Amerykańskie Wyspy Dziewicze, relacja z podróży
Relacja z Amerykańskich Wysp Dziewiczych
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
American Virgin Islands zwiedzam w styczniu 2013 r., w czasie swojej „Wielkiej Karaibskiej Przygody”. Pierwszy był Trynidad później … Ostatnią relację zamieściłem pod nazwą „Z Miami na Bahamy”. Ten segment podróży odbywam na statku wycieczkowym „Carnival Glory”. Amerykańskie Wyspy Dziewicze, główną wyspę Saint Thomas, powitaliśmy po dniu na morzu, w którym głównym problemem było objadanie się. Postanowiłem przerzucić się na owoce morza i ograniczyć słodkości, bo inaczej wrócę kilka kilogramów cięższy. Nie mam kłopotów z podjęciem tej decyzji, widząc rozmiary kilku „XL”… chyba większości zwłaszcza amerykańskich pasażerów. Postanawiamy zwiedzić Coral World Ocean Park po drugiej stronie wyspy, oraz centrum stolicy Charlotte Amalie. Wyspa wita swoimi niewielkimi wzniesieniami z domami przyklejonymi do zboczy. Najwyższy szczyt Crown Mountain liczy tylko 474 m. n.p.m.
Po zejściu ze statku nie mamy kłopotu ze znalezieniem transportu. Już w porcie stało mnóstwo taksówek wieloosobowych, które za stałą urzędową cenę jeżdżą w potrzebnych kierunkach (9 USD). Coral Park znajduje się w odległości ok. 8 km po drugiej stronie tej niewielkiej wyspy (19x 5 km). Krętą drogą jedziemy ponad 20 minut, podziwiając krajobraz, hoteliki, rezydencje oraz domostwa na zboczach wzgórz.
Sam Ocean World… (wstęp 19 USD) nie zachwyca, zwłaszcza po widzianym wcześniej w Hotelu Atlantis na Bahamach. Jest niewielki i niezbyt wart odwiedzenia, chyba że zwiedzenie parku połączy się z: pływaniem, wypoczynkiem i snorkelingiem, na mini plaży przy leżącym obok Coki Point. W parku najciekawsze jest zejście pod wodę do rodzaju oszklonej studni, z której widać dno morza na kilku metrach głębokości. W wyznaczonych porach do wody schodzi nurek karmić kotłujące się ryby. Można popatrzeć na akwaria z koralami, oraz: płaszczki, małe rekiny, duże żółwie… Na zdjęciach pokazuję te studnię podwodną oraz morską iguanę.
Wracamy do niewielkiej Charlotte Amalie. Tutaj nieco statystyki i historii. Ludności w tym autonomicznym terytorium zależnym USA jest ok.110 tysięcy, z czego w stolicy mieszka ok.12 tysięcy. Głównym zajęciem jest obsługa turystyki (do 2 mln. rocznie). Łączna powierzchnia tylko 346 km2 , na trzech dużych wyspach wulkanicznych i kilkudziesięciu mniejszych koralowych. Największymi są: Saint Croix, Saint Thomas i Saint John. Mimo że zostały odkryte w 1493 r. przez Kolumba, były głównie ostoją piratów. W XVII wieku podzielono je na brytyjskie i duńskie. W 1917 r. USA odkupiły je od Danii za 25 mln USD, z przeznaczeniem na bazę wojskową. Klimat równikowy z częstymi huraganami. Zwiedzanie stolicy wyspy rozpoczęliśmy od Fortu Christian (Fort Chrystiana). Niestety był nieczynny. To historyczne duńskie miasteczko kolonialne, rozłożone jest wokół zatoki portowej i na przyległych wzgórzach.
Centrum to plątanina bardzo kolorowych uliczek i labirynt malowniczych pasaży, z dziesiątkami sklepów, barów, restauracyjek. Są przeznaczone głównie dla pasażerów ogromnych wycieczkowców. Dzisiaj także na ulicach był tłum tych pasażerów, wliczając oczywiście nasze skromne osoby. Sercem historycznej dzielnicy jest zwłaszcza ulica Main Street, gdzie tutejsi kupcy pewnie mają taki sam instynkt handlowy jak ich poprzednicy sprzed wieków, których magazyny obecnie zajmują. Obecnie marki światowych producentów, i elektroniczne gadżety, czy złote precjoza, zastąpiły dawne beczki i bele materiałów. Na załączonych zdjęciach uliczki i wieloosobowa taksówka polująca na turystów (z powrotem do portu- tylko 4 USD!).
Pomiędzy uliczkami miejsca publiczne , na których fotografuję pomniki… przed budynkami administracyjnymi.
Nieco z boku pod górkę na zachód przy urokliwej Crystal Gade stoi otoczona palmami Synagoga wyspy S. Thomas. Posypana piaskiem podłoga odwołuje się do ich tradycji, i symbolizuje ucieczkę przez pustynię z niewoli egipskiej. Na zdjęciach ulica Crystal Gade, oraz wnętrze Synagogi.
Idąc z powrotem obrzeżem miasta fotografuję jego barwne duńskie uliczki, oraz budynek rządowy.
W parku przy porcie spotkałem mężczyznę, z włosami… splecionymi w dredy sięgające spiętym warkoczem, do … jego kostek (patrz zdjęcie). Naprzeciw portu wycieczkowców wykonałem ostatnie zdjęcie kolejce wywożącej zainteresowanych, na wysokość 210 m, na pobliskie zbocze na punkt widokowy.
Odpływamy już po zmroku. Następnym celem naszego pływającego miasteczka jest Puerto Rico.