Dach Świata, Pamir Highway, relacja z podróży
Dach Świata, Pamir Highway, relacja z podróży (na wrzesień 2015).
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Pamir graniczący z najbardziej odległymi regionami Afganistanu i Chin, ma scenerię należącą do najdzikszych w całej Azji Środkowej. Zwany tutaj Bam-i-Dunja, czyli Dachem Świata, to najbardziej zapadły rejon Azji. Wielki płaskowyż, gdzie stykają się: chiński Sinkiang, afgański korytarz wachański i pakistański region Chitral. Kiedyś Pamir wyznaczał zasięg imperiów Rosji i Anglii. Chińczycy nazywają go „punktem w połowie drogi pomiędzy niebem i ziemią”, a teren z powodu choroby wysokościowej (następstwo podobno dzikiej cebuli), nazywają Górami Cebulowymi. Drogę wiodącą przez Pamir nazwano Pamir Higway, czyli pamirską autostradą. Moim zdaniem, bardziej zasługuje po prostu na nazwę szosy pamirskiej. Nazwa została nadana na wyrost. Za czasów Związku Radzieckiego wyasfaltowano drogę, która wcześniej była znana jako Jedwabny Szlak. Dawny szlak karawan, jest newralgiczną strefą przygraniczną, przez którą prowadzą ścieżki afgańskich przemytników narkotyków (podobno przy współudziale władz). Droga stała się strategiczną, zyskała nazwę M41 i… uczyniono ją całkowicie niedostępną dla turystów. Zmieniło to się po usamodzielnieniu się Tadżykistanu, ale i teraz potrzebne są specjalne zezwolenia na wjazd do GBAO (Górno Badakszański Autonomiczny Obłast). O uzyskaniu zezwolenia i szczegółach organizacyjnych podróży piszę w Informacjach praktycznych (kliknij). Początek podróży zawiera poprzednia relacja z Duszanbe i Gór Fańskich. Pamir Highway rozpoczyna się za Duszanbe a kończy w Osz na terenie Kirgistanu. Obecnie drogę z każdym rokiem pożera bezlitosna górska natura. Od 35 lat nikt jej nie remontuje a asfalt czasem ciągnący się długimi kilometrami, potrafi zniknąć na … pół dnia. Wtedy zobaczysz na niej tylko … tarkę- pofałdowaną, wybitą kołami ciężarówek nierówną szutrową powierzchnię. Drogę niszczą: erozja, trzęsienia ziemi, spadające skały i lawiny błotne. Na drodze wszędzie jest daleko… a jednocześnie prawie w ogóle nie ma drogowskazów. Przez Pamir można przejechać dwiema drogami. Pierwszą jest w/w M41. Druga odbija w stolicy GBAO, Chorog (Khorog) na południe i wiedzie wzdłuż rzek i granicy z Afganistanem, aż do powtórnego połączenia się z M41. Po Pamirze można podróżować w różnoraki sposób. Na pewno Pamir jest Mekką rowerzystów, podobnie motocyklistów i trampów z własnymi terenowymi samochodami. Spotykaliśmy nielicznych turystów wędrujących… jak się dało. To „jak się udaje” jest trudne, transport publiczny jest sporadyczny i tylko na niektórych odcinkach. Są to wyłącznie samochody z napędem na 4 koła, ruszające w trasę, gdy się napełnią… do granic niemożliwości, lub ciężarówki. Jazda tymi ostatnimi musi być silnym przeżyciem, gdyż potrafią jechać szybko, nad przepaściami i nie zawsze zważają na to… co jest za zakrętem, i jak szybko się po drodze porusza. Autostop w Pamirze jest płatny. Z Irkiem i Wojtkiem podróżujemy od strony Duszanbe, wynajętym wraz z kierowcą samochodem. Na zdjęciach: brama, początek Pamir Highway oraz fotka gdzieś po drodze, na odcinku gdzie z asfaltu pozostała jedynie tarka.
Wynajęcie samochodu z kierowcą było rozsądnym posunięciem. Kierowca: znał drogę, możliwości noclegowe, zwyczajnie było bezpieczniej, znacznie krócej i zatrzymywaliśmy się tam, gdzie chcieliśmy fotografować przepiękne widoki. Podróżujemy jesienią i na początkowym odcinku za Duszanbe w kierunku południowym, nie należy specjalnie się dziwić, gdy całą szerokość jezdni zajmie pędzone stado: krów, koni, owieczek czy osiołków. Tych ostatnich zwykle dosiadają młodociani pasterze. Południe jest spaloną słońcem równiną, pełną kiszłaków (wiosek), pól , na których spotykamy gotową do zbioru bawełnę. Na zdjęciu jedno ze stad, wśród ciężarówek i spokojnie czekających na przejazd innych uczestników ruchu drogowego. Drugie zdjęcie przedstawia naszą terenową Toyotę na pograniczu, z ośnieżonymi szczytami afgańskiego Hindukuszu w tle.
Zwłaszcza na początkowych, setkach kilometrów drogi, należy się liczyć z częstymi kontrolami milicji i wojska. Kontrolują kierowcę i nasze przepustki, a faktycznie… kasują (głównie milicjanci) drobne kwoty łapówek wręczanych przez kierowcę. Ten jest wściekły, pod nosem wyzywa ich od baranów, ale … prawie za każdym razem płaci kolejne kwoty haraczu. Gdy zapytałem, co się stanie gdy nie da pieniędzy, odpowiada mi , że chyba bym nie chciał stać na punktach kontroli w nieskończoność…, a później i tak zapłacić… pod byle pozorem. Ale cóż tam! Jedziemy coraz dalej i dalej, zniewalające widoki zmieniają się jak w kalejdoskopie. Chciałoby się zatrzymywać co chwila, gdyż kolejny zakręt odsłania coś innego i wcale nie jest monotonnie. Pamir jest na pewno jednym z najpiękniejszych rejonów Azji.
Przygotowując się do zwiedzania Tadżykistanu obawiałem się monotonii trasy pamirskiej: 5 dni przez góry! Przecież, to może być zwyczajnie nudne! – myślałem. Niż z tych rzeczy! Nie sądź, że nie zmieniają się i kolory. Zobaczysz cała gamę: od wysokich ostrych turni w ciemniejszych kolorach, po pastelowe, płowe i obłe kształty… do czerwono- bordowych. Wbrew pozorom w dolinach również sporo terenów zielonych. W mijanych kiszłakach, wioseczkach po kilka- kilkanaście domków, i po obu stronach granicy z Afganistanem, trwają żniwa. Niskie rachityczne zboża są ścinane ręcznie sierpowatymi narzędziami, związywane w snopy i ustawiane w stogi na środku poletka. Później wyrównują ziemię, aby po rozłożeniu zboża, młocić je … nogami zwierząt. Pokazuję taki omłotowy zaprzęg sześcio- osiołkowy. Następnie tylko pozostaje: podrzucanie słowy w górę aby powytrząsać z niej ziarno, przesiewanie zboża na ręcznych sitach i… o głoszenie końca żniw! Trwają do około trzech dni na jednym polu.
Droga wiedzie cały czas wzdłuż granicy tadżycko-afgańskiej, dolinami i wąwozami rzek: Pandj (Pandż), później Pamir. Częściej oglądam widoki afgańskie niż tadżyckie, jednak przekroczyć granicy nie sposób bez wizy. Można to zrobić w kilku miejscach przez mosty. Po stronie afgańskiej wzdłuż rzek wiedzie droga, miejscami bardziej zasługująca na nazwę ścieżki dla… osiołków czy pieszych. Sporadycznie zauważałem tam jakikolwiek ruch. Jednak sposób prowadzenia ścieżki…? Może po uspokojeniu się sytuacji w tym kraju, zasługuje na rozważenie odbycia po niej wycieczki, pomiędzy kolejnymi przejściami granicznymi. Popatrz na załączone zdjęcia.
Nasze cztery noclegi w Pamirze zrobiliśmy w kolejnych miastach i większych miejscowościach. Posiadają kwatery prywatne, które pełnią rolę hotelików, oferujących także proste wyżywienie. Korzystaliśmy ze śniadań: jakieś jajka, przeważnie czerstwy chlebek, margaryna nazywana masłem i domowe konfitury lub miód. Do tego czaj. Wszystko wraz z noclegiem w cenie 12-13 USD. Ale po kolei: cały dzień przez Kalaikhumb jedziemy do Chorog, z dziesięcioma łapówkarskich kontrolami po drodze. Jedziemy dalej niż zamierzaliśmy, gdyż chcemy być po południu na bazarze transgranicznym w Ishkoshim. Chorog z 30-ma tysiącami mieszkańców, bezładną zabudową, nie zachwyca niczym specjalnym. Jedyną ciekawostką na głównej ulicy był pomnik – popiersie Lenina. Skręcamy z M41 na południe w dolinę Wachanu (tzw. wachański worek). Kolejny postój nastąpił w głównej miejscowości Iszkoszim (Ishkoszim), miasteczkiem najbardziej wysuniętym na południe. Dawniejsza przeprawa promowa Jedwabnego Szlaku, została zastąpiona w dolinie kilkoma mostami, na których zorganizowano przejścia graniczne. Miasto posiada nietypowe targowisko, mieszczące się za dwoma mostami pośrodku doliny w strefie niczyjej, gdzie w soboty przybywają kupcy na targowisko afgańsko-tadżyckie, umożliwiając wymianę towarów i będące dużą atrakcją turystyczną. Specjalnie przyjechaliśmy koło południa, aby mieć czas na buszowanie po bazarze. Jakież było nasze rozczarowanie, kiedy zobaczyliśmy je… puste. Okazało się, że od dwóch i pół miesiąca w związku z trudna sytuacją w Afganistanie, targowisko Tadżycy zamknęli. W Iszkoszimie sfotografowałem kobiety, które wykorzystując ciepłą aurę, na ulicy prały swoje dywany domowe.
Jeszcze przed Iszkoszim zwiedzamy małe Pamukkale, czyli gorące źródła w Garmczaszma. Osady ze źródeł utworzyły białe nacieki, wśród których w małym baseniku można się wykąpać. W drodze do Langar, zwiedzamy twierdze mające w przeszłości chronić, zaopatrywać i… pobierać podatki od karawan. Najstarszą z nich była licząca ponad 2000 lat, Kacha Kala. Do nieciekawych resztek ruin na pagórku, trzeba się wdrapać wąska ścieżynką. U podnóża ruin na stoisku z pamiątkami, sfotografowałem afgańskiego osadnika z synem.
Spokojna wioska Langar znajduje się u zbiegu rzek Wachan i Pamir, już na wysokości 2860 m… Zaczyna boleć głowa od choroby wysokościowej a zrobienie kilku szybszych kroków, odbija się „łapaniem” większych łyków powietrza. Główną ulicą Langar przechodzi wieczorem, kilka wracających z pastwisk stad. Pasterze odprowadzają zwierzęta do poszczególnych gospodarstw. Dla nas poza tumanami kurzu, scenerią rodem z kowbojskiego filmu, były okazją do filmowania i kolejnych zdjęć. W wiosce Jamg można zwiedzić oryginalne Ismailskie Muzeum Domu, w którym moje zainteresowanie zawodowe wzbudza kręciołek do przędzenia wełny i „prehistoryczne” krosno. Muzeum i niektóre domy Langar zdobią rogi koziorożców i święte kamienie, które miejscowi całują prosząc o łaskę. Naprzeciwko na pagórku znajduje się grób Shoh Oftabi (jeden z islamskich świętych…). Druga oglądana po drodze twierdza Wachanu, Yamchun, mieści się w odległości 8 km w bok pod górę od głównej drogi, i 500 metrów wyżej. Malowniczo położone ruiny twierdzy, obecnie strzegą… tylko drogi do odległego o kolejny kilometr, gorącego źródła Bibi Fatima. Źródła są doskonałą okazją do… wykąpania się, po trudach drogi i spania w byle jakich warunkach, z czego nie omieszkałem skorzystać. Kolejną bezładnie zabudowaną mieściną okazał się Murgob. Tutaj wysokość nad poziomem morza sięga 3600 metrów. Śpimy w najgorszym na trasie Homestay, w którym: wodę nabierasz z… jakiegoś zbiorniczka, toaleta… lepiej nie wspominać!, prąd tylko na trochę wieczorem … Z Langar Jedwabny Szlak rozgałęzia się, przez przełęcze na wschód do Chin, oraz na południe do Pakistanu. Langar posiada również bazar… zbudowany z morskich kontenerów. Jest to uliczka z otwartymi na nią z obu stron bużkami kontenerów. Prawie w każdym, zobaczysz potrzebne w gospodarstwie domowym, bardzo proste towary: począwszy od odzieży, chemikaliów po artykuły spożywcze.
Na jednej z nielicznych, normalnych stacji benzynowych zauważyłem piece do chlebków. Te „nienormalne” oferują paliwo w: wiadrach, butelkach… W takim piecu rozpala się ogień wewnątrz, zwykle z jakieś rozpałki i pali następnie suszonym nawozem zwierzęcym. Placki chlebków przykleja się na wewnętrzne ściany, przy użyciu specjalnej packi o kształcie chlebka. Jak nabiorą koloru, tą sama packą je zdejmują. Płaskowyż Pamir jest również doskonałym miejscem na górskie trekkingi (nie licząc wysokogórskiej wspinaczki). Niesamowitymi miejscami, wymagającymi oddzielnych zezwoleń i zboczenia z głównej drogi, są jeziora: Sareskie (Sarez) i Zorkul. Piszę o Sarez, gdyż ma ciekawą historię powstania. Około 100 lat temu, wskutek dużego trzęsienia ziemi osunęła się góra, grzebiąc mieszkańców wsi Usoj. Na rzece Murgab powstała niestabilna zapora, wysoka na 800 metrów i… głębokie, długie jezioro. Łatwo sobie wyobrazić, co kolejne trzęsienie ziemi może spowodować z tym jeziorem- wszystkie leżące niżej wsie i miasta zniknęłyby z powierzchni…
Jadąc dalej w kierunku północno-wschodnim, góry stają się bardziej obłe i zróżnicowane kolorystycznie. Prawdziwie futurystyczne kształty i widoki, oraz następne dziesiątki zdjęć. W pewnym momencie dojeżdżamy do granicy tadżycko- chińskiej, którą w czasach radzieckich przyozdobiono, ciągnącymi się dziesiątkami kilometrów kolczastymi płotami.
Przez przełęcz na wysokości około 4300 metrów…, wkrótce południowa, przygraniczna odnoga szosy pamirskiej dołącza do M41. My jednak skręcamy w lewo i po jednym kilometrze, odbijamy do odległego o około 20 km Jeziora Jaszilkul (Yashilkul). Piękna pogoda i odbijające się w wodach jeziora szczyty. Wracamy z powrotem i zatrzymujemy się w wiosce w pobliżu jeziora, która nazywają tadżyckim biegunem zimna. Na obrzeżach widzimy pierwsze wysokogórskie bydło: jaki, a w samej wiosce sterty suszonego „opału”. Kobieta, która pakowała placki do worków uciekła, gdy zobaczyła mój aparat fotograficzny.
Wkrótce wkraczamy w najwyższą część Pamiru. Przez przełęcze: na wysokości 4300 i najwyższą Ak – Baital (4655 m…) zbliżamy się do granicy z Kirgistanem i najwyższych szczytów „pamirców”. Górscy Tadżykowie, nazywają siebie pamircami i różnią się zdecydowanie od właściwych mieszkańców Tadżykistanu, językiem i religią. Mówią różnymi językami i w większości są muzułmanami- ismaelitami. W tej religii przywódca wioski jest jednocześnie imamem. Nie ma meczetów- ich funkcje pełnią sale modlitwy (dżamat chana). Taki dom ma 5 filarów (prorocy) i góry czworokątny świetlik (cztery żywioły). Nie mogliśmy sobie odmówić wspólnego zdjęcia na najwyższej przełęczy, na którym stoją od lewej: autor relacji, Ireneusz Gębski oraz Wojciech Dąbrowski. Jadąc w kierunku granicy z Kirgistanem, przejeżdżamy obok jeziora Kara-Kul (Czarne Jezioro). Przy dobrej pogodzie jezioro lśni turkusową barwą. Swoją nazwę zawdzięcza widokowi w pochmurne dni. Jezioro opisywali: chiński pielgrzym w VII wieku, oraz Marco Polo w 1274 roku. Chińczyk uważał, że w jeziorze mieszkają smoki. Już za jeziorem wyrastają majestatyczne „białasy”, przykryte wiecznym lodem najwyższe szczyty Pamiru. Później wspinając się na graniczną przełęcz Kizilart, widzimy je fragmentami coraz częściej. Prawdziwa biała panorama jest widoczna na granicy.
Granica tadżycka minęła stosunkowo szybko. Za nią następuje ostry zjazd w dół serpentynami szosy (foto) i wspaniałe, najciekawsze widoki najwyższych szczytów. Podziwiamy 7-tysięczniki: Szczyt Niepodległości (d. Pik Lenina) i najwyższy Ismaila Samaniego (d. Pik Komunizma- 7495m…).
Z kolei granicę z Kirgistanem zapamiętałem nie tylko z widoków, ale także z dwu godzinnego niczym nie uzasadnionego postoju, i potrzeby zapłacenia kolejnych dużych kwot pieniężnych przez naszego kierowcę. W końcu ruszamy i już bez większych przeszkód, dojeżdżamy do końca Pamir Highway w Osz, dużym mieście Kirgistanu. Góry się zmieniają, wielokolorowe, są takie skórzane, w większości o obłych kształtach, schodzące pionowymi zboczami w kaniony rzek. Załączam zdjęcie wykonane w Kirgistanie oraz mapkę całej trasy w Tadżykistanie. Łącznie, cała droga pokonana samochodem w Górach Fańskich oraz Pamirze, wyniosła 1921 kilometrów. Wspominając pobyt w Pamirze sadzę, że Pamir to… górskie widoki. Trudno wymienić jakieś szczególnie interesujące, jedno czy kilka miejsc, gdyż cały Pamir jest takim miejscem. Co do drogi Pamir Highway, cóż!- sama nazwa brzmi dumnie. W rzeczywistości jest to: bardzo zniszczona, wyboista, stara, wąska, częściowo wyasfaltowana droga górska. No i ten nieprzyjemny zwyczaj płacenia łapówek… za nic. Żegnamy naszego, godnego polecenia kierowcę z firmy transportowej w Chorogu. Wkrótce żegnam się także z moimi kolegami, którym pięknie dziękuję za mile spędzony czas. Ruszam znowu samotnie na dalsze zwiedzanie Kirgistanu. Ale o tym już w kolejnej relacji.
Przejście do następnej relacji: Kirgistan
Przejście do poprzedniej relacji: Tadżykistan cz. I:… Góry Fańskie
Przejście na początek trasy: Turkmenistan