Tuvalu, relacja z podróży i informacje praktyczne
Tuvalu, relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Informacje dotyczące zwiedzania, organizacyjne i praktyczne znajdziesz na końcu relacji.
Tuvalu jest jednym z zapomnianych przez świat archipelagów na południowym Pacyfiku. Można również powiedzieć, że jest jednym z najmniejszych i najbardziej odizolowanych, niezależnych narodów świata. Z niepodległych państw tylko Watykan ma mniej mieszkańców. Znajduje się w pobliżu równika przy linii zmiany daty. Ja zainteresowałem się Tuvalu w 2008 roku, podczas prezentowania narodowych drużyn w czasie igrzysk olimpijskich. Wtedy ten raj wystąpił na olimpiadzie po raz pierwszy. Tuvalu jest najlepiej znane w świecie z adresu internetowego …tv, oraz z realnego zagrożenia, stwarzanego przez globalne ocieplenie. Z powodu wysokich cen biletów, do Tuvalu przyjeżdża rocznie tylko kilkudziesięciu turystów. Z czego większość nigdy nie przekracza granic, zatłoczonego centrum rządowego na Funafuti. Nie jestem lepszy, żeby zobaczyć więcej potrzeba obecności przynajmniej przez dwa tygodnie. To sprawia na pewno, że prawie niedostępne osiem Wysp Zewnętrznych Archipelagu Wysp Lagunowych, pozostają jednym z najbardziej idyllicznych i i dziewiczych wysp Oceanu Spokojnego. Na wyspach czas wydaje się stać w miejscu, ale może emisja gazów cieplarnianych, szybko doprowadzić świat na te brzegi. Znajdują się tylko cztery i pół metra nad powierzchnią wody i oblicza się, prawdopodobieństwo zniknięcia Tuvalu pod wodą do roku 2050- go.
Wyobrazić sobie również nietrudno, co z takim brzegiem, ledwo wystającym z wody, zrobi nawet całkiem „malutka” fala tsunami. Na mojej trasie podróży, zwiedzając wyspy sąsiednich krajów, wszędzie obserwowałem instrukcje zachowania na wypadek tsunami. Na Tuvalu nie ma nic. Powód prosty, można tylko wsiąść na łódź i… się modlić!!! Może Bóg, czy Posejdon…, spojrzą łaskawszym okiem…
Turystyka znajduje się na Tuvalu jeszcze w „pieluszkach”. Nie znajdziesz: informacji turystycznych, biur podróży, komunikacji publicznej, taksówek, bankomatów, gwiazdkowych hoteli, super atrakcji turystycznych i show organizowanego dla turysty. Co wcale nie oznacza, że tutaj jest tanio. Ceny, jak w bogatych krajach lub wyższe, właśnie z powodu braku konkurencji.
Dwa razy w tygodniu można przylecieć, wyłącznie na stołeczny atol Funafuti. Jeden samolot Fiji Air przylatuje, zmienia pasażerów i po niecałej godzinie wraca z powrotem. Przyleciałem z Fidżi z lotniska w Suva. A to oznacza, że turysta musi na lotnisko w Suva, przemieścić się z bardziej popularnego lotniska Nandi (NAN), czyli dokładnie półgodzinny jeden lot więcej. Wylądowałem w południe na wyspie Funafuti. Już z okna samolotu widzę wąziutki pasek lądu, który „robi” na tej wyspie, za miejsce do życia połowy mieszkańców kraju. Pasek lądu posiada szerokość od dwudziestu do czterystu metrów i składa się z conajmniej trzydziestu trzech wysp, raptem niecałe trzy kilometry kwadratowe. Niestety siedziałem w miejscu nieodpowiednim do zrobienia zdjęcia z góry. Hotel znalazłem błyskawicznie, był oddalony o pięćdziesiąt metrów od budyneczku lotniska. Pokój z wentylatorem nie przeszkadza mi, gdyż przystosowałem się do funkcjonowania w tropikach. Zdębiałem, gdy z werandy swojego pokoju popatrzyłem na lotnisko. Najwięcej dróg na Funafuti znajduje się, właśnie na lotnisku. Pas nie jest ogrodzony i dookoła posiada dwie drogi. Normalnie wzdłuż wyspy jest tylko jedna. Gdy przylatuje samolot- dwa razy w tygodniu, po prostu wyjeżdżają strażacy i policjanci aby zablokować drogi. Jak ktoś wylezie za daleko, to krzykiem typu „hej ty”, przeganiają z powrotem. Mnie to również spotkało, gdy filmowałem samolot, zawracający do lotu powrotnego na Fidżi. Ledwo samolot wystartował ruch wrócił do normy, czyli całe lotnisko było wykorzystywane… do wszystkiego. Wieczorem stało się terenem do gry w piłkę nożną.
Pytam recepcjonistkę o jakieś mapki wyspy lub inne informacje.
-A po co ci potrzebne?
-No… chciałbym wiedzieć, jak gdzie jest daleko, gdzie jest jakiś przystanek…?
-Nie musisz się takimi rzeczami przejmować. Drogi są dwie: w lewo i prawo. Ta w lewo skończy się za kilometr.
-A ta druga?
-Ta w prawo jest dłuższa- do końca jest pięć do sześciu kilometrów. Transportu nie ma żadnego a więc po co nam przystanki!
-Jeździmy prywatnymi motocyklami i skuterami. Może ktoś Cię zabierze?
Dictum raczej jednoznaczne. Więc na początek poszedłem w lewo. Domki parterowe lub dwukondygnacyjne z parterem odkrytym, jako miejsce wypoczynkowe w gorące godziny południowe. Przy każdym domu zbiorniki na deszczówkę. A ja sobie idę… Wszyscy, wszystkim się kłaniają. Co chwilę jestem nagabywany:
-skąd jesteś, co robię i… dlaczego idę pieszo?
Przyjacielskie pogwarki trwają trochę a mnie, robi się zwyczajnie ciepło. Przykleiłem się do koszuli i nie czuję tak bardzo skwaru. Nauczyłem się odpowiadać na pytanie skąd…
-Z Europy.
-Eee, to musi być bardzo daleko, ja myślałem, że jesteś z nowej Zelandii lub Australii.
A na pytanie, co robię, mówię po prostu,
-że jestem turystą. Wtedy konsternacja.
-jesteś turystą z Europy?
-tak, to tylko pół świata stąd…
Potem zaproszenia, może usiądziesz…, odpoczniesz? Nam też jest gorąco… Gdybym chciał z każdym poplotkować, nie przeszedłbym kilometra do końca wyspy, przed wieczorem. Obawiałem się także dodatkowo zaproszeń, gdyż nieunikniony jest wtedy poczęstunek. Co mam tym przemiłym ludziom powiedzieć? Nie, dziękuję, ja piję tylko wodę butelkowaną? Nawiasem mówiąc czysta woda butelkowana jest droższa od napojów słodzonych.
Mieszkańcy przemieszczają się w ruchu lewostronnym na motocyklach i skuterach. Nie obowiązują kaski i podobnego typu „duperele”. Ludzie jeżdżą jak chcą, choć prawdę mówiąc jeżdżą wolno i na jezdni mają liczne garby ograniczające prędkość. Widziałem mamę z dwójką malutkich dzieci: przed i za sobą, i jeszcze coś dłubiącą w torbie z zakupami. Przykład podobny do niektórych naszych pań kierowców, malujących się w czasie jazdy… Im dalej, tym moja droga jest bliżej oceanu. Z prawej biją fale otwartego morza na rafie, a z lewej spokojne szafirowo- niebieskie wody laguny. Jakoś tak szybko, droga asfaltowa się skończyła, dalej tylko ścieżka pomiędzy palmami i po dwustu metrach mam wyłącznie dno morza. Odpływ je odsłonił i można się pokusić, o pięćsetmetrowy spacer na następną bezludną wysepkę. Spojrzałem na ostre skały rafowe, ledwo widoczną wysepkę i pomyślałem…, a kiedy ten odpływ odsłonił dno? A może, będzie chciał wrócić z powrotem? Wtedy pozostanie mi tylko czekanie dwanaście godzin na następny odpływ. Będzie gdzieś nad ranem… Wróciłem do hotelu.
Cały drugi dzień na Funafuti, przeznaczyłem na pokonanie pieszo drogi z prawej strony. Rano już o szóstej rozpoczęło się w sali odkrytej ze wszystkich stron przy lotnisku, spotkanie lub szkolenie dla pracowników rządowych. Nie dało rady pospać, marudzą i marudzą, brawa itp. oficjalne ble ble… Żeby jeszcze po angielsku, używają przede wszystkim lokalnego. Już o ósmej poszedłem popatrzeć na część rządową stolicy Vaiaku. Pomnik z masztem flagowym, niewielki budynek rządowy… Najpierw z drugiej strony lotniska znalazłem bank, który oferował wymianę pieniędzy. Zanim przyjechałem przewodniki i informacje oficjalne, uprzedzały o kłopotach z wymienieniem pieniędzy na obowiązujące dolary australijskie. A potem przyspieszyłem i stolica szybko się skończyła. Wyspa się zwęziła z czterystu do kilkudziesięciu metrów. Odwiedziłem malutki kościółek katolicki, przy którym najważniejsza była przepierka wisząca przed świątynią.
Mam przy drodze tylko pojedyncze domki, z których każdy posiada miejsce wypoczynkowe w postaci zadaszonego podestu nad nierównościami brzegu morskiego. Częściej domek znajduje się z jednej strony drogi a kawałki sieci związane liną do postaci hamaka, pod drzewami z drugiej strony. Te sieci bardziej mnie kusiły. Przy drodze możesz spotkać „meble” przydrożne w postaci statku rybackiego, zakotwiczonego tam… chyba na zawsze. Częściej spotkasz łódki z bocznymi pływakami, wykorzystywane do połowów. Wewnątrz laguny woda jest znacznie spokojniejsza, gdyż wysepki blokują duże fale oceaniczne.
Na Tuvalu problemem numer jeden jest woda pitna. Nie występują żadne cieki słodkowodne, więc wyspiarze postanowili zdobywać wodę z deszczówki. Każdy dach podłączyli do całego szeregu zbiorników, w których gromadzą wodę. Na dużych pojemnikach widziałem napisy, świadczące o pomocy rządu australijskiego. Widziałem nawet plastykowe butelki łapiące wodę, pozawieszane w koronach palm.
Po prawie trzech godzinach docieram na przeciwległy kraniec Funafuti. Po drodze mam przykłady pomocy Unii Europejskiej, polegające na pokazowych uprawach i stosowaniu szybko rosnących roślin, wzmacniających brzegi i zapobiegających erozji. Wyspiarze także starają się podnosić ląd wyżej ponad poziom wody. Umiejętne pozbywanie się śmieci, również dało taki efekt… Mają także inny problem- nie za bardzo mają ziemię, która nadaje się do sadzenia roślin i drzew. Częstokroć aby posadzić drzewko, muszą najpierw przygotować dołek z ziemią. Tutaj nie palą odpadów roślinnych, lecz zamieniają na kompost pod kolejne rośliny. Funafuti miejscami była tak wąska, że nie można było zbudować na niej drogi pomiędzy kolejnymi wysepkami. Aby połączyć najdalsze odcinki wyspy jej fragmenty połączono betonową groblą, która ułatwiała podróżowanie. Słowo „ułatwiała” uważam za najwłaściwsze, pisząc o tej grobli, gdyż obecnie na północnym krańcu wyspy pozostały tylko jej betonowe resztki. Gdybyś chciał pójść do kolejnej wysepki masz do wyboru: spacer w czasie odpływu po ostrych jak igły skałach, lub podróż łódką. Idąc wzdłuż wysepek przy piekącym coraz bardziej słońcu, szukałem ładnego miejsca do rzucenia bagażu i wejścia do: zieloniutko- szafirowego, cieplutkiego „morskiego akwarium”, i co tu kryć, zwyczajnie się „pobyczyć” w wodzie. Idę kilka kilometrów i nie bardzo mam gdzie. Wprawdzie w kilku miejscach widzę dzieciaki i starszaków w wodzie… ale wśród skał. Prawdziwą, koralową plażę mam dopiero na końcu drogi i… wyspy. Widoczki odpowiednie do wyobrażenia o takim miejscu… Takie puzlowe… z palmami prawie leżącymi w wodzie. Idę ostatnie kilkaset metrów plażą… i próżno by szukać śladów stóp „Piętaszka”. Zobaczyłem tylko… swoje własne i mnóstwo muszelek wraz z mieszkańcami. Kilka z nich podniosłem, myśląc o zabraniu do swojej kolekcji dziwności z podróży. Niestety nie było niezamieszkanych i to od wielkości kilku milimetrów, do większych kilku centymetrowych. Zrzuciłem ciuchy i skoro nie ma nikogo, jak Robinson poleniuchowałem w wodzie. Potem się suszę na ogromnym konarze fikusa i… podpatruję zwyczaje „kumpli plażowych” z ozdobnymi pancerzami. Co chwilę się gromadzą, czyżby coś na mój temat kombinowały… Przylazł nie wiadomo po co i filmuje, a jak podniesie, trzeba chować odnóża… Wytarłem się koszulą, co i tak nie miało szczególnego znaczenia. Po parunastu metrach drogi powrotnej, znowu, tradycyjnie jest pancerzem na moich plecach.
W ostatnim dniu odwiedziłem miejsce będące jednym ze źródeł dochodu wyspiarzy. Trudno uwierzyć, ale całkiem niezły dochód Tuvalczykom, przynosi emisja niezwykle oryginalnych znaczków pocztowych. Na poczcie sprzedają nawet odciski stempli pocztowych z pozostałych ośmiu wysp i atoli archipelagu.
Mnie najbardziej interesowały pocztówki, gdyż zamierzałem jedną wysłać do zaprzyjaźnionej grupy szkolnych dzieciaków z Brzezin. Niestety, przykro mi, poczta Tuvalu dzisiaj pocztówek nie oferowała. Patrząc na tematykę filatelistyczną, zauważam nawet trzy wersje znaczków dotyczących naszego Ojca Świętego. Próbuję kupić zestaw dotyczący ogłoszenia go świętym, ale nie mogą znaleźć… Mam za to ładne znaczki z konstelacjami południowego nieba. Można je zobaczyć na niebie i rzadko mieć możliwość sfotografowania. Mnie spodobał się „Krzyż Południa”, pod którym… prawie cały czas obecnie wędruję po świecie. Jedyne turystyczne pamiątki pokazały się dopiero na straganikach podczas wylotu. Ładne łańcuchy muszelek. Wyobraziłem sobie co z nich zostanie, po jeszcze półtora miesiąca bytności w … plecaku.
Na końcu zamieszczam mapkę atolu Funafuti z zaznaczoną trasą zwiedzania. Nienajlepszej jakości- sfotografowałem plakat pokazujący strefę ochronną przyrody na kilku wysepkach atolu. Żegnam kraj przyjacielskich ludzi, którzy maja pecha żyć w miejscu o niepewnej przyszłości. Których może pozbawić dorobku i… gorzej, byle silniejszy huragan czy fala tsunami. Pocieszającym jest traktat, który ustalił, że w przypadku gdy woda zacznie zalewać wyspy, wszystkich mieszkańców ma ewakuować Królewska Nowozelandzka Marynarka Wojenna. Rząd Tuvalu rozważa możliwość przeniesienia mieszkańców na wyspę Kioa, która obecnie należy do Fidżi, lub kupno ziemi od Australii. I na koniec jeszcze jedno, dobrze, że nie kombinowałem z muszelkami. Wszystkie rodzaje, które mi się tak podobały na grzbietach właścicieli oraz pamiątkowych naszyjnikach…, są zakazane do wywozu w sąsiednich wyspiarskich krajach.
No ładnie, wyszedł mi profil boczny starszego człowieka, z rudymi włosami… mojej trasy…
Tuvalu, informacje praktyczne (na kwiecień 2016).
Tekst: Paweł Krzyk
Informacje ogólne: Tuvalu jest samodzielnym państwem, należącym do Brytyjskiej Wspólnoty Narodów (Commonwealth) i głową tego kraju jest monarcha brytyjski, obecnie królowa Elżbieta II. Uzyskało niepodległość od Wielkiej Brytanii w 1978 roku. Składa się z trzech wysp i sześciu atoli, które wspólnie są nazywane Archipelagiem Wysp Lagunowych. Powierzchnia lądu zaledwie 26 km2 przy niespełna 11 tysiącach mieszkańców. Leżą w pobliżu równika, na Oceanie Spokojnym na północ od Fidżi. Zostały odkryte w połowie XVII wieku przez Hiszpana, i ponownie dwieście lat później przez Brytyjczyka. Były brytyjską kolonią w czasie II wojny światowej zajętą przez Japończyków, których następnie wyparli Amerykanie. Od roku dwutysięcznego są członkiem ONZ. Różnica czasowa: plus 11 godzin do czasu naszego, tzn. gdy u nas jest np. 12.00, to tutaj jest 1.00. Stolicą jest Vaiaku na atolu Funafuti.
Kiedy jechać? Wyspy posiadają gorący i wilgotny klimat tropikalny. Od listopada do kwietnia częste niezbyt silne huragany tropikalne. Temperatury średnie od 26 do plus 32 st. C. Przypiekało mnie w końcu kwietnia, ale nie moczyło.
Wiza: od Polaków wiza nie jest wymagana.
Język urzędowy: tuwalski i angielski.
Waluta: dolar australijski. Wymiana możliwa wyłącznie w jednym miejscu w banku, który znajduje się na Funafuti przy lotnisku. Wchodzi się na pierwsze piętro, ale tylko w dni robocze od poniedziałku do piątku (do 14.00). Wymieniałem dolary amerykańskie po kursie 1 USD= 1, 16 AUD. Monety wydają swoje własne (dolary Tuvalu), którymi nigdzie poza granicami nie zapłacisz.
Internet i telefony, prąd, wtyczki: Internet jest niedostępny w moim hotelu, telefony nasze nie działają. Wtyczki angielskie czyli dwie skośne blaszki (potrzebny reduktor), napięcie sieci 240 Volt.
Ceny, towary i usługi: wysokie i bardzo wysokie. Przykłady cen (dla ułatwienia podaję w USD): woda 0,5 litra= 1,3 USD, mała puszka coli za 1 USD, zupa w chińskiej knajpce za 4,3 USD, mała puszka tuńczyka 1,4 USD. Hotele z klimatyzacją od około 100 USD/ noc.
Jak dojechać? Najwygodniej samolotem Air Fiji z Fiji, z fidżyjskiego lotniska w Suva. Wymaga to przemieszczania się pomiędzy lotniskami w NAN i SUV, samolotami (30 minut, latają co 2-3 godziny) lub autobusami (kilka godzin).
Bezpieczeństwo: kraj bardzo bezpieczny. Przy przyjeździe z kraju w ciągu 10 dni, gdzie występuje malaria i inne paskudztwa, żądają informacji o stanie zdrowia… Zwracają uwagę przyjeżdżającym na dengę i inne choroby roznoszone przez komary (repelenty). Nie spożywać wody z kranu, nieprzegotowanych świeżych warzyw…
Transport i informacje turystyczne. W porcie lotniczym brak informacji turystycznej i jakichkolwiek materiałów turystycznych. Podobnie na wyspie- nie zdobędziesz żadnych materiałów turystycznych, nawet mapki. Ruch lewostronny. Nie istnieją jakiekolwiek publiczne środki lokomocji. Tylko motocykle i skutery, oraz bardzo sporadycznie samochody osobowe. Nie ma również taksówek. Ja przemieszczałem się: pieszo i „skutero- stopem”. Niżej podaję szczegóły:
–do hotelu miałem 50 metrów z lotniska.
–spacer w lewo od hotelu do końca zamieszkanej wyspy. Dalej tylko łódka, jak ją wynajmiesz. Czas około 2 godzin.
–spacer w prawo do końca wysp. Dalej drogi nie ma. Można próbować po ostrych skałach w czasie odpływu na kolejną wysepkę. Ok. 5-7 km, zajęło mi 4 godziny.
Hotele wyspa Funafuti. Najtańszym okazał się Hotel Filamona (60,3 USD/pokój ze śniadaniem kontynentalnym, za trzy noce, ale tylko z wentylatorem). To samo z klimatyzacją kosztuje 4 razy drożej.
Przewodniki: nie szukałem, wystarczyły mi informacje z Internetu, oraz informacje na miejscu.
Atrakcje turystyczne:
–spacery na Funafuti. I tyle… Można dysponując sporą ilością czasu popłynąć na inne wyspy. Są bardzie … dzikie, ludzie mieszkają pod strzechami. Pamiętaj, że loty są tylko dwa razy w tygodniu. Statki z portu odpływają wieczorem i rano są na innej wyspie. Usłyszałem, że można odwiedzić cztery wyspy w ciągu tygodnia. Ale tego nie sprawdziłem. Ceny podobno po około 7-9 AUD w zależności od klasy kabiny na statku.
Przejście do następnej relacji: Nauru
Przejście do poprzedniej relacji: Wallis i Futuna
Przejście na początek trasy: Gujana Francuska