Kirgistan, relacja z podróży.
Kirgistan, relacja z podróży (na wrzesień 2015).
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Podróż po Kirgistanie, rozpoczynam jadąc wynajętym samochodem od strony granicy z Tadżykistanem. Szczegóły organizacyjne podróży zamieściłem w Informacjach praktycznych (kliknij). Podróż mogę określić trzema słowami: góry, jurty i konie. Kirgizja jest niewielkim państwem, w którym góry zajmują aż 94% powierzchni. Jest nazywana czasami Szwajcarią Azji Środkowej. Niczym w Alpach spotkasz doliny z łąkami, otoczone ośnieżonymi szczytami. Jadąc w dół od strony najwyższych siedmiotysięcznych szczytów Pamiru, podziwiam zarówno te z pogranicza tadżyckiego, jak i jego niższe odnogi. Krajobraz zmienia się od koloru białego po czerwonawe i beżowe. Góry stają się niższe, delikatnie pofałdowane, jakby wykonane ze skóry, z łagodnymi początkowo zboczami, bu potem gwałtownie opadać ku korytom rzek.
Jazdę po Drodze Pamirskiej, wieczorem kończę w Osz. Dotychczasowy samochód z kierowcą wraca do Tadżykistanu, a moja podróż znowu zaczyna być samotną. Ćwierć milionowe Osz, drugie pod względem wielkości miasto kraju, nie ma turyście nic specjalnego do zaoferowania. Główną atrakcją jest wzgórze w środku miasta, Święta Góra nazywana Tronem Sulejmana (Salomona). Jest jednym ze świętych miejsc islamu, gdyż tu objawił się prorok Sulejman. Na szczycie skały znajduje się niewielki meczet. U podnóża skały w małym wykutym w skale Muzeum Historycznym, znaleźć można zabytki związane z Jedwabnym Szlakiem. Wartym odwiedzenia w Osz jest ogromny Bazar Dżajma, który rozmieszczono wzdłuż rzeki przepływającej przez miasto. Szukałem na bazarze biało-czarnego filcowego kapelusza kirgiskiego, zwanego ak-kalpak, najbardziej oryginalnej pamiątki z tego kraju, i… nie znalazłem. Mnóstwo dóbr bytowych wszelkiego rodzaju, rodem z Chin i Rosji oraz wszelkiego typu jesienne owoce i warzywa, nie licząc mięs i jego przetworów. Skosztowałem kiełbasy z koniny… ale serkom i białym, skwaśniałym bezalkoholowym płynom do picia, nie zaufałem. Bazar z jego różnorodnością, przywołuje ducha miasta z czasów Jedwabnego Szlaku. Kosztuję wszelkiego typu suszone owoce i wychodzę z bazaru z gorącym chlebkiem oraz winogronami. Robię drugie zdjęcie na wielobarwnym stoisku z przyprawami.
Postanawiam pojechać dalej na północ w kierunku stolicy Biszkeku. Prawie 700 km drogi można przejechać taksówkami, nocą lub w ciągu dnia. Z uwagi na wspaniałe przełomy górskie i wysokogórskie przełęcze, postanowiłem jechać w ciągu dnia. Te taksówki zwykle są siedmioosobowe i ruszają w drogę dopiero po zapełnieniu się wszystkich miejsc. Jest to cała ceremonia, gdyż każdy kierowca jest łapaczem klienta i obiecuje „złote góry”, co oznacza, że odjazd będzie już za… pół godziny, godzinę… Wymyśl sobie, co tylko chcesz, ruszy faktycznie jak będzie pełny. A jeżeli ruszy nie całkiem zapełniony, to będzie „kolędował” po okolicy szukając pasażerów. Przyjechałem na Dworzec Autobusowy, na miejsce odjazdu już o piątej i sądziłem, że najpóźniej za dwie godziny ruszę. Biszkek, Biszkek, słyszę od kilku już godzin, wymawiany przez właścicieli bardziej i mniej zdezelowanych samochodów, rodem z… Japonii. Pozostałością po sprowadzeniu ich jako używanych, z kraju kwitnącej wiśni jest kierownica po lewej stronie. Początkowo podsypiałem sobie na przednim siedzeniu w „moim” samochodzie. Zgłodniałem, więc pokuszałem „co nieco” w barze o kształcie jurty. W końcu usiadłem na ławeczce, w cieniu pomiędzy taryfiarzami. Gadulstwo na wszelkie tematy, począwszy od tego jak się żyje w Kirgistanie, po pytania: mnie i Polski dotyczące. Głównie ile się zarabia i narzekanie na życie w Kirgizji, powszechne łapówkarstwo… i o tym, gdzie wcześniej w czasie Sojuza służyli w wojsku. Przeciętny Kirgiz, nie kryje zadowolenia z silnej władzy w Moskwie i radzieckiej przeszłości. Padają przykłady likwidacji zakładów pracy, upadku miejsc kiedyś tłumnie turystycznie odwiedzanych. Demokracja… niby dobra, ale chyba nie zawsze- stwierdza któryś. Po prawie czterech godzinach wyczekiwania, trafił się mniejszy prywatny samochód, który ruszał przy tylko trzech pasażerach, ale zawodowi taksówkarze nie wypuścili mnie- usiadłeś u nas, to z nim nie pojedziesz! Awantura między nimi na całego. Odpuściłem sobie i w końcu odjechałem… po pięciu godzinach. Ale jadę na przednim siedzeniu koło kierowcy i mam doskonałe miejsce do fotografowania. A jest czemu robić zdjęcia. Wspaniałe góry i zmieniające się widoki za prawie każdym zakrętem.
Góry się zmieniają na coraz to inne i w innych kolorach. Kirgizi są przybyłymi znad Jeniseju koczownikami. Przez całe wieki żyli w jurtach i nie budowali większych miast. I obecnie, część Kirgizów zamieszkuje przez kilka miesięcy w roku, wysoko w górach w znacznym oddaleniu od cywilizacji. Cały dobytek mieści się w jurcie, przenośnym okrągłym domku a schodzą w dół ze stadami na okres zimy. Jadę jesienią i na trasie do Biszkeku kilkakrotnie znacznie zwalniamy, aby przedostać się przez pędzone stada. Stada prowadzą pasterze dosiadający osiołków i koni. Przed stadem jedzie pierwszy, ostrzegający kierowców o nadejściu stada, potem ci osiołkowi pilnują boku stada i przepuszczają pojazdy. Kolumnę kończy szef nadzorujący całość z grzbietu konia.
Jazda się nie dłuży. Siedzenia bezpośrednio za mną zajmuje Kirgiz z ciężarną żoną i turysta z Japonii. Kirgiz zagaduje Japończyka, który nic po rosyjsku nie rozumie i muszę tłumaczyć na angielski. Reszta pasażerów zaśmiewa się do łez, zwłaszcza, gdy Kirgiz chce przekonać aby ten coś zaśpiewał… po japońsku. Na postoju Kirgiz wypytuje mnie o Polskę, próbuje przekonać do zamieszkania w Kirgistanie i zmianę wiary na islam! Odpowiadam mu, o… nieprzesadzaniu starych drzew. Po drodze do stolicy trzeba pokonać trzy przełęcze, z których dwie przekraczają 3500 metrów… Na jednej z nich leżał już śnieg. Zdarza się, że opady i lawiny uniemożliwiają całkowicie przejazd tym głównym traktem komunikacyjnym Kirgistanu. Przy drodze spotykam liczne jurty. Wszystkie jurty są podobnie zbudowane. Można je rozłożyć w kilka godzin. Budowę rozpoczyna się od paleniska i budowy podłogi, następnie ustawia drewniany szkielet i słupy a na końcu całość nakrywa wojłokiem. Są przestronne i ciepłe, wykonane z surowców dostarczanych przez stada koczowników. Jurty spotkać można w całej Azji Środkowej. Można wynająć jurtę na nocleg. Mieszkanie w nich jest ciekawym przeżyciem. Zdarzało mi się już nocować w takim obozowisku. Spotykałem w czasie swoich podróży jurtowe ośrodki campingowe. Na zdjęciach jedna z przełęczy oraz przydrożne osiedla koczownicze.
Milionowy Biszkek najciekawsze ma centrum miasta i w przeciwieństwie do innych miast, nie posiada starożytnych korzeni. Powstał w XIX wieku a w czasach radzieckich jako Frunze został stolicą radzieckiej republiki. Po uzyskania niepodległości zmieniono mu nazwę na Biszkek. W centrum, wśród post radzieckiego monumentalnego budownictwa, znalazłem ogromny pomnik Lenina. Tutaj po odzyskaniu niepodległości wszystkie pomniki pozostały na swoich miejscach. Na centralnym placu przed Muzeum Historycznym, znajduje się pomnik flagi narodowej. Przed potężnym masztem flagowym trzymana jest warta honorowa. Warto poczekać na ceremonię zmiany warty, która nadchodzi przesadnie wysoko wyrzucając nogi w górę.
Biszkek posiada aż dwa bardzo duże bazary. Zwiedziłem bliższy centrum Bazar Osz. Szukam znowu kirgiskiej czapki- nieskutecznie. Na zdjęciach pokazuję dwie scenki z bazaru. Czapkę znalazłem dopiero w jednym z luksusowych domów towarowych.
Nocnym autobusem pojechałem dalej w kierunku kirgiskiego morza, którym nazywane jest Jezioro Issyk- Kul. Jezioro posiada wymiary 180 na 60 kilometrów i znajduje się na niebagatelnej wysokości 1610 metrów n.p.m. Jego otoczenie z obu stron górami Tien- Szanu, znacznie przekraczającymi wysokość czterech tysiące metrów, nadaje mu dodatkowego uroku. Jezioro jest dziksze od strony południowej, a na jego drugim końcu znajduje się miasteczko Karakol (dawniej Przewalsk). Nazwa Karakol jest taka sama jak wcześniej w Tadżykistanie i oznacza Czarne Jezioro. Miasteczko jest bazą wypadową w Góry Tien- Szanu. Można tutaj zobaczyć niezwykłe polowanie z orłami. Kirgiz, opiekun ptaka po wytrenowaniu, wypuszcza go w celu upolowania: świstaków, lisów czy zajęcy. Takie polowania można także zobaczyć w Kazachstanie i Mongolii. Ja przyjechałem do Karakol, aby stąd przekroczyć granicę z Kazachstanem. Na miejscu okazało się jednak, że granica wskutek modernizacji drogi… jest dla turystów zamknięta. Cóż było robić, musiałem wobec nagle kurczącego się czasu, zawrócić z powrotem do Biszkeku. Najbliższa marszrutka jechała północną stroną jeziora, więc miałem okazję objechać jezioro dookoła. Północny brzeg jeziora jest bardziej ucywilizowany z piaszczystymi plażami, i lepszą infrastruktura turystyczną. Na zdjęciach: spotkany w Karakol „pojazd rodem z rosyjskiej bajki” oraz jedno z północnych miasteczek.
Samo Issyk-Kul, widziane z brzegu faktycznie przypomina morze, drugiej strony nie zobaczysz. Na drugim zdjęciu pokazałem kirgijskie chlebki.
Po powrocie do Biszkeku, jeszcze tego samego dnia, odjeżdżam inną marszrutką do Ałmaty w Kazachstanie. Obok mapka trasy zwiedzania w Kirgistanie.
Przejście do następnej relacji: Kazachstan
Przejście do poprzedniej relacji: Tadżykistan, Pamir…
Przejście na początek trasy: Turkmenistan