Szlakiem Świętego Jakuba, relacja z podróży.

Szlakiem Świętego Jakuba, relacja z podróży.

Tekst i foto: Paweł Krzyk i Łukasz Sakowski

 

Organizując wyjazd założyliśmy, że odwiedzimy także ważne miejsca religijnie. We Francji była to góra Świętego Michała oraz Lourdes. W Hiszpani jest to Santiago de Compostela, oraz portugalska Fatima.

Po „winnej” drodze wkraczamy na szlak Świętego Jakuba. Nie ma on ustalonego początku. Zaczyna się tam, gdzie pielgrzym wychodzi w drogę, a kończy przy grobie Świętego Jakuba w mieście Santiago de Compostela.

My na szlak wkroczyliśmy w Hiszpani w okolicy miasta Pampeluna na północy Hiszpani w regionie Nawarra, w pobliżu granicy z Francją. Historyczne miasto zostało założone przez Pompejusza, stąd też jego nazwa. Było to miejsce stacjonowania rzymskich garnizonów. W okresie średniowiecznym miasto przechodziło z rąk do rąk. Było również pod panowaniem Maurów. W X wieku została całkowicie zniszczona. Od XI wieku nastąpił ponowny rozwój miasta. Przyczyniło się do tego przebiegający przez nie szlak pielgrzymkowy do Santiago de Composteli.

Centrum miasta to niewysokie kamienice, wąskie uliczki, place. Jedną z ulic dochodzimy do gotyckiej katedry. Spacerem chodzimy po starym mieście. Poranny wyjazd z Lourdes daje nam znać o sobie – burczy nam w brzuchu. W jednej z restauracyjek serwowane są tapas – poranne przekąski. Liczna grupa gości pijących wino, mocną kawę i zajadających serwowane przekąski. Kusimy się na kanapki – grillowane tosty z owocami morza.

 

 

Wracamy w stronę parkingu, gdzie zostawiliśmy samochód. Przechodzimy obok stadionu do korridy. Pampeluna znana jest na całym świecie z imprezy organizowanej od 6 do 14 lipca, zwanej sanfermines ku czci patrona miasta świętego Fermina. Podczas tego święta odbywają się encierros – gonitwa byków i ludzi wąskimi uliczkami starego miasta. Grupa śmiałków ucieka przed agresywnymi bykami, szarżującymi wzdłuż alejek, biorących wszystko na rogi. Gonitwa kończy się na mijanym przez nas stadionie. Niekiedy biegi te kończą się poważnymi obrażeniami biorących w nich udział uczestników.

 

 

Nasze Camino de Santiago zaprowadziło nas do Logrono. Miasta leżącego w dolinie rzeki Ebro w regionie La Rioja. Obszar znany jest z produkcji wina. Jadąc poprzez liczne pagórki widać rozległe winnice z licznymi uprawami. Nisko przycięte winoroślą podwiązane na specjalnych wyciągach, ciągną się równymi liniami.

Na stare miasto prowadzi przez rzekę Ebro most Puente de Piedra, wybudowany w XIX wieku. Ulice ciągnące się w górę i dół – teren pagórkowaty, kolorowe kamienice, głownie w kolorach beżowych i żółtych. Mnóstwo wielokolorowych kwiatów w oknach z kolorowymi markizami, tworzą obraz starego miasta. Jest inne niż to, co mogliśmy obserwować we Francji. Tamte miasta były szare, od kamienia z którego były zbudowane, te są przede wszystkich żółte, od tworzących je piaskowców.

 

 

Docieramy do Bizkai – krainy Basków, a w niej do Bilbao. Największe miasto regionu, leżące nad rzeką Nivrón. Jako miasto funkcjonuje od XIV wieku. Był to port eksportujący żelazo oraz wełnę. Od XIX wieku Bilbao stało się głównym ośrodkiem przemysłowym Hiszpani. W XX wieku w latach  1936 – 1937 było stolicą republiki baskijskiej, która została krwawo spacyfikowana przez gen. Francisco Franco.

Zabytkiem przyciągającym turystów odwiedzających to miasto jest muzeum Guggenheima, będące muzeum sztuki współczesnej. Patron muzeum był amerykańskim biznesmenem, ofiarą zatonięcia liniowca Titanic. Miejsce to powstało kiedy rada kraju Basków skontaktowała się z fundacją Solomona R. Guggenheima, aby stworzyć muzeum, które pozwoli wyjść z zapaści finansowej miastu. Dekonstruktywistyczny budynek został zbudowany głównie z blachy (tytanowej) oraz szkła. Przyciąga uwagę od pierwszego momentu jak się na niego spojrzy. Dodatkowo uwagę przyciąga wielka, kwiecista postać psa postawiona przed głównym wejściem.

 

 

Nad brzegiem Zatoki Biskajskiej w regionie Kantabrii,  położony jest nadmorski kurort Santander. Również miasto założone w starożytności, a póżniej było ważnym portem handlowym z Nowym Światem. W połowie XX wieku zostało zniszczone na skutek szalejącego pożaru. Największe zniszczenia ogień dokonał na starówce. Ucierpiała także katedra, która jest jedną z tutejszych atrakcji turystycznych.

W okresie letnim miasto opanowane jest przez turystów. Mieliśmy możliwość zobaczenia na własne oczy ile osób przyjeżdża na tutejsze plaże. Turyści ciągną tutaj głównie dla atrakcji związanych ze sportami wodnymi oraz przysłowiowym „plażingiem”. Wieczorem można poszwendać się w licznych nadmorskich restauracyjkach, i zjeść dobre owoce morza.

 

 

Wieczorny przyjazd do Oviedo wymalował na naszych twarzach niechęć do turystyki. Stwierdziliśmy, że pomimo soboty i dobrej pory na drinka nie mamy siły na niego iść. Pozycja horyzontalna była dla nas lepszym ukojeniem zbolałych po podróży pleców. Zwiedzenie miasta zostawiliśmy sobie na poranne godziny.

Miasto, a dokładnie jego starówka, została wpisana na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Stare budynki, kamienice, Pałac de la Rua, kościół i katedra oraz utrzymane do tej pory fragment akweduktów rzymskich, otoczone są przez nowoczesne budownictwo. Mariaż, który współgra ze sobą.

Jest niedziela rano. Na wąskich uliczkach Oviedo znajduje się wiele, zamkniętych o tej porze restauracji i ogródków „piwnych” – tutaj powinno używać się słowa winnych. Na brukowych kamieniach leżą setki korków po winie. Pamiątka po sobotniej nocy. Po ulicach kręcą się służby miejskie zamiatając i myjąc ulice. Z rozbawieniem widzę maszynę przypominającą mi Nono, odkurzacz z Teletubisiów. Niestety żadnego innego bohatera nie spotkałem. Pewnie teraz śpi po nocnej, suto zakrapianej winem imprezie.

 

 

              Na naszym szlaku do Santiago odwiedzamy A Coruña, duży handlowy port nad brzegiem oceanu. W I wieku przed naszą erą dotarły tutaj legiony Juliusza Cezara. W II wieku naszej ery wybudowano Wieżę Herkulesa – latarnię morską, będącą najstarszym zabytkiem tego miejsca. Położenie miasta sprzyja turystyce. Piaszczyste plaże i piękne widoki to według mnie główne atrybuty tego miejsca.

 

 

W końcu ostatni punkt naszej trasy. Santiago di Compostella, miejsce spoczynku Jakuba Apostoła. Jest to cel wędrówki tysięcy pielgrzymów. Wielu z nich, aby tutaj dotrzeć przechodzi setki, a niekiedy tysiące kilometrów. Wszystkich ich prowadzi jeden cel.

Droga Świętego Jakuba, Camino di Santiago, jest ciężka, obdarzona trudem wędrówki. Prowadzi od domu każdego pątnika aż do miejsca spoczynku Świętego Jakuba Apostoła. Z wyznaczonej drogi nie sposób zboczyć. Oznaczona jest bowiem symbolem jedynym w swoim rodzaju. To wizerunek muszli przegrzebka.  Idąc za tymi znakami bez trudu dojdziemy do celu. Na swojej drodze spotkamy także wielu pielgrzymów.

– Jak ich poznać?

Większość z nich do swoich plecaków, oprócz śpiworów, zapasowych butów lub kijów trekkingowych, ma przywiązane właśnie muszle. Dzięki nim bez trudu się rozpoznają i pomagają wzajemnie.

Miasto, do którego idą, położone jest na północnym zachodzie Hiszpani, w górach Kantabryjskich. Początkowo osadę założyli tutaj Celtowie. Po odzyskaniu ziem będących pod panowaniem Maurów, w IX wieku odnaleziono w tym miejscu rzekomy grób Jakuba Apostoła, którego ciało, według legendy, zostało przywiezione tutaj łodzią i pochowane. W XI wieku po odbudowie, miejsce to stało się zaraz po Rzymie znaczącym celem chrześcijańskich pielgrzymek. Wiek później został powołany zakon rycerski, który miał czuwać nad bezpieczeństwem wędrujących w to miejsce pielgrzymów.

Stare miasto nie zmieniło swojego charakteru architektonicznego od czasów średniowiecznych i w całości wpisane zostało na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Najważniejszym zabytkiem jest katedra budowana od XI do XVIII wieku. Powstała nad grobem Jakuba. Oprócz miejsca spoczynku znajduje się tutaj także ogromna kadzielnica botafumerio, która bujana jest przez osiem osób, praktycznie pod sam sufit.

 

 

 Spacerując po stary mieście można podziwiać tutejsze zabytkowe kościoły, klasztory, kolegia, place i inne miejskie zabudowania.

 

 

Zmęczeni całodniowym chodzeniem usiedliśmy w restauracji aby czegoś się napić. Wspólnie nasz wzrok powędrował na litrowy dzbanek wypełniony zimną, owocową sangrią z pobrzękującymi kawałkami lodu i wkrojonymi do środka świeżymi owocami. Taki coś jest idealnym rozwiązaniem dla strudzonych „pielgrzymów”, tym bardziej w ciepły, słoneczny dzień. Niżej także mapka dotychczasowej trasy w Hiszpanii.

 

 

 

Przejście  do  następnej relacji: Do Fatimy i… na koniec świata

Przejście do poprzedniej relacji: Winna droga pielgrzyma

Przejście na początek trasy: Bajeczne niemieckie zamki