Timor Leste Oecussi, relacja z podróży

 Timor Leste Oecussi, relacja z podróży (na luty 2020)

Tekst i foto: Paweł Krzyk

             

              Aby dotrzeć do Timoru Oecussi- prowincji Timoru Wschodniego, musiałem dojechać minibusem do indonezyjskiego miasteczka Kefamenanu (Kefa). Po drodze (186 km) było kilka miasteczek, początkowo pola ryżowe, potem przeważała kukurydza, trzcina cukrowa  i drzewa owocowe przy domach, oraz bardzo ładne widoki górskie. Pasażerowie i ludzie po drodze przyjaźni i życzliwie pomagali mi w logistyce, zwłaszcza po wyjściu z minibusu w Kefa.

Szybko przesiadłem się na motocykl w kierunku Timoru Wschodniego Oecussi (fon. Okussi, 22 km do granicy, za 2,6 €). Pokonałem pieszo około 800 metrową odległości między granicami. Na obu granicach miały miejsce  sympatyczne pogaduszki.

 Po stronie Timoru Wschodniego zamykają granice od 12-13.00- wpuścili mnie w ostatniej chwili, ale musiałem poczekać do 13.00- przy piwie, którym poczęstowali mundurowi, gdy powiedziałem, że w Indonezji najbardziej brakowało alkoholowych drinków-1,5 litra serweja Liuraj, podobno tak nazywał się historyczny władca…. Czas minął szybko. Byłem dużą atrakcja w … nudnawej służbie  pograniczników- z każdym musiałem poplotkować. Obiecałem piwny rewanż przy powrocie.

Kolejny motocykl zawiózł mnie w ciągu półtorej godziny, do odległej o 32 kilometry stolicy regionu- Pante Macassar, za 10 USD.

– Tak, walutą w Timorze Wschodnim jest dolar amerykański, ale tylko do 5 USD,  reszta to metalowe monety timorskie.

Asfalt i przyzwoita droga skończyły się na granicy. Dalsza jazda to koszmar, asfalt chyba zwinęli…, stan drogi beznadziejny, resztki utwardzenia i… DZIURY, z jazdą zygzakiem.

Ale widoki wspaniale: góry i wioski- takie z końca świata, z płotami wykonanymi z plecionych gałęzi i patyków, niektóre chaty pod strzechą, a na pewno takie do wypoczynku- tylko dach i przewiew pod spodem.

Ludzie są wyraźnie biedniejsi, kierowca po drodze wszystkich pozdrawiał- było, wesoło i … przyjaźnie, choć mój kręgosłup miał tego dosyć.

W Oecussi zamieszkałem chyba w najbardziej reprezentacyjnym hotelu tuż przy bardzo ładnej plaży, z boskim widokiem na wysokie pasmo górskie z tyłu. Ale co dziwne, hotel nie miał nazwy.

– Wszyscy wiedzieli… co to jest, a więc po co marnować pieniądze na reprezentacyjny napis. Właścicielem jest sympatyczny Chińczyk.

Teraz trochę czym ten Timor obecnie jest.

Historycznie, Demokratyczna Republika Timoru Wschodniego (Leste) jest bardzo młodym państwem, znajdującym się po wschodniej części wyspy Timor w Archipelagu Malajskim. Leży nad Morzem Banda i Morzem Timor- to już blisko Australii. Od zachodu graniczy z Indonezją. Do Timoru należy też eksklawa Oecusse o powierzchni 814 km² oraz dwie niewielkie wyspy Atauro i JacoTimor. I właśnie ten górzysty kawałeczek Timoru obecnie zwiedzam.

Do 1975 roku była to kolonia portugalska pod nazwą Timor Portugalski. Od 1976 roku był okupowany przez Indonezję. Od 1999 do 2002 pod administracją Organizacji Narodów Zjednoczonych, a później do 2012-go w obecności ONZ-ch sił pokojowych. Niepodległość uzyskał 18 lat temu, stając się jednocześnie pierwszym suwerennym państwem powstałym w XXI wieku.

Oprócz Filipin jest drugim krajem Azji, w którym dominującym wyznaniem jest katolicyzm. W państwie panuje klimat gorący i wilgotny. W porze deszczowej, obecnie trwającej- od grudnia do kwietnia, średnie temperatury dochodzą do 35 °C i towarzyszą im ulewne deszcze i powodzie.

W przeszłości żyli tu z kawy, marmuru oraz drzewa sandałowego. Obecnie z ropy naftowej i gazu ziemnego w podmorskich złożach. Mają w tym kraju poważne problemy cywilizacyjne, duży analfabetyzm, brak energii elektrycznej  na wsiach, ogólnie wadliwe działanie państwa… Liczba mieszkańców nieco ponad milion, z czego około 60 tysięcy w prowincji, do której dotarłem.

Oecussi zwiedzałem- jak wcześnie wspomniałem,  jadąc wiele kilometrów motocyklami po górskich drogach, oraz  pieszo stolicę Ponte Macassar. To  miasteczko około pięciotysięczne, nowo wybudowany port lotniczy, na który czasem przyleci jakiś czarter z Timoru. Przyjemnie chłodziła bryza podczas spaceru wzdłuż długiej plaży, na której rybacy z sieciami próbowali szczęścia podczas odpływu. Potem był bazar z dużą ilością młodzieży wracającej z kościoła pod wezwaniem Matki Boskiej Fatimskiej, z krzyżykami pokutnymi na czołach. Nareszcie piwko na bazarze oraz mnóstwo zdjęć, takich „z końca świata”. Wracając do hotelu rozbawił mnie widok motocyklowych sklepików z rybkami przyczepionymi do drągów na tylnym siedzeniu. No i wszędzie mnóstwo tropikalnych, egzotycznych kwiatów i… wysokogórskich widoków.

Byłem jedynym turystą. Podczas rozmowy z pogranicznikami, mówili mi, że nie licząc Indonezyjczyków, wpuszczają około 8-10 obcokrajowców przez… miesiąc.

Na pewno jest to kraj do odkrycia turystycznego, ale trzeba pamiętać np. o malarii…, o której uczciwie uprzedzają na granicy.

Niżej galeria zdjęć

 

Przejście do następnej relacji: Australia…

Przejście do poprzedniej relacji: Indonezja, Maluku Kisar

Przejście na początek trasy: Tajlandia, Khon Kaen…