Królestwo w Niebie, Lesotho. Relacja z podróży.
Królestwo w Niebie, Lesotho. Relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Do państwa nazywanego: „Królestwem w Niebie”, lub „Podniebnym Królestwem” Lesotho, dotarłem w grudniu 2014 r. Szczegóły organizacyjne związane ze zwiedzaniem Lesotho znajdziesz TUTAJ. Gdyby zapytać o najwyżej położony kraj świata, zdecydowana większość odpowie Nepal, zwany też „dachem świata”. Mało kto jednak wie, że poza najwyższym Mont Everestem, jest tam Nizina… o wysokości 70 m n.p.m. Lesotho posiada: najniższy punkt na wysokości 1400 m… , a najwyższy prawie 3500 m n.p.m. , i jest otoczone Górami Smoczymi oraz Maluti. Może właśnie dzięki tym górom, mieszkańcy uniknęli wielu wojen oraz braku stabilności politycznej, tak częstej na kontynencie afrykańskim. Do tego malutkiego afrykańskiego państwa można przylecieć samolotem, lub wjechać z RPA, i… z RPA, która… znajduje się dookoła. Moja podróż do Lesotho wiodła samolotami przez Johannesburg. Na lotnisku w tej południowoafrykańskiej metropolii, można spotkać pełny zestaw ładnych pamiątek afrykańskich (patrz foto). Lecąc dalej do stolicy Maseru niewielkim samolocikiem Air Lam, można zobaczyć rozległe widoki czerwonych tarasowych pól i górskich krajobrazów.
Maseru, stolicę Lesotho zamieszkuje około ćwierć miliona mieszkańców. Otoczone płaskowyżami, jest w większości bardzo nowoczesnym miastem w stylu europejskim. Na zdjęciach widoki miasta.
Zwiedziłem większość najciekawszych miejsc w tym górskim państwie. Przemieszczałem się wyłącznie transportem publicznym, mini busami, które mają zwyczaj odjeżdżania dopiero po wypełnieniu pasażerami wszystkich miejsc. Jest tani, lecz obwiązuje tylko jedna zasada- maksymalizacji zysku, a że siedzisz jako jeden z czterech w miejscu przeznaczonym dla trzech… to już tylko Twój problem. Pierwsza wycieczka miała miejsce do Tayateyaneng. Poza stolicą, wioski wyglądają juz zupełnie inaczej. Spotkasz, owszem i domy typu willa, ale większość zabudowy jest klasy „afrykańskiej”. Plusem niewątpliwym są bardzo dobre drogi. Kolejne fotki zrobiłem podczas spaceru po w/w dużej wiosce/miasteczku.
Na kolejnych znajdziesz: uliczny bar oferujący smażone pazury i główki kurczaków, oraz sprzedawczynię mioteł.
W samym Maseru gdzie przesiadałem się zawsze na kolejne autobusiki, sądzę, że widoki nowoczesności nie będą zbyt atrakcyjne, więc pokazuję niżej scenki, uchwycone obiektywem na placach autobusowych w centrum miasta. Ten napis na szyi wyróżnia sprzedawcę kart z doładowaniami do telefonów komórkowych.
Dwie kolejne wycieczki zrobiłem do niezwykłych wysokogórskich wiosek. Obie leżą w kotlinach górskich, gdzie droga… się kończy i wokół są tylko szczyty górskie. Aby tam dotrzeć musiałem każdorazowo przejechać minimum po około 100 km w jedna stronę. Czas po dwie i więcej godzin nie dłużył mi się, gdyż górskie widoki, i scenki przydrożne nie pozwalały na drzemkę.
Na listopad i grudzień przypada początek pory deszczowej. Właśnie obsadzane są tarasowe pola i następuje początek wegetacji roślin, jak w naszym maju. Wysokie kwiatostany agawy… A wszystko wśród grzybków… nakrytych strzechą domów zbudowanych z kamienia.
Pierwszą wioską w górach był Semonkong. Docieram do niej po jeździe serpentynami nad przepaściami, ale po bardzo dobrej drodze. Wprawdzie wielokrotnie mój bus jedzie tylko na jedynce. Na miejscu najbardziej podobają mi się tutejsi górale. Są całkowicie odmiennym ludem, który mieszka raczej w chłodnym miejscu, gdzie w zimie (czyli teraz) potrafi spaść śnieg, i gdzie w nocy może być zimno. Patrząc na ich ubrania i czapki, szczelniej dopiąłem swoją kurtkę i nacisnąłem kapelusz na głowie. Zdjęcia zrobiłem na placyku w centrum wioski. Ci dwaj sprzedawcy, wykorzystali do konstrukcji swojego sklepu-straganu… wózek z supermarketu.
Kolejne zdjęcia pochodzą z tego samego miejsca. Pierwsze jest miejscem handlowania, i … zamieszkania, dla raczej biedniejszej części mieszkańców. Drugie przedstawia najpopularniejszy środek lokomocji w tej kotlinie. Do sklepu w centrum wioski przyjeżdża się na koniu, pakuje zakupy w juki… i „hajda lesothański kowboju” do oddalonej chatki z kamienia.
Typowe stroje pasterzy i prawie wszystkich mieszkańców, zobaczysz na pozujących mi góralach. Pasterze pilnują stad: kóz, owiec, osiołków i krów.
Drugą najciekawszą wioską w Lesotho jest Malealea. Do górskiej kotliny z tą wioską wjeżdża się przez przełęcz „Brama do Raju”, na wysokości 2000 m… Asfalt drogi kończy się kilkanaście kilometrów przed przełęczą. Skalista szutrówka z resztkami asfaltowej nawierzchni prowadzi bardzo stromo w górę, by za przełęczą zmienić się w jeszcze gorszą drogę. Tutaj w dół wiedzie już tylko droga złożona prawie z samych skał, która kończy się po kolejnych kilometrach w centrum kotliny, przy bardzo dobrym miejscu noclegowo-restauracyjnym Malealea Lodge. Wszystkie mini busy kończą tutaj bieg. Widoki na okolicę rekompensują niewygody dojazdu.
Wspaniała panorama gór, czerwona ziemia, tarasowe pola pokryte wschodzącymi roślinami uprawnymi, ogromne kwiatostany agawy, jeźdźcy na koniach i osiołkach…
Wszystkie kolejne zdjęcia zrobiłem w czasie kilkugodzinnego spaceru po wiosce w pobliżu tego hoteliku. Sam oceń czy takie widoki są warte długiego spaceru, wśród przyjaźnie nastawionych mieszkańców.
Nieco rozklekotane mini busy przyjeżdżają do kotliny stosunkowo często (co 30-40 minut) i natychmiast odjeżdżają, zbierając pasażerów po drodze. Niejednokrotnie w drodze powrotnej zdarzyło się nam czekać, aż z pola czy oddalonej chatynki ktoś dojdzie. Jak zauważyli busa, wyszli i kiwnęli ręką, to wystarczyło do postoju, aż po 2-3 minutach ten ktoś dochodził. I tak przez pierwszą godzinę jazdy powrotnej po tych prawie bezdrożach. Zdjęcia zrobiłem podczas powrotu w pobliżu kotliny Malealea.
Do relacji z tego niewielkiego kraju dołączyłem wiele zdjęć, gdyż lubię góry, i ten kraj bardzo mi się spodobał. Zdjęcie z drogami zrobiłem przypadkowo. Po drodze z lewej odszedłem z ostatniej wioski. Można pewnie tymi innymi odnogami: dojechać na koniach do … np. wodospadu, czy pójść na trekking po okolicy, albo zwyczajnie dojść do czyjegoś domu z kamienia nakrytego słomą. Można i nieco filozoficznie… Zastanowić się: co robić dalej, lub dokąd wyruszyć na kolejną wyprawę(!!!). Załączyłem mapkę Lesotho z trasą zwiedzania.
W dniu następnym odleciałem przez Johannesburg i Dohę … na święta Bożego Narodzenia do domu.
Obok załączyłem mapkę całej trasy, którą nazwałem „Mzungu w Afryce Wschodniej”. Ta długa 47 dniowa trasa była wyzwaniem, również dla mnie, gdyż wiodła po lądzie przez ogromną odległość ponad 8 tysięcy kilometrów, przez miejsca dalekie od turystycznych szlaków, prawie przez turystów nieodwiedzane. Przykładem może być to, że po ruszeniu w Tanzanii z Dar es Salam, przez 28 dni podróży białą twarz widziałem głównie w lustrze (spotkałem 8 białoskórych turystów).
Powrót do poprzedniej relacji: Mozambik cz. II
Powrót na początek trasy: Majotta