Sylwester w środku lata

Sylwester w środku lata

Tekst: Łukasz Sakowski. Zdjęcia: Paweł Krzyk i Łukasz Sakowski.

 

Przekraczając rzekę Columbię wjeżdżamy do Oregonu. Region ten był na początku XIX wieku badany przez ekspedycję Lewisa i Clarka, która zatrzymała się na dłużej po dotarciu do rzeki Kolumbia. Obszar był rozsławiony jako miejsce pozyskiwania futer, głównie bobrów. Powierzchnia stany wynosi około dwóch trzecich powierzchni Polski i zamieszkiwana jest przez ponad trzy i pół miliona ludzi.

Oregon od swojej zachodniej strony ma bezpośredni dostęp do brzegów Pacyfiku a od wschodu ograniczony jest przez Równinę Kolumbii i Wielką Kotlinę. Takie ukształtowanie terenu wpływa na uprawy, na zachodzie mamy więcej opadów deszczu. Na wschodzie opady deszczu są małe, przez co większość upraw musi być dodatkowo nawadniana. Rolnicy wykorzystują do tego specjalne maszyny wyglądem przypominające cyrkiel. Jest to system skraplaczy wody, kręcący się wokół osi. Osią jest studnia wykopana na polu. Przyczynia się to do wyglądu pól w Ameryce, które nie są prostokątne lecz okrągłe.

 

 

Przekraczając rzekę Kolumbię, jadąc na południe od Seattle, wjeżdżamy do Portland. Największe miasto stanu liczy przeszło sześćset tysięcy mieszkańców. Jego ukształtowanie jest iście górzyste. Ulice wznoszą się i opadają na licznych pagórkach, przez co wyglądem przypomina górskie miasteczko. Znajduje się tutaj port morski oraz lotnisko międzynarodowe. Ciekawym miejscem do zwiedzenia w Portland są liczne parki miejskie. Jednym z nich jest wybudowany park w stylu japońskim. Miasto słynie także z licznych restauracji podających tutejsze przysmaki, którymi są świeże owoce morza.

 

 

Zmierzamy na wschód wzdłuż rzeki Kolumbia. Szerokiej, położonej w kanionie rzeki. Wzdłuż jej środka przebiega granica pomiędzy Oregonem a Waszyngtonem. Rzeka wykorzystywana jest głownie jako źródło energii odnawialnej. Liczne elektrownie wodne i wiatrowe dostarczają prądu miastom leżącym wzdłuż jej brzegu. Docieramy do zapory w miejscowości Bonneville. Dwa zespoły elektrowni generują dobowo ponad tysiąc megawatów prądu.

Rzeka Kolumbia jest też siedliskiem łososia królewskiego. Ryby, która idzie z Oceanu w górę rzeki na tarło. Łosoś składa ikrę w słodkiej wodzie. Jest to tak wielki wysiłek, że ryba po tej czynności w niedługim czasie umiera. Narybek rozwija się w rzekach, po czym w wieku około jednego roku zaczyna migrować w dół rzeki do Oceanu, gdzie dorasta do swojej dorosłej postaci.

Panujące tutaj warunki pogodowe, słońce, temperatura sprawiają, ukształtowanie terenu sprawiają, że wiatry wiejące w tym miejscu są równe i dość silne. Wykorzystują je nie tylko stojące wszędzie wiatraki, lecz także miłośnicy sportów wodnych w tym windsurfingu i kitesurfingu. Tuż obok miejscowości Arlington natknąłem się na spot pełen amatorów tego sportu. Nie był bym sobą, jakbym nie podpatrzył jakie są tutaj warunki. Były wprost idealne, a niestety mój sprzęt pozostał w domu.  Mam nadzieję, że jeszcze tu kiedyś wrócę, aby móc zakosztować tych silnych wiatrów i popływać w uroczej scenerii rzeki Kolumbia.

Parę mil na wschód zaczynamy skręcać na południe. Przekraczamy granice z Idaho. Stan ciągnący się aż od granicy z Kanadą aż do Nevady i Utah. Byliśmy już tutaj w Wallace, w północnej części jadąc do Seattle. Północna strona jest górzysta, południowa zaś nizinna- doliną rzeki Snake.

Stolicą stanu jest miasto Boise. Zamieszkuje je przeszło dwieście tysięcy osób. Jeden z głównych ośrodków przemysłowych regionu. Dominuje tutaj przemysł głównie spożywczy i metalowy. Wydobywa się tutaj także złoto. W centrum miasta jak w większości stanowych stolic wznosi się Kapitol. Budynek z kopułą na wzór tego wzniesionego na Wzniesieniu Kapitolskim w Waszyngtonie. Poza tym dużo restauracji, kafejek. Liczni ludzie na ulicach, siedzący w ogródkach i popijający zimne piwo.

 

 

Twin Falls jest punktem końcowym naszej dzisiejszej trasy. Miasto leżące obok kanionu rzeki Snake River. Zamieszkuje je ponad czterdzieści tysięcy mieszkańców. Przyciągnął nas w ten rejon właśnie Kanion Snake River. Głęboki na sto pięćdziesiąt metrów, szeroki na ponad czterysta metrów. Swym urokiem i pięknymi krajobrazami przyciąga wielu turystów.

Tuż przed wjazdem do miasta znajduje się most nad rzeką Snake. Perrine Bridge jest jedną z głównych atrakcji turystycznych tego miejsca. Szeroki na prawie pięćset metrów i wysoki na prawie sto pięćdziesiąt jest miejscem licznie odwiedzanym przez turystów. Odwiedzają go również miłośnicy sportów ekstremalnych, w tym skoków na bungee oraz base jumpingu. Choć nie jest to do końca legalne, skoczkowie oddają skoki w dół kanionu dotykając praktycznie głowami lustra wody rzeki Snake, lub skaczą w dół otwierając praktycznie w ostatnim momencie spadochron.

 

 

Tuż za miastem Twin Falls znajdują się wodospady Shoshone Falls. Kaskady na rzece Snake River mają sześćdziesiąt pięć merów wysokości i ponad trzysta metrów szerokości. Woda przepływa przez kilka kaskad aby ostatecznie spaść z jednej dużej. Wybudowane zostały tutaj elektrownie wodne, które wykorzystują spiętrzoną wodę do produkcji energii elektrycznej. Wodospad cechuje nie regularny poziom wody w zależności od używania jej do różnych celów.

 

 

W niedalekiej odległości na północ od wodospadów można znaleźć iście księżycowe krajobrazy. Park Narodowy i pomnik przyrody Craters of the Moon to miejsce nie z tej ziemi. Rozlana lawa w postaci trzech ogromnych pół, tworzy wrażenie kosmicznej scenerii. Lawa wypływa z Wielkiej Szczeliny Idaho. Jest to najlepiej zachowane i jedno z najgłębszych miejsc samoczynnego wypływania lawy. Można tutaj znaleźć wszelkie odmiany magmy, tworzącej swoiste rury lawowe, stożki, kopce oraz małe kaldery wulkaniczne. Teren porośnięty jest nieliczną roślinnością. Warunki do życia są tutaj trudne, lecz sprawne oko turysty dostrzeże tu wiewiórki ziemne, jaszczurki, widłorogi, a tutejsze jaskinie zamieszkiwane są przez nietoperze.

 

 

Traf chciał, że nasz pobyt przypadł akurat w jedno z najważniejszych amerykańskich świąt. Zaraz po Dniu Dziękczynienia, Dzień Niepodległości, jest najhuczniej obchodzonym dniem w ciągu roku. Przypada na 4 lipca, dzień ustawowo wolny od pracy. Obchodzony jest z okazji przyjęcia Deklaracji Niepodległości 4 lipca 1776 roku, która stałą się podwaliną dla Unii Stanów Zjednoczonych. Ten dzień dla Amerykanów jest dniem świętowania wolności. Liczne parady na ulicach miast, koncerty oraz pokazy sztucznych ogni przyciągają wiele osób.

W tym dniu prawie wszyscy Amerykanie robią BBQ party, czyli grillowanie na świeżym powietrzu. Kiedy cała Polska grilluje 1 maja w USA robi się to 4 lipca. Wówczas nie ma szans na zakup skrzydełek, piwa, kiełbasek, hamburgerów, w centrach handlowych. Półki świecą pustkami. Czas spędza się z rodziną i przyjaciółmi na piciu galonów piwa i jedzeniu.  Ot taki trochę Oktoberfest.

Wieczorem przychodzi pora na wystrzelenie w niebo milionów fajerwerków. To co różni USA od Europy, to hipermarkety z fajerwerkami. Niejednokrotnie mijałem sklep wielkości „Tesco”, w którym były do kupienia tylko fajerwerki. A do tego w promocji „kup 5 a zapłać za 2”. Na dodatek takie sklepy są czynne cały rok. Nie do pomyślenia u nas w Polce, gdzie odpalanie fajerwerków dozwolone jest tylko w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia. Tutaj nasz Sylwester mamy w środku lata. Należy tylko pamiętać, aby nie robić tego w miejscach użyteczności publicznej.  

 

Przejście do następnej relacji: Utah, kraina mormonów i parków narodowych

Przejście do poprzedniej relacji: Z wizytą u Indian i Wielkiej Stopy

Przejście na początek trasy: Nowy Jork