Autonomiczna Republika Góry Atos, relacja cz. II

 

Republika Mnichów, relacja z podróży część II

Tekst i foto: Paweł Krzyk

Drugi poranek na Świętej Górze rozpoczął się na placu z minibusami w Karies. Udało mi się znaleźć grupkę rosyjskojęzycznych pielgrzymów, zainteresowanych identyczną trasą. Ruszamy razem wynajętym minibusem- pojechałem za piętnaście  euro do czterech klasztorów po wschodniej stronie półwyspu. Pierwszy był Klasztor Iviron.

Wszystkie klasztory wybudowano jako budowle obronne według stałego planu architektonicznego. Zbudowane są na planie prostokąta, przeważnie na wzniesieniu, przez co ich wysokie ściany zapewniały klasztorom bezpieczeństwo z kilku stron. Na środku każdego klasztoru znajduje się katolikon czyli główna świątynia, w której gromadzą się mnisi i pielgrzymi na wspólnej modlitwie. Katolikon jest otwierany na czas modlitwy i zwiedzający w innych godzinach mogą się srogo zdziwić, lub liczyć na przychylność dyżurnego mnicha, który na chwilę cerkiew otworzy. Pozostałe budynki klasztorne są wzniesione wokół dziedzińca a całość otoczona murami.

Mnisi prawosławni na Atos bardzo gorliwie czczą Matkę Bożą. W kościelnej literaturze, Atos, nazywany jest „Ogrodem Bogurodzicy”. Wiąże się to z piękną legendą, która twierdzi, że Matka Boża zmierzała na statku w towarzystwie Świętego Jana Ewangelisty z Joppy na Cypr, by odwiedzić Łazarza. Statek zniesiony silnym wiatrem musiał zmienić kurs i zakotwiczył u wybrzeży Atosu – w pobliżu  klasztoru Iviron. Matka Boża zeszła na ląd i zachwycona pięknem półwyspu zwróciła się do swego Syna z prośbą, aby uczynił ten kraj jej ogrodem. Prośba została wysłuchana i od tego czasu chrześcijanie obrządku wschodniego nazywają Atos Ogrodem Bogurodzicy, odmawiając prawa wstępu na półwysep innym kobietom…

Ivron zachwyca swoim położeniem nad brzegiem morza na tle ośnieżonej góry. Jego historia sięga dziesiątego wieku a nad monastyrem sterczy potężna wieża obronna, otoczona wysokimi murami. Iviron zajmuje trzecie miejsce na hierarchicznej liście klasztorów Atosu. Kiedyś był gruziński, ostatni mnisi z Gruzji zmarli w 1955 roku.

 

 

  Jak w każdym klasztorze i tutaj gośćmi zajmuje się anglojęzyczny zakonnik, nazywany archondariki. Od wrót monastyru strzałki wskazują drogę do jego kantorka. Przywitał mnie kawą, wodą, kieliszkiem ouzo i talerzykiem z lukumi.

 

 

Otworzył cerkiew i oprowadził po monastyrze- piękny kościół bez oświetlenia z malunkami po sam szczyt kopuł i wspaniałym ikonostasem. Zaprosił do sklepiku z dewocjonaliami  i … ruszyłem w dalszą drogę.

 

 

Jadę tym razem serpentynami pod górę. Monastyr Filotheou położony jest w górskim krajobrazie i otoczony polami warzywnymi. Pochodzi również sprzed dziesięciu wieków, lecz katolikon sięga tylko dwóch wieków wstecz. Obecnie zamieszkuje go pięćdziesięciu mnichów.

 

 

Wita mnie sympatyczny gospodarz i opowiada o klasztorze oraz katolikonie. Piękny ikonostas wraz z ogromnym żyrandolem w części centralnej świątyni, aż się prosi o utrwalenie fotograficzne- niestety nic z tego, nie wspominając o rejestracji obrazu i dźwięku. Na Atos nie potrzeba kłopotać się płynami do picia- wszędzie woda nadaje się do picia. W każdym monastyrze znajdzie się wodopój do uzupełnienia zapasów.

 

 

Zjeżdżam szutrową drogą w kierunku morskiego brzegu i zatrzymuję się na punkcie widokowym przed Monastyrem Karakallou. Każdego zadowoliłaby panorama, wznoszącego się na wysokiej nadmorskiej skale klasztoru na tle ośnieżonych szczytów. Z daleka widać wysokie obronne mury z potężną wieżą. Klasztor jest niewielki- zamieszkiwany przez dwudziestu pięciu mnichów. Niedawno został odrestaurowany, zrobiono to z wielką dbałością o zachowanie pierwotnego wyglądu, przy zastosowaniu takich samych materiałów jak przed wiekami. Kościół poświęcono apostołom Piotrowi i Pawłowi- podobnie jak poprzednie jest wspaniale przyozdobiony. Jestem jedynym gościem. Mnich archondariki opowiada mi szczegółowo o historii klasztoru i poszczególnych ikon- zwłaszcza o najstarszej, całkowicie pokrytej srebrem ikonie Matki Boskiej. Opowiada mi o swojej bytności w Polsce- w Warszawie i Krakowie.

 

 

Prawie we wszystkich klasztorach na Świętej Górze można zobaczyć intensywnie prowadzone prace remontowe i modernizacyjne. Normalnym widokiem są wysokie dźwigi budowlane. Konserwacja zabytków Atos prowadzona jest dzięki funduszom Unii Europejskiej. Jak wygląda klasztor po remoncie można zobaczyć na przykładzie Karakallou. Jadąc dalej zmierzam w kierunku północnym i zatrzymuję się na kolejnych miejscach z widokami na powyginane wybrzeże, stare wieże strażnicze… Plaże z tej strony półwyspu są krótkie i kamieniste.

 

 

            W dalszej trasie ledwo utwardzone szutrem drogi, wiją się skrajem półwyspu. Wody z topniejącego śniegu i lodu częstymi kaskadami spływają do morza. Niejednokrotnie aby przejść suchą nogą, trzeba by  przedostać się po rachitycznych mostkach. Podobał mi się postój w pobliżu Milopotamos- dawne miejsce obronne połączono ze współczesnymi domostwami zakonnymi i winnicami (przynależy do Monastyru Megistis Lavras).

 

 

Wczesnym popołudniem dotarłem do Klasztoru Pantokratoros. Klasztor jest jednym z najwcześniejszych i w  hierarchii monastyrów zajmuje siódmą pozycję. Jest malowniczo położony na skarpie nadmorskiej. Spacer do niego z góry od strony drogi, sprawił mi dużą frajdę. Szedłem w dół i podziwiałem urodę tego miejsca. Drewniane balkony wystają poza obręb murów zewnętrznych i stanowią o jego urodzie. Nazwa monasteru wzięła się z popularnego w prawosławiu wizerunku Chrystusa jako Pana Wszechświata, Pantokratora.

 

 

            Do klasztorów prowadzą zwykle jedne umocnione drzwi wejściowe. O zachodzie słońca we wszystkich klasztorach zamyka się bramy i do wschodu nikt nie wejdzie ani go nie opuści. Po zapadnięciu zmroku, na nic zda się dobijanie do nich. W Pantokratosie tak jak wszędzie: zgłosiłem się do archontariki, okazałem diamonitirion, wpisałem  do księgi gości i otrzymałem „przydział” łóżka w przyjemnej siedmioosobowej sali. Zostałem przywitany tradycyjnie: kieliszkiem z winogronowym bimbrem, kawą i słodką galaretką- dzisiaj po raz czwarty- to takie odświeżające, zaczyna mi się to podobać a nie czuję się wstawiony! Od tego momentu żyje się rytmem monasteru. Klasztor lśni odnowionymi ścianami i współczesnymi instalacjami wewnętrznymi, na przykład kaloryfery centralnego ogrzewania.

 

 

Poszedłem na spacer po okolicy. Z tyłu mam niezwykły widok na domy kryte kamieniami łupkowymi, konwie winne oraz mały porcik osłonięty przed morskimi falami. Kiedyś właśnie tędy przybywało do klasztoru wszelkie zaopatrzenie. Obecnie zbudowano szutrową drogę z Karies do Pantokratora i droga morska utraciła znaczenie. Czasami wypływają dwoma posiadanymi łodziami po ryby, ale jedzą je tylko z okazji świąt. Podglądam kwitnące zwiastuny wiosny i podziwiam odsłonięty całkowicie biały szczyt Atos. W górze nad monastyrem błyszczą rosyjskie kopuły Skete Profite Ilia. Podpatruję pracę mnicha przyjmującego pielgrzymów i robię notatki. Częstują mnie herbatą i bardzo słodkimi śliwkami w syropie- nieźle smakują z sucharami (grecki poczęstunek).

– Próbowaliście może czekolady wyprodukowanej przez mnichów?- Jak nie przepadam za czekoladą, to ta była „mniam-niusia” i najlepsza c cytryną.

 

 

Ceremoniał w poszczególnych klasztorach nieco się różni. W Pantokratorze o siedemnastej wszyscy zbierają się na liturgię wieczorną, trwającą około godziny. Katolikon wewnątrz nie odróżnia się specjalnie od innych. Bezpośrednio po nabożeństwie uczestnicy przechodzą do wspólnej sali na kolację.  Jest skromna, ale obfita – jakiś makaron z warzywami, plasterek fety, jabłko i coś słodkiego- napojem jest woda. Dostałem posiłek- taki jaki mnisi i ich goście jadają dwa razy dziennie. Zjadłem ze smakiem, szczęśliwy, że nikt nie czyta świętych tekstów i nie trzeba się martwić, że jedzenie się skończy… Współczułem brodatym mieszkańcom klasztorów i skitów: ja jadłem u nich te specjały przez trzy dni. A oni jedzą je… latami, ciągle to samo, raz lub dwa razy dziennie (są wegatarianami).

We wczesnorannych modlitwach nie uczestniczyłem. Po szóstej rano w jadalni sam się obsłużyłem, przy moim stole czekała zastawa- pozostali zjedli wcześniej. Z jabłkiem w kieszeni ruszyłem pieszo do widocznego w oddali na klifie skalnym Monastyru Stavronikita. Skalna dróżka wiodła zboczem stromego zbocza wśród jeżyn i kolczastych, niskich krzewów. To zdecydowanie droga dla pielgrzymów w obuwiu odpornym na przemoczenie i zakrywającym kostki. Problemem były strumyczki, które również wybrały sobie tę drogę- dobrze gdy zmierzały tylko w dół w stronę szumiącego w oddali morza.

 

 

Mówili, że droga zajmuje około pół godziny. W moich przemoczonych sandałkach zajęło mi więcej. Może powodem było podziwianie kolejnych widoków: a to górskie wierzchołki, wiekowe drzewa oliwne czy opuszczone pustelnie. W końcu stanąłem oczarowany przed „zameczkiem”- tak wyglądał kolejny warowny Klasztor Stavronikita. Najlepszy widok był przy ścieżce, koło opuszczonej kaplicy z blaszanym dachem. Porzuconych budowli na Atosie widziałem więcej. Obecnie chyba mniej mnichów decyduje się na życie pustelników. Zbudowany tysiąc lat temu klasztor kilkakrotnie padał łupem piratów. Nic zatem dziwnego, że w końcu stał się twierdzą z basztą w środku..

 

 

            W drodze do bramy idę wzdłuż estakady historycznego akweduktu. Wodę mnisi posiadają z nowoczesnego, współczesnego wodociągu, ale akwedukt przydaje klasztorowi malowniczości. Ciekawe co dłużej wytrzyma: plastyk czy antyczne mury- nie założyłbym się! Klasztor świeci nowością po generalnym remoncie. Jest najmniejszym klasztorem w państwie mnichów- ciasny wewnątrz. O siódmej piętnaście rano biciem w wielki symander  przy bramie, wołają na modlitwę. Kładę plecak przy bramie klasztoru i w grupie mnichów wchodzę do ciemnego wnętrza.  Katolikon jest równie mały i prawie taki sam jak inne… – zapalam świeczki w rodzinnych intencjach.

            Warto wspomnieć o niezwykłych zbiorach przechowywanych w klasztornych czeluściach. Tutaj przeczytałem o legendzie  ikony. Jedną z najsłynniejszych ikon Atosu jest ikona „Świętego Mikołaja Streidas z Miry Niosącego Ostrygi”. Co ciekawe, nie jest umieszczona w centralnym złotym ikonostasie, lecz w bocznej nawie. Bezcenny oryginał sprzed ponad tysiąclecia stoi oparty na małym postumencie, ledwo widoczny w dymie świec, nieco odchylony do całowania. To jedna z najcenniejszych i najbardziej czczonych ikon greckich. Według legendy ikona została wyrzucona do morza podczas plądrowania Konstantynopola, a potem przeniesiona na brzeg Atosu przez morskie ostrygi.

 

 

Ścieżki pomiędzy klasztorami są oznakowane, jednak… przy użyciu greckiego alfabetu, lub zaznacza się tylko kółkiem początek szlaku. Warto kupić w Karies dokładną mapę. Znalazłem ścieżkę w stronę Karies i idę dalej, gdyż czeka mnie dwie godziny marszu- cały czas pod górę. Robię sobie wyliczanki- byle do zakrętu, tylko, że ta droga składa się wyłącznie z zakrętów. Na postoju, gdy nogi weszły do … przegryzłem samolotowymi ciasteczkami, które znalazły się w kieszeni bezrękawnika. Potem dumałem- tuptając w górę, jak znaleźć jakiś następny punkt orientacyjny? Byle dojść do kolejnego odpoczynku, gdy połapałem się, że doszedłem do celu. Jestem z powrotem przy minibusach w Karies. Spocony jak mysz z ulgą usiadłem przy kubku kawy

 

Część III znajduje się niżej.