Surinam, relacja z podróży
Surinam
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Do dawnej kolonialnej Gujany Holenderskiej, która obecnie nazywa się Surinamem i jest niepodległym państwem… wpłynąłem pirogą. Przepłynięcie długą drewnianą łodzią, szerokiej na 3 km granicznej rzeki Maroni (Morawijne- nazwa w Surinamie) do leżącego na drugim brzegu rzeki Albina, trwa 15 minut ale najpierw czeka się na kilku współpasażerów. Po obu stronach żadnych budynków granicznych, kontroli… Jeżeli czegoś potrzebujesz… ja chcę potwierdzenie wjazdu, musiałem „fiksum dyrdum”, pytając po drodze o drogę, pięćset metrów do posterunku policji po stempel wjazdowy. Szukam noclegu ale pomimo obietnicy ze strony francuskiej, że tam tanio i są hoteliki, coś nie bardzo mogę znaleźć. Pogranicznicy mówią, że są tylko apartamenty, ale zajęte i w cenie 30-50 EUR. Decyduję jechać dalej do stolicy Surinamu. Zbiorowe taxi po 6 EUR ale czeka się na napełnienie- zaczepił mnie taksówkarz, chce jechać prawie 15o kilometrów tylko ze mną za 15 EUR. Widać bardzo zdesperowany długim czekaniem na klienta, w ogonku kolegów po fachu. Dowozi mnie na miejsce po półtorej godzinie, bezpiecznie i szybko. Słyszałem o „niezasypianiu” w mini busach w obawie przed okradzeniem. Jeszcze za jasna (zmrok około 19-tej) jestem w Guest House Albergo Alberga . Odkrywam na bulwarze nadrzecznym w odległości 500 metrów, grupkę urokliwych lokalnych barów. Kolacja: makaron i żeberka typu indyjskiego za 2,5 EUR + pół litra Coli. Wieczorny spacerek po okolicy wprowadził w dobry nastrój po długim dniu transportowym. Rozglądam się ciekawie po ładnie odrestaurowanych drewnianych kolonialnych budynkach. Sam również w takim mieszkam. Na zdjęciach jedna z łodzi w Albina oraz uliczka przy hotelu w Paramaribo.
Najbliższe trzy dni zaplanowałem bardzo szybko korzystając z oferty jednego z licznych Biur Podróży. Szczegóły organizacyjne podróży znajdziesz w Informacjach praktycznych (kliknij). Najpierw na pieszo oglądam Paramaribo, które od 2002 roku znajduje się na liście Światowego Dziedzictwa… UNESCO. Etniczną mozaikę Surinamu tworzą: europejscy potomkowie kolonizatorów, Kreole, Murzyni, Maroons (potomkowie zbiegłych niewolników), Hindusi i Indonezyjczycy z Jawy. Zwiedzam najciekawsze przykłady architektury kolonialnej, zbudowanej przez kolonizatorów holenderskich i brytyjskich. Rozpoczynam od Placu Niepodległości z Pałacem Prezydenckim, ratuszem… Zdjęcie drugie przedstawia herb Surinamu.
Potem był: niewielki Fort Zeelandia leżący nad rzeką Suriname (z muzeum- foto), uliczka Lim- a-Po-Straat z drewnianymi domami należącymi niegdyś do kupców, katedra katolicka Świętych Piotra i Pawła z 1885 r., meczet, holenderska synagoga i inne świątynie, parlament… Katedra jest największą drewnianą konstrukcją na zachodniej półkuli. Za Pałacem Prezydenckim w parku Palmentuin, znajduje się wśród palm niewielki pomnik nagiego chłopca. Pozuje mi tam również grupka dzieciaków z wycieczki szkolnej.
Na końcu niezbyt okazały bazar (foto). Ostrzegano mnie przed drobnymi złodziejaszkami w rejonie bazaru (torby, kieszenie). Słuchałem tego z przymrużeniem oka…, ale po wyjściu do nowszej części miasta zauważyłem, że wszystkie sklepy z drogimi artykułami posiadają zakratowane miejsca sprzedawców. Miały je wszystkie sklepy jubilerskie: prawie „pancerne lady” z wyrobami ale również szyby zasłaniające sprzedawcę(!!!). Drugie zdjęcie zrobiłem w sklepie oferującym … pieczywo i podstawowe artykuły spożywcze.
Byłem zainteresowany nie tylko kolonialną historią, więc wybrałem się w trzecim dniu do Parku Natury Brownsberg. Najłatwiej go zwiedzić podczas zorganizowanej jednodniowej wycieczki. Półtorej godziny jazdy po dobrej drodze, zaprowadziło do wiecznie zielonych lasów tropikalnych na płaskowyżu Mazaroni. Jest to miejsce w sercu dżungli na wysokości 500 m. n.p.m., gdzie są prowadzone badania naukowe i popularyzujące wiedzę o dżungli. Byłem w grupie jedynym „nie Holendrem”. Jakoś tak „dziwnie” się składa, że w Gujanie Francuskiej jedynymi turystami byli Francuzi, a tutaj Niderlandczycy. Może przyciąga ich… nie tylko język urzędowy. Może i my jeździlibyśmy… na Madagaskar, gdyby Polska go kupiła w okresie po I wojnie światowej… Z bazy Parku rozciąga się panorama na okolice jeziora, utworzonego dla potrzeb hydroelektrowni. Wychodzi się na kilkugodzinny spacer do kanionu w wilgotny las deszczowy. Tego dnia doświadczyłem zmienności pogody; pada obficie kilka minut i znowu jest słońce. Mokry byłem… bardziej od potu pod peleryną. Warto zabrać ze sobą również coś na … licznie tam obecne bzykające problemy.
Idąc w dół, zobaczy się dwa niewielkie wodospady Leo i Irene. Można bliżej poznać dziką przyrodę. Liczne ptaki… Na zdjęciach pokazałem: jeden z pni ogromnych drzew dźwigających ciężar również pnączy, lian…, oraz coś co wygląda jak rozłupany orzech, a jest… otwartym kwiatem(!).
Drugim wypadem w stronę przyrody Surinamu była także całodniowa wycieczka, samochodem i łodzią po rzekach: Cottica i Warappa. Nazywa się Warappa Kreek i prowadzi na wschód od Paramaribo w nizinne nadmorskie rejony, gdzie dawniej masowo uprawiano trzcinę cukrową. To taka postkolonialna mieszanka południowych Karaibów i Ameryki Południowej. Jadę z powrotem przez garbaty most na rzece Surinam, 50 kilometrów na wschód, gdzie usytuowano większość kolonialnych plantacji, na których pracowali niewolnicy z Karaibów i Afryki. Mieszanka kultur Surinamu powstała po zniesieniu niewolnictwa, gdyż wtedy sprowadzono najemnych pracowników z azjatyckich kolonii holenderskich i brytyjskich. Po dojechaniu do rzeki Cottica, płyniemy łodzią ponad godzinę. Mijamy dawne plantacje kawy, trzciny. Kiedyś w Surinamie było ich aż 800. Obecnie widać, że to tylko miejsca historyczne. Bagienne nizinne tereny sztucznie zmeliorowano, powstały poldery regulujące przepływy wody i raczej mizerne wioseczki produkujące to, na co jest zbyt. Zwykle warzywa, owoce, ryż… Pierwszy przystanek łodzi nastąpił w dawnej plantacji i wiosce Aliance. Na zdjęciach rejs po rzece Cottica i przystań w Aliance.
Domki kryte blachą kojarzą mi się z … zardzewiałym światem. Na ulicy suszone są orzeszki ziemne, a poziom wody jest niewiele niższy od poziomu gruntu. Robię mnóstwo zdjęć tropikalnym kwiatom.
Znowu trzydzieści minut po odnogach rzeki Aliance i dopłynąłem w jakiej grupce(?, a jakże Holendrów) do dawnej plantacji trzciny cukrowej Bakkie. Gospodarze pokazują muzeum plantacji i okazy roślin w swoim ogrodzie. Opijam się pysznym, schłodzonym kokosowym sokiem i wyjadam prawie dojrzałe wnętrze.
Następnie ruszamy na godzinną przejażdżkę po rzeczce Warappa. Jest odnogą w stronę oceanu o dziewięciokilometrowej długości, przy której istniało kilka plantacji cukrowych. Obecnie dżungla „pożarła” ich resztki, pozostawiając „niestrawione” jeszcze przez rdzę pozostałości zbiorników i maszyn. W stronę oceanu płyniemy wolno- odpływ powoduje niskie stan wody i trzeba uważnie manewrować pomiędzy pniami mangrowców. Wody rzek i oceanu mają kolor brązowo- brudno- szary, pewnie od niesionego wodą błota, w każdym razie nie zachęcają do kąpieli. Płyniemy z powrotem tymi samymi ciekami wodnymi. Na Warappa mizerna rzeczka zamieniła się w ogromny, wysoko zalany wodą las deszczowy. Robi się późno, wjeżdżam z powrotem na garbaty most nad rzeka Surinam o zachodzie słońca.
Wcześnie rano już o czwartej rano odjeżdżam mini busem na granicę z Gujaną. Trzeba jechać ponad 260 kilometrów aby być przed ósmą rano na granicy w Nickerie. Początkowe podmokłe poletka później zamieniają się w sawannę oraz plantacje i pola ryżowe… Obserwuję w przerwach drzemki. Przez ogromną graniczną rzekę Corantijn płynie tylko jeden prom dziennie, a właśnie o tej porze zaczynają odprawę i sprzedaż biletów. Surinam wydał mi się miejscem nie należącym do popularnych wśród turystów. Ale to może się szybko zmienić w związku z inwestycjami turystycznymi. Na zdjęciach prom na rzece (czas przeprawy 30 minut !!!). pokazuję również na mapce trasę zwiedzania w … dotychczas zwiedzonych Gujanach.
Przejście do poprzedniej relacji: Gujana Francuska
Przejście do następnej relacji: Gujana- Jeden dzień w kopalni złota