Jamajka. W krainie dredów… , relacja z podróży
W krainie dredów … na Jamajce.
Tekst i zdjęci: Paweł Krzyk
Jamajkę zwiedzam w styczniu 2013 r., w czasie prawie dwu miesięcznej wyprawy, którą nazwałem „Wielką Karaibską Przygodą”. Było to piątym miejscem z kilkunastu, które zamierzam odwiedzić. Pierwszy był Trynidad później Curacao… Ostatnią relację zamieściłem pod nazwą Tobago . Wraz z kolegą podróżnikiem Wojtkiem przyleciałem na Jamajkę Caraibian Air, z Tobago przez Trynidad, spóźnieni prawie 3 godziny. Już ciemno, taksówka (17 USD) do zarezerwowanego Morgan’s Harbour Hotel (jedyny w okolicy za 70 USD/osobę). Ładny hotel na cyplu, w pobliżu stolicy Jamajki Kingston. Rano filmuję basenik hotelowy z wodą morską, wydzielony murkiem z zatoki. Za nim przystań jachtowa z łodziami do połowów,na większego morskiego „zwierza”. Natomiast za Zatoką Kingston rozległy widok na ponad 600 tysięczną stolicę. Zaciekawiony patrzę na polujące pelikany pikujące co chwilę do wody, i wyłaniające się z poruszającą się zawartością w worach pod dziobem. Na załączonych zdjęciach: pokazuje fryzurę „modnisi” z samolotu, oraz widok z hotelu na Kingston.
Po kontynentalnym śniadanku spacerujemy do Port Royal. Jest to mała wyspa, którą z lądem łączy grobla Palisados. Obecnie to senna wioska rybacka. Ale dawniej było zupełnie inaczej. Otóż jak to było, z ta jedną z największych wysp karaibskich: powierzchnia ok. 11 tysięcy km kwadratowych, a wymiary 235 x 82 km? Odkrył ja Kolumb dla Hiszpanów w 1494 r. Ci zostali stąd przepędzeni przez Brytyjczyków, którzy zajęli wyspę przez dwa dni 10-11 maja 1655r. Przybyło wtedy na wyspę 38 statków brytyjskiej floty inwazyjnej, z 8 tysiącami żołnierzy i marynarzy, pod dowództwem admirała W. Penna. Brytyjczycy uprawiali na Jamajce głównie trzcinę cukrową, wykorzystując murzyńską pracę niewolniczą. Zaoferowali również schronienie w port Royal piratom łupiącym flotę hiszpańską. Miasto ufortyfikowane pięcioma fortami bardzo szybko się bogaciło, i przekształciło w jedno z najzamożniejszych na Morzu Karaibskim. W tym pirackim siedlisku w bezpiecznym porcie, pełno tu było tawern, domów publicznych i jaskiń hazardu. Zostało potępione przez kościół katolicki jako „najbardziej zepsute miasto chrześcijańskiego świata”. Podejrzewano tutaj dzień sądu ostatecznego, gdy duże trzęsienie ziemi w 1692 r. zmiotło 13 ha miasta w morskie fale. Zginęła wtedy 1/3 mieszkańców miasta i zatonęły wszystkie statki w porcie. Obecnie znajdują się 12 m pod powierzchnią wody, w stanie nienaruszonym stanowiąc atrakcję dla płetwonurków. Był tez pożar w 1702r., oraz kolejne trzęsienie ziemi w roku 1907. Dzisiaj można podziwiać dużą ilość armat wśród ceglanych blanków Fortu Charles (wstęp 10 USD),patrzących swoimi gardzielami, w miejsce już nie takie jak dawniej, gdyż trzęsienia ziemi znacznie zmieniły linię brzegową.
Innymi ciekawszymi miejscami w Port Royal są: Stary Szpital Morski, anglikański Kościół Sw. Piotra, czy najstarszy dom w dawnym mieście. Na zdjęciach pokazuję kościół i ten stary dom.
Wsiadamy w autobus nr 98 (1 USD) do centrum Kingston, gdzie jesteśmy po 45 minutach jazdy. Wcześniej wymieniam w sklepie nieco pieniędzy na dolary jamajskie (1 USD=84-90 JAD). Wysiadamy na dworcu autobusowym, mieszczącym się w samym centrum przy Parku Grandta. Tuż obok fotografuję stare kolonialne budynki, w tym ozdobny budynek Teatru Warda.
W Parku widzę kilka pomników, między innymi królowej Wiktorii, a w pasażu nadmorskim pomnik bohatera narodowego Normana Manleya (zdjęcia niżej). Manley stał na czele socjalistycznej Ludowej Partii Narodowej, w czasie walki o prawa… wyborcze, oraz o niepodległość, która Jamajka uzyskała od W. Brytanii w 1962 r.
Obchodzimy główne zabytki… i dochodzimy do bulwaru nadmorskiego: nieco palm i wyschnięty trawnik, oraz główne budowle państwowe, banki, centrum konferencyjne… Spacerujemy także kilkoma głównymi ulicami centrum. Przy Diuk Street, znajduje się nieco budynków z czasów kolonialnych. Przechodzimy obok: Szkockiego Kościoła Św. Andrzeja, starego i nowego budynku Parlamentu Jamajki, czy też w bocznej ulicy żydowskiej synagogi. Na zdjęciach budynki parlamentów i biała synagoga.
Obserwujemy barwne postacie mieszkańców Kingston. Wyróżnikiem w mieście są takie dziwne wózki transportowe z kierownicą, służące do transportu, ale i handlu ulicznego bezpośrednio z nich. Niżej również zdjęcie kobiety handlującej gazetami, z sterty umieszczonej na … głowie.
Nie widzimy na ulicach „białych twarzy”, i w ogóle turystów. Idąc uważamy na siebie nawzajem, gdyż Kingston cieszy się złą sławą miasta niebezpiecznego. Obserwowanymi faktami było to, że przed urzędami i bankami są uzbrojeni strażnicy, policjantów widziałem w kamizelkach kuloodpornych, a w prawie wszystkich sklepach i sklepikach, podaja towar przez małe okienka… zza krat. Dwukrotnie odganiamy się od nieprzyjemnych nachalnych zaczepek żebraczych. Wracamy na dworzec przy Parku Grandta i odjeżdżamy tym samym autobusem do hotelu. Robimy sobie zdjęcia z plecakami przy „korsarskiej” nazwie naszego hotelu, i znowu tym samym autobusem na lotnisko(1 USD- 10 minut).
Szybka odprawa i za 35 minut jest Montego Bay, na drugim wschodnim krańcu Jamajki. Odbiera nas przedstawiciel naszego Hotelu Spring Garden Villa. Po drodze wymieniamy pieniądze i robimy zakupy. Wreszcie spróbujemy słynnego rumu z Jamajki. Kupuję Kaptain Morgan Jamajka Rum, bo kojarzy mi się z hotelem w Kingston. Wieczorem dobrze smakowała kuba libre (rum+kola). Nasz trzeci dzień na Jamajce przeznaczyliśmy na odpoczynek, oraz zwiedzenie miasta Montego Bay. Rano robię te notatki, oraz zdjęcie hotelu wyglądającego jak …stara rezydencja kolonialna. Po południu zeszliśmy na szosę, w pobliżu naszego oddalonego o 8 km od centrum hotelu. Na zdjęciach niżej hotel, oraz zatoka Montego Bay.
Wsiadamy do mini busa by nim dostać się do miasta (1,1 USD). To liczące 125 tys. mieszkańców miasto, jest drugim co do wielkości na Jamajce, i największym ośrodkiem wypoczynkowym wyspy. W XIX wieku było miastem cukru i bananów, a obecna rangę uzyskało dopiero współcześnie jako uzdrowisko. Przyjeżdżamy na dworzec mini busów w centrum w pobliżu targowiska Craft Market. Mnóstwo straganów z pamiątkami z Jamajki i okolic, niektóre oryginalne powstałe na wyspie (a nie w Chinach czy Indonezji…). Kupujemy ładne małe maski, a la Bob Marley. Wart obejrzenia jest anglikański Kościół Św. Jakuba ( widziałem tylko z zewnątrz, był zamknięty).
W pobliżu znajduje się grupa pięciu brązowych posągów: Sam Sharpe Memorial. Przedstawia go w grupie z innymi męczennikami za sprawę abolicjonizmu. Obok mały budynek dawnego aresztu miejskiego. Robię zdjęcie murowanej niewielkiej wieży. Okazało się ,że było to… miejsce kaźni murzynów (powieszenie).
Po drodze od centrum w stronę lotniska, mieszczą się wszystkie plaże i hotele turystyczne, w otoczeniu licznych sklepików, barów, restauracyjek… Odprowadza nas z powrotem do mini busów spotkany David, który uczy nas jamajskiego powitania przez dotknięcie się…zaciśniętą pięścią ( co znaczy: nie ma sprawy…). Już tyko kąpiel w hotelowym baseniku, i nieco po 18-tej jest ciemno. To normalna pora zapadania zmroku w strefie między zwrotnikowej (ok.12 godzin dnia i nocy). Następnego dnia już o 8-j rano, ruszamy na wycieczkę w głąb wyspy, z Józefem, właścicielem naszego hotelu (50 USD/osobę /240 km objazdu/ cały dzień). Pierwszym celem są Wodospady YS. W czasie jazdy Józef opowiada o sobie oraz o wszystkim wokół. Jest Austriakiem mieszkającym na Jamajce ponad 40 lat. Pokazuje nam po drodze plantacje: kawy, bananów, cytrusów, ananasów… nareszcie znamy nazwę drzewa z dużymi czerwonymi kwiatami: tulipanowiec afrykański… Droga jest bardzo wąska, mocno zniszczona , kręta i pnie się zboczami, lub po grzbietach kolejnych wzgórz. Na nich większe wsie jak np. Cambridge, lub tylko grupki czy pojedyncze niewielkie zagrody. Mijamy : grupki dzieciaków w jednakowych strojach idące do szkoły, ludzi czekających na mini busa, oraz grupki starszej młodzieży czekające przy drodze, na… coś, kogoś, … zajęcie. Ale i idzie ktoś, pewnie na pole, z nietypową maczetą z hakiem na jej końcu. Na zdjęciach: zagroda wiejska oraz plantacja ananasów i bananów.
Wodospady YS na rzece o tej samej nazwie osiągamy po dwóch godzinach jazdy. Kupujemy bilety (17 USD) i wsiadamy do wagoniku ciągniętego przez.. traktor. Jedziemy około kilometr do wodospadów. Mają 7 stopni i łącznie 40 metrów wysokości. W czterech miejscach można zażyć kąpieli w przyjemnym chłodku. Wzdłuż wodospadów jest też zjazd linowy Canopy (42 USD). Patrzę na wysokie drzewa gęsto porośnięte innymi roślinami, lianami… Po nieco ponad godzinie jedziemy dalej i zjeżdżamy w dolinę, w której jest uprawiana głównie trzcina cukrowa. Po miasteczku Magotly podjeżdżamy do najbardziej znanej na Jamajce wytwórni cukru i … rumu Appleton. Można ją zwiedzić w ramach wycieczki (25 USD). Zrezygnowaliśmy, gdyż już kilkakrotnie oglądaliśmy inne wytwórnie tego trunku.
Od Lacovia droga jest już lepsza, jedziemy nieco szybciej. Robimy „foto stopa” w bambusowej alei. Wzdłuż kilku kilometrów rogi rosną wysokie kępy bambusowe, tworząc zielony tunel nad drogą. Wkrótce wjeżdżamy do 10 tysięcznego miasta Black River, w którym kończy swój bieg Black River- największa rzeka wyspy. Na tej rzece można odbyć 2 godzinną wycieczkę z programem… typu posiłek… i oglądanie kajmanów (40 USD !!!). Fotografuję rzekę (niżej), oraz jej wylot do Morza Karaibskiego. Zauważyłem tam niewielki statek, niemiłosiernie obładowany na pokładzie pustymi klatkami- pułapkami na … krewetki. Ten region Jamajki znany jest właśnie z tych owoców morza. Można w okolicy, również przy drodze, nabyć te krewetki oraz… wszelkie inne dary morza.
Jedziemy dalej i robimy od czasu do czasu przerwy w ciekawszych miejscach. Pierwszym była wielka garkuchnie przydrożna, w której specjalizowano się w dwóch daniach typu zupa. Pierwsza, na którą skusiłem się z kierowcą, była typu gulasz z … w Polsce powiedziałbym z nóżek. Pyszna: rozgotowane mięso z chyba fasolą, podawane w dużych kubkach z łyżką. Druga podobna, ale tu głównie były krewetki i … kolby kukurydzy. Ledwo zjadłem swoją, bo nie wiem co bym wybrał następnym razem. Obok sprzedawano owoce Aki. Są uznawane za symbol Jamajki i główny jej owoc. Ma to sądzę uzasadnienie… w historii tego kraju. W 18 wieku w okresie spadku zainteresowania na cukier, na Jamajce zmarło 15 tysięcy niewolników … z głodu. Z Aki zjada się wewnętrzna otoczkę tego ciemnego nasiona. Klientowi sprzedawca obiera owoce i sprzedaje same części jadalne. Jutro mamy mieć miedzy innymi ten owoc na śniadanie. Na zdjęciu niżej pokazuję kubek z moim gulaszem oraz owoce Aki. W drodze powrotnej wzdłuż wybrzeża w stronę zachodnią, trafiamy kolejne miejsce, w którym podają ryby i placki Bami (z Manioku). Prawie zasypiałem siedząc na tylnym siedzeniu, gdy nagle rejwach mnie otrzeźwia. Stoimy tam właśnie a w samochodzie, na przednim siedzeniu… jest kilka dłoni podających… talerze z rybami i placki Bami. Całe szczęście że moje okno było przymknięte. Wojtek filmuje to co ma przed … nosem, a kierowca wybiera … posiłek dla siebie. To drugie zdjęcie zrobiłem właśnie wtedy. Wkrótce skręcamy z powrotem w głąb lądu, pnąc się z powrotem w górę, już po znacznie lepszej drodze. Miłym przerywnikiem buł kolejny „busz bar”, w który serwowano wszelkie mięsiwa. Józef kupuje kurczaka, … po co ma kucharz gotować! Jest jeszcze jasno gdy kończymy ten intensywny turystycznie dzień.
Piąty dzień na Jamajce poświęciliśmy wypadowi do oddalonego o 70 km Negril, na zachodnim krańcu wyspy. Przyjeżdżamy w ciągu godziny dwoma mini busami, a przesiadką w Lucea (koszt w obie strony 10 USD/osobę). Negril początkowa była tylko otoczoną bagnami małą wioską rybacką. Stała się ośrodkiem turystycznym w 1965 r. po wybudowaniu drogi z Montego Bay, zwłaszcza kiedy na przełomie lat 70-ch XX wieku, hippisi odkryli tutejszą wspaniałą 11 kilometrową plażę nad Long Bay. Przybywali tu masowo, mieszkając w prostych chatach pod palmami kokosowymi, paląc marihuanę, podziwiając zachody słońca, zwłaszcza po zażyciu środków psychotropowych, tzw. „herbatki na grzybkach”. W latach 80-ch masowy napływ turystów stłamsił tego „swobodnego ducha” Negril. Choć sądzę, że nie do końca. Mushroom tea, podobno wciąż jest jedną ze specjalności plażowych kafejek. Nie wiem, nie spotkałem, ale faktem jest, że byliśmy na plaży przy long Bay nagabywani przez wszelkiej maści sprzedawców, również marihuany, czy… towarzystwa. Wzdłuż tej plaży obok siebie znajduje się wiele hotelików, hoteli, barów… Na sklepikach, pamiątkach… występują charakterystyczne barwy rastafariańskie: czerwony, czarny, zielony i złoty. Zdobią prawie wszystko również na całej Jamajce. Rastafarianie ze swoimi dredami, warkoczykami spiętymi w koki, pod wysokimi czapkami, lub wielgaśnymi czasami szydełkowanymi czapami, stali się symbolem Jamajki. Przedstawicielem tego wywodzącego się z Etiopii w Afryce, ruchu społecznego, rodzaju religii, było również muzyczne bożyszcze Jamajki, Bob Marley. Jego sukces muzyczny jednocześnie spopularyzował ten rodzaj kultury na świecie. To rodzaj religii nakazujący: nie strzyc włosów aby je zapleść w dredy, zgodnie z zaleceniami biblijnymi: „Nie będą sobie strzygli głowy do skóry, nie będą golili skrajów brody, nie będą nacinali swojego ciała”… Zażywają marihuanę… i … (nie będę reklamował tego sposobu życia). Widziałem mężczyzn z tak długimi dredami, że przy siadaniu odgarniali je na boki, aby na nich nie usiąść. Na zdjęciach niżej: plaża i jeden z rastafarian.
Idąc nadbrzeżną ulicą dochodzimy do Negril River, na której robię zdjęcie łódkom (niżej). Po nazwie jednej z nich widzę, że i tutaj jest popularny film „Piraci z Karaibów”. Po minięciu centrum z rondem, idziemy przez West End, pięciokilometrową drogą- ulicą, wśród podobnej zabudowy hotelowo- sklepowo- barowo- restauracyjnej, w kierunku latarni morskiej na Negril Point. Wokół rozbrzmiewa przeważnie muzyka regge. Brzeg morski nie jest już piaszczysty, i wznosi się coraz wyżej na skalne klify. Hotele oferują zejścia bezpośrednio do wody, po schodach wykutych w skale. Najciekawszym miejscem jest Rick’s Cafe, uznane za jeden z najciekawszych barów na świecie… z zachodem słońca. No cóż… , może być i taka klasyfikacja, a widok swoją drogą, na klify i brzeg morski jest imponujący, zwłaszcza w kierunku latarni morskiej. Latarnia jest biała, czynna, i pochodzi z 1894 r.
Spod latarni wracamy z powrotem w kierunku Montego Bay. W Lucea małej wiosce rybackiej robię kilka zdjęć. Jutro opuszczam Jamajkę. Oprócz spraw wymienionych wcześniej w tej relacji , podobało mi się na Jamajce zwłaszcza bogactwo jej przyrody, a zwłaszcza mnogość kwiatów: od krzewów, storczyków i … , do potężnych drzew. Załączam z braku miejsca tylko jedno ze zdjęć.
Wieczór spędzamy przy lokalnym piwku „Red Stripe”. Jutro żegnam się z Wojtkiem, i odlatujemy samolotami w różne strony. Ciekaw jestem kiedy znowu powędrujemy razem… Ja znowu samotnie zmierzam na Kajmany.
Nastepna jest „Relacja z Kajmanów”.