Jemen. Archipelag Sokotra, relacja cz. II: wybrzeże.
Relacja z Sokotry cz.II: wybrzeże.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Somalijski Archipelag Socotrę oglądam w grudnia 2012, w czasie podróży, którą nazwałem „Róg Afryki”. Zwiedzam podczas niej: Djibouti, Somalię (Somaliland), Zjednoczone Emiraty Arabskie. Wcześniejsza relację znajdziesz tutaj . Stolicą południowej strony wyspy jest beduińska wioska Mhthe. Posiada szkołę, okazały budynek policji oraz szpital. Widzę też pierwsze trzy sklepiki jakie udało mi się spotkać poza Hadibu.
Kilka kilometrów na wschód i spacerujemy po diunach Zahik. Prawie białe piaski nawet specjalnie nie parzyły stóp w przedpołudniowym słońcu. Fotografuję duże kraby.
Drogi na wyspie przecinają liczne okresowe strumienie i potoki. Zwykle nie budują mostów tylko obniżają drogę do poziomu potoku. W czasie deszczowym po prostu przejeżdżają przez wodę. Jadąc często widzimy endemiczne drzewa butelkowe.
Endemicznych gatunków Socotra posiada bardzo dużo. Najbardziej reprezentacyjnymi dla mnie były widoczne na zdjęciu niżej razem: drzewo butelkowe, drzewo smoczej krwi, drzewo kadzidlane oraz drzewo Jatrve.
Po zejściu z Homhil na północną stronę wyspy (patrz cz.I), jedziemy zobaczyć morski rezerwat przyrody Dihamri, będący małym półwyspem z czerwonymi skałami wokół. Pierwsze wrażenie ktoś rozsypał potłuczoną czerwoną cegłę! Wokół wspaniała wielokolorowa rafa koralowa (nieco podobna do tej w Morzu Czerwonym). Mnóstwo dużych kolorowych ryb. jest możliwy snorkeling oraz nurkowanie ze sprzetem. cena za nurkowanie profesjonalne: 105 USD/1-krotne, 130 USD/ 2 zejścia pod wodę z brzegu z ich osprzętem. Z braku czasu zadowoliłem się snorkelingiem.
Po trzech godzinach: snorkeling, lunch z pyszną rybą oraz zabawą z fotografowaniem „naszych kur”- sępów egipskich, ruszamy na wschodnią stronę Socotry.
Po drodze mijamy wcinającą się głęboko w ląd Lagunę Carija . Naszym celem na wschodzie są nieco dziwne wydmy piaskowe Archer. Wysokie góry diun przylegają do bardzo wysokich klifów płaskowyżu i nie łączą się bezpośrednio z plażą. Powstały przez wieki nanoszenia piasku przez wiatr. Kilkuset metrowej wysokości zwietrzałe klify przypominają mi tajemnicze wenezuelskie tepui typu Roraima… Tyle że tutaj na górze nie ma nic tajemniczego (byliśmy tam przez 3 dni- cz.I relacji). mieszkańcy Socotry uważają podnóże wydm za doskonałe miejsce na pikniki, bo to także wspaniała czysta morska plaża, diuny, wysokie klify, ale i naturalny wypływający z gór potok słodkiej wody. Jest gdzie się spłukać sól po wyjściu z morza. Widzę jak muzułmanka zażywa kąpieli w czarnym stroju łącznie z nakryciem głowy. Cofamy się nieco z powrotem do Eco- Lodge w Rosh (teren chroniony: rafa i wybrzeże). Kemping z noclegiem w naszych namiotach pod dachem, z wodą, WC, bez prądu. Z jednej strony woda z drugiej widok na płaskowyż. Jesteśmy jedynymi turystami. Po 15 minutach witamy się z około 15-ma mężczyznami z wioski, którzy zaciekawieni przyszli zobaczyć kto ich odwiedził. Na plaży znajduję 15 cm Muszlę Neptuna- szkoda że jej przewóz do Europy jest zabroniony. Robię te notatki- o 17,25 jest już zbyt ciemno aby pisać. Wojtek- mój towarzysz w podróży, dokucza mi pytaniem: kiedy wydam książkę?
Z Rosh jedziemy dalej na zachód i zatrzymujemy się u podnóża wysokiego klifu. Nadchodzi po chwili Achmed, który jest naszym przewodnikiem po Jaskini Hoq. Idziemy 1,2 godziny pod górę klifu pod jego szczyt, gdzie otwiera swoją czarną paszczę ta największa jaskinia Socotry. Dochodzi się do niej niezbyt uciążliwą ścieżyną wśród niskiego lasku pięknie rozświetlonego bocznymi promieniami słonecznymi. Wokół brązowe skałki dodają uroku coraz to innym widokom na klify i na lazurowe wybrzeże.
Jaskinia nie posiada oświetlenia. Ma mnóstwo ogromnych sal, których krawędzie ledwo widzę w nikłym oświetleniu mojej latarki. Stalaktyty, stalagmity, stalagnaty różnej wielkości i kształtów. Sądzę, że po jej przygotowaniu do zwiedzania i oświetleniu, może to być jedna z najpiękniejszych jaskiń na świecie. Jaskinia 3 kilometrowa- zwiedza się ok 2 km. przy latarkach zwiedzających. Po niecałej 1,5 godzinie wychodzimy z tego Hadesu na światło dzienne, znowu z wspaniałą panoramą wybrzeża i ogromnych klifów w kolorze białym i brązowym. Podczas posiłku z rozbawieniem obserwuję kózkę, która usadowiła się nade mną w cieniu na murku.
Jadąc ponad 100 km na drugi kraniec wyspy uzupełniamy zapasy w Hadibu. Po drodze mijamy wioskę Arialton (ładny meczet) i Haulat z jedynym na wyspie mini nabrzeżem portowym. W porcie stała jedna stara krypa. Widzimy ciekawe kamienne hangary na łodzie rybackie. Zaobserwowaliśmy jak zaopatrywana jest okolica w wodę: woda poprowadzona z zagłębienia rurkami w dół.
W okolicy wioski Qadama droga skręca w głąb lądu aby po 15 minutach jazdy doprowadzić do Qualansiya. Wcześniej przy wodopoju postój w lasku- kierowcy dokonują ablucji aby się pomodlić. Przechodzący w pobliżu beduin krzyczy coś- chodzi o postój na jego ziemi. Rozumiem teraz dlaczego zawsze bierzemy lokalnego przewodnika. Qualansiya jest drugim pod względem ilości mieszkańców miejscem na wyspie. ładniejsza od stolicy ze zwartą kamienną zabudową i nowymi budynkami: administracyjnymi, szpitala i 2-ch szkół. Nie wszystkie budynki są wykończone, co zauważyłem często w mijanych wsiach. Jakby nagle zaprzestano inwestycji. Sądzę że ma to uzasadnienie w niepokojach społecznych w stolicy Jemenu Sanie. Na budynkach można zauważyć inny wzór flagi ( z dodatkiem 5- ramiennej gwiazdy)- podobno to separatystyczne próby podzielenia kraju. W tym miasteczku/ większej wsi znajduje się teren wojskowy, w którym stoi kilka całkowicie zardzewiałych radzieckich czołgów. Są okopane na stanowiskach z lufami skierowanymi na północ. Jednolicie brązowe: zakaz fotografowania- bo teren wojskowy. Największym problemem właścicieli tych „zabawek”, zapewne jest: jak je stamtąd usunąć(?)- są wyłącznie złomem. Do końca lat 80-ch obecny Jemen był podzielony na 2 państwa: socjalistyczny Południowy (nadmorski i Socotra), oraz fundamentalistyczny Północny. Te czołgi są pamiątką sprzed połączenia w 1990 r. Wjeżdżamy na nadmorski punkt widokowy na nadmorski rezerwat Lagunę Detwah. To płytki teren zalewowy laguny otoczony wzgórzami.
Nocujemy na skraju laguny na kampingu. Kolejny już nocleg pod namiotami z tuńczykiem na kolację, z tym że tutaj woda jest z wiadra, a toaleta w odległości 100m od namiotów. Dowiadujemy się z ulgą o przebukowaniu naszych biletów powrotnych. W ten sposób mamy w drodze powrotnej jeden nocleg w Sanie stolicy Jemenu. Rankiem po 7-j przyjeżdżamy na przystań rybacką, gdzie właśnie trwa oprawianie kilku dużych ryb z nocnego połowu. Jedną z nich kroją na duże kawałki (po ok.10 cm) na przynętę do kolejnego połowu. Wśród zdobyczy widzę małego rekina. Na plaży leżą setki łbów dużych ryb- nikt nie dba o usuwanie takich resztek po uczcie egipskich sępów (nazywamy je kurczakami).
Wskakujemy do dużej łodzi aby popłynąć morzem do przystani rybackiej Shouab. Duża oceaniczna fala niezbyt buja dzięki umiejętnemu prowadzeniu łodzi. Na pokład wchodzi z nami 60-letni Achmed ( na zdjęciu z autorem tej relacji)
Przepływamy wokół poszarpanych klifów morskich zachodniego krańca wyspy. Co chwilę zastanawiamy się jaki widok odsłoni się za kolejną skałą. Widzimy czarne kormorany gnieżdżące się w licznych otworach i mini jaskiniach, w pionowych pomarańczowo- beżowych skałach.
Po godzinie otwiera się widok na potężną zatokę Shouab, z wspaniałym lazurem wody i szerokim półkolem białej cudownej plaży. Marzenie dla każdego turysty. Jedna z najpiękniejszych plaż jakie dotychczas widziałem. Czyściutka lazurowa ciepła woda z płycizną daleko w morze. Na plaży tylko kraby. Jedynym minusem (albo plusem) jest to, że w okolicy nikogo nie widać. Nie ma też jakiejkolwiek infrastruktury plażowej.
Po wylądowaniu Achmed prowadzi nas do swojego domu- przyjechał z nami jako kolejny „przewodnik”. Ten „dom” jest przyklejone do dużego głazu dwa mizerne pomieszczenia z kamieni i gałęzi, oraz „salon”. Tak nazwałem okrągły szałas z gęsto splecionych grubych gałęzi. Na dachu także gałęzie i na części jakaś szmata… Ale za to widok z otworu drzwiowego- sam zobacz niżej.
Jest wczesne przedpołudnie- idę na 2- godzinny spacer wzdłuż plaży. Widzę duże kraby wskakujące do wody lub swoich nor w piasku plaży. Kopce z ziemią z tych jam sięgają 30- 40 cm . Po godzinie czuję jak słońce daje mi „popalić” i zawracam. Skręcam jeszcze na trochę w pas krzewów namorzynowych. Widzę: polujące drobne ptactwo i… niską roślinę, która wykształciła zamiast liści okrągłe kulki na wodę. Zastanawiam się , czy wskoczyć do wody (?- brak wody do zmycia soli), ale skręcam do salonu Achmeda. Robi się południe, po salonie skaczą i ćwierkają małe ptaszki podobne do naszych wróbelków.
Wracamy znowu morzem, później samochodem na nocleg w hotelu w Hadibo. Po raz pierwszy od 6 dni mamy elektryczność- w końcu trzeba naładować akumulatorki sprzętu. Chcę wysłać maila do rodziny z informacją, że żyję…- obiecałem co 2 dni kontaktować się a tutaj już 6 dni tylko z latarką. Całe szczęście, że w samochodzie mogłem ładować telefon komórkowy, gdyż inaczej już od dwóch nie zrobiłbym nawet zdjęcia. Muszę sprawdzić technicznie możliwość ładowania akumulatorków kamery w samochodzie. Warto mieć taką możliwość. Hotel Socotra Tourist (błąd w nazwie angielskiej na szyldzie) znajduje się przy głównej ulicy w pobliżu meczetu. Zaskoczył niezłym poziomem: prąd, ręcznik (i po „skurczybyku” twardy materac). Tak niewiele potrzeba do szczęścia, nawet wentylator działa. Ostatni dzień na niesamowitej Socotrze, tym: uroczym, oryginalnym, niezadeptanym jeszcze miejscem na świecie zaczynamy śniadaniem, w restauracyjce przy głównej ulicy w centrum stolicy. Ładnie brzmi … stolica! Na zdjęciach obrazki z głównej ulicy.
Potem jedziemy na targ rybny. Sam zobacz to barwne miejsce na załączonych zdjęciach.
Resztki po patroszeniu ryb załatwiają ptaki na kamieniach plaży. Najwięcej kurczaków, o przepraszam: to „kura”, a że ma dziób sępa… Po drodze fotografuję drzwi w warsztacie ślusarskim- większość domów takie posiada.
Wracamy do biura naszego agenta turystycznego Abdul Jamela w „Socotra Eco Tours & Travels”. Płacimy po 525 USD za cały 7 dniowy pobyt z pełnym wyżywieniem, programem turystycznym i wizą Jemenu. Wysyłam wiadomości do domu. Jeszcze tylko godzinny spacer i po 12-j posiłek z pyszną rybą w tej samej knajpce, w towarzystwie miejscowej elity: parking pełny samochodów- wszyscy klienci zmotoryzowani. Bardzo rozbawieni patrzymy jak gromadka kóz… sprząta resztki ze stołów (i talerzy). Kojarzy mi się: „Panie weź Pan ta koza…” Następne 15 minut i lotnisko. Wojtek podgląda, że jesteśmy ostatnimi nazwiskami na liście. Była to dla nas jedyna możliwość wydostania się z Sokotry, aby zdążyć na kolejne loty na święta do domu. Na lotnisku siedzę naprzeciw kobiety szczelnie zasłoniętej kwefem. Na całej wyspie nie spotkałem żadnej z odsłoniętą twarzą- same „czarne mamby”. Panie te mogą pokazać swoje oczy (umalowane), dłonie niejednokrotnie w kunsztowne tatuaże, i ozdoby dłoni: zwykle sporo ciężkiego złota. Ale i… komórka czy kamera. Stroje męskie to zwykle: bluzka czy koszula, a na dole „kiecka” z dużej chusty zakrywająca krótkie spodenki z nogawkami. Prawie wszyscy posiadają brody lub wąsy. Na głowie zawoje z dużych chust w różne wzory-kolory zwykle jasne, często kremowo-czerwone. Częstym widokiem jest klęczący mężczyzna w rytualnej modlitwie bijący pokłony Allachowi. Nie widzę modlitwy kobiet. Przede mną w gejcie właśnie trwa taka męska modlitwa. Z przodu jeden prowadzący, z tyłu tłumek ośmiu powtarzających jego czynności. Skończyła się moja przygoda na tej niesamowitej wyspie. Ostatnią relację z tej podróży możesz znaleźć w :Sana stolica Jemenu. Zapraszam również po film z tej wyprawy.