Indie mniej znane, relacja z podróży część I

W Indiach byłem trzykrotnie, na przestrzeni 17 lat. Za każdym razem odwiedzałem inne rejony, tego wielkiego i ludnego państwa (obecna populacja to prawie 1,2 mld). Za każdym razem znajduję coś nowego, oryginalnego, co jest możliwe do spotkania tylko w tej kulturze. Zaobserwowałem także jak zmieniają się Indie. Za pierwszym razem w Kalkucie, przy głównej Świątyni, w centrum miasta leżały góry śmieci, do wysokości ok. 5 metrów. To tak mniej więcej do połowy pierwszego pietra.(!!!) Spaliśmy z żoną tuż obok. Lepiej nie mówić co sądziliśmy o tym, zwłaszcza że szczur zaglądał nam w nocy do pokoju, przez otwór wentylatora. Po siedmiu latach odwiedziłem to miejsce powtórnie, i tu zaskoczenie, bo było czyściutko, a jak ktoś przypadkiem rzucił „peta”, podchodził sprzątacz, i miotełką go usuwał (???). W 2012 r. zauważyłem także, jak Indyjskie kurorty (np. Goa czy Kovalam), zamieniają się powoli w miejsca doskonale nam znane, chociażby z Egiptu czy Turcji ! Zamieszczam niżej relację w dwóch częściach, z wyprawy odbytej w marcu 2012 r.

INDIE MNIEJ ZNANE część I (marzec 2012)

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

1-3 marca. Przyjechałem tutaj pierwszego marca przez Wiedeń Austrian Air Lines. Impreza zorganizowana przez grupę przyjaciół z W-wy. Po oczekiwaniu na grupę na lotnisku, która przyleciała przez Helsinki ,do wcześniej zarezerwowanego hotelu taksówką kolorowe. Bilety kupuje się w budce na zewnątrz budynku-nie można zapłacić za taxi w samochodzie.
W hotelach płaci sie recepcji hotelu. Wymiana na lotnisku 1EUR=60,5(w hotelach do 65) Rupii,
lub 1 USD= ok.45 Rupii(49).Hotele najtaniej na dużym bazarze na Paharganj (Pahargandż)8-20 USD- jest ich mnóstwo.

Wokół niesamowity indyjski klimat gwar targowiska, dzwonki i klaksony riksz, motocykli, tuk-tuków i samochodów osobowych. Ciasnota, cud ze nikt nikogo nie potrąca. Ruch lewostronny.
Pierwszy dzień spacer po uliczkach Pahargandj oraz wycieczka metrem do nowo wybudowanego Centrum   Kulturalnego ,wyglądającego z zewnątrz jak super świątynia . Zakaz wnoszenia czegokolwiek do fotografowania (prześwietlają). Ładne trochę cukierkowe. Następnie odwiedziłem park Lodi. Mauzolea tutaj zbudowane pochodzą z XIV i XV wieku. Historyczne grobowce ładne z zewnątrz, w środku nieco zaniedbane. Spacer po parku połączony ze zwiedzaniem, w towarzystwie mieszkańców, którzy  wybrali  to miejsce  do  wypoczynku czy na piknik.

Ja spałem w hotelu Viraat. Kolejny dzień- miał być przelot do Aurangabad, ale lot odwołano
i nie zabezpieczono rezerwacji na lot w tym dniu, (następny dzień rano na 6,30. Powrót do hotelu i dalej zwiedzanie Delhi (metro i tuk-tuk).
Między innymi największy meczet w Indiach JAMA MASJID (Meczet Piątkowy- czyli najważniejszy w danym miejscu).  Wokół meczetu na każdej ulicy tłok korek rikszowo- tuk-tukowo – motocyklowy. Hałas , klaksony i … nie wiadomo,  w która stronę odwrócić aparat aby zrobić foto. Ludzie bardzo pomocni uśmiechnięci.

04 marca przelot w końcu do Aurangabadu, taxi do hotel Shree Maya. Wyjazd wynajętym samo-chodem do Grot Ajanta(106 km).  30 grot wykutych w zboczu wąwozu w kształcie półksiężyca w II i I wieku p.n.e. oraz w V wieku n.e., z malowidłami  naściennymi oraz rzeźbami z życia Buddy. Wstęp 250 R + 7 R wstęp na teren + 12 Rs autobus- 4 km do samych grot.

05 marca  wycieczka 5 km za miasto do Jaskiń Ellora.12 jaskiń buddyjskich z 3 wieku n.e. Następnie zwiedzamy Bibi Ka Maqbara mauzoleum dla matki sułtana Dilras Bano Begam.
Jest do złudzenia podobny do Taj Mahal z Agry. Jest nazywany Małym Taj Mahalem.

Wieczorem  tuk-tuk  zawozi 500m bagaże na dworzec kolejowy i wsiadamy do pociągu do Hyderabadu (23-9 rana).Wagon sypialny 2-j klasy typu kuszetka nie zamknięta, po 3 legowiska w pionie i 2 wzdłuż korytarza. Noc mija spokojnie, choć jedna rodzina próbuje załapać się na miejsce siedzące przy moich nogach.

06 marca . Trochę sztywny jestem
w Hyderabadzie w hotelu ok.11.00.  Miasto nazywane też Miastem Perły oraz miastem bram (posiada ich kilkadziesiąt.  Prawie 7 mln. mieszkańców, 4-pod względem wielkości
w Indiach. Po południu zwiedzam Charminar rodzaj łuku tryumfalnego wybudowanego
po zakończeniu się zarazy w przeszłości, pobliski Laad  Bazaar oraz meczet .
07 marca. 28 letnią taxi typu W-wa: „Ambasador”z ławkami zwiedzamy Golkondę- fort z XIV wieku i pobliskie grobowce rodzin królewskich. Ładny widok na Hyderabad z górnego pałacu Fortu. Grobowce ładne z zewnątrz, w środku prawie bez ozdób.

 

    

Po południu ostatni rzut oka na zabytki współczesne: wykonana z białego marmuru w latach 80-tych ubiegłego wieku hinduska świątynia i spacer bulwarem przy Jeziorze Husajna. Wieczorem moje pożegnalne spotkanie z grupą (whisky, mandarynki i pierożki). W nocy jakieś robactwo zrobiło sobie na mnie wyżerkę.
8-13 marca. o 5.00 rano „Ambasador” zawozi mnie na lotnisko (30 km, ok.50 minut). Odlatuję samotnie Air Jet Lite z Hyderabadu do Port Blair stolicy Archipelagu Andamanów.  Grupa trochę później odlatuje na Goa i tam się rozdziela. O przygodach i zwiedzaniu Archipelagu czytaj na „Archipelag Andamanów i  Nikobarów”
14 marca. Wczoraj dołączyłem do grupy już znowu ze mną 5-osobowej bo dołączyła Aśka siostra Grażyny. Spotkaliśmy się w hoteliku  Clinton na Colva Beach. Ładny zamglony zachód słońca, trochę wieje. Plaża szeroka z ładnym piaskiem, oraz dużo  restauracyjek na i przy plaży. Wszędzie rozmawiają i reklamują swoje wyroby po …rosyjsku. Rzeczywiście turystów rosyjsko- języcznych jest najwięcej. Goa obecnie jest grupą kurortów z bardzo długa plażą (ponad 60 km), obrośniętych  hotelikami, straganami, itd. Wypoczywają przede wszystkim „białasy”. Ceny niewielkie, wyżywienie tanie- np. typowy posiłek: od 50-200 Rs + napój np. piwo 0,65 l. za 70-100 Rs.  Zwykle wystarczają 3-4 USD.
Dzisiejszy dzień przeznaczyliśmy na zakupy na cotygodniowym środowym dużym targowisku w Anjuna. Z Colva Beatch to ok.67 km- taksówka w obie strony  + konieczność odwiedzenia 2-super drogich sklepów ogólno- turystycznych. Bez sklepów transport znacznie droższy.
Targ bardzo duży-spacer 3 godzinny, sami biali i tylko dwa razy słyszałem polski w   gwarze ro-syjskim. Prawie każdy nie handlowiec wyciąga rękę po pieniążki.

W drodze powrotnej odwiedzamy plażę Calangute. Taka sobie w gąszczu hotelików i restau-racyjek.
15 marca. Dzień transportowy. Przemieszczamy się z Goa poprzez Mangalore do Hassan. Wczesna pobudka i o 8.00 jedziemy w pociągu II klasy z miejscami do leżenia, przez 4,5 godziny. W wagonie jesteśmy sami, bardzo brudno. Chce się powiedzieć „brud” ogólno indyjski. Mogliby czasem chociaż umyć dermę siedzeń. Pełno odpadów jedzenia i zapach moczu. Przetarcie gaze-tami i mokrymi chustkami higienicznymi niewiele zmienia.
Jest w Indiach prawie 1,2 mld obywateli. Mogliby na kolejach paru zatrudnić i dopilnować czystości. W Mangalore ze stacji kolejowej na dworzec autobusowy przejeżdżamy taksówka. Prawie od razu wsiadamy do autobusu do Hassan (194 Rs i prawie 5 godzin). Droga przez  Góry Gaty Zachodnie prawie same zakręty. W sumie niezły transport. Nocleg w Hotelu Apoorva w Hassan.

16 marca. Wynajętym samochodem wyjazd o 8.00 z bagażami, na objazd okolicznych zabytków. W sumie przejechaliśmy 230 km. Najpierw był Halebid z swoim pięknym zespołem świątyń hinduskich, wybudowanych w XII i XIII wieku. Bardzo ładne świątynie w stylu określanym jako Majsurski.
Obszar świątyni jest kwadratowy, z kompleksem budowli na platformach. Świątynie poświęcone różnym bóstwom, ale przede wszystkim Shiwie. Zbudowano je z kamienia mydlanego, które wskutek łatwości obróbki, pozwolił na bardzo dokładne rzeźbienie. W tym zespole świątyń najładniejsze rzeźby znajdują się na zewnętrznych ścianach budowli. Postacie są misternie wykonane, można rozpoznać rysy twarzy, a nawet fryzury.

Kolejny przeskok i jesteśmy w miasteczku Belur, z kolejnym podobnym zespołem świątynnym, zbudowanym w podobnym stylu. Tutaj jednak najwspanialsze rzeźby są zlokalizowane wewnątrz budynków. O obu zespołach świątyń w zasadzie można powiedzieć prawie to samo . W obu wydzielono miejsca w kształcie koła, w których  świątynne tancerki zwane dewadasi, odprawiały rytualne tańce aż do 1925r, w którym Brytyjczycy zabronili uprawiania tego zwyczaju. Dewadasi,  tzn . „sługi bóstwa”, miały wiekową tradycję i dodawały splendoru świątyni, ale panie te uprawiały także prostytucję, dla korzyści materialnych. Zawód ten był dziedziczny. Za wykonywaną czynności w świątyni tancerki dewadasi dostawały zapłatę,
w biżuterii jako dobrowolne datki od wiernych. Może właśnie wraz z upadkiem obyczajów,
w/w prostytucja spowodowała zakaz wykonywania tych tańców. Kobiece postacie odwzorowane na ścianach są wysmukłe, i zmysłowo wygięte w pozie tribhanga, czyli potrójnym przegięciu ciała. Nie brak i erotyzmu- może uczono kiedyś niepiśmienny lud,
„jak to się robi”. Poglądów na ten temat pewnie jest tyle, ile pozycji w Kamasutrze. Zewnętrzne mury świątyń pokrywają niewiele zniszczone reliefy przedstawiające epizody z życia księcia Ramy i jego żony Sity, największego epickiego bohatera Indii. Tzw. „Ramajana” czyli „Droga Ramy” z III wieku n.e. uczy honoru i wierności. Pełna jest walki, miłości rodzinnej, demonów, ale i sprawiedliwości bogów, a w  sumie triumfu dobra nad złem.

Kolejne 86 km ,dwie godziny i jestem w Sravanabelagola w świątyni Janistów, która jest popularnym tutaj miejscem pielgrzymkowym, znanym z monolitycznego posągu Gomateswara .  Nagi 50 metrowy granitowy olbrzym stoi majestatycznie na szczycie wzgórza. Dostęp do niego tylko boso, po pokonaniu 658 stopni. Pod wieczór docieramy na nocleg do Mysore , inna nazwa Maisuru (Majsur)- stolicy stanu Karnataka.

17 marca. Po nieudanej próbie  wynajęcia samochodu, autobusem publicznym (za 19 Rs) dojeż-dżamy do Benur. Tam wynajmujemy Ambasadora i jedziemy do miasta Somanathapur (35 km od Mysore).
Miasto słynie z XIII wiecznej Świątyni Chennakesava (zwana też Keshava).  Ta zbudowana w kształcie gwiazdy  świątynia zachowała się lepiej niż podobne do niej świątynie w Belur
i Halebid. Jej ściany  również pełne są bogów, bogiń, tancerek, muzyków, oraz wszelkich zwierząt, a zwłaszcza: słoni, lwów, krów i małp.

 

Dalej tym samym pojazdem wjeżdżamy na wzgórze nad Mysore, aby zwiedzić popularną tu świątynię. Samochód wraca a my ją zwiedzamy w tłumie tubylców. Okazała się kolorowa
z zewnątrz, w środku po prostu współczesnym miejscem  kultu, niezbyt ciekawym
dla innowierców. Wokół mnóstwo sklepów typu odpustowego. Ładny widok na przykryte smogiem Mysore. W dół spacerujemy schodami do czarnego pomnika świętego byka Nandin- wierzchowca Shiwy. Wracamy  w „5 osób rikszą” . Oj wesoło, choć nieco ciasno- ja siedziałem obok kierowcy, na jego jedno-osobowym siedzisku.

Resztę wyprawy znajdziesz w „Indie  mniej znane”  część II.,oraz „Archipelag Lakkadiwów”.