Samozwańcze państewka w świecie.

Samozwańcze państewka w świecie.

Tekst: Paweł Krzyk

Przy okazji zwiedzania Hutt River postanowiłem umieścić słów kilka o innych takich miejscach…

Znalazłem w Internecie o podobnym temacie ciekawy artykuł Olgierda Domino. Publikuję niżej niektóre jego informacje.

„Kilka lat temu Frank Zappa kpił, że każde państwo, żeby uznawano je za „pełnoprawne i prawdziwe”, musi mieć: własne piwo, drużynę piłkarską i kilka głowic jądrowych… W rzeczywistości mini niby-państwa wyrastają niczym grzyby po deszczu. Ile ich jest, tak naprawdę nikt nie wie. Do ONZ należy niespełna 200 państw, międzynarodowa federacja piłkarska skupia o kilkadziesiąt reprezentacji więcej. Z pobieżnych szacunków wynika, że samozwańczych tworów państwowych może być co najmniej 500, a może nawet 600. Są jakby wykwitem współczesnej mody. Powstają z powodu frustracji ludzi bezskutecznie zmagających się z bezduszną – przeważnie fiskalną – maszynerią swego dotychczasowego państwa. Są efektem ekstrawagancji, dziwactwa, rozczarowania rządem, politykami czy też obyczajowego protestu. Próbą stworzenia utopii, turystycznej atrakcji (Królestwo Walachii na Morawach) czy historyczną ciekawostką (np. Seborga, która nigdy formalnie nie stała się częścią Włoch- patrz również: na moją relację z Księstwa Zakonnego Seborga). Istnieje więc na zapomnianej morskiej platformie przeciwlotniczej na Morzu Północnym Księstwo Sealandii, założone w latach 60. ubiegłego wieku przez brytyjskiego nadawcę radiowego. Niegdyś było ono rajem dla piractwa w eterze, później spokojną przystanią dla pornograficznych portali internetowych. Narkotykowym rajem stała się Christiania, leżąca w sercu stolicy Danii. Niezależne państewko Whangamomona, założone w Nowej Zelandii, największy rozgłos uzyskało wówczas, gdy na jego władcę wybrano… kozę. Angielskiemu lichemu komediantowi Danny’emu Wallace’owi w całej jego karierze udał się tylko jeden numer. W 2005 roku w swoim mieszkaniu na East End proklamował królestwo, a na głowę włożył koronę jako król Danny I. Istnieje Cesarstwo Aerican Empira, Protektorat Ibrosian, Brytyjskie Dominium Zachodniej Florydy, a nawet wirtualne Królestwo Pierogów. Entuzjaści starożytnego Rzymu wskrzesili go w amerykańskiej wersji jako Nova Roma, a za drutem kolczastym w Wiedniu egzystuje Republika Kugelmugel. W 2000 roku maciupka Republika Molossi (w amerykańskim stanie Nevada) gościła nawet uczestników Igrzysk Olimpijskich Mikropaństw. Ale prawdziwą wylęgarnią takich samozwańczych maleńkich tworów państwowych pozostają Antypody. W Nowej Zelandii i Australii istnieje co najmniej 14 pseudo państw. Na skrawkach lądu u wybrzeży Queenslandu dewianci założyli w 2004 roku Królestwo Gejów i Lesbijek. Protestowali w ten sposób przeciwko zakazowi „małżeństw” osób tej samej płci. W 1981 roku mieszkaniec rudery przy King Cross w Sydney proklamował niepodległość Cesarstwa Atlantium, „unikatowego suwerennego państwa luźno powiązanego z Nową Południową Walią”. Tytułuje się Jego Cesarską Wysokością Jerzym II. A o rzut beretem (przepraszam, rzut koroną) dalej rozciągają się włości księcia Pawła z Wy, który przez kilkanaście lat bezskutecznie domagał się zgody na wybudowanie podjazdu do swojego domu. Na niepodległość usiłowali wybić się także niektórzy mieszkańcy Melbourne oraz Tasmanii. Do rzadkości należy jednak, by takie państewka przetrwały dłużej. Padają jedno po drugim jak muchy, gdy tylko natrafią na opór lub kontrakcję urzędowych przedstawicieli dotychczasowych suwerenów, lub gdy ich fundatorom minie chęć na polityczną ekstrawagancję, albo – w najgorszym wypadku – zejdą oni z tego świata.”