W Górach Skalistych: gorączka złota i kowboje
W Górach Skalistych: gorączka złota i kowboje
Tekst: Łukasz Sakowski. Zdjęcia: Paweł Krzyk i Łukasz Sakowski.
Z Teksasu jedziemy na północ, przejeżdżając przez Nowy Meksyk. Kierujemy się do górzystego stanu Kolorado. Obszar ten nie jest wytyczony przez żadne naturalne granice. Wyznaczają go tylko długości i szerokości geograficzne. Patrząc na mapę po prostu widzimy czworobok z napisem Colorado. Nazwa pochodzi od przepływającej przez stan rzeki Colorado, tej która utworzyła Wielki Kanion.
Kolorado jest górzysto-wyżynnym obszarem. Średnia wysokość przekracza tutaj dwa tysiące metrów nad poziomem morza. Zachodnią część zajmuje Wyżyna Kolorado oraz Góry Skaliste, wschodnią zaś Wielkie Równiny.
Kierujemy się do miejscowości Pueblo położonej nad rzeką Arkansas. Początkowa osada została wybudowana na początku XIX wieku. Jednakże w ciągu kilku lat w całości opustoszała poprzez dominującą w tym regionie gorączkę złota. Rozwój miasta rozpoczął się na przełomie XIX i XX wieku. Zahamowany został przez ogromną powódź, na początku XX wieku, która zniszczyła prawie doszczętnie całe miasto.
Spacer po historycznej dzielnicy miasta, jest dzisiejszą formą naszego zwiedzania. Trzeba w końcu rozprostować nogi po wielu milach przejechanych samochodem. Kolorowe budynki oraz stary dworzec kolejowy tworzą dla oka miłą panoramę miasta. Pobliskie kafejki oraz restaurację zachęcają do odwiedzin i spędzenia kilku chwil nad kubkiem amerykańskiej kawy.
Rankiem wybieramy się z wizytą na pobliski most Royal Georg Bridge. Został zbudowany nad kanionem rzeki Arkansas o głębokości ponad dwustu dziewięćdziesięciu metrów. Jego długość wynosi dwieście sześćdziesiąt osiem metrów, a wysokość wież na których zawieszona jest konstrukcja sięga czterdziestu sześciu metrów. Był uznawany za najwyższy most do 2001 roku kiedy wyprzedził go chiński most w Beipan. Konstrukcja mostu jest stalowa i pozostaje zawieszona na stalowych linach. Pokład wykonany jest z drewnianych desek, które gdy po nich idziemy wydają charakterystyczny kłapliwy dźwięk. Dodatkowym elementem wzmagającym doznania jest fakt, że most cały czas podskakuje i buja się. Czujemy jak chodzą po nim ludzie lub przejeżdża pojazd, a w szparach pomiędzy deskami, które czasami są dość duże, widzimy wijącą się głęboko w dole rzekę Arkansas. Dla lubiących ekstremalne przeżycia zorganizowany został zjazd na linie w poprzek wąwozu, oraz przejażdżka kolejką liniową.
Jak już wspomniałem w XIX wieku miała tu miejsce gorączka złota. Po odkryciu złóż tego kruszcu, wielu ludzi osiedliło się w Górach Skalistych w poszukiwaniu swojego bogactwa. Niestety wiele osad zostało opuszczonych po wyczerpaniu pokładów. W Kolorado jest kilka opuszczonych miast- miast duchów. Zbierając informacje, wybrałem miasto położone w niedalekiej bliskości Puebla z dobrze zachowanymi zabudowaniami z końca XIX wieku. Saint Elmo leży na wysokości ponad trzech tysięcy metrów w Górach Skalistych. Była to kwitnąca osada górnicza, którą zamieszkiwało ponad dwa tysiące osób. Główna ulica wygląda niemal identycznie jak w XIX wieku. Pozostały tutaj dobrze zachowane budynki ratusza, hotelu, banku, stajni oraz sklepu kowalskiego. Znaleźć też można normalne domostwo, oraz dom zamieszkiwany przez szewca. Obecnie teren ten jest w posiadaniu prywatnym. Kupiony został przez grupę pasjonatów, którzy sukcesywnie odrestaurowują poszczególne budynki, chcąc stworzyć komercyjną wioskę górniczą, zbierając dobrowolne datki.
Jadać w te rejony możemy zaobserwować rzesze Amerykanów, jadących swoimi terenowymi samochodami, wiozącymi na przyczepach quady, motocykle krosowe. W takich miejscach można swobodnie jeździć po górskich, leśnych szlakach. Dostrzec tu można amatorów polowań, którzy na quadach jadą w las szukać swoich zdobyczy, oraz amatorów wędkarstwa łapiących w pobliskich, górskich potokach pstrągi.
Wracając z poszukiwania złota udaliśmy się do Stanowego Parku Góry Pikes Pike. Jest to czterotysięcznik, u którego podstawy leży miasto Colorado Springs. Cechą charakterystyczna góry jest różowy granit nadający jej niepowtarzalnego koloru.
W przeciwieństwie do alpinizmu w Europie, gdzie zdobycie dla przykładu Mont Blanc trwa kilka tygodni, tutaj zajęło nam to niecałe czterdzieści minut. Po opłaceniu biletu wstępu dla pojazdu, a nie dla osoby, mogliśmy udać się w drogę na sam szczyt. Ciężki sprzęt, czekany i raki możesz schować w bagażniku, a jedyną niedogodnością wspinaczki będzie wyłączona klimatyzacja i otwarte okna samochodu. Mozolnie wdrapywaliśmy się na szczyt, początkowo z prędkością trzydziestu mil na godzinę, by w połowie trasy przejść na prędkość piętnastu mil. Tak właśnie wygląda zdobywanie gór w Ameryce.
– Na nie się nie wchodzi, na nie się po prostu wjeżdża!
Dla tych, którzy nie mają wprawy w alpinizmie samochodowym i pozostawią swój pojazd na dolnej stacji, pozostaje wjazd na szczyt kolejką zębatą.
Colorado Springs, tak jak już wcześniej wspomniałem, leży u podnóży jednej z najsławniejszych amerykańskich góry Pikes Pike. Zamieszkuje je ponad czterysta tysięcy osób. Rozwój gospodarczy zawdzięcza przede wszystkim przemysłowi wojskowemu oraz turystyce. Bliskość Gór Skalistych przyciąga tutaj rzesze amatorów śnieżnego szaleństwa.
Pomimo bliskości regionów z gwałtownymi zjawiskami atmosferycznymi, w Kolorado nie przechodzą silne burze, czy też tornada. Oglądając w lokalnym programie telewizyjnym wiadomości pogodowe zauważyliśmy, że w południowych i wschodnich regionach miały miejsce silne nawałnice z gradem wielkości piłek tenisowych- powinienem napisać bejsbolowych. Jadąc autostradą międzystanową do stolicy Kolorado Denver, zauważyliśmy skutki tych nawałnic. Na lawetach jechały nowiutkie auta z powybijanymi szybami oraz powgniatanymi od gradu blachami. Wielkość śladów świadczyła o wielkości kul gradowych.
Pod wieczór dojeżdżamy do Denver. Po raz pierwszy na trasie, a przejechaliśmy już klika ładnych tysięcy mil, pojawił się korek o długości ponad osiemnastu mil. Przejechaliśmy go dość sprawnie, ponieważ nasze opóźnienie jak wskazywał na to GPS, wynosiło tylko niecała godzinę. Stolica Kolorado to duże, tętniące życiem miasto. Zamieszkuje je ponad sześćset tysięcy osób. W XIX było wielkim ośrodkiem górnictwa złota i srebra. Obecnie jest to ośrodek przemysłu samochodowo, metalowego, lotniczego. Na północy miasta znajduje się Akademia Lotnicza Armii Stanów Zjednoczonych.
Z Denver kierujemy się na północny wschód. Dzisiejszy ranek to wyprawa do Narodowego Parku Gór Skalistych. Utworzony został sto lat temu. Miejsce to obfituje w przepiękne krajobrazy, różnorakie ekosfery. Park obejmuje ponad sześćdziesiąt gór przekraczających ponad cztery tysiące metrów wysokości. Można tutaj spotkać niedźwiedzie, jelenie wirginijskie, widłorogi, świstaki. Dominują lasy świerkowo sosnowe, a w wyższych partiach gór roślinność tundrowa.
Wyjeżdżając południową stroną Parku udajemy się na północ. Jedziemy malowniczą drogą pośród gór skalistych, pełną przecinających drogę potoków i przepięknych widoków na skaliste, wysokie góry. Droga jest praktycznie pusta. Co kilkanaście minut mijamy pojedyncze auta. Gdzieś w oddali widać tylko nieliczne przyczepy, lub kampery zaparkowane w miejscach kampingowych, których w tym rejonie jest wiele.
Po kilkudziesięciu minutach jazdy w górach wjeżdżamy na rozległą Wyżynę Kolorado. Średnia wysokość w tym miejscu wynosi ponad dwa tysiące metrów nad poziomem morza. Teren pozbawiony jest praktycznie drzew, a występująca tu roślinność jest pochodzenia tundrowego. Dokoła rozciągają się ogromne pastwiska, na których pasą się nieliczne krowy, oraz częściej spotykane widłorogi.
Wkraczamy do stanu Wyoming. Podobnie jak Kolorado stan ten wydziela szerokość i długość geograficzna. Linie ograniczające są proste. Powierzchnią stan zajmuje prawie dwie trzecie wielkości Polski. Zamieszkuje go mniej niż sześćset tysięcy mieszkańców. Jest to najmniej zaludniony obszar w Stanach Zjednoczonych. Pierwotnie rejony te zamieszkiwało wiele plemion indiańskich, w tym Szoszoni, Arapaho, czy też Lakota. Ziemie zostały przyłączone do Unii po wojnie amerykańsko-meksykańskiej. Region zasłynął jako pierwszy, który nadał prawa wyborcze kobietom. Oprócz silnych kowbojów, głos w wielu sprawach zabierały też silne kobiety, których nie brakowało w tym regionie.
W XIX wieku podróżowali tutaj amerykańscy odkrywcy, między innymi, James Bridger oraz John Colter. Ich opowieści o cudach tych rejonów, takich jak tereny Yellowstone uznane były za bujdy. Dopiero napływ ludności po wybudowaniu linii Union Pacific Railroad, doprowadziły do uznania opowieści podróżników za prawdziwe. W 1872 został utworzony Park Narodowy Yellowstone. Powołano go do życia, aby chronić dobra jakimi obdarzyła nas przyroda. W tym miejscu występują bogate złoża minerałów oraz gejzery, wulkany błotne czy liczne wodospady. Nie chciano pozwolić na dewastację tak wspaniałego miejsca, jakim jest teren Parku. Początkowo teren Yellowstone ochraniany był przez regularny oddział wojska stacjonujący w jego północnej części.
Dojeżdżamy do miasteczka Pinedale, dwu tysięcznego miasteczka. Kowbojskie zabudowania, liczne sklepy wędkarskie oraz firmy oferujące wycieczki na połowy pstrągów w tutejszych potokach. Ot całe Pinedale. Na dzisiaj to już koniec naszej drogi- zasłużony nocleg.
Wcześniej rano wyruszamy do Jackson Hole. „Dziurę” tą zamieszkuje ponad dziesięć tysięcy ludzi. To, jak na warunki Wyoming jest niezły wynik. Przydomek „dziury” (hole), Jackson zyskało dzięki traperom, którzy schodząc do miasta ze względnie wysokich zboczy mieli wrażenie schodzenia do dziury. W centrum miasta, w parku, znajdują się cztery bramy miasta, wykonane w całości z poroży jeleni.
Drewniane domy oraz drewniane chodniki tworzą westernowy klimat tego miejsca. Dodatkowo dopełnia go fakt, wielu osób jeżdżących na koniach – współczesnych kowbojów. Chodząc ulicami miasta możemy poczuć wyraźny zapach końskich kupek licznie pokrywających ulice. Latem Jackson przyciąga turystów swoimi krajobrazami. To właśnie stąd zaczyna się wędrówkę do Narodowego Parku Grand Teton. Zimą „dziura” jest jednym z ważniejszych ośrodków narciarskich Gór Skalistych. W okresie zimowym odwiedzana jest przez licznych gości, którzy mogą wyszaleć się na pobliskich stokach. Trasy narciarskie nie są takie jak w Europie. Te niebieskie w Ameryce są na pograniczu włoskich czerwonych i czarnych tras, a czarne są naprawdę dość strome.
Park Narodowy Grand Teton utworzony został w 1929 roku. Tworzy go masyw górski Teton z najwyższym szczytem góry o tej samej nazwie. Park przyciąga miliony turystów swoimi niesamowitymi krajobrazami. Wysokie skaliste góry pokryte śniegiem odbijają się w wodach jezior Jackson, Leigh i Jenny.
Można tutaj zobaczyć misia grizzly , baribala, łosia, jelenia wirginijskiego, widłoroga, rysia, liczne wiewiórki ziemne, czy tez orła bielika. Nam udało się również spotkać króla pobliskich pastwisk – bizona, który uprzejmie zatrzymał ruch na autostradzie przechadzając się w jej pobliżu i zatrzymując na asfalcie. Nie był sam, obok pasło się tych „futrzastych krówek” setki. A nasz kolega patrząc prosto w oczy ze spokojem przeżywał trawę stojąc na środku drogi.
Wcześniej rano ruszamy do Yellowstone, chyba najsłynniejszego parku w USA. To właśnie w tutaj Miś Yogi i jego kompan Boo Boo- bohaterowie kreskówki, starali się podkradać jedzenie turystom z koszyków. Niestety w żadnym miejscu nie natchnąłem się na wzmianki o tych postaciach, która rozpopularyzowały Yellowstone.
A teraz kilka faktów. Jest to najstarszy na świecie Park Narodowy. Powstał w 1872 roku. Położony jest na pograniczu trzech stanów: Wyoming, Montana oraz Idaho. Bogactwo flory i fauny jest ogromne. Miłośnikom zwierząt będzie dane obserwować żyjące w naturze stada bizonów, niedźwiedzie czarne – baribale, niedźwiedzie grizzly, jelenie, widłorogi, rysie, rosomaki, orły i wiele innych gatunków. Inną słynną atrakcją tego miejsca są zjawiska wulkaniczne. Teren parku położony jest bowiem na szelfie kontynentalnym, dodatkowo zjawiska wulkaniczne wzmaga ogromna poduszka magmowa, pod powierzchnią ziemi. To dzięki niej możemy zaobserwować erupcje gejzerów wodnych i parowych, wulkany błotne, kolorowe fumarole.
Najsłynniejszym gejzerem jest Old Faithfull wyrzucający z siebie gorącą wodę na wysokość kilkunastu metrów. Dokoła niego wybudowana jest specjalna ścieżka, po której można chodzić i podziwiać inne pomniejsze gejzery lub gorące źródła. Dookoła kipiącego gejzeru ustawione są ławeczki dla oczekujących na erupcję. Zdarza się ona regularnie w odstępie mniej więcej sześćdziesięciu do dziewięćdziesięciu minut i trwa około pięciu minut.
Przyjeżdżając samochodem na parking, byłem załamany, widząc liczbę wyjeżdżających z niego aut. Patrząc przez pryzmat polskich realiów, zakładałem, że nie uda nam się nigdzie zaparkować. Nie doceniłem jednak rozpędu Amerykanów, którzy w Parku Narodowym zrobili parking na kilka tysięcy samochodów osobowych, kilkaset autobusów i kamperów.
W Yellowstone znajduje się wiele wodospadów. Najpiękniejszym w mojej ocenie jest Lower i Upper Falls na rzece Yellowstone. Rzeka przepływa przez głęboki, malowniczy, żółty kanion, dodatkowo tworząc wysoki i niski wodospad.
Na zwiedzanie parku, trzeba zarezerwować sobie dzień a najlepiej dwa. Wszędzie można dostać się samochodem – tak jak w każdym innym amerykańskim parku. Jedynie trzeba się liczyć z tym, że ścieżki widokowe zabraniają wjazdu kamperom i samochodom z przyczepami. Inne środki lokomocji mile widziane.
Będąc w Yellowstone trzeba przygotować się na swoiste polowanie na dziką zwierzynę. Odpowiedni strój, zmienność pogody jest częsta… Wyjeżdżając z parku po wielogodzinnym zwiedzaniu zatrzymał nas korek. Samochody stały dobrych kilkaset metrów (przepraszam stóp), a nieliczne przejeżdżające miały opuszczone szyby, z których wystawali kierowcy, mówiąc do innych, że upolowali dwa misie. Patrząc po sobie, stwierdziliśmy, że my też idziemy, przecież nie często zdarza się sfotografować misia. Zostawiliśmy auto w korku i pobiegliśmy, tam gdzie wszyscy. Parę chwil później naszym oczom ukazały się niedźwiedzie czarne – baribale. Mama misio i jej niesforny mały, który bawił się na drzewie. Naprzeciwko nich stał „pluton egzekucyjny” turystów, oddający co chwilę strzały ze swojej broni. Tą bronią były aparaty fotograficzne przeróżnej wielkości i rozmiarów. Jedne małe, te w telefonach, drugie wyposażone w obiektywy o wielkiej ogniskowej, gdzie delikwent musiał rozstawić statyw, bo nie był w stanie utrzymać takiego działa w ręku. Wszyscy w Yellowstone strzelają do zwierząt z aparatów fotograficznych. Jeżeli miarą szacunku w tym miejscu miałyby być ustrzelone zwierzęta, to muszę wymalować- jak lotnik z drugiej wojny światowej na swojej maszynie: dwa bizony, dwa jelenie, chyba z dziesięć widłorogów, dwa baribale oraz jednego grizzly. Tyle udało mi się ustrzelić.
Yellowstone jest miejscem przepięknych, kolorowym, dzikim. Chyba jedynym na skale światową z takimi zjawiskami, aż w takiej ilości. Planując wyprawę do USA jest to miejsce, które trzeba zobaczyć i nie można tego odkładać, bo nie warto. Jedziemy dalej wzdłuż Montany aż do wybrzeży Pacyfiku, ale o tym w kolejnych relacjach.
Przejście do następnej relacji: Z wizytą u Indian i Wielkiej Stopy
Przejście do poprzedniej relacji: Drogą 66 do Teksasu
Przejście na początek trasy: Nowy Jork