonialny niemiecki, kiedy była to Niemiecka Afryka Wschodnia, ze stolicą w Dar es Salam. Był w niepodległej Tanzanii również okres socjalistyczny, oraz wygrana wojna z sąsiadującą Ugandą. Od 1992 r, rozpoczęły się przemiany polityczne. Faktem w tym kraju jest również zamach bombowy w 1998 r. na ambasadę USA w Dar es Salam. Tanzania jest około trzy razy większa od Polski, i posiada prawie 44 milionowa populację złożoną z kilkudziesięciu plemion, z których największym jest Sukuma (ponad 15%). Różnica czasowa: plus 2 godziny do czasu naszego, tzn. gdy u nas jest np. 12.00, to w Tanzanii 14.00. Większa część powierzchni zajmują płaskowyże porozcinane rowami tektonicznymi, należącymi do systemu Wielkich Rowów Afrykańskich. Również tutaj znajdziesz najwyższy szczyt Afryki Kilimandżaru (5895 m…), oraz trzy z wielkich jezior afrykańskich: Wiktorii, Tanganika i Malawi. Poza nizinnym wybrzeżem, pofałdowany interior Tanzanii jest pokryty sawanną i buszem (niski las tropikalny. Kraj jest jednym z biedniejszych w Afryce. Podstawą gospodarki jest rolnictwo: kawa, herbata, bawełna,… ale i goździki (ponad 80 % światowych zbiorów). Występuję sporo bogactw naturalnych od diamentów po specjalność tego kraju: kamień szlachetny tanzanit.
Kiedy jechać? Tanzania posiada zróżnicowaną pogodę: gorący tropikalny klimat na wybrzeżu (ponad 30 stopni), i nieco chłodniejszy na wyżynach w głębi kraju. Pora deszczowa lżejsza to: listopad i grudzień, a ta silna z opadami nawet ciągłymi przez kilka dni, jest w miesiącach późniejszych, głównie od lutego do kwietnia/maja. Jechać najlepiej od czerwca do sierpnia. Tuż przed porą deszczową występują wyższe temperatury i wilgotność, o czym autor tej relacji przekonał się osobiście w listopadzie. Nie padało ani razu, ale spływałem potem…, ledwo się obudziłem… i wyszedłem spod wentylatora czy klimatyzacji. O Zanzibarze pisałem wcześniej przy okazji relacji z tego terytorium.
Wiza: jest wymagana, ale bez problemu dostaniesz ją na lotniskach i na granicach, po wypisaniu 2-ch dokumentów (bez zdjęć), opłaceniu 50 USD. Można również po przeliczeniu zapłacić EUR. Mnie formalności z wypisywaniem i otrzymaniem wizy na lotnisku zajęły 10 minut. Wiza jest ważna na całym terenie Tanzanii (w tym na Zanzibarze). Pasażerów przy wjeździe i opuszczaniu Zanzibaru obowiązuje kontrola paszportowa bez dodatkowych opłat.
Wizy do krajów sąsiadujących: Kenii, Ugandy, Rwandy, Burundi, Kongo, Komorów, Zambii, Mozambiku, otrzymuje się na granicach. Co do Konga nie jestem pewien, ale warto sprawdzić w Konsulacie Konga w Kigomie (wydają w ciągu 24 godzin).
Malawi. Polacy nie otrzymają wizy na granicy. Ja swoją zdobyłem wysyłając paszport przez pośrednika do Ambasady w Berlinie. Wiem, że możliwy jest wjazd do Malawi na podstawie otrzymanego na granicy dokumentu, który umożliwia pobyt przez dobę. W tym czasie należy wyrobić wizę w Lilongwe lub Blantyre. Istnieją Ambasady Malawi w Dar es Salam (Ohio Steet, od 9,30), oraz w Lusace. Czas oczekiwania 2-5 dni i nie można nic przyspieszyć.
Język urzędowy: suahili i angielski
Waluta: obowiązuje szyling tanzański (TZS). Przelicznik wymiany na lotnisku był 1 USD= 1650 TZS. Korzystniejszy kurs wymiany oferują za USD. Wymiany poza bankami jest możliwa w kantorach w mieście, ale można płacić walutą wymienialną w hotelach i praktycznie wszędzie (ale lepiej mieć USD). Podają ceny w TZS i USD. Korzystniejszy kurs był w kantorach, zwłaszcza tych w pobliżu bazarów (dochodził do 1735). Lepiej płacić-korzystniej, w TZS. Płacić kartą nie próbowałem, gdy usłyszałem o dochodzącej do 20% prowizji. Przy bankach widziałem bankomaty.
Internet i telefony, prąd, wtyczki: Internet jest dostępny, np. w hotelach. Telefony GSM nasze działają. Prąd i wtyczki inne: kwadratowe trzy bolce (typu brytyjskiego), konieczny reduktor, lub umiejętne wkładanie z użyciem zapałki (blokowanie trzeciego, środkowego bolca).
Ceny: towary i usługi : zróżnicowane ale generalnie niezbyt wysokie. Dla ułatwienia podaję ceny w USD. Przykłady: 0,5 l. Coca Coli= 0,61 USD, woda niegazowana 1,5 l.=0,61 USD, piwo ok. 2 USD/ butelkę 0,5 litra. Transport bardzo tani zbiorowymi taksówkami: np. przejazd 40 km za 2 USD, przyzwoite hotele tanie od ok. 15 USD/pokój 1 osobowy z wentylatorem, moskitierą i śniadaniem.
Jak dojechać? Najwygodniej samolotem… Możliwości jest sporo drogą lądową i np. promem z Zanzibaru.
Bezpieczeństwo: kraj bezpieczny dla turysty, z wyjątkiem pogranicza z Kongo, oraz okresowo z Ruandą i Burundi.. Nie ma żadnych ograniczeń w podróżowaniu. Ale problemem jest: malaria, denga i… Bóg wie co jeszcze (AIDS, cholera, dżuma). Choć przeczytałem, że ostatnio Zanzibar nie ma większych problemów z malarią. Obowiązuje posiadanie „żółtej książeczki” ze szczepieniem przeciwko żółtej febrze (ale nikt mnie o nią nie pytał- za to dokładnie wypytywali skąd przyjechałem- obawa o przeniesienie innych chorób, sprawdzają temp ciała). O profilaktyce antymalarycznej piszę pod malaria. Nie pij wody nieprzegotowanej (nawet mycie zębów). Unikaj przegrzania organizmu. Owoce myjemy i obieramy własnoręcznie, a potrawy najlepiej jeść tylko gotowane, pieczone lub smażone. Mleko, świeże soki, surowe warzywa…!!! Nie rób tatuaży i raczej nie chodź boso; np. zespół larwy wędrującej… Nie brodź i nie kąp się w zbiornikach ze stojącą wodą: ulubione siedzisko ślimaków przenoszących bilharcjozę (larwy przenikają przez skórę… cierpnie skora, po prostu uważaj). I jeszcze jedno: tutaj mieszkańcy częściowo są również muzułmanami- trzeba zachować właściwą postawę. Pamiętaj zawsze o pytaniu o zgodę, zanim zaczniesz fotografować ludzi, zwłaszcza kobiety.
Transport i informacje turystyczne: Na lotnisku brak czynnej informacji turystycznej i jakichkolwiek materiałów turystycznych. Jest trochę bezpłatnych materiałów w informacjach miejskich, które zwykle również oferują wycieczki. Z lotniska ok. 17 km do mojego hotelu w Dar es Salam, pojechałem rikszą za 8,8 USD. Na lotnisku taksówkarze proponują ceny ok. 100 % wyższe. Aby znaleźć tańsze środki lokomocji należy wyjść pieszo z lotniska do oddalonego o około 300 m skrzyżowania, i tam wsiąść do transportu miejskiego (nazywanego dala dala), jeżeli wiesz który ci jest potrzebny- wtedy też masz problem z bagażem, gdyż zwykle na przystankach może po otwarciu drzwi w wejściu znaleźć się kilka czarnych głów, niezależnie czy jest w nim miejsce… W Dar es Salam riksze, gdzie indziej nazywane tuk-tukami, noszą nazwę majaj (czytaj madżadż). Są łatwo dostępne i potrafią objechać liczne w tym mieście korki. Taksówki- transport publiczny ruszają poza miasto, jak się napełnią pasażerami, podobnie dala dala na przystankach początkowych. Transport miejskimi dala dala bardzo prosty, ale trzeba znać miejsce docelowe, i poszukać go wypisanego na autobusie z przodu. Dala dala zatrzymują się na wyznaczonych przystankach (jest ich mnóstwo, i lepiej znać nazwę przystanku). Wraz z opłatą zwykle nie wyższą niż 400/450 TZS, otrzymasz mini bilecik. Pomocnicy kierowcy wykrzykujący na przystankach miejsca docelowy autobusu, pomogą w dotarciu na właściwe miejsce. Na autobusie przy drzwiach na dalszych trasach, znajdują się kwoty opłat na trasie autobusu. Podczas pobytu w Dar es Salam i okolicy podróżowałem tylko nimi i rikszami, gdy trafiłem na kłopot z połączeniem dala dalami. W centrum Dar es Salam główny przystanek nazywa się POSTA. Główny dworzec autobusów dalekobieżnych nazywa się UBUNGO. Spotkasz się w dala dala z uśmiechami, ale nie licz na kurtuazję dla turysty, czy wolne miejsce.
Hotele: spałem w hotelu zarezerwowanym korespondencyjnie przez Internet: Johanesburg Hotel, Sinza Mori – Inbound, Shekilango Road, z bardzo dobrym śniadaniem i wifi / 2-kę, za 25 USD. Znajduje się nieco na uboczu w dzielnicy Sinza. Hoteli mniejszych i większych jest wiele, ale ceny są niewiele niższe.
Przewodniki: nie szukałem, wystarczyły mi informacje z Internetu oraz informacje na miejscu.
Atrakcje turystyczne: główną poza zwiedzeniem Dar es Salam, była wycieczka do oddalonego o 67 km Bagamojo. Samo miasto Dar es Salam jest zwykle miejscem wypadowym do innych miejsc, skąd rusza się dalej w głąb kraju. Jedną z atrakcji jest ponad trzydniowa jazda pociągiem kolei Tazara, na trasie z Tanzanii do Zambii. Nie piszę o głównych atrakcjach tego kraju, jest ich mnóstwo. Tym razem chcę zobaczyć normalne życie mieszkańców w miejscach mniej popularnych.
Ja zwiedziłem: Cały dzień zajęło mi chodzenie po centrum Dar es Salam: kilka zabytków, w tym ładny egzotyczny port rybacki. Kilka ciekawych specjalistycznych bazarów.
Do Bagamojo dojechałem dala dalami (tam: trzy w jedną stronę: 2x 400 TZS i 2000 TZS). Powrót za: 2000 TZS i riksza do hotelu za 5000 TZS.
Pociągi Tazara jeżdżą dwa razy w tygodniu: odjazdy we wtorki i piątki (około godziny 10.00). Szukaj również na: www.tazara.co.tz . Bilet na kolej Tazara kupiłem na stacji przy drodze na lotnisko: Nyere& Nelson Mandela Rds. Dojechałem tam dwoma dala dalami (2x 400 TZS). Kasa czynna w pon- pk: 7,30-12,30 oraz 14-16,30. W sobotę czynna jest w godzinach 9-12,30 W niedzielę po zamkniętym budynku dworca hula wiatr, oraz kręcą się sprzątacze. Bilety są w trzech klasach: trzecia- miejsca siedzące, druga- sypialne 6 osób w przedziale, oraz klasa pierwsza- sypialne 4 osoby w przedziale. Cena klasy pierwszej ok.61 USD, klasa druga -25%, a trzecia połowa ceny klasy pierwszej. Obecnie w wyniku strajku w Zambii, kolej Tazara dojeżdża tylko do Mbeya po stronie tanzańskiej. Można pojechać dalej po przedostaniu się drogami do przygranicznego miasta tanzańskiego Tunduma (100 km, 4000 TZS). Następnie przejść granicę pieszo i przejechać w Zambii do Nakonde (30 km za granicą, nie pojechałem). Szczegóły jazdy pociągiem znajdziesz w relacji: Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii.
Krótki słowniczek języka suahili: jest głównym językiem urzędowym i ułatwiło mi życie nauczenie się kilku słów. Podaję dla chętnych znaczenie najprostszych: liczebniki:1-moja, 2-mbili, 3-tatu, 4-nine, 5- tano, 6- sita, 7- saba, 8- nane, 9- tisa, 10- kumi, 11- kumi na moja…, 100- mia moja, 1000- laki moja. Witam- karibu, cześć- jambo, do widzenia- kwaheri, jechać – nenda, samochod- gari, autobus- rori, stacja autobusowa- kituo cha bus, przystanek- stendi, biały człowiek (europejczyk)- mzungu, tak- ndio, nie- hapana, woda- madi…
Powrót do relacji z podróży Dar es Salam
Powrot do relacji: Mzungu, czyli koleją…
Tanzania. Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii, relacja ...
Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Obecnie w Tanzanii ruszyłem na spotkanie sam na sam, z rejonami będącymi z dala od utartych szlaków. Chcę zobaczyć ten bezpieczny dla podróży duży kraj, choć… niektórzy nazywają te rejony kontynentu dziką czarną Afryką. Informacje organizacyjne związane z początkiem podróży zawarłem w informacjach praktycznych. Z mojego hotelu w Dar es Salam dostałem się na dworzec madżadżem (tutejsza nazwa rikszy motorowej). Podwiózł mnie pod samo wejście, gdzie w obszernej hali dworcowej zobaczyłem czarny tłum pasażerów siedzących na krzesełkach, które poustawiano klasami posiadanych biletów. Poczułem się trochę jak … w czarnej krainie, wokół tylko buzie w tym kolorze, które prawie wszystkie spojrzały na mnie gdy wszedłem. Mnóstwo niewyobrażalnie wielkich toreb, worków, walizek itp. Wszyscy czekają na otwarcie drzwi swojej klasy, prowadzących na peron. No cóż, mogę być jedynym białym w tym pociągu- nie nowina dla mnie na dotychczasowej trasie. Przed odjazdem zobaczyłem jeszcze czterech młodych Japończyków z Osaki. Na zdjęciach okazały dworzec kolejowy w Dar es Salam, oraz dzienna informacja o rozkładzie odjazdów na opisanej kredą tablicy.
Ruszyliśmy z 2 godzinnym opóźnieniem. Pomyślałem jakie będzie na końcu trasy, która ma trwać trzy dni, i zakończyć w mieście Kapiri Mposhi w centrum Zambii. Kupiłem bilet pierwszej klasy i jestem w cztero osobowej kuszetce, w towarzystwie dwóch czarnoskórych pasażerów. Cena była niewiele wyższa od klasy drugiej, ale smród w toaletach jednakowy. Tylko czemu ta woda z umywalki wypływa mi dołem na nogi, a spłuczka w WC zamiast spłukiwać muszlę myje podłogę? Jedynym plusem poza odrobiną więcej miejsca w kabinie, było sąsiedztwo wagonu restauracyjnego, nawet z dobrym piwem po niezłej cenie. Na pewno nie chciałbyś podróżować w szczelnie wypełnionym wagonie trzeciej klasy, tylko z miejscami siedzącymi … na krzesłach lub na leżąco.
Czym jest ta kolej? Jej właścicielami są w połowie rządy Tanzanii i Zambii, a jej długość wynosi 1860 km. Pociągi pasażerskie wyruszają w podróż w obu kierunkach, we wtorki i piątki. Kolej Tazara wybudowali ogromnym nakładem kosztów Chińczycy, i oddali do użytku w 1976 roku. W pierwszych dwóch latach obecnego wieku, dzięki pomocy kilku państw Europejskich w tym Polski, dokonano jej modernizacji i podniesiono parametry bezpieczeństwa linii. O udziale Polaków dowiedziałem się z rozmowy z konduktorem w pociągu. Jako obecnie emerytowany polski kolejarz, jechałem tym pociągiem obserwując wszystko prawie z zawodową ciekawością. Pewnie i moja zawodowa przeszłość spowodowała wybór sposobu przemieszczenia się do Zambii. Można pokonać tę trasę szybciej niezłej klasy autobusami. Początki podróży z moimi współpasażerami były zdawkowe, i polegały na wzajemnym poznawaniu się. Później zaczęliśmy komentować widoki za małym niskim oknem. Na zdjęciach peron z pociągiem, oraz jedna z małych stacyjek na początku trasy.
Pewnym wyróżnikiem w monotonnej podróży był mijany w początkowej części trasy park narodowy Mikumi. Jego roślinność jest głównie bardzo kolczastym buszem i niewielkimi drzewami. Kilkakrotnie kilka antylop, jakieś duże ptaszysko… i jedziemy przez wyżyny Tanzanii, gdyż pociąg wspina się coraz wyżej, zwalniając do kilku kilometrów na zakrętach i wiaduktach. Początek jazdy nastąpił z wysokości kilkunastu metrów, by dojść wieczorem prawie do 1300 metrów nad poziomem morza. Zmieniła się także temperatura: od prawie 40 stopni, do chłodku nocnego wymagającego cieplejszego stroju lub koca. Krajobraz za oknem również jest ciekawszy. Sporo wiosek i upraw rolnych. Pociąg porusza się moim zdaniem ze średnią prędkością około 30 km/godz, co pozawala nawet na przyjazne gesty z okna, do dzieciaków i ludzi w pobliżu torowiska. Kolejne zdjęcia zrobiłem w parku Mikumi, oraz gdzieś po drodze.
Bardzo interesujące dla podróżnych są postoje na stacjach. Zwykle pociąg jest oblegany przez sprzedawców wszelkiego jadła, które przenoszone jest przede wszystkim w ciężkich misach na głowach: wszelkie butelkowane napoje, owoce, warzywa, chleb, upieczone robale katapiri pieczone banany (pyszne), jakieś podobne do pączków słodkości. Można się skusić na kurczaki, które mnie przypominały kości obciągnięte skórą. Kłębiący się tłum sprzedawców ma najwięcej klientów przy klasie trzeciej. Niżej dwie fotki z takiego postoju.
Niedogodności i czasami nudę podróży rekompensują zmieniające się widoki za oknem. Robię sporo zdjęć zwłaszcza przy zmianie krajobrazu. Za oknami przewijają się poszczególne regiony Tanzanii: od równin po coraz wyższe pagórki i wyżyny, przez regiony ze zmieniającymi się rodzajami upraw. Od moich współpasażerów wiem, co w danym miejscu produkują. W sumie ta linia kolejowa przebiega przez zagłębia produkcji rolnej, z których żywność wędruje na całą resztę kraju: trzcina cukrowa, ryż, owoce, warzywa… Kolejne wioski z czerwoną glebą, z zaciekawionymi mieszkańcami (4 pociągi w tygodniu), machające tłumy dzieci biegnące wzdłuż pociągu… Obserwuję pracę na polach: głównie motyki, i maczety i niezwykle rzadko zaprzęg wołów z jakimś narzędziem do spulchniania gleby. Ile można zrobić zdjęć podobnego typu? Załączam dwa z nich.
W górach coraz to wyższych zmienia się rodzaj upraw, pokazują się także nieużytki, kolczasty busz z niskimi drzewami, oraz sawanna.
Drugi dzień podróży zakończył się dość niespodziewanie. Po dojechaniu na stację w pobliżu większego miasta tanzańskiego Mbeya, pociąg się zatrzymał i długo stoi. Pasażerowie wyszli, zostało tylko kilku. Po chwili wchodzi konduktor i informuje, że pociąg zakończył bieg i dalej nie pojedzie, gdyż w Zambii jest strajk. Co robić? Proszę iść na stację. Na zdjęciach niżej mój kolega z przedziału Nazareth z córką, oraz miasteczko Mbaya. To on, i jego dwóch znajomych w pociągu nazywali mnie Mzungu, czyli w suahili dosłownie „białym człowiekiem”. Nawiasem mówiąc jego matka musiała być gorąco zwolenniczką biblii, skoro nadała mu takie imię.
Pytam urzędnika stacyjnego, a ten kieruje: mnie i Japończyków oraz kilku innych do pomieszczenia z fotelami: proszę poczekać, zwrócimy pieniądze za niewykorzystany bilet. Po godzinie odzyskałem około 40% ceny biletu i jadę niewielkim autobusem dala dala, do odległego o 100 kilometrów przygranicznego miasteczka Tunduma. Cena biletu to tylko nieco ponad 2 USD i dwie godziny jazdy. Przeszedłem granice pieszo. Otrzymuję wizę Zambii bez żadnych formalności, tylko po wpłaceniu 50 USD, i po 20 minutach jestem w Zambii wśród: kolejki dużych ciężarówek, nachalnych nagabywaczy chcących wymienić pieniądze, oraz pytających dokąd jadę. Wymieniłem pozostałe szylingi tanzańskie na kwacha zambijskie. Szukam transportu do Mbeya, które miałem jako pierwsze w planie zwiedzania kraju. Okazuje się, że można o 14-15-j pojechać tam tylko mini busami. Jak pytam o ten kierunek dowiaduję się, że cena jest duża, droga daleka i bardzo dziurawa (około 200 km), co powoduje czas jazdy do 6 godzin. Zobaczyłem duże nowoczesne autobusy, z których jeden jechał w pożądanym kierunku, w głąb kraju w stronę stolicy Lusaki. Postanowiłem pojechać do miasteczka Mpika, które leży w odległości ponad 300 km i znajduje się na skrzyżowaniu ważniejszych dróg zambijskich, w tym również dobrej drogi pozwalającej dotrzeć do Mbala. Pojechałem i o 19-j jestem na miejscu w małym hoteliku. Przy okazji dowiaduję się, że Mpika jest także drugą stacją kolei Tazara po stronie zambijskiej, a znajduje się mniej więcej w połowie trasy w Zambii. W ten sposób dotarłem ponad 30 % drogą lądową także na stację kolei w Zambii. Po sprawdzeniu na miejscu okazało się, że kolej Tazara po stronie zambijskiej kursuje, ale podobnie jak jej część tanzańska tylko do Nakonde, ostatniej stacji przed granicą. Widocznie ten „oficjalny strajk” ma chyba podłoże międzypaństwowe. Tutaj zerwałem definitywnie z trasą kolejową, i odbiłem od niej drogami na północ w kierunku jeziora Tanganika.
Następna relacja będzie z Zambii.
Powrót na początek trasy: Majotta
Tanzania, film z podróży
Oferuję film podróżniczy w jakości HD. Czas 12 minut. Tanzanię od Dar es Salaam a później koleją w kierunku Zambii, zwiedzałem w czasie podróży do Afryki wschodniej…
Tanzania, galeria zdjęć
Do Tanzanii i Kenii jeździ się przede wszystkim oglądać zwierzęta w ich środowisku naturalnym. Niektórzy żartobliwie nazywają tę podróż, jazdą do największego zoo w świecie. Jest tutaj kilka bardzo dużych parków narodowych. Zwierzęta mogą swobodnie migrować, między innymi pomiędzy Parkami: Masaj Mara, Sarangeti do Ngoro Ngoro, i odwrotnie,
w zależności od pory roku, na terenach Kenii i Tanzanii. Można też zobaczyć Wielki Rów Afrykański z jego jeziorami. Odwiedziłem Kenię z córką Kasią, w czasie miesięcznej wyprawy z biurem podróży, na trasie : Kenia, Tanzania, Reunion, Madagaskar i Mauritius, w styczniu
i lutym 2002 r. Załączam nieco zdjęć.
tanzania_006
Tanzania, Dar es Salam, relacja z podróży.
Tanzania, Dar es Salam, relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Tanzanię zwiedzałem już w 2002 roku, kiedy powędrowałem do najbardziej znanych miejsc turystycznych tego dużego kraju. Były to głównie największe parki narodowe. Obecnie Tanzanię wraz z Zanzibarem zwiedzam w listopadzie 2014r. w czasie podróży po Afryce Wschodniej. Pobyt na Zanzibarze opisałem we wcześniejszej relacji. Natomiast szczegóły organizacyjne obecnej podróży, przedstawiłem w informacjach praktycznych (kliknij).
Tanzania wraz z Kenią jest pocztówkową wizytówką Afryki. Przyjeżdżający tutaj masowo turyści zwiedzają to największe w świecie ZOO, w którym to turysta jest zamknięty w samochodzie, z którego zwiedza. Ten rejon jest synonimem Afryki: safari, Kilimandżaro, Serengeti, krater Ngoro Ngoro…, i te miejsca wtedy zwiedziłem jak każdy początkujący turysta. Obecnie ruszyłem na spotkanie sam na sam, z rejonami będącymi z dala od utartych szlaków. Chcę zobaczyć ten bezpieczny dla podróży duży kraj, w którym mieszkają przyjaźni ludzie. Oczekując na odlot na lotnisku na Zanzibarze, miałem okazję spotkać szkolną wycieczkę maluszków, którzy przyjechali zobaczyć samoloty. Mój mini samolocik Auric Air przeniósł mnie w ciągu 25 minut z Zanzibaru na lotnisko w Dar es Salam, największym mieście Tanzanii. Na zdjęciach niżej mój samolocik z Zanzibaru, oraz ta wycieczka szkolna. Zobacz jak wyglądają ubiory uczniów od najmłodszych lat w szkole muzułmańskiej.
Do zarezerwowanego Johannesburg Hotel dojechałem rikszą. Ten powszechnie znany trójkołowiec w krajach około indyjskich jest tuk-tukiem. Tutaj nazywają do madżadżi, i jest tak samo zwinny i odporny na korki. Jak ruszyłem po chwili skręcił w okolice, które nazwałbym wielkim ogromnym slumsem. Widząc moje zaniepokojenie kumpel kierowcy uspokaja: jedziemy opłotkami przez przedmieścia, aby się przedostać do dzielnicy Shinza, gdzie masz swój hotel. Jak wyjechaliśmy do bardziej cywilizowanego rejonu miasta, wzbudziłem gromki wybuch śmiechu, kiedy nazwałem tę drogę: safari po miejscach, gdzie w ogóle nie ma dróg. Wszystko cacy, bo przyjechałem przez zapchane miasto w kilkadziesiąt minut, a nie po dwóch godzinach. Tego samego dnia pojechałem jednym z miejskich autobusów, które noszą nazwę dala dala. Jest ich setki jeżeli nie tysiące, i mocno bym się nagłówkował którym dojechać do centrum, gdybym najpierw od zarządcy hotelu nie spisał sobie nazw miejsc docelowych. Jadę do Posta, to miejsce w centrum w pobliżu starej poczty. Potem spacerek w przyjemnym ciepełku w stronę zatoki nadmorskiej, tylko czemu się tak topię… Dar es Salam nie jest już regionem zamieszkanym tylko przez wyznawców islamu. Widzę po drodze również kilka świątyń chrześcijańskich. Miasto jest rozległym molochem z populacją ponad 3 miliony, które wybudowano stosunkowo niedawno bo w połowie XIX wieku. Było pod wpływem: sułtanów Omanu, Niemców i Brytyjczyków. Obecnie jest jednym z największych afrykańskich portów, i dużym centrum handlowym. Nie jest nawet stolicą, którą pozostaje Dodoma. Na pewno nie jest na szczycie miejsc do zobaczenia, dla większości odwiedzających Tanzanię turystów. Stąd zwykle się wyjeżdża dalej. Na zdjęciach widok centrum miasta z jedną ze świątyń chrześcijańskich, oraz prom kursujący na wyspę po drugiej stronie zatoki,
Kolejne dwa zdjęcia przedstawiają nowoczesne centrum miasta z: wieżowcami, super hotelami…, oraz centralny postój dala dala o nazwie Posta.
Na szczycie centralnej części miasta od strony oceanu, znajduje się barwny port rybacki. Miejsce niezwykle egzotyczne, w którym zobaczysz wszystko, od połowów małymi i większymi łodziami, targowaniem i transportem ryb we wszystkie strony, ale również niezwykłe miejsca gdzie ryby różnej wielkości są suszone. Na zdjęciach port rybacki z suszonymi na piasku plaży malutkimi rybkami, którymi nie były zainteresowane nawet łażące po niej czarne ptaszyska, oraz rybak przewożące worki małych rybek, w swojej dłubance z jednego kloca drewna.
W trochę oddalonej hali zobaczyłem scenkę jak z … jakiejś odmiany mitycznego Hadesu. W kłębach dymu i ognia, w ogromnych misach są smażone hurtowo ryby i rybki, które do tych miejsc opiekania wrzucano ogromnymi czerpakami- łopatami. Na zdjęciach pokazuję tą hurtową smażalnię, oraz uliczny kram z rybkami.
Tuż obok portu znalazłem miejsce, w którym zlokalizowano mnóstwo mini restauracyjek. Z ogromnych garnków serwowano wszelkie dania, dla siedzących na ławkach z boku klientów (patrz foto). W następnym dniu, w niedzielę pojechałem najpierw na dworzec kolei Tazara, gdyż chciałem kupić bilet na pociąg, jadący przez nieco ponad trzy dni, z Dar es Salam do odległej o prawie 1900 kilometrów stacji Kapiri Mposhi, w … Zambii. Jednak po budynku zamkniętego dworca kręcili się tylko sprzątacze. Więc popatrzyłem na mapę i pojechałem na jednodniową wycieczkę, do odległego o prawie 70 kilometrów na północ miasteczka Bagamojo. Przemieszczałem się cały czas autobusami dala dala. Jazda nimi to cały ceremoniał. Ze stacji początkowej, oraz większych pośrednich, ruszają jak się napełnią pasażerami, niezależnie jak długo to trwa. Pomagier kierowcy stoi w drzwiach i wydziera się, powtarzając jak mantrę nazwy ważniejszych miejsc na trasie. Pomagają im podobnie głośni naganiacze, którzy kolędują wokół, w tym samym celu (oczywiście za drobną opłatą od pomocnika kierowcy). Na przystankach zdziwiony widzę stoiska z monetami poukładanymi w równe kupki. To towar właśnie dla tych specyficznych konduktorów dala dala, którzy je masowo potrzebują do wydawania reszty. A chodząc po autobusie dzwonią monetami w ręku, przypominając o zapłacie. Jazda przez prawie trzy godziny była przyjemnością, gdyż pozwalała popatrzeć niespiesznie na codzienne życie mieszkańców: kolejnych dzielnic, targowisk z dłuższymi postojami, później przedmieść. Zanim dojechałem do celu zmieniłem pojazdy trzykrotnie. W końcu po drodze widzę tylko kolejne wioski i miejscowości turystyczno-hotelowe. Niżej w/w garkuchnie, oraz widziana z okna scenka w wiosce po drodze.
Samo Bagamojo jest miejscem typu duża wieś, z kilkoma hotelikami nadmorskimi. W czasach kolonialnych było również miejscem załadunku towarów na statki (np. kość słoniowa). W pobliżu starego karawanseraju (dawny hotel dla karawan), zaczepił mnie mężczyzna i zaczął opowiadać o Bagamojo. Przestało być bezinteresowne, gdy okazał się miejscowym nauczycielem zbierającym datki, jak mówił na potrzeby szkoły. Grzecznie odmówiłem. Byłem jedynym białym, a miejscowych nie zaczepiał. Drugie zdjęcie przedstawia sklepik na bazarze: owoce, ryż, warzywa, orzeszki ziemne…
Resztę krótkiego pobytu w Bagamojo spędziłem wędrując po miasteczku, również pomiędzy kolejnymi straganami i restauracyjkami. Zaciekawił mnie sklepik z dużymi używanymi pojemnikami. Wszystko się wyjaśniło gdy ujrzałem w pobliżu publiczną studnię, z żółtawą wodą nabieraną czerpakiem z głębokości około 2 metrów. Na zdjęciach dwa sklepiki.
Trzeci dzień pobytu w Dar es Salam zacząłem od pomyślnego zakupu biletów na kolej Tazara. Wyjątkowo długo moje dala dala przebijało się przez korki (prawie dwie godziny jazdy do centrum). Resztę dnia wędruję powoli na skraju centrum, penetrując uliczki, sklepiki, kolejne bazary. Tych ostatnich jest -naście, i niektóre są wyspecjalizowane: np. gdy oferują kurczaki, z boku znajduje się również miejsce, gdzie te raczej chude opierzone stworzonka, są przygotowywane do postaci… potrzebnej kucharzowi. Rankiem w czwartym dniu wsiadam do madżiadżi i wysiadam na podjeździe dworca kolejowego. Ruszam w długaśną podróż przez rozległe, nie turystyczne wyżyny Tanzanii.
Ale o tym opowiem w relacji: Mzungu, czyli koleją z Tanzanii do Zambii.
Powrót na początek trasy: Majotta