Z Alabamy aleją tornad, relacja z podróży
Z Alabamy aleją tornad, relacja z podróży
Tekst: Łukasz Sakowski. Zdjęcia: Paweł Krzyk i Łukasz Sakowski.
„Sweet Home Alabama” takie słowa cisną się w momencie przejazdu przez granice stanu. Nie wiem dlaczego, ale jakoś mimowolnie piosenka zespołu Lynyrd Skynyrd wypełniła moją głowę. Parkując na pierwszym centrum informacyjnym widzę znak z tym samym tekstem, który chodzi mi po głowie. Widać nie tylko ja mam takie skojarzenia z tym miejscem.
Jej nazwa wzięła się od rdzennych plemion, które nazywały się Albaamo. W 1819 roku zostaje przyjęta do Unii jako dwudziesty drugi stan. Bardzo liczne plantacje bawełny były miejscem wykorzystywania w pracy w dużej mierze sił czarnoskórych niewolników. W 1861 roku przystępuje do Konfederatów wypowiadając tym samym wojnę siłom Unii. Po wojnie secesyjnej w 1865 roku niewolnicy otrzymują wolność. Gospodarka oparta na rolnictwie, w głównej mierze na uprawie bawełny skutkuje znacznym oporem plantatorów przed zniesieniem niewolnictwa. Właśnie w Alabamie Ku Kux Klan był jedną z najsilniejszych organizacji. Po jego rozwiązaniu powstawały liczne bojówki paramilitarne, które walczyły o supremację rasy białych.
Walka z czarnoskórymi obywatelami opierała się nie tylko na bezpośredniej agresji. Walczono także poprzez wszelkiego rodzaju prawa i zakazy, między innymi przez wprowadzenie Prawa Jima Crowa, zakazu publicznego finansowania szkół katolickich, gdzie czarnoskórzy obywatele mogli się uczyć, czy też poprzez wprowadzenie zapisu, że prawo do głosowania ma tylko osoba umiejąca czytać i pisać. Doprowadziło to do wielkiej migracji Afroamerykanów do innych stanów. Po drugiej wojnie światowej Alabama zwiększyła udział przemysłu na niekorzyść rolnictwa. Rozwój przemysłu ciężkiego doprowadził ten stan do okresu dobrobytu i zwiększenia udziału czarnoskórych obywateli. W roku 1965 Afroamerykanie uzyskali prawa obywatelskie, co zakończyło etap segregacji rasowej.
Mobile to pierwsze miasto jakie odwiedzamy. Zamieszkuje je przeszło 190 tysięcy osób. Jest znaczącym portem w obsłudze floty towarowej. Zwiedzając centrum miasta natrafiamy na budynki z XVIII i XIX wieku. Oglądamy także pobliski Fort Conde oraz muzeum wojskowe. To właśnie tutaj znajduje się statek USS Alabama, spopularyzowany w filmie Liberator jako USS Missouri, ze Stevenem Sigalem wcielającym się w rolę kucharza okrętowego Casey Ryback’a- sam jeden pokonuje cały pluton świetnie wyszkolonych najemników.
Pora popołudniowa przynosi ulewny deszcz i gwałtowną burze. Jesteśmy w trakcie trwającego sezonu huraganów, który rozpoczyna się w czerwcu a kończy w okolicach października. Oglądając wieczorem telewizje dowiedzieliśmy się, że w miejscach przez nas już odwiedzonych, na południe od Waszyngtonu pojawiły się trąby powietrzne i bardzo mocne burze z niebezpiecznymi wyładowaniami. Ciekaw jestem kiedy my się na coś takiego natkniemy. Mam nadzieje, że to nie nastąpi podczas tej wyprawy.
Stan Missisipi to kolejny punkt na naszej mapie podróży. Przejeżdżamy jego południową cześć w drodze do Teksasu. W 1817 jako dwudziesty przystąpił do Unii. Podobnie jak sąsiednia Alabama jego rozwój opierał się w głównej mierze na rolnictwie, dużych plantacjach bawełny, a co za tym idzie niewolnictwie. W 1860 roku ludność niewolnicza stanowiła prawie 55% ogółu. W XIX i XX wieku działały mocno organizacje Ku Klux Klanu oraz inne bojówki paramilitarne walczące z Afroamerykanami.
Biloxi jest pierwszym miastem, które zwiedzamy w Missisipi. Położone jest nad samym brzegiem Zatoki Meksykańskiej. Typowy kurort wypoczynkowy z licznymi hotelami, klubami, restauracjami, bielutką plażą i ciepłą wodą. Latarnia morska oraz budynek rady miasta stanowi centrum. Molo wysunięte w głąb zatoki to dobre miejsce do wędkowania o czym świadczą liczni wędkarze parkujący auta wzdłuż nabrzeża.
Jedziemy dalej w samo centrum Alei Tornad. Dzisiejszym punktem programu w drodze do Teksasu jest Nowy Orlean w Luizjanie. Pierwszą kolonie w tym regionie założyli Francuzi, a dokładnie Robert de La Salle, który nazwał ją na cześć króla Ludwika XIV. W 1718 roku blisko ujścia rzeki Mississipi założono miasto Nowy Orlen, gdzie przeniesiono stolice. Stan ten nie wstąpił do Unii jak inne poprzez proklamację Konstytucji. Został sprzedany przez Francuzów Stanom Zjednoczonym za kwotę piętnastu milionów dolarów.
Nowy Orlean to największe miasto regionu, nie będąc jego stolicą. Położone w delcie rzeki Missisipi, na terenie bagnistym. Osuszanie miasta doprowadziło do obniżenia jego terenu względem poziomu otaczających go wód. Przed zalaniem miasto chronią liczne kanały i tamy. Zamieszkuje je ponad trzysta tysięcy osób. Na początku XXI wieku zamieszkiwane było przez przeszło pięćset tysięcy lecz skutki huraganu Katrina (2005 rok) doprowadziły do opuszczenia wielu domostw przez ich mieszkańców.
Sam huragan przeszedł obok miasta. Niestety przerwane zostały wały powodziowe. Prawie osiemdziesiąt procent miasta znalazło się pod wodą. Poziom zalania wynosił prawie dziewięć metrów i przestał rosnąć gdy wyrównał się z poziomem wody przyległego jeziora Pontchartrain. Źle przeprowadzona akcja ratownicza, nie działająca komunikacja pomiędzy poszczególnymi organami państwa, brak pomocy humanitarnej doprowadził do śmierci ponad tysiąca osób. Do tej pory niektóre dzielnice Nowego Orleanu nie zostały ponownie odbudowane i prawnie otwarte, uniemożliwiając powrót ich mieszkańcom.
Rzeka Missisipi w szczególności jej odcinek w Nowym Orleanie przyciąga turystów, którzy chcą odbyć rejs parowcem. My też jak w słowach piosenki Krzysztofa Krawczyka wybieramy się „[… Parostatkiem w wielki rejs, statkiem na parę w wielki rejs…]”. Płyniemy pięknym biało czerwonym tylnokołowcem. Na trzech pokładach każdy znajdzie coś dla siebie. Jedni miejsce do odpoczynku, drudzy restaurację z obfitym jedzeniem. Tym czym dla nas jest taka wycieczka, nie koniecznie jest tym samym dla przeciętnego Amerykanina. Kupując bilety mamy opcje z lunchem i bez. Wybierając opcje z lunchem już na wstępie ma się możliwość skorzystania z bufetu z przekąskami: piwo, chipsy, nachosy, frytki – same smakołyki. Obiad to istna bomba cholesterolu i węglowodanów: smażone kurczaki, owoce morza, frytki i słodzone napoje gazowane z „wielką dolewką”, czyli bez limitu.
Żwawy nurt pcha nas na południe. Szeroko rozlana woda w odcieniu żółto-zielonym jest drogą dla wielu statków. Żegluga opiera się przede wszystkim na płaskodennych barkach. Przepływają też tędy duże statki kontenerowe. To właśnie podczas II Wojny Światowej armia amerykańska wykorzystywała przerobione w Nowym Orleanie barki, pływające po Missisipi, do desantu żołnierzy podczas lądowania w Normandii. Znajduje się tutaj muzeum poświęcone dniu D-Day i całej kampanii.
Powrót w górę rzeki jest już spokojniejszy. Przyśpieszyliśmy nie tylko dlatego, że nurt był żwawy. Z południa zaskoczyła nas burza. W ciągu dwóch godzin z pięknego, niebieskiego nieba, przeszliśmy do odcienia granatu i czerni. Obfita ulewa, której nie odnotowano na żadnej mapie pogodowej. Zmienność pogody w tym rejonie jest niesamowita. Nic dziwnego, że występują tutaj tak ekstremalne zjawiska pogodowe jakimi są huragany.
Przemoczeni idziemy do dzielnicy francuskiej. To obowiązkowe miejsce do odwiedzenia dla każdego turysty. Kolorowe domy z charakterystycznymi balkonami porośniętymi roślinnością.
Gwar, mnóstwo knajpek i restauracji. W tej dzielnicy jest ich ponad dwa tysiące. Muzyka, jesteśmy przecież w stolicy jazzu i bluesa, rozchodzi się po ulicach. Siadamy w jednej z nich gdzie trójka leciwych Panów gra „do kotleta” kawałki bluesowe. Zamawiamy jambolaya, regionalną potrawę kuchni kajuńskiej, którą zje się tylko tutaj. Duszony ryż z cebulą, czosnkiem, kurczakiem i kiełbasą – takie „mamałygowate” risotto.
Główną ulicą jest Bourbon Street. To właśnie tutaj jest najwięcej ulicznych grajków, którzy bębnią w wiaderka po farbie. Idzie im naprawdę dobrze bo zaraz obok nich pojawiają się tłumy, które zaczynają tańczyć. Gdzie indziej wędruje parada z tancerzami i orkiestrą dęta. Mimowie, performersi, wróżbici, ludzie zaczepiający Cię i chcący ci wyczyścić buty. Kolorowe neony, kluby go go. Tłumy ludzi idące ulicą. Na balkonach siedzą Ci którzy wynajęli pokoje na pierwszych piętrach kamienic, patrząc w dół na innych. Gdzieniegdzie przemieszczają się bezdomni proszące o wsparcie. Naganiacze z knajpek stoją na środku ulicy. Trzymają banery z reklamą happy hour. Okazja, dwa drinki w cenie jednego. Drinki tutaj są już gotowe w dużych mieszalnikach – wirówkach. Ile smaków tyle maszyn. Przy kościele pijany młody, bezdomny chłopak z protezą nogi, pewnie weteran, próbuje skakać wraz z wózkiem w rytm muzyki pobliskiej kapeli. W tle pomnik najsławniejszego Polaka – papieża otoczonego przez dzieci. Gwar zapach, muzyka tworzą specyficzny klimat tego miejsca. Późne popołudnie, docieramy na parking, gdzie została nasza „srebrna strzała”. Kilka minut jazdy i upragniony relaks w dobrze już znanym Motelu 6.
Stolicą Luizjany jest miasto Baton Rouge. Zostało zbudowane w miejscu zatkniętej w ziemię czerwonej włóczni. Stąd też nazwa. Bâton-Rouge po francusku oznacza „Czerwony Kij”. Spacerem przemieszczamy się po centrum. Budynek nowego Kapitolu góruje nad pobliskimi obiektami. Zmierzamy w stronę starej dzielnicy. Znajduje się tutaj budynek historycznego Kapitolu, zaraz nad samym brzegiem rzeki Missisipi. Bulwary nadrzeczne to nie tylko miejsce do przechadzek. Znajdują się tu również muzea, planetarium oraz piętrowe molo. Na rzece jako muzeum stoi niszczyciel z czasów II Wojny Światowej- USS Kidd. Wracając widzimy uśmiechniętą grupę dzieciaków wychodzących z planetarium. Ubrani w jednakowe mundurki wsiadają do swoich charakterystycznych żółtych autobusów.
Przeszło dwa tygodnie w podróży, ponad trzy tysiące mil i w końcu docieramy do Teksasu. Stanu kowbojów, rodeo oraz muzyki country. Jego obszar wynosi dwa razy więcej niż terytorium Polski. Zamieszkuje go dwadzieścia sześć milionów mieszkańców.
Teksas znany jest także ze swojej burzliwej historii. Jako pierwsi w XVI wieku dotarli tu Hiszpanie i ogłosili te ziemie własnością swojego króla. Po ogłoszeniu niepodległości przez Meksyk w 1812 roku stał on się jedną z jego prowincji. Przyjazna polityka Meksyku skłoniła osadników z terenów północnych do osiedlenia się na jego terytorium. Wprowadzono całkowity zakaz niewolnictwa. W 1829 zakazano osiedlania się kolejnym ludziom z północy. Wywołało to szereg waśni i sporów. W 1836 Teksańczycy proklamują Republikę Teksasu, doprowadzając do rewolucji. Uzyskują status niepodległego państwa. W czasie rebelii doszło do sławnej bitwy pod Alamo.
W 1845 roku Teksas zostaje przyjęty do Unii jako dwudziesty ósmy stan. W jego granicach znajdowały się ówczesne terytoria Nowego Meksyku, Oklahomy, Kansas, Kolorado oraz Wyoming. W 1846 roku doszło do krwawej wojny amerykańsko-meksykańskiej. W wyniku jej zakończenia podpisano traktat na mocy, którego Meksyk musiał zrzec się połowy swojego terytorium na rzec Stanów Zjednoczonych.
Wybierając się tutaj każdy z nas musi pamiętać o tym, że jest to jeden z najbardziej konserwatywnych stanów ze wszystkich. Druga poprawka do konstytucji jest tutaj niczym jak powietrze. Obowiązuje daleko idące prawo posiadania broni oraz własności. W prawie dopuszcza się możliwość zabicia intruza, który wkroczył na nasz prywatny teren. Obowiązuje tu również kara śmierci. Trzeba pohamować swój europejski temperament, a w momencie gdy ktoś zajeżdża nam drogę, lub gdy kogoś chcemy „serdecznie pozdrowić”, nasz wyciągnięty środkowy palec możemy co najwyżej wsadzić sobie do buzi. Prawie każdy nosi tutaj broń i nie masz pewności, czy ten „miły” Pan nie pokaże ci czarnego otworu pistoletu lub otworów strzelby.
„Houston mamy problem”. Takie słowa cisnęły się nam na usta, gdyż w centrum tego miasta nie mogliśmy znaleźć żadnego wolnego miejsca do parkowania. Objechawszy prawie całe, dostrzegliśmy o dziwo pusty parking. Po zabraniu biletu z automatu i zaparkowaniu dojrzałem cennik. Dziesięć dolarów za pół godziny parkowania, a piętnaście za godzinę. Spacer pośród drapaczy chmur. Śródmieście robi wrażenie. Patrząc w górę na licznych wieżowcach widzimy odbijające się niebo.
Większość z nas zna początkowy cytat przede wszystkim z filmów dokumentalnych o podbojach kosmosu. To właśnie te słowa wypowiedziane zostały podczas misji Apollo 13 przez astronautę Jacka Swigerta do centrum lotów kosmicznych NASA w Houston. To w tym mieście znajduje się owo wspomniane centrum, gdzie koordynuje się wszystkie poczynania astronautów w kosmosie. W pobliskim centrum przygotowawczym NASA, śmiałkowie lecący do gwiazd szlifują swoją formę. Opuszczamy Houston udając się zatłoczoną autostradą w kierunku stolicy.
Ranek, temperatura iście piekielna. Przeszło trzydzieści trzy stopnie w cieniu przed godziną ósmą. Zapakowani ruszamy dalej w trasę. Pierwszym miejscem jest Austin. Stolica Teksasu i niepisana stolica muzyki country. Spacerem przechodzimy przez park, przyglądając się górującemu nad miastem budynkowi Kapitolu. Zmierzamy do ulicy szóstej, przy której to znajdują się są bary z muzyką country. Teksas to nie tylko kowboje to także ich specyficzna muzyka oraz taniec z dużą ilością obrotów, przekładania rąk, podrzutów, figur. Sami podczas przemierzania niezliczonych mil słuchamy takich rozgłośni radiowych. Nie dziwię się kierowcom ciężarówek, że też wybierają ten gatunek muzyczny prowadząc swoje osiemnastokołowe maszyny. Przy dźwiękach country szybciej mija czas i droga staję się jakby prostsza.
Pomiędzy Austin a Dallas znajduje się miejscowość Waco. Połowa drogi za nami, dobrze chwilę odpocząć. Cicha, senna ulica, przy której wybudowane są domy w stylu typowym dla Stanów Zjednoczonych. Kolorowe fasady, białe okna. Robiąc zdjęcia zaciekawiony i zaniepokojony listonosz pyta się nas skąd jesteśmy, oraz co tu robimy. Widać, że straż sąsiedzka jest czujna z łatwością wyłapując intruzów.
Dallas to jedno z największych miast Stanów Zjednoczonych z dwu milionową populacją. Jeden z najważniejszych ośrodków przemysłowych regionu. Rozsławione jest z przeprowadzonego zamachu na prezydenta Johna F. Kennedy’ego. Chodząc ulicami centrum miasta możemy zobaczyć budynek, z którego zamachowiec oddał strzały. Obecnie znajduje się tutaj „Muzeum szóstego piętra”.
Teksas to przede wszystkim kowboje. Dla większości z nas taka osoba kojarzy się z kapeluszem, frędzlami na spodniach, coltem u pasa i podkutymi w ostrogi kowbojskimi butami. Może tak było kiedyś. Obecnie kowboj utożsamiany jest z farmerem, a właściwie ranczerem – hodowcą bydła. Jego gospodarstwo często ma powyżej tysiąca hektarów, a na ogrodzonym terenie wypasają się duże bydlęce stada. Z dawnego odzienia został kapelusz oraz kowbojki.
W sklepie z kowbojskimi akcesoriami możemy nabyć buty, a jest z czego wybierać. Na moje oko znajdowało się tutaj więcej niż tysiąc par butów, wykonanych z przeróżnej skóry – aligatora, krokodyla, krowy i tak dalej. Ceny jak przystały na buty, które mają przeżyć swojego właściciela, zaczynały się już od przeszło pięciuset dolarów. Co ważne kowbojki ubierane na co dzień do pracy nie są nigdy pastowane. Te buty konserwują się od brudu, potu i wilgoci. Co innego z kowbojkami zakładanymi do „garnituru”. Te są już elegancko wypastowane i zadbane. Podobnie jest z kapeluszami. Te do pracy wykonane są przede wszystkim ze skóry lub trzciny i konserwują się „same”. Te odświętne, czyste i pięknie wymodelowane. Dodatkiem, który zdobi strój kowbojski to pas z dużą ozdobną klamrą, często z gwiazdą, symbolem Teksasu.
W jednym z parków w Dallas zaciekawił nas pomnik. Przedstawia kowbojów zaganiających stado bydła. Scena zbiegających z góry i przecinających strumień byków tworzy niepowtarzalny widok. Ja sam zebrałem się w sobie i złapałem byka za robi, a co mi tam złapałem nawet dwa. Miejsce to odwiedza wiele osób i jest godne uwagi.
Obecnie kowboje w Teksasie konie wierzchowe zamienili na konie mechaniczne. W zaganianiu bydła pomagają im quady oraz motocykle. Konie stanowią tylko dodatek na ranczach, gdzie bydło trzeba wprowadzić do zagrody. Z prawdziwego życia kowbojskiego zostały tylko zawody rodeo. Są to zawody sportowe, w których realizacja głównie opiera się na zadaniach związanych z pracą przy hodowaniu bydła. Wśród konkurencji można znaleźć ujeżdżanie byków, koni, łapanie cielaków na lasso, itp. W Teksasie główne zawody odbywają się w miesiącach styczniu, lutym i marcu.
Rejon ten to przede wszystkim preria. Rosnąca wysoko trawa, którą wyjadają stada bydła. Niestety nie ma intensywnego zielonego koloru, który gdzieś nam się zapodział. Jest raczej żółto- beżowa. To wszystko przez pogodę jaka utrzymuje się w tym rejonie. Kończąc dzisiejszy dzień termometr pokazywał w cieniu prawie czterdzieści stopni ciepła. Zimna woda i klimatyzacja to nieodzowne elementy tutejszego życia.
Opuszczamy Teksas, stan kowbojów, rancz i bydła. Nasza pętla zatoczyła łuk i zaczynamy wracać w północną stronę, by za parę dni stanąć nad wodospadami Niagara. Dzisiejsza droga prowadzi nas północnym skrajem Luizjany. Odwiedzamy miasto Shreveport, leżące nad rzeką Red River Zamieszkałe przez dwieście tysięcy mieszkańców. Znajduje się tutaj wiele kasyn. Braku legalizacji hazardu w sąsiednim Teksasie, przyciąga jego mieszkańców do sąsiedniego stanu. O niebezpieczeństwie i uzależnieniu od tego rodzaju rozrywki, świadczy tutaj wiele bilbordów i reklam, których treścią jest pytanie: „Masz problem z graniem? Zadzwoń, pomożemy”.
Po drodze odwiedzamy miasto Monroe. Tankowanie na pobliskiej stacji, łyk kawy, dostrojenie radia na naszą ulubioną muzykę country i po kliku minutach odpoczynku dalej w trasę. Docieramy do Jackson w stanie Missisipi. Spokój sobotniego popołudnia jest zauważalny gołym okiem. Na ulicach leniwie przemieszczają się nieliczne samochody. Nareszcie mnóstwo wolnych miejsc parkingowych. Spacerem przechodzimy przez centralną cześć miasta, podziwiając stary i nowy Kapitol, na którego kopule przysiadł złoty orzeł.
Montgomery, stolica stanu Alabama, zamieszkana jest przez dwieście tysięcy mieszkańców. Odegrała ważną role podczas wojny secesyjnej, znajdowała się tutaj pierwsza stolica Skonfederowanych Stanów Ameryki. W czasach obecnych było jednym z ważniejszych miejsc walk Afroamerykanów o równość praw obywatelskich. W latach pięćdziesiątych dwudziestego wieku Rosa Park została aresztowana za nie ustąpienie miejsca białemu człowiekowi, co doprowadziło do szeregu demonstracji w tym bojkotu autobusów. Działaczem, który najbardziej wyróżniał się w walkach o równouprawnienie był Martin Luther King, pastor kościoła baptystów.
Spacerem przez centrum miasta przechodzimy pomiędzy nowym i starym Kapitolem. Docieramy do wyżej wspomnianego kościoła. Białe budynki odznaczają się na granatowym niebie. Wracamy w regiony, gdzie burze w tym okresie są czymś normalnym. Nie inaczej jest i teraz. Wyjeżdżając z Montgomery trafiamy w potężną burzę.
Opuszczamy aleję tornad. Udało się nam przetrwać silne burze, które szarpały nasz mały samochodzik, a przednią szybę zalewały hektolitry wody. Widać, że te zjawiska pogodowe są tutaj czymś normalnym. Przejeżdżając autostradami zobaczyć można oznakowania dróg ewakuacyjnych na wypadek tornada. Dobrze, że nie musieliśmy z nich korzystać. Przejeżdżamy w spokojniejsze regiony północy Stanów Zjednoczonych. Niżej również mapka naszej trasy.
Przejście do następnej relacji: Na północ do Krainy Wielkich Jezior
Przejście do poprzedniej relacji: Floryda
Przejście na początek trasy: Nowy Jork