Białe noce na Czukotce, relacja z podróży.
Białe noce na Czukotce, relacja z podróży.
Tekst i foto: Paweł Krzyk
Tak, na Czukotce białe noce występują od końca maja gdzieś do połowy sierpnia. W nocy można mieć trochę ciemniej w pokoju, tylko przy zamkniętych żaluzjach. Czukocki Okręg Autonomiczny jest najdalej na wschód wysuniętym rejonem Rosji w znacznej części leżącym za kołem polarnym. Znajduje się nad aż trzema morzami: Wschodniosyberyjskim, Czukockim i Beringa. Kraj dwukrotnie większy od Polski, ale tylko z niespełna pięćdziesięcioma tysiącami mieszkańców. Dalej na wschodzie przebiega linia zmiany daty i znajduje się Alaska. Do Polski w lecie mam dziesięć stref czasowych- z tego dziewięć znajduje się na terenie jednego kraju: Federacji Rosyjskiej.
Klimat Czukotki jest niezwykle surowy– na wybrzeżach morski, we wnętrzu okręgu– kontynentalny. Zima trwa dziesięć miesięcy. Średnia temperatura stycznia wynosi od minus piętnastu do minus trzydziestu dziewięciu stopni Celsjusza a lipca do plus dziesięciu stopni. Średnia temperatura w zimie wynosi minus dwadzieścia dwa stopnie- przez dziesięć miesięcy!!! Pod ziemią znajduje się wieczna zmarzlina, tak, że fundamentów domostw tutaj nie budują zbyt głęboko. Po przylocie na lotnisko zaskoczyła mnie kontrola graniczna, która chce ode mnie specjalnej przepustki na wjazd w strefę przygraniczną. Nie mam jej, bo o niej nie wiedziałem. Zatrzymują paszport i każą czekać. Po godzinie i spisaniu szczegółowego wywiadu o mnie, uzyskałem zezwolenie na dwudniowy wjazd tranzytowy. Stolicę Anadyr, na lotnisku reklamują zdjęcia z życia codziennego Czukczów, wśród reniferów, jurty i tak dalej. Oprócz Rosjan stanowią główną grupę narodowościową.
Nie miałem wcześniej rezerwacji hotelowej, gdyż żaden z hoteli nie odpowiedział na moje zapytanie o nocleg. Dzięki taksówkarzowi nie miałem z rozkwaterowaniem żadnego problemu. W drodze do przeprawy promowej wiedziałem, gdzie będę nocował. A potem, patrzę niestety w strugach deszczu, gdzie też jadę. Okazało się, że miasto i port lotniczy znajdują się po przeciwnych stronach szerokiej zatoki morskiej. Aby dostać się do Anadyru, trzeba skorzystać z promu, który tutaj nazywają „katerem”. Niezłe warunki w Motelu Barchat skłaniają do rekomendowania go, jako miejsca wartego polecenia ze względu na cenę i lokalizację. Wieczór spędzam, smętnie obserwując strugi deszczu za oknem. Pewnym pocieszeniem okazało się towarzystwo trzech młodych Rosjan, którzy podobnie jak ja wędrują z plecakami. W końcu wyciągnęli flaszkę i kolę, ja mini kabanosiki i zrobiło się weselej. Jeden z nich jest z pochodzenia Polakiem. Jego dziadek w czasach gdy Polski nie było na mapie, przywędrował do Moskwy. Obecnie jego ojciec posiada „Kartę Polaka” i nauczył się języka polskiego… Nim się połapałem, zrobiła się północ-ciągle tak jasno i nie patrzy się na zegarki.
Rano mimo siąpiącej pogody, ruszyłem na spacer po stolicy o wielkości większej wioski. Kolorowe blokowiska, wybudowane na słupach. Port anadyrski zbudowano w dość prosty sposób, zatoka portu powstała, poprzez zatopienie kilku starych, zardzewiałych kryp. Po drugie stronie wody w mgiełce widnieją wysokie klify.
Kilka budynków rządowych, supermarket, sklepiki, poliklinika dziecięca… Najciekawszym rejonem jest okolica nadmorska z drewnianym budynkiem kościoła prawosławnego, salą koncertową i muzeum okręgowym.
Dodaj do tego cztery pomniki w tym obowiązkowo jeden przedstawiający identyczną postać, jak we wszystkich wcześniej zwiedzanych miastach… i będziesz wiedział prawie wszystko o turystycznym Anadyrze. Poza dwunożnymi, największymi mieszkańcami półwyspu Czukockiego są białe niedźwiedzie, renifery, morsy, wilki i foki.
W muzeum spędziłem niespełna godzinę. Najbardziej ciekawiła mnie fauna i flora. Roślinności w krainie wiecznej zmarzliny, długotrwałego zimna jest niezbyt wiele. Lecąc samolotem nad lądem, najczęstszym widokiem były liczne jeziorka mokradeł wśród traw i porostów. Przyjrzałem się białym „miszkom”- taki wypchany w normalnej pozycji był wysoki, gdzieś na metr trzydzieści?
– No to ile wzrostu miałby wyprostowany?
Prawdziwy potwór- obecnie w Rosji pod całkowita ochroną. Morsy zaciekawiają swoimi ogromnymi szablami kłów.
I na koniec, jeszcze o najdawniejszych mieszkańcach, Czukczach. Podczas lata, tylko w muzeum można zobaczyć tradycyjne stroje, dawny sposób życia i zabezpieczania się przed ekstremalnymi warunkami bytowania. Współcześni, od Rosjan różnią się … wyłącznie rysami twarzy.
Wśród Rosjan ulubionymi dowcipami są właśnie takie o Czukczach- oczywiście tych Rosjan nie będących Czukczami. Zapytałem wprost i usłyszałem, że podchodzą do nich z dystansem i wcale się nie obrażają. Są to czasem niewybredne żarciki, podobne do polskich, na przykład o sołtysie w Wąchocku. Zanotowałem kilka:
Pewnego dnia Czukcza przyszedł do sklepu.
– Czy jest szampon?
– Jest, ale tylko „jajeczny”.
O, to szkoda, bo ja cały chciałem się umyć.
………………………….
Pewnego dnia Czukcza kupił lodówkę. Pytają go:
– Czukcza, ale po co wam lodówka?
– A, to do ogrzania się zimą. Na ulicy minus czterdzieści, a u mnie w lodówce tylko zero!
…………………………
Dlaczego Czukcze nie jedzą bułgarskich korniszonów?
– Bo głowa im do słoika nie wejdzie…
………………………..
Czukcza kupił nowe Żiguli. Przyjechał pochwalić się samochodem do swojej wioski. Wychodzą ludzie z domów, zachwycają się nabytkiem. Jeden z Czukczów przetarł światła.
–Jakie wielkie oczy! – nie może wyjść ze zdumienia.
Drugi poskakał po dachu. –A skóra jaka mocna.
Trzeci pomacał rurę wydechową. – No tak, jasne! Samiec!
………………………….
Zapytali Czukczę jak często się myje.
– Raz na pół roku.
– Tak rzadko? A nie czujecie się brudnym?
– Fakt, przez pierwsze dwa miesiące może trochę tak, ale potem brud sam odpada.
A tak na poważnie, Czukcza wie co to ciepło i potrafi je docenić, szczególnie jak się mieszka w jarandze- namiocie rozłożonym na ziemi, gdzie podłogę stanowi oczyszczona ze śniegu ziemia. W zimie Czukczowie, (czy Czukcze) chodzą w strojach uszytych ze skór reniferów, zwykle wchodzi się w taki kombinezon przez otwór przy głowie. Można sobie wyobrazić jakim problemem jest każda potrzeba fizjologiczna- dlatego w kroku, każdy kombinezon ma specjalne rozcięcie i jego „zamknięcie” musi zabezpieczać przed mrozem. Są to specjalne zewnętrzne klapy, które po odpięciu pozwalają załatwić to co trzeba.
W samolocie siedziałem koło jednego z tubylców o twarzy wyjątkowo ogorzałej. Zaczął mi opowiadać o wydobywaniu złota- to jedno z podstawowych źródeł dochodu. Wbrew pozorom, to wcale nie takie łatwe zajęcie, ponieważ kopać trzeba pod ziemią. Powstają normalne małe kopalnie, tylko, że… no właśnie, tam jest wieczna zmarzlina, czyli grunt pod ziemią zawsze ma minus kilkanaście stopni. Nie można zaprząc do pracy wody. To kopanie więc musi przypominać kopanie kamieni, np. węgla. Dodatkowym kłopotem jest podmokły grunt i w czasie roztopów kopalnie są zalewane. Górnicy o tym wiedzą, więc wcześniej dokładnie wszystko z niej usuwają. Woda kopalnię zalewa i… zamarza, czyli we wszystkich dawniej pustych przestrzeniach powstają lodowe bloki. Powoduje to, że po ustaniu roztopów, można prace rozpocząć od nowa, nawet wybierając rudę z miejsc, które poprzednio musiały pozostać nienaruszone jako podpory! Jeżeli nie uda się, lub rudę wybierze się do końca, trzeba szukać terenu złotonośnego na nową kopalnię.
Opowiada mi, że będąc tutaj w zimie, trzeba poczuć smak mrozu i śniegu. Organizują nawet dla „szalonych” turystów, ekstremalne, kilkudniowe rajdy na motorowych saniach, podczas których odwiedzane są osiedla Czukczów, wraz z uczestniczeniem w ich świętach i codziennym życiu.
Przejście do następnej relacji: Żydowski Okręg Autonomiczny
Przejście do poprzedniej relacji: Magadan
Przejście na początek trasy: Władywostok