Mikronezja, Pohnpei, relacja z podróży
Pohnpei, relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Na wyspę Pohnpei (dawniej Ponape), przyleciałem liniami United. Z tymi liniami skaczę po wyspach Pacyfiku, w jego środkowej części w pobliżu równika. Pohnpei jest jednym z czterech suwerennych stanów (terytoriów zależnych), wchodzących w skład państwa o nazwie Federalne Stany Mikronezji. Jest największym stanem i tutaj znajduje się również Palikir- stolica Mikronezji. Na lotnisku urzędnik Pohnpei daje bezpłatną wizę wjazdową, znowu tylko na swoje terytorium. Szukam hotelu, gdyż nie mogłem go wcześniej zarezerwować (kosmiczne ceny). Bardzo pomocna okazała się mila dziewczyna w informacji turystycznej na lotnisku. Mam kilka propozycji, w tym jedna: China Star Hotel, którą wspomniana wyżej pokazała mi … palcem w sąsiedztwie lotniska. Mam mapę i pełną informację o kraju. Cena okazała się najniższa w przyzwoitych warunkach (drogo, ale tu nigdzie nie jest tanio, 60 USD/noc/pokój 2 osobowy). Rzuciłem plecak i taksówką (1 USD) pojechałem do centrum miasteczka Kolonia. Na zwiedzenie wystarczą 2 godziny. Ta wyspa jest pochodzenia wulkanicznego z najwyższym szczytem Nanlaud 782 m n.p.m. W zasadzie wyspa ma dwie stolice; Palikir- stolicę państwa, i większą Kolonię stolicę stanu Pohnpei (ok.5000 mieszkańców, przy 35 tysiącach w całym stanie). Nad Kolonią góruje Sokhes Rock, z widokiem na okolicę. Skała była w czasach kolonialnych miejscem kaźni dla krajowców (zepchnięto ich w dół). Na zdjęciach w/w skała, oraz japoński czołg z czasów II wojny światowej, stojący przy biurze turystycznym, w centrum miasta.
W sklepie typu mały bazar zauważyłem dojrzałe owoce Pandanusa. Jest duży, nawet do pół metra długości i składa się z dużych części, typu gigantyczne ziarno kukurydzy. Namówiłem sprzedawcę na instruktaż i próbę przygotowania do spożycia: obcina się zielona część, i resztę po obraniu zjada. Wygląda nieźle, ale smakuje jak sok z… mąki (be…). Na drugim stoisku rybnym mam przegląd ryb z … rafy. Największym zainteresowaniem cieszyły się jednak kraby mangrowe, które poprzednio na Kosrae spróbowałem (normalnie czarne, po ugotowaniu na talerzu są czerwone). Wracam po zrobieniu zakupów.
Największą atrakcją wyspy, jest Nan Madol. Dobrze jest go zwiedzać z łódki podczas szczytu przypływu (więcej się zobaczy). Najłatwiej dostać się tam wykupując wycieczkę łódką wokół wyspy, lub kupując wycieczkę krótszą, tylko z Kolonii. Ja z tego zrezygnowałem, gdyż zwiedzam w niedzielę, i ceny urosły, chyba o 100%. (130 USD???). Postanowiłem dostać się tam z Kolonii drogą, korzystając z taksówki (25 USD/27 km, w jedną stronę). Wyspa posiada tylko jedną drogę wokół, i przy niej znajdują się wszystkie zabudowania. Po drodze zatrzymuję się na kolejnych punktach widokowych. Wyspa Pohnpei ma bardzo poszarpaną linię brzegową z wysepkami i zatokami wcinającymi się w głąb lądu. Dojeżdżamy wijącą się drogą do wyspy Temwen. Tam asfaltu w niektórych miejscach nie ma, i w końcu podjeżdżamy do wąskiej uliczki w dół. Z okna domostwa wychyla się bezzębna starsza kobieta i żąda opłaty wjazdowej, 2 USD. Zjeżdżamy i parkujemy w pobliżu budynku mieszkalnego. Tam wódz chce kolejnej opłaty, 3 USD. Okazuje się że cały teren jest własnością prywatną, i tylko opłacając się kolejnym wodzom/ rodzinom, można tam wejść. Nan Madol jest współcześnie nazywane, z uwagi na nietypową konstrukcję , „Wenecją Pacyfiku”. Sięga ta budowla 1500 lat w przeszłość. Została zbudowana na 92 sztucznych wysepkach, między którymi mieszkańcy poruszali się łódkami. Budynki były domem wodza/króla i religijnym centrum. Kiedy w XIX wieku odkryto i kolonizowano Pohnpei, Nan Madol nie był już stolicą. Idę z moim kierowcą taksówki, który zmienił się w przewodnika. Przechodzimy dość daleko ścieżkami wysypanymi odłamkami rafy, i przechodzimy przez kilkanaście mostków nad pozarastanymi dżunglą kanałami. Idę ostrożnie, gdyż niechlujnie zbudowane mostki grożą złamaniem deseczek. Na zdjęciach mapka całych ruin i najbardziej okazała budowla.
Aby do tej części wejść, należy zdjąć buty i przejść wodą przez szeroki kanał (do 60 cm). W środku mój przewodnik robi mi załączone niżej zdjęcie, faceta oblepionego… potem. Budowle te są o tyle ciekawe, że powstały z czarnych bazaltowych, długich wulkanicznych kamieni. Można takie wulkaniczne słupy zobaczyć również… w Irlandii Północnej. Jeżeli dobrze pamiętam, tam, nazywa się to miejsce Groblą Olbrzyma. (zajrzyj do mojej relacji z tego kraju). Pozostałe tutejsze budowle, tropikalna dżungla potraktowała tak… jak zwykle to robi. Pokryła je i coraz bardziej zamula kanały, tak że nie do wszystkich można się dostać. Część terenu ruin wygląda jak… las namorzynowy. Na koniec obchodzimy tę najważniejszą budowlę, również dookoła, i wracamy tą samą drogą. Wyjeżdżając, znowu wychodzi w innym miejscu, młode dziewczę i … woła kolejne 3 USD (działka jak się okazało dla kolejnego wodza). Postanowiłem z nim porozmawiać, i okazało się po chwili,… że to już ostatnia opłata. Wodza rozbawiła moja sugestia, że nie wiem ile jeszcze osób, po drodze do wyjazdu z wyspy… wyskoczy z krzaków… po kasę. Mój kierowca taxi postanowił ze mną zostać i jedziemy z powrotem (cena x2, bo powrót). W pobliżu wyspy zatrzymujemy się, aby zobaczyć jeden z najładniejszych na Pohnpei wodospadów. Oplata dla kolejnego wodza (3 USD) i spacer kilka minut. Wodospad Kepirohi Falls ma ok. 30 m wysokości i 20 m szerokości, i… ma chłodną wodę, co natychmiast wykorzystujemy wskakując do wody.
Wracamy do Kolonii. Po drodze wypytuję mojego kierowcę –przewodnika o normalny transport pomiędzy stolicami: Kolonią i Palikir. Okazuje się że tę 5 milowa odległość, taksówki pokonują w kilka minut, za 2 USD w jedną stronę. Pojechałem od razu dalej. Palikir to małe miasteczko, w którym prawie nie widać… domów, poza: kilkunastoma budynkami rządowymi, szkołami, kilkoma kościołami, jakieś ambasady (widziałem Chin), i małymi domkami mieszkalnymi ukrytymi w zielonym gąszczu. Faktem jest że stolica powstała stosunkowo niedawno, oraz że budynki łączą nowoczesność z tradycyjnym stylem budownictwa. Byłem tam godzinę … i tyle. Na zdjęciach pokazuję rybacką łódź- dłubankę wykonaną z jednego pnia drzewa, oraz …drogowskaz do Palikir, z czekającą grupką młodzieży
Wracam do swojego hotelu. Jeszcze jedno: nie sposób nie zauważyć na Pohnpei, masowego żucia orzechów betelu (środek pobudzający, lekko narkotyzujący).
Mój kierowca także go używał. Najpierw kupił gałązkę z kilkoma orzechami (p. zdjęcie niżej). Później w czasie drogi wkładał orzech do ust z kawałkiem papierosa i … memłał go jak gumę do żucia, z tym, że co kilka minut obficie spluwał czerwona śliną. Wierzcie mi, widok nieszczególny, czasami robił to w czasie jazdy, uchylając swoje drzwi w samochodzie. Na stacji benzynowej widzę napis zakazujący używania na niej betelu, pewnie nie lubią tam … dużych… kolorowych plam na asfalcie. Zastanawiające, że na innych odwiedzonych już wyspach tego samego kraju, nie widziałem tej używki. Ostatniego dnia mam wolne dopołudnie. Chciałem wspiąć się na wiszącą prawie mi nad głową, pokazaną na początku skałę. Zrezygnowałem, jak rankiem zobaczyłem nieszczególną wilgotną pogodę (dość trudna wspinaczka 45 minutowa).
No cóż, obok masz czytelniku tej relacji mapkę drogi, którą pokonałem w tym kolejnym mini kraju. Ja skaczę znowu dalej. Następne będzie Chuuk– trzeci już zwiedzany stan Mikronezji (kliknij).
Przejście do poprzedniej relacji: Kosrae.
Przejście na początek wyprawy: Kolumbia.