Asurini de Tocantins, jeszcze niedawno nietekstylni. Relacja z podróży

Asurini de Tocantins, jeszcze niedawno nietekstylni. Relacja z podróży

(na luty 2021)

Tekst i foto: Paweł Krzyk

 

Obecnie moja brazylijski przygoda zaczyna się zmieniać.  Za Belem skręciłem w głąb Amazonii,  tyle,  że nie wzdłuż Amazonki lecz rzeki Tocantins. Po całonocnej podróży autobusem jestem w Tucurui, 100 tysięcznym mieście,  przy którym znajduje się ogromna hydroelektrownia. Nie dla niej tu dotarłem, lecz po to, aby spróbować spotkać się z jednym z plemion, które obecnie mieszka w pobliskim lesie równikowym,  a które jeszcze niedawno nazywano „nietekstylnym”.

Zapraszam na jedną z ciekawszych moich relacji, którą na pewno bym rozszerzył i umieścił w książce „Wśród pierwotnych”.

Tucurui jest miastem nowym, w którym dominuje licencjonowany transport… motocyklowy.

 

 

Poszedłem na spacer, zrobiłem zakupy i po dwóch godzinach schowałem się przed wilgotnym skwarem…

 

 

No i trochę egzotycznych owoców. Ten zielony nazywają miria lub givinia- wyjada się biały miąższ.

 

 

 

 

Taksówką motocyklową ruszyłem do plemienia  Asurini-do-Tocantins w wiosce Trocara, to 24 km za Tucurui. Wszystko byłoby cacy, gdyby nie awaria motocyklowej taxi, w wyniku czego zostałem sam na drodze.

 

 

O czym rozmyślałem, będąc sam na czerwonej drodze wśród tropikalnych „chęchów”, lepiej … nie pisać. Maska covidowa przydawała mi się najbardziej do zasłaniania twarzy przed ogromnymi rudymi tumanami kurzu, gdy coś postanowiło przejechać obok mnie- tak ze 100 km na godzinę. Po godzinie motocykl wrócił i ruszyłem dalej.

Kim są ci ludzie?

Asurini do Tocantins to rdzenne brazylijskie plemię wojowników w obecnym stanie Para, w pobliżu Tucurui. Od początku XX wieku walczyli z osadnikami i rolnikami o swoje tereny. W końcu, w połowie wieku pokonała ich,  nomen omen… grypa  i czerwonka. Obecnie żyją w rezerwacie Trocara, położonym nad  rzeką Tocantins. Ich populacja liczy nieco ponad 300 osób.

Do rezerwatu trzeba wjechać i uzyskać zgodę na pobyt we wioskach. Choć należałoby powiedzieć: jednej długiej na trzy kilometry wiosce, zlokalizowanej grupkami domostw wzdłuż jedynej drogi.

 

 

Z dojazdem nie było problemu, po paru kilometrach na bocznej drodze spotkałem pierwsze zabudowania. Jednak nie chcieli w nich ze mną rozmawiać.

 

 

W centralnej części rezerwatu znajduje się Povo- budynki zarządzających tym terenem. Trwało spotkanie z grupką mieszkańców. Miałem pecha być tam w okresie covidowym, więc moja prośba o zgodę na zamieszkanie wśród nich, skończyła się odesłaniem mnie po decyzję sanitarną do władz regionalnych(!!!).

 

 

Co było robić? – Ruszyłem z powrotem, ale tak wolno, że trwało to kilka godzin i nie obyło się bez spotkań z ludźmi Asurini.

Zaglądałem do kolejnych wiosek. Tylko niektóre domostwa posiadają w „tradycyjnym stylu”.

 

 

 

Kilka spotkań na drodze…

 

 

W jednej z wiosek zostałem zaproszony do kilku domów. Przy okazji pokazuję różnicę wzrostu: mojego (183 cm) i… tubylców. Sam oceń…

 

 

Gospodyni posiadała mały sklepik z rękodziełem Asurini: naszyjnikami z zębów zwierząt, pióropuszami, wyplatanymi koszami i naczyniami z gliny.  Bardzo żałowałem tego, że mam jeszcze ponad miesiąc podróży z plecakiem. Były takie cudownie… oryginalne i niepowtarzalne. Na pewno, kilka tych wspaniałych ozdób z piórami, miałbym obecnie w swojej kolekcji. Z drugiej strony nie wiadomo, czy przekroczyłbym z nimi granice… Nie wyglądały na pióra… farbowane.

 

 

Pozwolono mi zajrzeć w obejścia.

 

 

Ale tylko na podwórka poza częścią mieszkalną.

 

 

Paręset metrów dalej zadziałała szeptana informacja i zaproszono mnie pomiędzy domostwa. Poznałem trzy rodziny i mogłem porozmawiać, za portugalskim pośrednictwem mojego kierowcy.

 

 

Tradycyjnie Asurini żyli w małych grupach. Mieszkali w jednym wielkim domu. Zależnej tylko od siebie społeczności często przewodził szaman. Mają skomplikowane wierzenia,  żyją w swoim rytmie, szanują zwyczaje przodków,  ufają w moc szamana.

Obecnie wiele się zmieniło, na przykład prawie przestali używać swojego języka na rzecz portugalskiego, a murowane domki niewiele się różnią od tych na opłotkach miejskich.

 Z czego żyją?- powie ktoś.

Cenią polowania na dziczyznę, lecz coraz o nią trudniej, gdyż muszą rywalizować z otaczającymi ich farmami, i myśliwymi stamtąd… Polują tradycyjnie z pomocą łuku, co niełatwe, gdyż wypuszczane strzały mają do dwóch metrów długości. Pożądaną zdobyczą są ptaki, pióra bowiem służą Indianom do ozdoby. Łowią, używając zatrutych strzał, również metalowych haczyków. Indian Asurini najbardziej martwi brak ryb w okolicznych rzekach- muszą iść kilka dni, zanim złowią wystarczająco dużo.

W lipcu i sierpniu zbierają maniok. Sprzedają go przyjezdnemu agentowi, razem z orzechami brazylijskimi i wspomnianymi pamiątkami. W zamian kupują artykuły spożywcze: kawę, cukier, olej, sól i inne towary, takie jak: nafta, odzież, baterie do latarek i przenośne radia. Dawniej podstawą wyżywienia był maniok, dziś uprawiane są również: ziemniaki, kukurydza, banany, trzcina cukrowa, tytoń i bawełna.

 

 

Obszar rezerwatu ma tylko 217 km², grupa jest niewielka, ale połowa z nich to nastolatkowie. Jest możliwe, że ta społeczność się rozwinie, tym bardziej, że w nieodległym Tucuruí od niedawna urzęduje lekarz. Problem w tym, że korzystają z jego pomocy niechętnie. Bardziej cenią mądrość współplemieńców.

Najniezwyklejsze dla mnie są zwyczaje dotyczące macierzyństwa. Kobiety Usurini czekają na sen, w którym nawiedzi je bohaterski, mityczny przodek Mahira (duch, miejscowy bóg). Po przebudzeniu się współżyją z wieloma mężczyznami (w wieku około 15 lat). Jeżeli zostaną matkami, każdy z nich jest uznawany za ojca. Rodzą w hamaku tylko w obecności kobiet, a niemowlę otrzymuje imię po kimś niedawno zmarłym…

Zwyczaje Asurini są złożone, związane z każdą dziedziną życia. Nie chcę się rozpisywać, stąd po krótce tylko to co wydało mi się najciekawsze. W każdym razie badania nad plemieniem Asurini w Brazylii prowadzono dopiero od 1960 roku…

A ja pokazuję sesję fotograficzną z rodziną Murini.

 

 

Czas szybko mijał, a gdy zobaczyłem zainteresowanie moją osobą ze strony przejeżdżających osób, które „oficjalnie” mnie wysłały … po zezwolenie, pomyślałem, że

-zdrowiej dla mnie będzie pożegnać się!

Tak też zrobiłem i z żalem odjechałem z rezerwatu Asurini do Tocantins- brazylijskich wojowników, ludzi nadal częściowo żyjących poza cywilizacją. Pewnie, gdyby nie covid, zamieszkałbym kilka dni pośród nich.

 

 

Na koniec jeszcze rzut oka na drogę we wioskach Asurini: nową i… starą.

 

 

Wróciłem z powrotem, ponownie z awarią koła mojego licencjonowanego… jednośladu. Pomogli mi wrócić do miasta anglojęzyczni policjanci z długą bronią, którzy z dużym zainteresowaniem wypytywali mnie:

– co tu robię, dlaczego, Asurini…? Najbardziej spodobał im się mój opis trasy podróży przez Amazonię…

Skosztowałem jeszcze przysmaku amazońskiego…- ale kupiłem dopiero po obciosaniu maczetą ziaren orzecha z twardej skorupy.

Załączam mapkę sytuacyjną. Widoczny zbiornik wodny powstał po wybudowaniu tamy hydroelektrowni, co też było głównym powodem przesiedlenia Asurini do rezerwatu.

 

 

 

              Przejście do następnej relacji: Maraba, Sao Geraldo, Araguiana, Palmas

Przejście do poprzedniej relacji: Belem

Przejście na początek trasy: Recife, Olinda (Pernambuco)