Syria, podróż w czasie wojny- relacja z podróży

Część II: Syria w czasie wojny- relacja z podróży

Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk

 

              Ledwo opuścisz mury miejskie Damaszku, przypomni o sobie wojna. To straszne; zburzone wszystko co się da, podziurawione ostrzałem dużego kalibru, pozawalane domy, wiszące dachy i szkielety domów. Na ścianach mnóstwo dziur po seriach karabinowych.

 

 

W całej Syrii jest mnóstwo wojskowych punktów kontrolnych. Towarzystwo  lokalnego przewodnika i kierowcy, którzy prowadzili  wszelkie rozmowy, znacznie ułatwiało i przyspieszało podróżowanie na północ kraju.

 

 

Obserwowanie kolejnych ruin, życia powracającego do zawalonych domostw, zajmowało nam czas do Hama.

 

 

Miasto Hama jest kilkakrotnie wspominane w Biblii. Było północnym krańcem Ziemi Obiecanej – terenów, które miał podbić Jozue. Obecnie jest syryjskim, półmilionowym miastem, które ominęły zniszczenia wojenne. Hama słynie z norii, starożytnych przyrządów nawadniających, przypominających ogromne młyńskie koła wodne.

 

 

Wioski z kopulastymi domami przypominającymi kształtem ule, spotykaliśmy coraz częściej w miarę zbliżania się do terenów zamieszkanych przez narodowość kurdyjską. Niestety większość w czasie walk  została opuszczona. Nad słonym jeziorem Um Amoud w promieniach zachodzącego słońca, domy- ule czasami straszyły dziurami po kulach.

 

 

Antyczne miasto Aleppo, usytuowane na skrzyżowaniu kilku szlaków handlowych, sięga historia czterech tysięcy lat. Obecnie największe, dwumilionowe miasto w Syrii. Władali tu chyba wszyscy ważni  swoich czasów. Niestety ostatnimi laty trafili się barbarzyńcy ISIC, co spowodowało, że współczesne Aleppo jest morzem ruin, z ogromnymi śladami po bombach, ze szkieletami domów w centrum miasta. Już na opłotkach obserwowaliśmy przedsmak tego co było dalej.

 

 

Aleppo posiadało ogromny zadaszony bazar i meczet Al Umayyad. Posiadało, gdyż teraz tak wyglądają, jak na zdjęciach. Gdyby nie odgruzowano  alejek i ścieżek, przejście w tym rejonie nie byłoby możliwe. Patrząc w bok, z gruzowisk wyglądają resztki wyposażenia i potłuczonego dobytku.

 

 

O dawnej świetności obecnie przypominają wyłącznie tablice, które kierowały do atrakcji turystycznych- obecnie do nikąd… Chyba, że będzie to drogowskaz do potężnego leju po bombie- jednej czy kolejnej, z odgruzowanymi ścieżkami. Gdzie w dawnym sklepie złotniczym zobaczysz jak wyglądał sejf na kosztowności. Przewodnik ostrzeże, aby nie wchodzić dalej w ruiny, wskutek możliwości nastąpienia na niewybuch czy minę.

 

 

W Aleppo na wzgórzu wewnątrz miasta znajduje się XII- wieczna cytadela, o dziwo niewiele zniszczona. Z jej murów rozciąga się panorama na miasto.

 

 

Postanowiliśmy w Aleppo zobaczyć dzielnicę rozrywkową, gdzie znajdowało się mnóstwo knajpek, hotelików i miejsc rozrywki. Tam toczyło się życie licznie przebywających w mieście turystów. Zobacz sam na zdjęciach centrum Al Hatab Square…

 

 

              Poza doszczętnie zniszczonym środkiem miasta, istnieje to co się ostało, gdzie mieszkańcy około dwumilionowego miasta  próbują normalnie żyć. Odbudowano również wieżę zegarową…. Mnie ten rejon wydał się ciemno szary i buro- ciemny.

– Łatwo się przy przyzwyczajamy do wesołych kolorów otoczenia. Prawda!

Normalnie, to nieco dziwne słowo, na określenie niezbyt odległych salw artyleryjskich i huku ostrzału. W odległości od pięciu do kilkunastu kilometrów jeszcze trwają walki. Sami je w nocy słyszeliśmy i zrozumieliśmy, że określenie sytuacji jako „prawie bezpiecznie” jest właściwe. Jadąc do Aleppo musieliśmy nadłożyć około 100 kilometrów, aby objechać rejon, gdzie przy głównej szosie stało się niebezpiecznie.

 

 

Wracając z powrotem do Damaszku wjechaliśmy do Homs, znajdującego się w oazie Pustyni Syryjskiej w dolinie rzeki Orontes. Jeżeli na obrzeżach specjalnie nie widać zniszczeń, to z centrum… nie pozostało nic- łącznie z Wielkim Meczetem.

– Walec wojny, wyjątkowo brutalnie tutaj się toczył.

Meczet już odbudowano, ale reszta wygląda jak po straszliwym kataklizmie trzęsienia ziemi z górnego końca skali Richtera, które niczego nie oszczędziło. Na drugim zdjęciu pokazałem ocalałe metalowe krzesełko na dawnym przystanku komunikacji publicznej,

– teraz miejsce, jak na widowni… w okrutnym teatrze wojny?

 

 

Nie mogłem się powstrzymać od robienia kolejnych zdjęć.

Kontrastem kilometr dalej, były chrzciny w Syryjskim Kościele Ortodoksyjnym.

 

 

 Przedostatnim zabytkiem na syryjskiej trasie był Krak des Chevaliers, jeden z najlepiej zachowanych średniowiecznych fortów na świecie. Został zbudowany przez krzyżowców na przełomie XI i XII wieku, a konkretnie przez rycerzy Zakonu Maltańskiego, którzy obecnie noszą nazwę Suwerennego Rycerskiego Zakonu Szpitalników św. Jana z Jerozolimy, z Rodos i z Malty. Jest to średniowieczny zamek typu obronnego z dziewięcioma wieżami. Współcześni barbarzyńcy, również tutaj dotarli. Wystarczy spojrzeć na okolice zamku.

 

 

Niejako po drodze postanowiliśmy zobaczyć Malulę, niewielkie miasto u podnóża gór Antyliban, około 50 kilometrów na północny wschód od Damaszku.

Znajduje się w niej ośrodek pielgrzymkowy dla chrześcijan– miejsce kultu świętej Tekli. Jest dużą atrakcją turystyczną, znaną z malowniczego położenia w skalnym wąwozie. Jest to jedno z trzech miejsc na świecie, gdzie zachował się w codziennym użyciu dialekt języka aramejskiego, którym prawdopodobnie posługiwał się Jezus Chrystus.

 

 

Jak widzisz, i tak można podróżować do Syrii, gdzie turystów nie ma prawie w ogóle.

– Ile przyjęli gości w br? – zapytałem syryjskich organizatorów.

– Od początku roku -ośmiu (!!!)- usłyszałem w odpowiedzi.

Nie jest łatwo tam podróżować i trzeba podjąć wiele środków ostrożności,

– aby nie stać się przedmiotem niusa o porwaniu cudzoziemca w Syrii, lub o

– widowiskowym ścięciu jego głowy na plaży, gdy nie zapłaci się milionowych haraczy.

Ja zwiedziłem tylko obszary, które nie byly w stanie walki, a wszystko z syryjskim przewodnikiem. Podczas takiej podróży musi mieć miejsce wiele kompromisów, które trzeba zrobić dla bezpieczeństwa.

Ta podróż była innym sposobem na podróżowanie, a przede wszystkim wyjątkową okazją do spotkania z ludźmi, którzy są bardzo przyjacielscy.

Niestety, wojna jest straszna, a niektóre regiony nadal żyją w strachu. Imponująca tutaj jest odporność ludzi.  Życie toczy się dalej, a ludzie mają dużo nadziei na rychły koniec…, wśród zgliszczy odbudowują co się da.

W każdym razie, to fascynujący kraj, do którego chciałbym wrócić w czasie pokoju. Wtedy może dzieci pozdrawiające mnie, po prostu by mi pomachały, a nie salutowały po żołniersku…

Był to po Afganistanie, kolejny kraj, który zobaczyłem po barbarzyńskich zniszczeniach wojennych.

              Na koniec, co tam jadłem? Nie miałem większych problemów. Często był to również placek morhamry (foto).

 

 

Obok masz mapkę mojej trasy, z zaznaczoną drogą (przekreślona), która musieliśmy objechać.

 

 

Przejście do poprzedniej relacji: Libia