Anglia: Bristol i Bath, relacja z podróży.
Zachodnia Anglia: Bristol i Bath, relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Do Bristolu przyjechałem z Liverpoolu, autobusami z przesiadką w Birmingham. Nie korcił mnie postój w Birmingham, gdyż miałem okazję go zwiedzić podczas jednej z wcześniejszych podróży. Szczegóły organizacyjne mojej wyprawy umieściłem w informacjach praktycznych (kliknij). Zarezerwowany Hostel Rock i Bowl, mam w zasięgu 10 minutowego spaceru. Nie wiem dlaczego, podróż trwała tylko sześć godzin, czuję się zmęczony i z ulgą zrzucam plecak z barków. Idę na zakupy do niedalekiego „Tesco” i po drodze zdziwiony, co kilkanaście metrów słyszę na ulicy rozmowy w ojczystym języku. W sklepie zrozumiałem częściowo, co, być może było powodem. Otóż, widzę w domu towarowym, pokaźny regał z towarami polskimi: serki, wędliny, itp artykuły spożywcze. Rozmawiam z kilkoma rodaczkami. Przy okazji słyszę, że w okolicach Bristolu mieszka liczna Polonia. Jest stosunkowo łatwo o pracę i jeżeli tylko chcesz pracować, to „robotę zawsze znajdziesz”. Niektórzy byli zdziwieni, że podpytuję jako „turysta” i nie jestem miejscem pracy zainteresowany. W dużym pokoju kuchennym uzupełniałem notatki, i wróciłem do swojego miejsca noclegu około dziewiątej wieczorem. Nade mną na piętrowym łóżku mam już sąsiada, z którym plotkuję po angielsku. Dopiero, gdy zadzwonił jego telefon, zorientowałem się, że ten młody około 30- letni mężczyzna, jest Polakiem. Rozmawialiśmy dość długo, gdyż zaciekawiła mnie informacja, że on tutaj pracuje i nocuje w hostelu… Jest to dość niezwykłe, czytaj… za drogie, dla osób pracujących zarobkowo. Marek (imię zmieniłem na jego prośbę), żyje z małymi przerwami w Anglii, od 11 lat. Jest malarzem, który już w Londynie prowadził własną firmę, wykonującą prace związane z zawodem. Opowiada mi o tym, że ma kłopoty ze znalezieniem dobrego mieszkania. Trafił wcześniej do osób nadużywających… również narkotyków. Nie chciał o tym opowiadać- nie dało się tam żyć, to nie dla niego. Postanowił na dwa tygodnie przenieść się do hostelu, i w nim poczekać na koniec remontu, w mieszkaniu które chce wynająć. Mówi, że pracuje obecnie w zawodzie u kogoś, ale w soboty i niedziele dorabia dodatkowo na własny rachunek. Zamierza uruchomić własną firmę malarską. Ma już nawet dwóch pracowników. Zwierza mi się z planów zatrudnienia w biurze swojej firmy, Brytyjki. Jak zdziwiony pytam dlaczego?
– Anglik zawsze rozpozna rodaka podczas rozmowy telefonicznej, i… tak się składa, że lepsze ceny osiągają firmy brytyjskie…
Cóż, każdy woli swojego! Prace budowlane w Anglii są prowadzone przez kilka miesięcy letnich- mówi mi o planach ukończenia angielskiego college. Dlaczego?
-Mówię nieźle, ale piszę beznadziejnie!
Dyskutujemy o moim podróżowaniu. Zeszło na sprawy związane z islamem. Jest zdziwiony, że Brytyjczycy zaczynają „ nie lubić” wyznawców tej religii.
– „Ja telewizji o kilku lat nie oglądam, … i czego… od nich chcą?
Gdy tłumaczę prawdopodobne powody: sytuację z Państwem Islamskim, mordowanie chrześcijan, tłumy „walące” nielegalnie do Wielkie Brytanii przez tunel pod kanałem La Manche, fakt prawie całkowitego zamknięcia dla turystyki: chociażby Egiptu i wielu krajów afrykańskich…, patrzy na mnie zdziwiony. Czuję, że nie jest zbyt przekonany.
Życzę mu spełnienia marzeń, ciężko pracuje i zasługuje na sukces. Mierzy wysoko, wierzę, że mu się uda. Może, będzie miał czas w przyszłości, nie tylko na ciężką pracę. Mój sąsiad rano już po szóstej wyszedł do pracy. Ja poszedłem, znacznie później… zwiedzać pieszo centrum Bristolu.
Przechodzę przez historyczne centrum miasta, gdzie istniejący od setek lat zamek bristolski, właśnie historia zniszczyła. Przed wiekami w czasie wojny domowej, nakazano jego całkowite unicestwienie. Obecnie w tym miejscu, zobaczysz nad kanałem… tylko zielony teren Parku Zamkowego. Zaczynam zwiedzanie miasta od Stacji Kolejowej Temple Meads Station. Okazałe budynki kolejowe są jedną z atrakcji turystycznych (foto). Bristol sięga historią daleko w przeszłość do czasów rzymskich i wcześniejszych. Późniejsze czasy zmieniały oblicze miasta. Był to obok Liverpoolu, port, który wysłał do Ameryk około pół miliona afrykańskich niewolników. Później położenie portu w głębi lądu, i uzależnienie poziomu wody w rzece od pływów oceanicznych, spowodowało zastój. Ponowny rozwój nastąpił w wieku XIX podczas rewolucji przemysłowej. Miasto stało się jednym z centrów nowego przemysłu. Podczas II wojny światowej, wskutek istnienia właśnie tutaj zakładów przemysłowych (w tym lotniczych), Bristol poważnie ucierpiał na przełomie 1940/41 roku, kiedy to niemieckie samoloty zrzuciły na niego 15 tysięcy bomb. Burmistrz miasta powiedział po 12 godzinnym bombardowaniu, w nocy ¾ stycznia 1941 roku, że „miasto kościołów, stało się w ciągu jednej nocy miastem ruin”. Pomimo tego, obecnie w Bristolu zobaczysz kilka pięknych świątyń (anglikańskich). Mnie podobały się zwłaszcza dwie: St. Mary Redcliffe i katedra. Kościół Św. Marii… zachwyca wspaniałymi witrażami. W obu świątyniach, spotkałem pełną informację o zabytkowych wnętrzach w kilku językach (także po polsku). Na drugiej fotografii, pokazałem pomnik najsłynniejszej brytyjskiej królowej, Wiktorii, na tle katedry.
W okresie powojennym, zniszczone centrum miasta zabudowano w stylu „brutalistycznym”, z dużą ilością bloków i zmianą ulic. Port przeniesiono nad brzeg oceanu a stare doki i sam dawny port, stał się miejscem wypływania statków turystycznych i mariną. Znajdziesz w nim potężny sześciomasztowy statek „ SS Great Britain”, pierwszy statek o napędzie parowym, który pływał na trasach transatlantyckich pomiędzy Bristolem a Nowym Jorkiem. W 1970 roku statek wrócił po 127 latach do tego samego doku, w którym został zbudowany. Po gruntownej odbudowie, stoi w gali branderowej, w suchym doku i pełni funkcję muzeum. Można wejść do i pod statek. Nie chcę w tym miejscu pisać przewodnika, ale historia tego statku to opis dokonań, które miały miejsce w czasach rewolucji technicznej, i brytyjskiej dominacji imperialnej. W Bristolu w wielu miejscach, stoi figurka owieczki z różnymi ozdobami wymalowanymi … na powierzchni. Jest ulubionym miejscem fotografowania się, zwłaszcza przez dzieciaki (pierwsze foto). Ozdobą dzielnicy West End są budynki Uniwersytetu Bristol i Muzea (zdjęcie drugie).
Zwiedziłem Bristol Muzeum i Art. Galery. Podobała mi się figurka aniołka z wiaderkiem farby, do góry dnem… na głowie. Zastanowił mnie obraz “The Temple of Dendera”- Egipt, David Roberts, z 1841 roku. Zwiedzając dość dokładnie Egipt, takiego zabytku nie pamiętam…
We wnętrzu muzeum pod sufitem holu, zawieszony jest samolot „Bristol Boxkite”. Pomiędzy latami 1910-14 wyprodukowano 76 takich aparatów latających, z czego 22 wyeksportowano. Miasto także obecnie, posiada najwięcej w Anglii zakładów przemysłu lotniczego (w tym balonowego). Na zdjęciach pokazuję ten samolot, jakby teraz się powiedziało: rodzaj lotni z silnikiem… Na drugim osiedle mieszkaniowe, znajdujące się w pobliżu centrum, około 430 tysięcznego Bristolu. Bloków stylu „brutalnego…” nie pokazuję, za bardzo przypominają znane z naszych blokowisk.
Planując tę wyprawę, początkowo do Bath nie zamierzałem jechać. Zdanie zmieniłem po uwadze koleżanki Ewy, która podpowiedziała, że jest to ciekawe miasto oraz znajduje się na liście… UNESCO. Miasto leży w odległości 22 km od Bristolu, i łatwo tam dojechać autobusami oraz koleją. Mnie było wygodniej autobusem, choć trwało trzy razy dłużej. Bath jak jedyne w Wielkiej Brytanii posiada naturalne źródła geotermalne, których lecznicze właściwości docenili już Rzymianie, budując łaźnie i uzdrowisko. Od lat jest popularnym ośrodkiem wypoczynkowym i to widać, zwłaszcza po licznych budowlach z czasów georgiańskich. Ale nie tylko gdyż jak spojrzysz na ulice, to tłumy przewalające się po nich, zwłaszcza w weekendy, potwierdzą to najlepiej. Największymi atrakcjami turystycznymi są: łaźnie, Most Pultney, opactwo i ogrody… Na zdjęciach w/w most i łaźnie od strony Pump Room.
W Bath znajdziesz kilka kościołów, bogatych w ozdoby i wspaniałe witraże. Najciekawszy jest kościół Bath Abbey. Na kolejnych fotografiach pokazuję: centrum miasta z tą świątynią anglikańską oraz historyczne, oryginalne sklepiki w okolicy Mostu Pultney.
Miasto liczy 95 tysięcy mieszkańców, którzy mieszkają przeważnie w zabytkowych domostwach. Ciekawe wydały mi się kamienice na łuku ulicy, z lasem jednakowych kominów (foto). Anglicy budują domy z instalacjami wodnymi poprowadzonymi na zewnątrz domów (foto). Taka konstrukcja budynku oznacza, że w przypadku wystąpienia przez kilku dni nawet niewielkiego mrozu, instalacje przestaną istnieć (zamarzną i popękają). Widać gołym okiem, że mrozy na wyspach są zjawiskiem niezwykle rzadkim.
W Muzeum Sztuki znalazłem niezwykłą ciekawostkę: paszport podróżnika z lat 1824-25. Sir William Holburne’s odbył dwuletnią podróż po Europie, w której odwiedził m. innymi: Rzym, Szwajcarię, Niemcy… Jak paszport wyglądał, możesz zobaczyć na zdjęciu. Oglądając go, tak sobie pomyślałem… Mnie wielostronicowy dokument tożsamosci… wystarcza zwykle na maksimum dwa lata… Tyle samo, tylko ja na swoje pieczątki, potrzebowałbym w tamtej wersji paszportu: jakiegoś rulonu papieru! Ze wszystkich oglądanych miast angielskich i walijskich, Bath było najciekawsze. Słuchając czasem wieczornych wiadomości na kanale BBC, widzę kolejne „niusy”, takie, które dalej będą ograniczały… swobodę podróżowania (ostatnie walki z Kurdami w Turcji). A podróżując, chciałoby się wszędzie spotykać ludzi, takich, jak na sfotografowanym plakacie (drugie zdjęcie).
Następne relacje będą z Wysp Normandzkich.
Przejście do następnej relacji: Guersney.
Przejście do poprzedniej relacji: Walia
Przejście na początek trasy: Liverpool i Manchester