Floryda, relacja z podróży

Floryda, relacja z podróży

Tekst: Łukasz Sakowski. Zdjęcia: Paweł Krzyk i Łukasz Sakowski.

 

               Z Georgii ruszamy do dziesiątego już stanu podczas naszej wyprawy- Florydy. Położona jest na dużym półwyspie, pomiędzy zatoką Meksykańską a Oceanem Atlantyckim. W czasie okresu II wojny światowej oraz zimnej wojny miejsce to było postrzegane jako potencjalne miejsce ataku, dlatego na całym obszarze zostały wybudowane lądowiska i pasy startowe. Historycznie, po odkupieniu od Hiszpanów w 1819 roku, Floryda została włączona do Unii jako 27 stan.

Wybierając się tutaj warto zabrać krótkie spodenki, jest ciepło. Występuje bogata flora i fauna. Znajdziesz oprócz plaż między innymi krokodyle, aligatory, pantery a w wodach delfiny czy wieloryby.

Pierwszym miejscem jakie odwiedzamy na Florydzie jest Jacksonville. Miasto zbudowane po obu stronach rzeki Świętego Jana. W pierwszej kolejności odwiedzamy stronę północną z nowoczesną zabudową, będąca siedzibami banków i korporacji. Po półgodzinnym spacerze wybieramy się na drugą stronę. Stąd rozpościera się przepiękny widok na rzekę, mosty oraz budynki. Pamiątkowe zdjęcia i nareszcie kończymy dzień przy drinku. Pomyślałbyś, że sobie pozwalamy… Nic bardziej błędnego, następnego dnia znowu mamy do pokonania kilkaset kilometrów.

 

 

Wczesnym rankiem ruszamy do centrum lotów kosmicznych im. J. Kennedy’ego. Położone jest na środku półwyspu florydzkiego na przylądku Canaveral. Duża liczba odwiedzających przyczynia się do częstego braku wejściówek do tego miejsca. Planując naszą podróż zakładaliśmy, że musimy być tam wcześniej niż godziny otwarcia. Samo dotarcie na przylądek Canaveral nie sprawiło nam większej trudności. Droga jest dobrze oznaczona. Po przejechaniu przez rzekę Indiana zaparkowaliśmy naszą „srebrną strzałę”. Zakupiliśmy bilety wejścia, wykorzystując kupony zniżkowe.   

Tutaj chciałbym podpowiedzieć osobom, które może planują wyjazd do USA. Każdorazowo wjeżdżając do nowego stanu obok autostrady znajdują się „Visitors center”, w których dostępne są bezpłatne mapy, propozycję wycieczek i innych atrakcji turystycznych. Jeżeli porozmawia się z obsługą i przy tym wywrze się „dobre wrażenie” uzyska się informację, które z broszur zawierają kupony zniżkowe, lub takie kupony otrzyma się od nich. Drugą ważna informacja jest taka, że jeżeli osoba podróżująca ma powyżej 60 lat może kupić bilet z ulgą dla seniora. 

Jesteśmy jeszcze przed godziną otwarcia centrum. Tuż przed godziną dziewiątą ustawiamy się w kolejce osób oczekujących. Gdy zegar wskazał 9.00 myślałem, że kolejka ruszy do wejścia. Myliłem się, nagle wszyscy się odwracają, ściągają nakrycia głowy kładą prawą rękę na sercu i w rytm wydobywającej się z wszystkich głośników muzyki śpiewają hymn Stanów Zjednoczonych patrząc na wolno łopoczącą na wietrze flagę. Wyobraźcie sobie mnie – Europejczyka, który nie wie o co chodzi. Czapka na głowie, ręce w kieszeni znudzony oczekiwaniem na wejście. Aż tu nagle taka sytuacja. Niestety nie położyłem dłoni na sercu, przez co mogłem stać się obiektem komentarzy, ale w jednej trzymałem aparat fotograficzny, a w drugiej pośpiesznie ściągniętą czapkę.

 Po wejściu do środka nasze kroki kierują się do galerii chwały, która nosi znamienną nazwę „bohaterzy i legendy”. Po obejrzeniu prezentacji, w której to dowiadujemy się jacy to wspaniali są astronomowie amerykańscy oraz wypowiedzi dzieci, że chciałby być takimi super bohaterami, wychodzimy z pawilonu i udajemy się do ogrodu rakiet. Na ekspozycji pokazane są wszystkie rakiety, aż do Saturna V, które były początkiem amerykańskiego programu lotów kosmicznych. Przechodząc przez park wsiedliśmy do autobusu wycieczki po centrum J. Kennedy’ego.

Jadąc po centrum można obejrzeć miejsce montowania rakiet tzw. budynek VAB – Vehicle Assamble Building oraz kompleks startowy 39 z platformami A i B. Przejeżdżamy też obok wyrzutni pierwszych komercyjnie budowanych rakiet Space X. Po mniej więcej kwadransie docieramy do centrum Apollo i Saturn z pawilonami dotyczącymi misji Apollo. Tutaj w całości prezentowana jest rakieta Saturn oraz kapsuły kosmiczne, m.in. kapsuła Apollo 11, którą to Neil Armstrong wylądował na powierzchni księżyca.

              Po mniej więcej godzinie wracamy do centrum. Pozostał nam ostatnim pawilon do zwiedzenia – Atlantis. Przed jego wejściem stoi pomarańczowa rakieta, charakterystyczna dla wszystkich misji wahadłowców. To właśnie ona wynosiła w przestrzeń kosmiczną Columbię czy wspomnianego wcześniej Atlantisa. W środku po obejrzeniu prezentacji przechodzimy do sali, w której znajduje się prawdziwy prom kosmiczny Atlantis. Naprawdę robi ogromne wrażenie. Nie myślałem, że jest tak duży. W jego ładowni zmieściłaby się ciężarówka z naczepą i jeszcze zostałoby miejsce.  Kilka zdjęć przy pomniku upamiętniającym astronautów, którzy zginęli na służbie i ruszamy w stronę Miami.

 

 

Droga do Miami jest ciężka. Choć autostrada w tym miejscu ma prawie zawsze trzy pasy ruch pojazdów jest bardzo duży. Liczne utrudnienia w postaci robót drogowych i kolizji skutecznie go spowalniały. Po prawie pięciu godzinach docieramy do centrum miasta, gdzie mamy nocleg.

Będąc na południu Florydy nie sposób nie wybrać się do Key Largo. My wydłużamy wyjazd i jedziemy do najbardziej oddalonego miejsca na południe Stanów Zjednoczonych – Key West. Stąd zostało już tylko dziewięćdziesiąt mil do Kuby. Jedziemy ponad 100 mil przez wysepki, które zostały połączone mostami. Archipelag wysepek Floryda Key ma ich ponad 1700 w swoim obszarze. Planując wyjazd do Key West musimy zarezerwować minimum 4 godziny na dojazd w jedną stronę. Sama wyspa jest ostatnią i jedną z większych w archipelagu. Znajduję się tutaj baza lotnicza, pomnik najdalej wysuniętego miejsca na południe USA, za którym jest już tylko KUBA (foto) oraz dom sławnego pisarza Ernesta Hemingway’a.

 

 

Zwiedzając Key West natrafiliśmy na malutką knajpkę serwującą śniadania oraz przepyszną kubańską kawę. Zastanawiając się i dyskutując pomiędzy sobą co wybrać, doszliśmy do wniosku, że najlepsza będzie kanapka z jajkiem i boczkiem na ciepło oraz duża kawa. Jakie było nasze zdziwienie, że stojący przed nami mężczyzna powiedział po polsku, że to super wybór. Był to nasz rodak, który mieszka na Key West już od 22 lat. Według niego miejsce to jest wspaniałe, niestety bardzo drogie. Odebrawszy zamówione jedzenie pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę. On do taksówki – był taryfiarzem, my do stolika bo mieliśmy ochotę „co nie co”.

Jedząc, rozmawialiśmy o tej „rajskiej wyspie”. Rzeczywiście zbudowana jest w stylu spotykanym  na Karaibach: kolonialne, kolorowe domki, palmy i lazur oceanu. Szeroka piaszczysta plaża i palmy kokosowe.

– Ale zaraz, coś na tej plaży było nie tak!- Coś burzyło moją harmonię tego miejsca.

Oglądając uważnie poranny krajobraz, zauważyłem ciągle podjeżdżające samochody, zatrzymujące się na pobliskim parkingu. Z pojazdów wysiadali właściciele czworonożnych pupili. Jaki to był koloryt ras piesków, które ochoczo wraz ze swoimi właścicielami szły na plaże: pudle, teriery, chow chowy, psy rasy husky, amstafy, pitbule, golden retriwery i inne. Plaża stanowiła jedną wielką kuwetę, która to po załatwieniu potrzeb czworonożnych przyjaciół nie była przez ich właścicieli sprzątana. Była jedynie walcowana przez pobliski ciągnik, wyposażony w przystosowany do tego celu walec. Zaraz po tym na plaży rozkładali się spragnieni słonecznych kąpieli turyści. Rzeczywiście położenie się na piasku z taką zawartością jest przeżyciem nie do opisania.

Dodatkowo nadmienię, że przed przyjazdem w to miejsce czytałem przewodniki, które opiewały zapach unoszącej się w powietrzu morskiej bryzy. Nosz kuźwa… takiego smrodu wybieranego szamba z pobliskich hoteli nie czułem dawno!

Po kilku godzinach spędzonych na wyspie zaczęliśmy wracać w stronę kontynentalnej Florydy. Podróż ta odbywa się poprzez mosty łączące wysypy. Początkiem drogi jest Key Largo. Postanowiliśmy podjechać tutaj na zakupy w pobliskim sklepie spożywczym oraz pójść na obiad. Robiąc zakupy szybko zorientowaliśmy się, że Stany Zjednoczone są miejscem, w którym woda jest o połowę droższa od Coca Coli. Nawet nie zdawałem sobie spray ile ten napój ma smaków w wersji normalnej i „bezcukrowej”. Smakami jakie można spotkać są: limonkowa, wiśniowa, pomarańczowa, cytrynowa, malinowa, żurawinowa, waniliowo-malinowa, waniliowo-wiśniowa i zwykła. Najlepsza jest ta najzwyklejsza, bez poprawiaczy smaku.

Będąc na półwyspie florydzkim warto zjeść owoce morza. To właśnie tutaj „rośnie” ich najwięcej w całych Stanach. Bezpośredni dostęp do Zatoki Meksykańskiej i Oceanu Atlantyckiego gwarantuje ich różnorodność, świeżość i przepyszny smak. Siedząc w zaciszu knajpki położonej obok mariny, podziwiamy piętrowy parking dla łodzi oraz windę do ich wodowania.

 

 

Dalsza część dnia została zarezerwowana dla Miami. Jest jedną z najliczniej zamieszkanych aglomeracji w USA. Stanowi jedno z najważniejszych centrów światowych finansów, kultury i sztuki, czy też rozrywki. Jest najbogatszym miastem Stanów Zjednoczonych. Swoje siedziby mają tutaj liczne korporacje oraz międzynarodowe banki.

Każdemu z nas Miami kojarzy się z kolorowymi neonami, klubami, hawajskimi koszulami oraz drogimi samochodami. Sam dobrze pamiętam, jak w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX stulecia w telewizji polskiej był emitowany w czwartkowe wieczory serial Miami Vice. Pustoszały wówczas ulice, bo każdy śledził losy bohaterów serialu – Jamesa Crockett’a i Riccardo Tubs’a. Miasto z serialu było czymś wyjątkowym, czymś czego w tamtych czasach nie mogliśmy mieć. Emanowało z niego bogactwo i dobrobyt. Początek serialu, neony, drogie samochody, fontanny i flamingi były czymś egzotycznym, czymś, czego każdy zazdrościł.

Stwierdziliśmy, że mając już taką wprawę w zwiedzaniu miast zrobimy sami sobie naszym samochodem trasę hop on, hop off. Pojechaliśmy zatem do miejsca o nazwie „Little Havana”. Po nazwie oczekiwaliśmy kubańskiego charakteru, muzyki, architektury. Poza paroma budynkami w stylu kubańskim nie zobaczyliśmy niczego godnego uwagi.  Rozczarowani wybraliśmy się więc na jedną z najważniejszych ulic Miami – Ocean Drive. To właśnie tutaj znajdują się kawiarnie, restaurację oraz bary, które można było obejrzeć we wspomnianym wcześniej serialu. Dzielnica nosi nazwę dystryktu Art Deco i według mnie z tego „art” ma tylko „deko” wszystkich oczekiwanych rzeczy. Tłumy ludzi, przemieszczające się wzdłuż ulicy, gwar i trąbienie aut to nieodzowny koloryt tego miejsca.

Brakowało mi w nim tak szeroko opisywanych w lokalnym przewodniku, dbających o siebie ludzi oraz przejeżdżających drogich, sportowych aut. W zamian mogliśmy zaobserwować „piękne”, skąpo ubrane Afroamerykanki z rubensowskimi kształtami.

Przy ulicy znajdują się porośnięte palmami piaszczyste plaże. Piach jest z goła inny niż w Polsce. Tworzy go pozostałość koralowców, przez co jest dość ostry. W miejscu tym spotykają się młodzi ludzie, którzy korzystają ze słońca i kąpieli w błękitnych wodach Atlantyku. Kolorytu temu miejscu dodają również barwne wieże ratowników.

Jakież to Miami jest inne widziane oczyma turysty, który oglądał je wcześniej w telewizji, czy na zdjęciach w Internecie. Jest rzeczywiście dużym miastem, leżącym na licznych wysepkach połączonych ze sobą długimi mostami. Z wysokimi wieżowcami i kolorowymi budynkami, z licznymi, tętniącymi życiem kawiarniami, z głośnymi klubami nocnymi. Z przepięknym portem dla dużych liniowców morskich, które pływają po Morzu Karaibskim. Przejeżdżając w pobliżu zacumowanych statków nie raz zobaczyć można wysokie na dziesięć lub więcej pięter „pływające miasta”, zabierające na swoje liczne pokłady parę tysięcy osób. Takie jest właśnie Miami.

– Czy budzi zachwyt? – Mnie niestety nie do końca to miasto urzekło. 

 

 

Po spacerze, wieczorem przygotowujemy się do następnego dnia. Naszym planem jest dostanie się na bagna Evergladse, gdzie w Parku Narodowym o tej samej  nazwie chcemy popływać płaskodennymi łodziami i zobaczyć żyjące w naturze krokodyle i aligatory.

Everglades to w rzeczywistości rzeka a nie bagna. Szeroka o bardzo spokojnym nurcie o prędkości około jednej mili na dobę. Porośnięta prawie w całości trawą, stanowiącą swoisty filtr w oczyszczaniu wody. Rzeka ta jest głównym ujęciem wody dla Miami.   Występują tu karłowate drzewa i krzewy, na kształt roślinności namorzynowej. Park Narodowy Everglades jest jedynym miejscem na świecie, w którym żyją obok siebie krokodyle oraz aligatory amerykańskie. Aby je obejrzeć trzeba popłynąć płaskodenną łódką z wielkim silnikiem turbośmigłowym zamontowanym na rufie łodzi.

Docieramy tutaj jeszcze przed otwarciem parku. Gorąco, wilgotno, koszule kleją się do pleców. W oczekiwaniu na tour mamy okazję obejrzeć w jaki sposób załogi łodzi przygotowują je do codziennej pracy. Wszystko jest dobrze zorganizowane, jak to w Stanach. Pobliska restauracja, toalety, ogromny parking – to wszystko co Amerykanin potrzebuje do dobrej zabawy. Wypływamy w pierwszej turze. Szeroka, płaska łódź mieści około 50 osób. Ogromny silnik za plecami głośno hałasuje- na wstępie dają nam zatyczki do uszu. Miejsce operatora łodzi znajduje się w wysokiej sterówce. Wypatruje on aligatorów i krzyczy turystom znajdującym się na dole „… aligator z lewej!! Aligator z prawej!! ” Płyniemy szybko szorując dnem po wszędzie rosnącej wodnej trawie. Czasami dnem uderzamy o coś twardszego – drzewo, piach. Liczne kanały wodne są wąskie, przechodząc czasem w szersze rozlewiska. Szybkość jest duża, więc trzeba się czegoś trzymać. Ja trzymałem się stopami o wystającą ramę wcześniejszej ławki. Ręce miałem zajęte aparatem, starając się zrobić zdjęcia. Operator chcąc przestraszyć bardziej turystów tak ustawiał łódź aby płynęła bokiem, chlapiąc wodą na siedzących niżej.

Cała przygoda trwa około godziny. Po powrocie idziemy do muzeum gadów, w którym są terraria z wężami i jaszczurkami oraz na pokaz karmienia aligatora, na którym możemy dotknąć również węża Boa. Żegnamy się z Everglades. Planując wyprawę na Florydę warto jest zaplanować połowę dnia, aby tu przyjechać. My ruszamy dalej do Orlando.

 

 

Orlando położone jest na środku półwyspu florydzkiego. Zamieszkałe jest przez przeszło dwieście czterdzieści tysięcy mieszkańców. Całą metropolię zamieszkuje ponad dwa miliony ludzi. Planując wizytę musimy zastanowić się czego oczekujemy od tego miejsca. Miasto to jest jedną z najciekawszych atrakcji turystycznych na światowej mapie. Odwiedza je rocznie ponad pięćdziesiąt jeden milionów osób. Tą ogromną liczbę gości przyciągają przede wszystkim parki rozrywki. Do najważniejszych należy Disney World. Pierwszy i najstarszy ze wszystkich parków. Epcot, naukowy park rozrywki oraz Seaworld z podwodnym życiem zwierząt.

Nas przyciągnęło tutaj Universal Studio Florida. Jest to połączenie wesołego miasteczka z techniką filmową i  kolejkami górskimi – coś na wzór kina 4D ale z większą ilością atrakcji. Parków rozrywki z pod szyldu Universal Studio nie ma na świecie zbyt dużo. Znajdziemy je w Los Angeles, Singapurze w Japonii,  i właśnie tutaj w Orlando. W skład kompleksu wchodzą:

– „Universal Studio”, gdzie będziemy brali udział w przygodach rodziny Simpsonów, Shreka, Transformersów, Facetów w czerni, czy też Harrego Pottera,

– „Island of Adventure” z przygodami m.in. w Hogwarcie, Parku Jurajskim, wyspie King Konga, w Nowym Jorku wraz ze Spidermanem, czy też na kolejce górskiej z Hulkiem.

-Ostatnim parkiem wchodzącym w całość kompleksu jest Volcano Bay z samymi atrakcjami wodnymi z wysoką, sztuczną górą, z której to spadają wodospady.

 

 

Aby zobaczyć w całości park potrzeba będzie dwóch dni. My z uwagi na jeden dzień pobytu w Orlando zobaczyliśmy tylko te najważniejsze atrakcje. Były to jedne z najfajniejszych w jakich mogłem brać do tej pory udział. Zdecydowanie różnią się od tych co znamy w Europie. Jeśli chodzi o poziom kolejek górskich to  mogę stwierdzić, że są to przejażdżki o średnim poziomie strachu. Natomiast jeśli chodzi o symulatory połączone z kolejkami to nie mają sobie równych. Przygody Harrego Pottera, głównie te w Hogwarcie, przyprawiły mnie o lęk wysokości i naprawdę się bałem, choć wiedziałem, że to tylko film. Tylko taki bardzo realny.

Jednym słowem jest to doznanie, które ciężko opisać. Niepowtarzalne i nieporównywalne z żadnym innym. Dopracowane w każdym calu. Wchodząc na poszczególne atrakcje i oczekując w kolejce jesteśmy wprowadzani stopniowo w opowiadaną historię. W pawilonie filmu „Szybcy i wściekli” przechodzimy wpierw przez warsztat samochodowy, obserwując jak auta są składane i tuningowane, docierając do centrum sterowniczego, gdzie żywi aktorzy odgrywają scenki, by następnie brać udział w pościgu i strzelaninie samochodowej z licznymi wybuchami, opryskiwaniem wodą, czy też prawdziwymi płomieniami.

 

 

Szanowni Państwo tak to się właśnie robi w USA. To nie są tanie sprawy. Dlatego też można określić jednym zdaniem: „Orlando jest ogromną maszyną do robienia pieniędzy”. Parki rozrywki, hotele, restauracje, sklepy to wszystko znajdziemy tutaj – na Florydzie.

Stolicą Florydy jest Tallahassee. Miasto zamieszkuje około sto osiemdziesiąt tysięcy osób. Oglądamy dość ciekawy budynek stanowego Kapitolu, biały wieżowiec z oknami jakby przysłoniętymi żaluzjami oraz kompleks stanowego uniwersytetu z budynkami poszczególnych wydziałów i z charakterystycznymi akademikami. Te w Stanach noszą nazwy greckich liter alfabetu, jak np. Beta Gamma, a studenci w nich mieszkający tworzą bractwa studenckie o tych samych nazwach.

Wyjeżdżając z półwyspu florydzkiego kierujemy się na zachód. Ostatnim odwiedzanym miejscem jest pięćdziesięciotysięczne portowe  miasto Pensacola. Od strony Tallahassee prowadzą tutaj dwie drogi. Jedna autostradą po terenie kontynentalnym, druga wzdłuż wysepek ciągnących się wzdłuż zatoki. Bez zastanowienia wybieramy tą drugą, która przypomina już to co widzieliśmy jadąc na Key West.

 

 

Różnicą są tylko zabudowania. Normalne budynki jakie możemy spotkać w całym USA, a nie takie kolorowe i budowane w stylu karaibskim jak na południu Florydy. Oglądamy park poświęcony bohaterom i weteranom wojen, w których amerykańscy żołnierze brali udział. Piękne pomniki przedstawiają sceny walki, oddania i poświęcenia.

Dopada nas burza. Uciekamy przed nią do pobliskiego portu, gdzie znajdujemy schronienie w knajpce z lokalnymi owocami morza.

 

 

 

Przejście do następnej relacji: Z Alabamy aleją tornad

Przejście do poprzedniej relacji: Z Warsaw w stronę Florydy

Przejście na początek trasy: Nowy Jork