Jakucja, Republika Sacha, relacja z podróży.

 

Jakucja, Republika Sacha, relacja z podróży.

Tekst i foto: Paweł Krzyk

 

Azjatycką część Rosji nazywa się potocznie Syberią- to trudno wyobrażalne przestrzenie, miliony kilometrów kwadratowych tajgi, jezior, rzek, stepów, pustyni i tundry. To miejsce, gdzie jeszcze sto lat temu odkrywano góry a i obecnie są miejsca, gdzie nie stanęła ludzka stopa. Od wieków, Polakom Syberia kojarzyła się ze śniegiem, tajgą, katorgą i zesłaniem. Dla wielu pradziadków i dziadków stała się drugą ojczyzną, w której spędzili najlepsze lata… i życie. Katorga i zsyłka pozostawiły ślady i dla wielu Syberia stała się symbolem mąk i cierpienia.

Zwiedzam po kolei tę niedostępną krainę, samolotami, gdyż wizę dają tylko na miesiąc i musiałbym tutaj przyjeżdżać kilka razy. Jednym z hitów na mojej trasie jest tajemnicza Jakucja, znana bardziej z relacji zesłańców niż podróżników, leżąca nad ogromną rzeką Leną i gdzie znajdują się Góry Czerskiego. Geolog i badacz Syberii Jan Czerski, był rodakiem, zesłanym po Powstaniu Styczniowym i na jego cześć nazwano najwyższe pasmo gór Syberii ( ok.3000 m…). Jakucja, Republika Sacha – powierzchniowo zbliżona jest do Europy i zamieszkała przez niecały milion osób, z czego Jakuci stanowią połowę, a reszta to przede wszystkim Rosjanie. W Rosji uważa się Jakucję za kraj z silnymi mrozami, reniferami, złotem i diamentami. Jakucji przypada czwarta część światowej produkcji diamentów, których wydobycie jest najważniejsza gałęzią przemysłu. Kopalnie jakuckich diamentów są… niezwykłe- stosowali technologię odkrywania pokładów rud diamentowych za pomocą… podziemnych wybuchów atomowych. Największy diament tutaj wydobyty, jest wart tyle co cztery tysiące luksusowych samochodów Bugatti, lub kilka tysięcy mieszkań w centrum Moskwy.

Z powodu wiecznej zmarzliny, łatwiej tu znaleźć zamarzniętego mamuta, niż ziemię zdatną do uprawy. Kości mamuta nie są zbyt cenne- kieł mamuta w jednym ze sklepów jubilerskich Jakucka o długości ponad metr, jest wart nieco ponad milion rubli… (dwanaście tysięcy euro). Przed wyjazdem żartowano sobie ze mnie,

– uważaj, bo cię „wilki zjedzą”.

Jakuci, o rysach twarzy zbliżonych do mongolskich, żyją w skrajnie ciężkich warunkach klimatycznych, z temperaturami sięgającymi zimą minus sześćdziesięciu a latem plus czterdziestu stopni Celsjusza.

– Tak, amplituda temperatur sięga stu stopni- trudno to sobie nawet wyobrazić…

Są gościnni i sympatyczni, wierzą w szamanizm i… prawosławie. Rozmawiają dwoma językami urzędowymi, własnym i rosyjskim, ale nie wszyscy znają ten drugi. Zwiedzanie miasta rozpocząłem od kompleksu turystycznego „Czoczur Muran”- restauracja wzorowana na skansen. W pobliżu warta odwiedzenia jest galeria lodowa „Królestwo wiecznej zmarzliny”. Znajduje się w wiecznej zmarzlinie we wnętrzu wzgórza. Głównym pomieszczeniem dla zwiedzających jest korytarz z drewnianymi podestami i zamarzniętymi ścianami na głębokości dwunastu metrów. Panuje tam stała, całoroczna temperatura minus jedenaście stopni Celsjusza. Po wszystkich pomieszczeniach oprowadza przewodnik. Pomieszczenia bardziej przypominają ciemne korytarze z pustymi kartonami po kątach- godzinne zwiedzanie mnie  nie zachwyciło.

Najczęściej odwiedzanym miejscem w sobotę, było stare miasto z cerkwią prawosławną, oraz dwoma pomnikami związanymi z historią Republiki Sacha.

 

 

Przy cerkwi i pomnikach, pary młode masowo robią sobie sesje fotograficzne. W pobliżu cerkwi znajdują się także ulica i plac Lenina. To ścisłe centrum miasta jest takie, powiedziałbym monumentalne- miejscowi nazywają je „Chruszczowką”. Można w nim odwiedzić dwa ciekawe muzea: Mamuta oraz Historii i Kultury Ludów Północy.

W Jakucku budynki stawiane są na betonowych palach, na przykład budynek dziesięciopiętrowy  osadzany jest na dwudziestopięciometrowych słupach z czego tylko około metr długości wystaje ponad grunt. Reszt słupa jest uwięziona w ziemi, w zmarzlinie, która sięga sześciuset metrów w głąb ziemi. Jeżeli zobaczy się wioskową studnię i spojrzy w jej głąb, to już na dwóch, trzech metrach od powierzchni zobaczy się wieniec lodu, oznaczający początek warstwy zamarzniętej. Bloki mieszkalne a zwłaszcza te starsze, straszą wręcz brzydkimi łatami betonowymi, które ktoś przykleił na łączeniach betonowych płyt a potem posmarował to smołą- wyjątkowe paskudne rozwiązanie, również od strony technicznej!

 

 

Budynki starsze, niektóre przypominające kształtem długie baraki, potrafią być drewniane… i ledwo trzymające się kupy.

 

 

Zwiedzanie Jakucji było dla mnie wyjątkowo trudne logistycznie, wskutek ogromnych odległości. Najciekawszymi regionami są wsie / miejscowości: Ojmiakon (biegun zimna), Tiksi (delta Leny), Żigańsk (koło polarne) oraz tak zwane Leńskie Stołby (UNESCO).

Wieś Ojmiakon w Jakucji nazywana jest biegunem zimna. Takich wsi jak ta, w Jakucji jest dostatecznie dużo i charakterystyczną rzeczą, która odróżnia ją od pozostałych jest fakt, że Ojmiakon jest najzimniejszym miejscem na ziemi, stale zamieszkanym przez ludzi. Kłopot w tym, że w lecie tam nie można dojechać drogami.

– Nie ma dróg?

– Ano nie ma, bo na zmarzlinie bardzo trudno się buduje. Kiedy powierzchnia gruntu odmarznie, wszystko się zapada, zamienia w bagno i błoto, o ile nie ma twardego, skalnego podłoża. Dlatego Jakucja ma dróg niewiele a te , które istnieją, są w stanie ledwo nadającym się do jazdy, wskutek przełomów.

– Mieszka w nim około tysiąca ludzi w niskich chatach z drewnianych bali, które wokół obkładają drewnem przeznaczonym do spalenia.

Podobnie jest z Żigańskiem i Tiksi, ale tutaj dodatkowo istnieje połączenie statkiem po rzece Lenie. Do wszystkich wsi, oczywiście można dolecieć samolotami, ale… nie we wszystkie dni. Po analizie możliwości transportowych i czasu na zwiedzanie, wybrałem  Leńskie Stołby oraz Żigańsk.

Zainteresowanych szczegółami informuję, że całość opisałem w informacjach praktycznych.

Na Stołby w kierunku południowym od Jakucka, pojechałem ze współpracownikiem hotelu, jego prywatnym samochodem wraz z jego synami. Po drodze plotkujemy i stąd pochodzi większość moich informacji szczegółowych. Zachar urodził się w Tiksi, daleko na północy w delcie Leny. Jego dwójka synów Dżulus (9 lat) i Ajsien (lat 4) są ostatnimi z siedmiorga przychówku, który pozostał w domu rodzinnym. Po drodze zatrzymujemy się w miejscu pochodzenia ostatniego cara jakuckiego Tygyn Darchana- zginął w czasie walk z kozakami rosyjskimi. A potem odwiedzamy kilka wiosek po drodze, bardziej i mniej zadbanych i wszystkie bez utwardzonej nawierzchni na drogach.

 

 

Jakucja jest krainą koni. Kiedyś w czasach Dżingis Chana, Jakuci byli cennymi sprzymierzeńcami z powodu umiejętności wytwarzania stali na groty strzał i do broni, oraz właśnie hodowli konnych. W dużej wiosce udało mi się wejść na jedno z podwórek. Gospodarz pokazał mi swoją lodówkę- niską chatę wykonaną z grubych bali, w podłodze której za dwoma warstwami izolowanymi znajdował się otwór, sięgający wiecznej zmarzliny i  lodu- trzymali tam środki spożywcze.

              – No i  po co im lodówka?

– Chyba, że do ogrzania!!!- Tak, nie żartuję, mróz w zimie mają siarczysty, czterdzieści i więcej na minusie… a w lodówce jest „zero”!!!

To dowcip, który usłyszałem wcześniej u Czukczów.

 

 

Szedłem pieszo przez wioskę z kamerą i wzbudziłem sensację. Niektórzy podchodzą i zagadują:

– a skąd, – a gdzie jadę, – a co to jest to na piersi (kamera z mini statywem) i tak dalej. Opowiadają o swoim życiu, dobrych traktorach białoruskich, koniach…

              – A czemu ich nie pilnujecie, chodzą samopas przy drogach?

– A po co, przecież tu sami swoi i jeżdżą ostrożnie w pobliżu zwierząt.

 Zachar, jeden z gospodarzy oprowadził mnie po swoim obejściu, pokazał wszystko szczegółowo, nawet z mini kuźnią w ogródku, na której jeszcze niedawno sam wykuwał noże (obecnie kupuje w sklepie). Na  zdjęciach traktorzysta i Zachar.

 

 

Aby dojechać do Bułuus na nigdy nie zamarzający lodowiec, trzeba przeprawić się promem przez rzekę Lenę- prom płynie  trzydzieści minut, tak na oko, rzeka jest szeroka na około trzy kilometry. Cena za przewóz samochodu wynosi równowartość około ośmiu euro, do tego półtora za pasażera. Po wschodniej stronie rzeki jedziemy po dobrej drodze- właśnie robią remont kapitalny. Sam Bułuus jest zasilany podziemną rzeczką, wypływającą ze zmarzliny. Woda jest smaczna i każdy, który przyjeżdża, posiada plastykowe pojemniki na wodę.  Pospacerowaliśmy po lodzie- uciecha dla dzieciaków Gawriła, zrobiliśmy sobie piknik obiadowy i … trafiam na rodaczkę. Sprzedawczyni ręcznie robionych pamiątek, po wypytaniu mnie, mówi o swoich polskich korzeniach.

              – Nie to, żebym czuła się Polką. Po prostu wiem, że jeden z pra-pra-dziadków był polskim zesłańcem (dziewiętnasty wiek).

Opisuje mi dwa ze swoich kłów, ozdób do zawieszenia na szyi, jako wykonane z … kości mamuta. Cena… około dwadzieścia euro- to nie była skamielina, tylko kość mamucia.

-Boże, ile to… tysięcy, czy milionów lat? – Mówią, że w jakuckich wiecznych lodach, kości tych prehistorycznych stworów przetrwały w dużych ilościach.

Gawrił znalazł stoisk z kumysem- byyrpachem czyli sfermentowanym mlekiem. Normalnie jest z kobylego mleka, ten wykonano z krowiego. Okazał się słodkawy z ledwo wyczuwalną zawartością alkoholu.  

 

 

Trzeba było z powrotem przepłynąć Lenę aby pojechać dalej. Nawiasem mówiąc, na tej rzece NIE MA ani jednego mostu.  Przez kolejne ponad osiemdziesiąt kilometrów  jedziemy przez tajgę z rzadka tylko urozmaicaną wioskami. Droga z resztkami asfaltu zniknęła i dobrze, bo można jechać nawet nieco szybciej- czterdzieści do pięćdziesiąt kilometrów na godzinę- mniej trzęsie, ale za to w ogromnych tumanach kurzu.

 

 

Na jednym z postojów Gawrił z synami idzie w bok i pokazuje mi szamańskie miejsce modlitwy do lokalnych bogów. Jakuci zostawiają na przyozdobionej kolorowymi szmatkami stercie kamieni, drobne placki, pieniążki czy papierosy. Dotykają słupa i po cichu modlą się.

Jedziemy i jedziemy- w końcu zrobił się wieczór- tylko na zegarku, ponieważ z początku lipca Jakucja jest nadal w okresie białych nocy. Na sto pięćdziesiątym czwartym   kilometrze od Jakucka skręcamy w stronę Leny  do Tur Bazy, by zjechać po niezwykle stromym i wyboistym zboczu nad rzekę. Pytamy o nocleg- w Tur Bazie nie mają – przyjęli wycieczkę. Podpowiadają, jedźcie na drugą stronę do Anji. I tutaj spotkało mnie niezwykle miłe zdarzenie. Właścicielka nowobudowanej bazy turystycznej, pomimo tego, ze właśnie wyjeżdża, przyjęła mnie (Polaka) za darmo. Nawet przyniosła w wiadrze pozostałości wyżywienia grupy, która wcześniej przed nami wyjechała, i mówi

              – Pawieł, Pasza, macie to za darmo, nie przyjmę żadnych pieniędzy. A rano mój opiekun terenu zrobi wam śniadanie. Jeszcze zadzwoniła do kolegi, który jutro łodzią wypływa na Leńskie Stołby. Mamy dodatkowo ulgową cenę.

– Co było robić?

– Anjiu, jeszcze raz serdecznie Ci dziękuję.

Noc upłynęła szybko po kilku  drinkach i o jedenastej następnego dnia, dopłynęliśmy do Stołbów. To Park Narodowy z pięknymi, wysokimi ostańcami skalnymi na wschodnim brzegu rzeki. Spacerem po wytyczonej ścieżce trzeba tuptać w górę około dwa kilometry, i nie trzeba być zdziwionym ostrzeżeniami „uwaga dzikie zwierzęta- niedźwiedzie”.

 

 

Dotarłem na szczyt i za bardzo nie psioczyłem, na swoje kolana, czy spocony grzbiet. Wszystko rekompensowały widoki na skały z góry, oraz widoki na ogromną, szeroko rozlaną Lenę.

 

 

              Nie chcę się rozpisywać, więc z kronikarskiego obowiązku odnotowuje tylko, że mój sfatygowany, kilkakrotnie naprawiany kapelusz, wybrał wolność w lodowatych wodach oceanu- poszybował w dal w porywie wiatru w kierunku północnym. Wieczorem, dotarłem do hotelu w Jakucku a następnego dnia odleciałem do Żigańska. Wieś znajduje się na kole polarnym w środkowej części Jakucji, oraz w rejonie tundry. Zamieszkuje ją nieco ponad cztery tysiące mieszkańców… i jest taka, jak wcześniej oglądane prawie wszystkie pozostałe. Z uwagi na to, że moim celem nie było wędkowanie, czy polowanie na inne stwory, a dodatkowo zaczęło siąpić, więc z radością przyjąłem czas powrotu do miasta Jakucka.

 

 

Niżej pokazuję mapkę z dotychczasową trasą zwiedzania dalekiej Rosji.

 

 

 

Przejście do następnej relacji: Czyta

Przejście do poprzedniej relacji: Birobidżan

Przejście na początek trasy: Władywostok