Neuquen, Santa Rosa, San Luis, San Juan, Cordoba, relacja z podróży

Neuquen, Santa Rosa, San Luis, San Juan, Cordoba, relacja z podróży (na listopad 2019)

Tekst i foto: Paweł Krzyk

Prowincja Neuquen leży w zachodniej części Argentyny i graniczy między  innymi z Chile oraz północną Patagonią… Mimo obszaru równego 1/3 Polski mieszka tutaj tylko pół miliona ludzi, z tego 315 tysięcy w mieście Neuquen. Znalazłem pomnik emigranta, upamiętniający zaludnienie Argentyny przez kilkanaście nacji, w tym Polaków. Neuguen zamieszkiwało kilka wojowniczych plemion, na których teren Hiszpanie odważyli się wejść dopiero z początku XIX wieku. Samo miasto powstało… 115 lat temu. To pokazuje… jakie tu mają zabytki. Jednym z najstarszych jest stacja kolejowa. Znajduje się w samym centrum miasta i jest ozdobą niewielkiego parku. Kursuje jeden pociąg- tramwaj na szynach, do sąsiedniego miasteczka.

 

 

Centrum Neuquen posiada wąskie parki wzdłuż niektórych ulic. Symbolem miasta jest konny pomnik generała San Martina. W pobliżu można chwilkę odpocząć w katedrze katolickiej, chyba, że postanowi się wstąpić do regionalnego muzeum sztuki,  lub do jednej z wielu knajpek.

 

 

Od tego miasta zmieniłem środek transportu. Postanowiłem przemieszczać się autobusami, aż do końca pobytu w Argentynie. Autobusy wiodą prym w tym ogromnym kraju  i trzeba przyznać, że to nowoczesne, bardzo dobrej klasy pojazdy. Na dłuższych trasach kursują zawsze autobusy piętrowe, sypialne. Standard przejazdu najczęściej przypomina lot w klasie biznes. Bardzo szerokie fotele rozkładają się do pozycji prawie leżącej, a obsługa, podobnie jak w samolotach, serwuje w cenie biletu posiłki i napoje.

– Nie ma tak dobrze!- odpowiadam na domyślne pytanie,

– czy również alkoholowe?

– Ile to kosztuje? -ktoś zapyta. Otóż, wcale nie tak dużo. Za nocny przejazd o długości około 850 kilometrowy zapłaciłem równowartość 25 €. To przecież cena podobna do europejskiej…, ale u nas nie w takim luksusie.

Przed pierwszym odjazdem miałem kilka godzin czasu, więc udało mi się kupić bilety praktycznie na całą trasę w Argentynie. Na dużych  dworcach autobusowych znajduje się mnóstwo kas biletowych poszczególnych linii. Ten pomysł dzięki trzem godzinom kombinacji, pozwolił mi ustawić całą trasę godzinami, tak, że dalej już nie muszę logistycznie główkować.

W końcu ruszyłem i zacząłem podziwiać krajobrazy za oknem. Wyraźnie widoczne są rolnicze uprawy, sadownicze i winorośla, ale tylko wzdłuż kanionów rzecznych, czy równin, do których kanałami doprowadzono wodę z rzek. Ciekawostką jest ciasne obsadzenie szachownicy pól na miedzach, wysokimi, strzelistymi drzewami, które chyba stanowią zasłonę od wiatru. Cały pozostały teren jest krzewiastą półpustynią, miejscami wykorzystywaną do wypasu.

Czyli po prostu pampa (pampasy)?  Tak nazywana jest trawiasto- krzewiasta roślinność  stepowa w Ameryce Południowej, na której wypasa się bydło i owce. Występuje w Argentynie od wybrzeża Atlantyku po zbocza Andów, zajmuje ogromny obszar 765 tysięcy km².

Prowincja posiada złoża ropy naftowej. Żyją z tego, oraz produkcji energii elektrycznej.

Nużący krajobraz szybko usypia. Obudziłem się po północy, na dworcu  autobusowym w prowincji La Pampa.

 

 

Po prawie 10 godzinach jazdy nadal znajduję się na pampie, ale w centralnej części Argentyny. Jestem w Santa Rosa de Toay, mieście, w którym dominują kowbojskie suweniry, z tym, że w Argentynie „krowich chłopców” nazywają gauczami.

Rankiem wyjrzałem z okna i stąd pochodzi pierwsza załączona fotka. Druga przedstawia początek głównej ulicy miasta, a mianowicie aleję San Martin.

 

 

Najciekawszy w Santa Rosa jest Plac San Martin z interesującą fasadą zewnętrzną katedry Santa Rosa de Lima.

 

 

Poszwendałem się kilka godzin po 130 tysięcznym mieście; nie udało mi  się znaleźć firmy  sprzedającej karty telefoniczne; objadłem się lokalnymi przysmakami w knajpce typu szwedzki stół (za 4 USD); podziwiałem murale oraz wiosnę w tropiku… i wróciłem do hotelu.

Piszę w nim obecną relację i porządkuję zdjęcia. Czeka mnie 8-godzinny nocny przejazd do San Luis.

– Noc będzie na śpiąco- w autobusie! No… i w cenie biletu autobusowego.

 

 

Ten pyzaty z pierwszej fotki cieszy się, że dotarł do San Luis w centrum Argentyny. Pogoda jest boska i chce się jak najdłużej podziwiać kwitnącą wiosnę. Mam dzień na kontemplowanie urody przyrody… i Argentynek. Jednocześnie przekonuję się, że im dalej od turystycznych szlaków tym szybciej muszę odkurzać znajomość… hiszpańskiego. Niestety prawie nikt nie kuma po angielsku, a jeżeli to kilka słów.

Ale, ale, nareszcie dorwałem kartę telefoniczną i mam Internet. Szczególnie przydatny, gdy masz zarezerwowany super pokój w hotelu, IDZIESZ DO NIEGO, a tam się okazuje, że hotel to… dom zamknięty na głucho, i nie reagują na dzwonki czy telefony- zanocowałem obok w El Camina Hotel .

Cieszył mnie spacer po starówce: Plac Niepodległości, klasztor Santo Domingo, deptak ulicy Rivadavia, drugi plac z pomnikiem konnym, mnóstwem kwiatów, palm i… ludzi

 

 

Jaka jest Argentyna poza miastami? Najczęściej to kolczasto- trawiasta lub pustynna pampa. Czyli patrzysz w lewo, chęchy; patrzysz w prawo- tak samo; patrzysz do przodu – prawie pusta wstążka szosy. Czasem trafią się jakieś budy, czy mini domki. W drodze pomiędzy San Luis i San Juan było podobnie. Zanim dojechałem, wyglądało, że jadę przez półpustynię. Potem autobus wjechał pomiędzy dwa pasma górskie Andów i zaczęły się sady  oraz winnice- dzięki nawadnianiu.

Tutaj dominują winorośla. Nawiasem mówiąc ich wina mają dwie pozytywne cechy: niezłe i bardzo tanie. Nic dziwnego, winnice istnieją na powierzchni 500 km2.

 

 

 Dwukrotnie w historii: w końcu XVIII wieku oraz w 1944 roku miasto nawiedziły silne trzęsienia ziemi, podczas których legło w gruzach- obecnie jest półmilionowe, a cała prowincja liczy 620 tysięcy mieszkańców. Jak widać, również po poprzednich prowincjach, Argentyńczycy mieszkają przede wszystkim w miastach.

Zamieszkałem w kwaterze prywatnej w Santa Lucia, a zwiedzam San Juan- miasta  przylegają do siebie. Miasto San Juan przypominało mi stolicę sąsiedniej  prowincji- Mendozę, gdzie podobnie, ulice z obu stron obsadzono platanami, a żeby drzewa mogły rosnąć, poprowadzono kanały nawadniające wzdłuż ulic  z obu stron. Miasto dla mnie było… takie sobie. Centrum rozłożone jest przy placu centralnym o nazwie 25 Maja.

 

 

W środkowej Argentynie, poza stolicą, największym miastem jest Cordoba z ponad półtora milionową populacją. Położona u podnóża gór Sierra de Córdoba, nad rzeką Suquía, uchodzącą do jeziora Mar Chiquita.

Miasto zostało założone w końcu szesnastego wieku przez Jerónimo Luis de Cabrera, który nadał mu nazwę hiszpańskiego miasta. Było jednym z najstarszych ośrodków miejskich hiszpańskiego imperium kolonialnego w dzisiejszej Argentynie. Znajduje się  tutaj siedziba najstarszego uniwersytetu w Ameryce Południowej – w 1613 roku zakon jezuitów utworzył Universidad Nacional de Córdoba. Z okresu kolonialnego zachowało się wiele cennych zabytków.

 

 

Najbardziej interesującym rejonem tego zatłoczonego molocha miejskiego jest Manzana Jesuítica, w którym znajdują się XVII-wieczne budynki związane z działalnością jezuitów: uniwersytet, szkoła Montserrat, kościół Towarzystwa Jezusowego, oraz pojezuickie gospodarstwa rolne. Dzielnica znajduje się na liście… UNESCO. Ważnym punktem na turystycznej mapie miasta jest także katedra przy Plaza San Martín.

Córdoba to ważny ośrodek gospodarczy kraju. Rozwinął się przemysł środków transportu: fabryki samochodów Renault, Volkswagen i Fiat Auto Argentina, fabryki traktorów i pociągów, oraz przemysł lotniczy.

 

 

Niżej fotka z katedry,  którą można zwiedzić również od  góry, oraz mapka trasy.

 

 

Przejście do następnej relacji: La Rioja, Catamarca, Santiago…

Przejście do poprzedniej relacji: Chubut, Półwysep Valdez