Autonomiczna Republika Góry Atos, relacja cz. III

 

Republika Mnichów, relacja z podróży część III

Tekst i foto: Paweł Krzyk

 

                Do klasztoru Megistis Lavras jechałem ponad godzinę taksówką zbiorczą (7 euro). Jest przeciwieństwem do widzianych dzisiaj rano- znajduje się najwyżej w hierarchii, jest największym i najstarszym klasztorem w Republice Mnichów.

I teraz trochę historii. 

Za początek życia klasztornego na Athos uważa się powstanie w dziewięćset sześćdziesięciu trzecim roku Wielkiej Ławry (gr. Meghisti – największa). W pierwszych latach istnienia był to jedynie niewielki budynek z kilkoma celami i kaplicą. Z myślą o przyszłej mnisiej wspólnocie twórca Wielkiej Ławry, Atanazy z Atos, opracował zbiór reguł, porządkujących życie codzienne zakonników, które miało koncentrować się na pracy na roli oraz modlitwie. Od tego czasu życie monastyczne trwa bez przerw, mimo… czterystu lat panowania Turków i … islamu. Zapobiegliwość mnichów spowodowała, że nawet podczas drugiej wojny światowej, mimo ciężkiej okupacji Grecji, Góra Atos, jako terytorium pod osobistą opieką Adolfa Hitlera, przetrwała nietknięta.

A jak jest obecnie?

Grecka konstytucja jednoznacznie reguluje status Atos jako obszaru autonomicznego pod władzą rządu Grecji i jurysdykcją religijną patriarchy Konstantynopola (starożytny Kościół, którego początki sięgają czasów apostolskich- założony przez apostoła Andrzeja). Wszyscy mnisi podejmujący życie na Athos są automatycznie uznawani za osoby narodowości greckiej. Nie ma natomiast możliwości zamieszkania na półwyspie dla osób niebędących wyznawcami prawosławia. Ze względu na wielką wartość historyczną i kulturalną Atos został wpisany na listę … UNESCO.

A jak się zostaje mnichem na Atos?

 Za filary życia zakonnika uważa się czystość, ubóstwo i posłuszeństwo. Warunkiem przyjęcia do jednego z klasztorów Atos jest ukończenie osiemnastu lat, uregulowanie kwestii stanu cywilnego i spraw spadkowych oraz wyrażenie nieprzymuszonej woli dołączenia do mnisiej wspólnoty. Nowicjusze są zobowiązani do zerwania wszystkich związków ze światem świeckim. Okres próby, przed złożeniem ślubów wieczystych, trwa dwa lata. Wszystkie monastery Atos posiadają identyczny rozkład dni, który rozpoczyna się o czwartej rano modlitwami i nabożeństwem jutrzni (msza święta). Po śniadaniu około siódmej większość mnichów idzie do pracy, trwającej do siedemnastej i przerywanej obiadem. Pracować jest gdzie, bo każdy monastyr utrzymuje ogród, winnicę czy pola uprawne. Czymś przecież trzeba wykarmić mnichów i codziennie przynajmniej kilkunastu pielgrzymów. Dzień kończy się nieszporami około siedemnastej a bezpośrednio po nabożeństwie posiłkiem, oraz czasem na indywidualne modlitwy w celach.

            Z parkingu patrzę na ogromną bryłę klasztoru, znad której sterczy kilka dźwigów budowlanych. Obok mam drogowskazy ścieżek, którymi można przyjść pieszo- od Karies to droga siedmiogodzinna. Podobnie, ścieżka wiedzie tutaj od strony południowej- od Skete Agia Anna. Ta ostatnia droga wydaje się najciekawszą, ale jest długaśnym i  trudnym górskim szlakiem, w czasie którego można nawet dotrzeć na szczyt góry. Możliwy jest nocleg poniżej szczytu, w kaplicy położonej na wysokości tysiąca pięćset metrów… Niestety w zimie i wczesną wiosną śnieg, lód i roztopy uniemożliwiają przejście. Nie jeżdżą tam nawet minibusy- droga jest nieprzejezdna.

            Megistis Lavras znajduje się na skalistym urwisku morskim sto sześćdziesiąt metrów ponad poziomem morza i przystani (arsenas). Nad nim rozpościera się panorama Tsiakmaki, jednego ze szczytów Atos (1344 m.). Monastyr przypomina potężną twierdzę z zębatymi blankami i wieżą.

 

 

Wchodzi się przez potężne, okute drzwi wejściowe- aby można je było zamknąć, połówki skrzydeł jeżdżą po specjalnych szynach. Furtianem jest mnich ze sklepu z pamiątkami. Podpytuję go o zwyczaje związane z otwieraniem i zamykaniem klasztoru- jest tak jak w innych klasztorach. Furtian w marcu zamyka nabijane ćwiekami odrzwia o dziewiętnastej trzydzieści a otwiera o szóstej rano. W drodze do części noclegowej klasztoru rozglądam się z zainteresowaniem- teren wewnątrz w porównaniu i innymi, jest ogromny. Witają mnie kieliszkiem, dużym kawałkiem galaretki, mocną grecką kawą i szklanką wody. Mówią,

– wpisz się do księgi gości- nikt nawet mojej „wizy” nie sprawdzał.

– Ilu was jest?

– Jeden?

– masz miejsce w sali wieloosobowej.

– Kiedy odbywają się ceremonie?

– modlitwa o szesnastej trzydzieści a po niej kolacja.

– Jeżeli chcesz wrócić minibusem do Karies, wpisz się na tę listę…- odjazd jutro o szóstej czterdzieści pięć.

I wszystko. W salce na piętrze mam za towarzyszy dwóch młodych Rosjan i starszego Greka. Zostawiłem bagaż i planuję wymarsz, do znajdującego się w odległości godzinnego spaceru Skete Timos Prodromos. Planuję czas- może zdążę, przed … zatrząśnięciem furty na głucho. Idę brukowaną obłymi głazami ścieżką, najpierw wzdłuż dużych pól, sadu i wiekowych drzew oliwnych, oraz równie długowiecznych cyprysów. Wchodzę do lasu i niestety po piętnastu minutach muszę zawrócić- ścieżka jest zawalona do wysokości dwóch- trzech metrów, połamanymi, kostropatymi drzewami. Widocznie są pozostałościami zimy, których dotychczas nie usunięto. Na pójście inną droga, którą jeżdżą samochody, było niestety za późno.

 

 

Poza murami klasztornymi po raz pierwszy na Atos zauważyłem „ślad grecki”. Był to posterunek policji z dwoma flagami: greckim krzyżem i atoskim wizerunkiem dwugłowego orła.

 

 

Wyszedłem więc zwiedzić dostępne budynki na dziedzińcu klasztornym. Na wewnętrznym terenie przeważa niska zabudowa. Czułem się jak w średniowieczu, gdyby nie dostrzegać współczesnych instalacji i dwóch dźwigów ułatwiających prowadzenie remontu kapitalnego- część wielopiętrowych budynków przy murach zewnętrznych posiada tylko ściany pionowe. Dla mnie, to taka podróż wstecz w czasie. Nakryte kamieniami niskie budynki, bardzo grube ściany i łamigłówki schodów są miejscem zamieszkania mnichów.   W jedenastym wieku w Wielkiej Ławrze żyło siedmiuset mnichów- dziś około pięćdziesięciu i cywilna obsługa techniczna.

 

 

Widoczne w środku: kopuły i czerwone ściany, oznaczają katolikon- wewnątrz był najpiękniejszy z dotychczas oglądanych. Z kronik wiadomo, że przy budowie zginął razem z sześcioma innymi  założyciel klasztoru- mnich Atanazy (gr. Athanasios), zawaliła się kopuła. Głównej ikony Matki Boskiej prawie nie widać- z wyjątkiem twarzy, cała zniknęła pod srebrną warstwą. W przedsionku katolikonu byłem sam, więc mogłem ustrzelić fotki bogatemu wzornictwu.

 

 

Naprzeciw kościoła znalazłem wielką jadalnię, zbudowaną na planie krzyża. Ma rzędy kamiennych stołów i wspaniałe, choć wymagające renowacji freski na ścianach i sklepieniach. Kolację spożyłem w towarzystwie tylko pielgrzymów- trochę mi już brakuje ciepłych posiłków. Na noc założyłem zatyczki, Grek chrapie jak smok, a w nocy wszyscy idą na jutrznię… Pospałem do szóstej i przegryzam z wodą swoje krakersy. Muszę odjechać minibusem do Karies, jeżeli mam opuścić mnisi kraj w terminie.

Rozpoczął się mój ostatni dzień przygody na Świętej Górze. W drodze powrotnej pielgrzymi namówili kierowcę, aby za jedno euro opłaty więcej zboczył do Agios Afanasios Afonitis. Jest to pierwsza siedziba pustelnika Atanazego, obecnie niewielka kapliczka przytulona do skały obok tryskającego z niej źródła. Według legendy, Matka Boska, Anastazemu w tym miejscu wskazała źródło wody do picia. Zaskoczony zobaczyłem w kapliczce: paczkę kawy, palnik gazowy, naczynie do gotowania i filiżanki- niezwykły to prezent dla strudzonego pielgrzyma.

 

 

Po dziesiątej wracam autobusem z Karies do przystani Dafni, by o dwunastej trzydzieści szybką łodzią „Agia Anna” odpłynąć w kierunku południowo-wschodnim. Płynie do końca półwyspu, zawijając do wszystkich przystani a potem wraca szybko do Ouranoupolis. Nie mam szans wejść do znajdujących się po drodze klasztorów, więc postanowiłem zobaczyć je z wody.

Pierwszy postój jest w przystani klasztoru Simones Petras.  Łódź przybija dziobem na kilkadziesiąt sekund do przystani: wyjście, wejście, podanie paczek… i dalej! Za ostrogą skalną przystani zaskoczony podnoszę wzrok w górę, na stromym zboczu majaczą mury klasztoru- niepodobne do innych. Bardziej przypomina klasztory tybetańskie lub środkowoazjatyckie warowne wioski- wygląda jak orle gniazdo na wysokim klifie nadmorskim. Zamieszkuje go sześćdziesięciu mnichów i ma opinię najbardziej kosmopolitycznego klasztoru na półwyspie.

 

 

            Po kwadransie od odpłynięcia z arsanas Simonos Petra, znalazłem się przy kolejnym klasztorze, tym razem położonym tuż nad morzem- to Agios Grigoriou. Klasztor Świętego Grzegorza, zbudowano w czternastym wieku. Zamieszkuje go siedemdziesięciu mnichów.

 

 

            Potem zza skały wynurzył się czternastowieczny Monastyr Dionisiou. Jego sylwetka zlewa się z potężną górą, a strzeliste budynki wyrastają z kamiennego zbocza nad wodą. Posiada kolekcję ikon i malowanych manuskryptów. Ostatnim klasztorem przed końcem półwyspu Atos jest Święty Paweł. Jest ledwo widoczny, jak orle gniazdo- ukryte kilkaset metrów od wybrzeża w głębi doliny. Monastyr  Świętego Pawła (Aghiu Pavlou) został założony w dziesiątym wieku przez świętego mnicha Pawła z innego klasztoru– Xeropotamou. W wieku czternastym został opuszczony, ale odrodził się dzięki wsparciu różnych monarchów, między innymi z Serbii.  Trapiony był przez różne plagi: w tysiąc dziewięćset drugim roku spłonął, a w dziewięć lat pózniej klasztor został zalany po ulewnych opadach… – teraz już starannie odbudowany…  Mimo, że to mój imiennik, wymuszone wizą ograniczenie pobytu do czterech dni, uniemożliwiło mi odwiedzenie go. Robię zdjęcia z daleka.

 

 

Góry stają się coraz wyższe, zbocza bardziej strome. Czasem pokazują się wodospady- jeden z nich sięga kaskadami samego szczytu góry.

 

 

Klasztory usytuowane na zachodnim wybrzeżu skończyły się. Oprócz nich na Atos jest łącznie dwanaście skitów (sub-klasztorów). Ostatnim religijnym miejscem na mojej drodze jest leżący wysoko na zboczu Skete Santa Anna. Na szerokim zboczu znajduje się kilkadziesiąt domostw i pustelni. Właśnie stąd trzeba ruszyć, jeżeli chce się przejść pieszo do Wielkiej Ławry. Tam nie ma żadnych dróg, tylko ścieżki- trudne do przejścia przy niepogodzie. Moja łódź płynie dalej i zakręcamy na wschód do trzech przystani za cyplem Cape Pinnes.

 

 

Ostatnim przystankiem były Karaulia i Katsokaliouie. To tylko betonowe platformy na postój dla koników, które wykorzystywane są do transportu w kierunku mnisich domostw- pustelni, wysoko na zboczach górskich (mnisi albańscy). Mieszkańcy Athos mogą mieszkać również indywidualnie. Wtedy sami troszczą się o swoje potrzeby życiowe i mieszkaniowe. Zwłaszcza z wody można zauważyć, że część indywidualnych zabudowań ma charakter wygodnych rezydencji, podczas gdy inne to skromne pustelnie. Na Athos regularnie wypoczywają osobistości państw europejskich, w tym także z domów królewskich. Na pewno jednak nie mieszkają w miejscach, gdzie zaopatrzenie wędruje do góry na końskim grzbiecie.

 

 

W taki sposób mój pobyt w mnisim państwie się zakończył. Wysiadłem z „Agia Anna” w porcie Ouranoupoli   . Przenocowałem i odjechałem autobusem do Salonik. W miasteczku strzeliłem sobie fotkę w mnisiej czapce- nie wyglądałem zbyt „dostojnie”, chyba z braku długaśnej, spiczastej lub krzaczastej brody. Spytałem jednego z mnichów, Joba (Hiob) z Jekaterynburga w Rosji,

– jak to jest ze skracaniem owłosienia mnisich twarzy. Usłyszałem, że

-około jeden na stu tnie włosy- wtedy brody pozostają krzaczastymi.

– Nie ścinanie owłosienia na brodzie, powoduje jej wydłużanie, skręcanie i formowanie w trójkąt.

– A dlaczego nie ścinają?

– Gdyby Bóg chciał, aby mężczyzna nie miał brody i wąsów, toby mu ich nie dał!

Po takiej odpowiedzi, gromko roześmialiśmy się obydwaj. Ten sam sympatyczny mnich powiedział mi, że

– brak drogi na półwysep znacznie podraża ich życie. -Jednak wolą takie rozwiązanie, gdyż nie chcą być „zadeptani” przez hordy na przykład skośnookich turystów.

Zeszło na temat kłopotów z otrzymaniem wizy. Powiedział, że

– teraz z dziesięcioma wizami dziennie i tak jest lepiej niż przed rokiem 1986, kiedy to wydawano tylko cztery wizy dla nieprawosławnych… na miesiąc!

Na europejskim, zurbanizowanym  i przewidywalnym kontynencie, wydaje mi się, że pokazałem miejsce niezwykłe i unikalne w skali świata. Mam nadzieję, że dokładam cegiełkę popularyzującą ten specyficzny zakątek. Poza tym sądzę, że ta relacja wraz z informacjami praktycznymi może być dla chętnych przewodnikiem po Republice Mnichów.

 

 

Niżej znajdują się Informacje praktyczne i organizacyjne.