W krainie Świętego Mikołaja, relacja z podróży

 

W krainie Świętego Mikołaja, relacja z podróży  (na wrzesień 2018).

Tekst i foto: Paweł Krzyk

          

Informacje praktyczne i organizacyjne znajdziesz pod Finlandia- informacje praktyczne

          Po dziewięciu godzinach w autobusach, najpierw niezłym rosyjskim do Joensuu a potem luksusowym- fińskim do Kuopio, po ponad pięciuset kilometrach znalazłem się w Finlandii. Jestem nadal w Karelii, ale jakby innej. Ta rosyjska, była jakby żywcem wyjęta z pierwotnej krainy, z terenów nietkniętych cywilizacyjnie, gdzie podczas jazdy z okna widziałem prawie dziewiczy bór, w którym nikt nic nie robi, w którym liczne jeziora mieszają  się z bagnami. Dodać do tego, ledwo czasami stojące drewniane chaty i będzie obraz siermiężnej krainy.

Żeby nie było- nie wiem jak to delikatnie ująć, doszły kontrole dokumentów po drodze.

– Jak sądzisz, ile może być kontroli dokumentów w cywilizowanym państwie- a takim przecież jest Rosja, od wjazdu do strefy przygranicznej do przekroczenia granicy?- Nie męcz się, i tak nie zgadniesz- aż siedem.

Za to po przekroczeniu granicy- jak za dotknięciem różdżki, po prostu unijna normalność i zagospodarowany teren, w którym po drodze zacząłem obserwować… grzyby, których chyba w Finlandii nikt nie zbiera.

          Jeszcze w Petrozawodsku- jadąc autobusem z lotniska, miałem za sąsiada starszaka w moim wieku, który sądził, że wybrałem się z plecakiem na grzyby lub na ryby- rybałkę jak mówią powszechnie. Z dumą pokazywał mi wiaderko z czerwonymi główkami kozaczków „krawców”, na które wybrał się do podmiejskiego lasu.

– Wiesz, tych czarnych (podgrzybków) nie zbierałem- mówił. – Jak tu z takim dyskutować ma polski grzybiarz?

W Finlandii, chyba prawie w ogóle grzybów nie zbierają. Później, przekonałem się w Kuopio i Kekkola na bazarze, że tylko dwa rodzaje.

– Możesz sobie wyobrazić, że z jadącego jakieś siedemdziesiąt kilometrów na godzinę autobusu, widzisz grzyby w lesie?

W Kuopio, w którym zamieszkałem na trochę, połaziłem po mieście. Miasteczko wielkości naszego powiatowego znajduje się w krainie jezior- prawie ze wszystkich stron jest nimi otoczone. Na początku szokiem były ceny. Trudno się dziwić, po półtora miesiącu w raczej taniej Rosji. Nagle znalazłem się w miejscu, gdzie ceny są podobne do polskich, pod warunkiem że polskie złotówki zamienisz na EURO. Dotychczasowe ceny hotelowe z około pięciu do ośmiu EURO wzrosły pięciokrotnie.

Ładne, zadbane miasto posiada plac centralny, na którym umieszczono bazarowe stoiska.

 

 

Miasto w centrum posiada, mniej więcej co drugą ulicę wyłączoną z ruchu. Pozwala to spokojnie szwendać się po nim bez obawy na ruch samochodowy. Ruch pieszy współistnieje z rowerowym i formami aktywności, typu nordic walking, czy jego odmianą- rolki na nogach z kijami do narciarstwa biegowego (niezłe i szybkie). Kilka kościołów różnych wyznań (ewangelicki- luterański , prawosławny), ładne parki i widoki na wysepki dookoła.

 

 

          Po południu ruszyłem dalej do Kekkola na wybrzeżu Zatoki Botnickiej. Miasto stało się sławne  za sprawą Lenina , który ukrywał się tutaj w 1907 roku. Obecnie, to spokojne trzydziestopięciotysięczne miasteczko w fińskiej prowincji zachodniej. Miałem okazję spokojnie popatrzeć na prowincjonalne zwyczaje kraju. Tu prawie nikt, na przykład nie zamyka łodzi na brzegu. Wszystkie pozostawiono na brzegu z wiosłami i silnikami- tylko niektóre zamknięto łańcuchami na kłódki.

 

 

Popatrzyłem sobie na tutejsze wędliny- raczej mizerną ofertę, z tym że ceny odpowiadały polskim- gdyby przyjąć równowartość EURO do polskiej złotówki(!!!). Przypomniały mi się w Kekkola widoczki związane  z grzybami. Na ryneczku, zobaczyłem owszem grzyby- ale tylko odmianę opieniek i kurki. Za to w miejskim parku miałem wspaniałą ofertę na gruncie- prawdziwków, marzenie polskiego grzybiarza.

– W kraju nie przeszedłbym spokojnie, nie schylając się co chwilę- możecie  wierzyć polskiemu zapalonemu  grzybiarzowi. Wypada mi tylko żałować, że wskutek podróżowania, nie zawsze w Polsce mam czas na taki wspaniały kontakt z przyrodą.

 

 

          Finlandię zamieszkuje pięć milionów osób- kraj o wielkości Polski, w którym znajduje się około sto dziewięćdziesiąt tysięcy jezior i niewiele mniej wysp. Jeziora zajmują dwadzieścia, a lasy prawie siedemdziesiąt procent powierzchni kraju. Jeżeli opowiadam o kraju, to jeszcze o historii. Od dwunastego wieku przez sześćset lat byli Szwecją a potem ponad sto lat carską Rosją- uzyskali niepodległość dopiero w 1917 roku. Jedną z ciekawostek pochodzącą stąd jest fińska sauna, znana na całym świecie jako jedna z najlepszych form relaksu. W Finlandii jedna sauna przypada na trzech mieszkańców.

Wierzcie mi Państwo w Finlandii widać ten bezmiar lasów, wód I pustkowi. Ale w odróżnieniu od wschodnich sąsiadów, tutaj jest to wszystko zagospodarowane i wykorzystywane gospodarczo.

Następnego dnia powitałem Oulu, miasto bardziej na północ krainy fińskich jezior. Ciągle mam nadzieję, że ujrzę zorzę polarną. Jestem po raz ósmy w czasie tej podróży w północnym rejonie, gdzie w sprzyjających warunkach jest to prawdopodobne. Zorze polarne występują, zależnie od aktywności magnetycznej słońca, w Laponii przez całą zimę, a w zwiedzanym regionie widać je najczęściej właśnie teraz we wrześniu oraz marcu.

– Wyglądam nocami przez okna i na razie nic! … mocium panie!

Oulu jest jednym z większych fińskich miasta (140 tysięcy). W średniowieczu i czasach nowszych miasto znane było z handlu dziegciem.

Mało kto wie, cóż to takiego?  Wytwarzany był przez rozpalanie ognia w smolarniach- specjalnych dołach ziemnych, w których ułożone zostają stosy drewna. Po uszczelnieniu i obsypaniu ziemią wytapiana substancja spływała do naczynia na dnie dołu. Umiejętność produkcji dziegciu była kiedyś pilnie strzeżoną tajemnicą, a on sam cenioną i szeroko stosowaną substancją. Posiada właściwości bakteriobójcze i stosowany był jako lek w chorobach skóry, klejono nim łodzie, groty strzał i temu podobne. Transportowano go w beczkach rzekami na wybrzeże. Z Oulu beczki statkami pływały po całej Europy i nie tylko. Ze względu na smrodliwy zapach nie był lekiem lubianym a w literaturze często wspomina się, na przykład o „łyżce dziegciu w beczce miodu”.

Współcześnie miasto ma długą tradycję produkcji papieru i drzewnego przetwórstwa. Finlandia jest światowym potentatem w produkcji papieru, największe światowe fabryki znajdują się właśnie nad Zatoką Botnicką.

 

 

W mieście i faktycznie w całym kraju bardzo mi się spodobały ścieżki, oraz rozwiązania służące ruchowi pieszemu i rowerowemu.

 

 

          Prawie wszyscy, którzy przyjeżdżają do tego kraju, muszą koniecznie zajechać do Rowaniemi. Miasto szczyci się tym, że jest miejscem zamieszkania „Świętego Mikołaja”. Dziecięce listy pisane przed każdymi świętami Bożego Narodzenia do: św. Mikołaja, Santa Clausa czy Dziadka Mroza, trafiają często właśnie do urzędu pocztowego w zbudowanej dla turystów wiosce św. Mikołaja. Władze sześćdziesięciotysięcznego Rowaniemi, oczywiście robią wszystko, aby legendę podtrzymywać, że to stąd wyruszają zaprzężone w renifery sanie, wypełnione prezentami.

 

 

W rzeczywistości w latach dwudziestych ubiegłego wieku fiński sprawozdawca radiowy, Markus Rautio, spopularyzował legendę, wiążącą św. Mikołaja z tymi okolicami. Najpierw było to  wzgórze Korvatunturi (w tłumaczeniu „Wzgórze Ucho”), który nasuwało myśl, że względu na jego kształt, wysłuchiwane są tam wszystkie dziecięce życzenia. Później wydarzenia wojenne spowodowały, że Mikołaja przeniesiono do Rovaniemi.

Wioska Świętego Mikołaja znajduje się w odległości ośmiu kilometrów na północ od miasta. Kursuje tam dogodna komunikacja autobusowa i bez problemu znalazłem się po kilkunastu minutach u „Świętego”. A reszta, to- przepraszam czytające dzieci, czysta komercja: mnóstwo sklepików, pamiątek, zdjęcia ze „ świętym” za cztery euro,  i elfami ze sklepików (za uśmiech). Dodatkową atrakcją jest możliwość zrobienia sobie fotki na linii północnego kręgu polarnego, z czego nie omieszkałem skorzystać (przy pomocy sympatycznego ukraińskiego turysty), z którym później spotkałem się w tym samym pokoju hotelowym.

 

 

Ostatnie zdjęcie zrobiłem w Rowaniemi. Aż się prosił podpis pod nim „dokąd teraz”? Dla mnie na pewno będzie to jutrzejszy autobus do Kemi z przesiadką do Tornio/ Haparanda. Te dwie ostatnie nazwy są miejscowościami na granicy fińsko- szwedzkiej. Oba kraje należą do Eurolandu, więc granica istnieje tylko w nazwach autobusów… na dworcu autobusowym.  Załączam również mapkę dotychczasowej trasy.

 

 

 

Przejście do następnej relacji: Szwecja

Przejście do poprzedniej relacji: Syktywkar, Archangielsk, Narjan Mar, Murmańsk i Karelia

Przejście do poprzedniej relacji: Na kręgu polarnym…