Argentyna. Patagonia i Ziemia Ognista, relacja z podróży.
Argentyna. Patagonia i Ziemia Ognista, relacja z podróży
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Zwiedzam ten daleki zakątek świata, w czasie samotnej podróży, która nazwałem „Południowo-Atlantycką Odyseją”. To długa, ponad dwu-miesięczną wyprawa. Informacje praktyczne dotyczące zwiedzenia tej części Argentyny znajdziesz TUTAJ (kliknij). Jadąc autobusem z Chile do Argentyny, kojarzyły mi się: jedna pieśń i jedna piosenka. Najpierw ta z filmu o Panie Michale: „w stepie szerokim, którego okiem, nawet sokolim nie zmierzysz…” Tylko, że tutaj step nazywa się pampą: chilijską i argentyńską, a ptakiem byłby raczej … kondor, choć orły i sokoły tutaj również mieszkają. Wyobraź sobie jazdę przez setki kilometrów, prawie przy takim samym równinno-wyżynnym krajobrazie, a wszystko o tej porze, w buro i żółto-beżowym kolorze. Jak mówią amerykańscy polonusi rodem spod Krakowa, tutejsze „farmecki” są olbrzymie. Możesz jechać kilkanaście minut 100 km/godzinę, i nie zobaczyć kolejnych zabudowań gospodarskich. Policzyłem, muszą mieć wielkość odpowiadającą … polskiemu powiatowi… jednemu, lub kilku naraz. I tu druga piosenka Łazuki, o trenerze piłkarskim Piechniczku, z refrenem:… „tego nie wie nikt…”! No bo jedziesz i jedziesz, i nie wiesz co będzie dalej, nawet mając mapę. Wokół tylko trawa, i pokraczne kostropate nieliczne drzewka lasu patagońskiego, czasami stadka owiec na pastwiskach ogrodzonych niskimi płotkami, o wielkości kilku kilometrów kwadratowych. Czasem chodzą sobie tutejsze lamy guanako i strusie nandu. Płotki im nie przeszkadzają, te zatrzymują tylko owce, czy krowy. Zabudowań żadnych. Jedyną rozrywką są: curvy pojedyncze lub kilka naraz (fonetycznie: „kurwy”, nie mylić proszę ze swobodą obyczajów- to tylko zakręty po hiszpańsku), lub jakieś skrzyżowanie z napisem… co godzinę jazdy? Nie ma co się dziwić, Patagonia leży w tzw. strefie „ryczących czterdziestek”. Zapewniam nie ma to związku, z płcią… odmienną od mojej. Jest to odległość pomiędzy 40 i 50 stopniem szerokości geograficznej południowej, gdzie prawie zawsze wieją huraganowo-silne zachodnie wiatry. Ledwo wystawisz głowę, a „upiorny wiaterek” chce ci ją urwać. Nie ma się co dziwić brakiem drzew. Z półdrzemki obudziło mnie ożywienie w autobusie, po ponad 6 godzinach jazdy dojeżdżamy do celu. Na horyzoncie El Calafate. Niewielkie 15 tysięczne argentyńskie miasteczko w prowincji Santa Cruz, będące bazą wypadową do Parku Narodowego Lodowców (Los Glaciares). A wszystko w Patagonii ogromnej krainie geograficznej, leżącej w Argentynie i Chile na północ od Cieśniny Magellana. W El Calafate ogląda się wysokogórską przyrodę, i majestatyczne potężne jęzory lodowców spływających do Jeziora Argentina. Niewielkie miasteczko El Calafate żyje głównie obsługą ruchu turystycznego. Mnóstwo hotelików, sklepów z pamiątkami, restauracyjek itp. Na zdjęciach: najczęściej spotykany widok po drodze z Chile, oraz centrum El Calafate.
Postanowiłem zatrzymać się na dwie noce i zwiedzić to miejsce. Najlepiej zrobić to kupując wycieczkę całodniową, i tak też zrobiłem. Popłynąłem po odnogach jeziora dużym katamaranem wycieczkowym, nomen omen o nazwie „Quo Vadis”. Już kilkanaście minut po wypłynięciu płyniemy pomiędzy coraz większymi górami lodowymi. W okolicy działają potężne lodowce, i to właśnie one cielą się, pozostawiając ogromne bryły lodowe w wodach jeziora. Na zdjęciach dwie takie góry. Nasz statek płynie szybko, ale potężne góry lodowe, coraz częstsze im bliżej czoła lodowca, omija z dużym zapasem.
Podpływam najpierw pod lodowiec Upsala z bardzo szerokim czołem lodowca, z potężną moreną centralną, wyglądająca jak ogromna autostrada, która „urodziła” te góry lodowe pokazane wcześniej. Przez tysiące lat śniegi zamieniające się w lód, utworzyły największy w świecie lądolód poza strefami polarnymi, który na dodatek jako jedyny się powiększa. Następnie oglądam kilka innych mniejszych lodowców z których najbardziej spektakularny wygląd ma Lodowiec Spegazzini. Na zdjęciach lodowce: Upsala, oraz autor relacji na tle Lodowca Spegazzini.
Najwspanialszym tworem lodu i skał, jest jednak ponad 60 metrowy Lodowiec Perito Moreno. Można go jako jedyny tutaj oglądać, również przybywając autobusem z punktów widokowych. Wszystko to trwa kilka godzin, podczas których nasz katamaran pokonuje kolejne odnogi Lago Argentino, w zmieniającej się co kilka minut scenerii, ośnieżonych 2- 3-tysięcznych szczytów Andów Patagońskich. Na zdjęciach jeden z nich z małym lodowcem, oraz czoło Lodowca Perito Moreno.
Jadę dalej aby w ciągu jednego dnia, przejechać ponad 800 km do Ushuaia. Zamierzałem się zatrzymać w dużym przemysłowym mieście Rio Gallegos, ale postój wypadł mi w niedzielę, a autobus tego dnia nie kursuje. Nawet nie żałowałem, bo prawdę mówiąc w tym mieście, poza katedrą nie ma co zwiedzać. Mam za to pod dostatkiem widoków stepów- pampy argentyńskiej. Ludzie żyją tutaj głównie z hodowli owiec, prowadzonych jak już pisałem na rozległych estancjach (patrz fotki niżej).
Mój autobus aby dojechać do celu musi przekroczyć dwukrotnie granicę z Chile, oraz przepłynąć promem Cieśninę Magellana. Po jej przepłynięciu żegnam Patagonię i witam Ziemię Ognistą. To kraina na południe od cieśniny należy do Argentyny i Chile. W pobliżu Cieśniny jeszcze ma wygląd stepu, ale szybko się zmienia na terem bardziej pagórkowaty, a później wysokogórski. Ostatnie godziny przed Ushuaia jadę przez ośnieżone szczyty długą kotliną górską, w promieniach zachodzącego słońca. Wydać by się mogło, że Ziemia Ognista, to kraina ze zjawiskami wulkanicznymi. Otóż nic podobnego, tę nazwę wymyślili z początku XVI wieku, podobno marynarze Magellana, od poświaty ognisk tubylczych Indian. Samo Ushuaia jest w świecie miastem najbardziej wysuniętym na południe. Na zdjęciach: mój prom na Cieśninie Magellana, oraz centrum miasta na końcu świata.
Nie żartuję sobie z tym… końcem świata. Ushuaia posiada Muzeum Na Końcu Świata (Museo del Fin del Mondo). Zacząłem mój 3 dniowy pobyt od zwiedzenia miasta. Jest niedziela, zaczyna wyglądać słoneczko, które uwypukla białe szczyty gór otaczających miasto. W porcie cumuje kilka 2-3 i 4 masztowych żaglowców, które przypłynęły na obchody 100-lecia marynarki Argentyny. Na zdjęciach centrum Ushuaia i gala banderowa żaglowców w porcie.
Zwiedzając Chile i Argentynę 3-krotnie przekraczałem granicę między tymi państwami. Zauważyłem „dziwny zwyczaj”, polegający na stosowaniu nieutwardzonych asfaltem dróg w pobliżu przejść granicznych. Wygląda to tak: bardzo dobra droga, nagle na kilka km od granicy zamienia się w drogę szutrową, podobnie z drugiej strony- czyżby miało to związek z ewentualnymi działaniami wojskowymi? Na szutrowej drodze łatwiej ukryć… miny? W latach 80-ch XX wieku miał miejsce konflikt zbrojny pomiędzy Argentyną i Chile. Zakończył się traktatem w 1985 r, który dokonał podziału wpływów gospodarczych, w rejonie Ziemi Ognistej pomiędzy Argentyną i Chile. Zwiedzając te części Argentyny, widzę często manifestacyjne napisy, dotyczące argentyńskiej przynależności państwowej Malwinów. Tutaj nie istnieje w ogóle nazwa Falklandy. Nie sposób nie wspomnieć w tym miejscu, o nieudanej argentyńskiej próbie zbrojnego przejęcia tego archipelagu w 1982 roku. Brytyjczycy jednak skończyli tę 2 miesięczna próbę sił wysłaniem potężnej armady, która zbrojnie zakończyła konflikt na Falklandach/Malwinach, poddaniem się Argentyńczyków. Na bulwarze nadmorskim Ushuaia istnieje pomnik, upamiętniający bohaterów walk o Falklandy (patrz foto). Na drugim zdjęciu pokazuję stary cmentarz, ze zwyczajem grzebania zmarłych w piętrowych budowlach… nad gruntem.
Zwiedzam najciekawsze miejsce w pobliżu Ushuaia. Jest to Park Narodowy Ziemi Ognistej (Tierra del Fuego). Zrobiłem w nim dość długi nasto-kilometrowy, kilkugodzinny spacer wśród powyginanych drzew, jeziorek, niewielkich zatok i klifów nadmorskich. Na zdjęciach jedna z zatok, i tubylczy skrzydlaty mieszkaniec.
Na końcu dotarłem do celu tej wycieczki, początku czy też końca, drogi panamerykańskiej. W Argentynie nosi nr 3, i jak zobaczysz do drugiego końca na Alasce jest 17.848 km. Toż to prawie połowa długości równika ziemskiego, a na pewno najdłuższa droga na świecie. W sklepach najczęstszą pamiątką jest postać pingwina. Mnie spodobał się ten wykonany z czekolady, w sklepiku piekarniczym. Na zdjęciach autor na początku/końcu w/w drogi, oraz słodkie pingwiny.
Zwiedzając Ushuaia można popatrzeć z morza, na długi fiord prowadzący w stronę Atlantyku (Kanał Beagle), i dalej na Antarktydę. Zobaczę go jeżeli pogoda pozwoli z pokładu statku, w drodze na Antarktydę. Niżej mapka całej mojej trasy w Patagonii i Ziemi Ognistej, w Chile i Argentynie. Hasta luego Tierra del Fuego.
Następna relacja będzie z Antarktydy.
Przejście do poprzedniej relacji: Patagonia w Chile.
Przejście na początek trasy: Falklandy.