Antarktyda (ter. zarządzane międz.) Relacja z podróży
Antarktyda. Relacja z podróży.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Zwiedzam ten najdalszy i najrzadziej odwiedzany kontynent świata, w czasie samotnej podróży, która nazwałem „Południowo-Atlantycką Odyseją”. To długa wyprawa od Antarktydy przez wyspy Atlantyku Południowego, aż po równik do Wysp Zielonego Przylądka i dalej do Portugalii.
Informacje ogólne polityczno-gospodarcze, roszczenia terytorialne i temat polskiej obecności w Antarktyce, znajdziesz TUTAJ (kliknij).
Załączam też informacje praktyczne: Antarktyda, jak ją zwiedzić za połowę ceny?
Po zwiedzeniu Patagonii i Ziemi Ognistej, niewielkim holenderski, polarnym statkiem ekspedycyjnym MV „Plancius”, wypłynąłem z argentyńskiego portu Ushuaia w prawie 40-dniową podróż. Port jak sami to nazywają, znajduje się w mieście na końcu świata. I faktycznie tak jest, gdyż znajduje się najbliżej bieguna na kuli ziemskiej. Pierwszym przystankiem miała być Antarktyka. Dostałem kabinę 1-osobową, gdyż odpływamy z połową stanu pasażerów (tylko 63 osoby, i 53 członków wielonarodowej załogi). Wypływamy wieczorem w długi fiord o nazwie Kanał Beagle. Rankiem budzę się i widzę statek na końcu Kanału. Nie płynie, a mimo to mocno nim buja. Powodem był silny sztorm w Cieśninie Drake’a, akwenie oddzielającym Amerykę Płd. od Antarktydy. Stoimy 2 noce, a potem statek płynie, ale czuję się jak na ogromnej huśtawce. Burty i dziób statku łatają po kilka metrów w górę i dół, i tak przez ponad 1100 km Po drodze mijamy Przylądek Horn. Nawet o dziwo nie miałem choroby morskiej, choć najwygodniej czułem się na koji w … pozycji horyzontalnej.
Dlaczego używam nazw Antarktyda i Antarktyka? Antarktyka to pojęcie szersze, które obejmuje kontynent i wyspy wraz z lodowcami szelfowymi i dookoła Oceanem Południowym, aż do 60 stopnia szerokości geograficznej płd. Dookoła wieją silne wiatry zwykle zachodnie, i to one powodują naszą huśtawkę: statku… i nastrojów. Jakby coś mniej ludzi było na posiłkach? Po 2-ch dniach są Szetlandy Płd. wyspy Antarktyki, na których znajduje się wiele stacji polarnych różnych krajów, w tym polska im. Arctowskiego. Z białej ściany chmur i mgły wyłaniają się groźne kontury kolejnych gór lodowych, oraz poszarpanych skał i grzbietów górskich. Na zdjęciach Kanał Beagle, oraz widok na Szetlandach.
Zbliżamy się do kolejnych wysp i lądujemy zodiakami na Wyspie Aicho, wśród kolonii Pingwinów: Gentoo , Chinstrap (maskowe), i Adeli. Na zdjęciach jedna z zatoczek tej wulkanicznej wyspy, i miejsce lądowania ze statkiem widzianym z wyspy.
Oglądamy wyspę z dwóch stron, przechodząc w kilkunastostopniowym mrozie przez niewysoki grzbiet wzniesienia, wśród kolejnych grupek pingwinów. Gdzie nie spojrzysz w stronę wody widzisz niebieski kolor groźnych gór lodowych. Patrz załączone zdjęcia.
Podobają mi się te niewysokie około 50 cm pingwinki. Zwłaszcza znane mi wcześniej z Falklandów Gentoo i Chinstrap. Pingwiny Adeli są nieco mniejsze i podobne do Gentoo. Skrzeczą po swojemu i nic sobie nie robią z trzaskającego mrozu, który szybko każe mi jakoś ocieplać dłonie, mimo że mam polarowe grube rękawiczki. Te pingwinki jakby z kreską pod dziobem, to Chinstrap. Na drugim zdjęciu właśnie wędrują do koloni po wyjściu z wody, jakby były … na paradzie.
Kilkadziesiąt metrów dalej zrobiłem następne zdjęcie tego surowego, pięknego krajobrazu: gór, skał, lodu… i zwierząt. Oprócz nielotnych pingwinów widzę petrele, oraz lwy morskie. Na drugiej fotce, przyglądające mi się zza skały antarktyczne lwy morskie Fur. A co to za stwór… do jedzenia za duży? Żywią się głównie pingwinami.
Statek odbija i płynie nareszcie spokojnie, dziobem do fali w stronę kontynentu Antarktydy. W drodze „wężykiem, Pani Dzieju, wężykiem”, pomiędzy kolejnymi niebieskimi… coraz większymi pływającymi górami. Im bliżej tym ich więcej. W końcu statek musi się rozpychać aby dotrzeć do zatoki Hope Bay na Półwyspie Antarktycznym, pomiędzy krami i górami. Dochodzi do sytuacji, że popycha kolejne mniejsze i większe pola lodowe, które zapierają się jedne o drugie, by w końcu jak na zdjęciu drugim, oprzeć się o górę lodową. Skutkiem były tylko pozostawiane łaty farby z burt na bokach lodu. Trzeba zawracać i próbować innym kanałem między górami lodowymi.
W końcu jest zatoka, do której spływa potężny gruby jęzor z lodowca szelfowego. Antarktyda jest kontynentem, który wraz z lądolodem na niej, ma kształt kolisty z wystającym półwyspem. Średnica tego koła wynosi ok. 4.500 km, a średnia grubość lodu na niej to 2300 m. Łatwo sobie wyobrazić- to prawie wysokość naszych Rysów w Tatrach. Lód Antarktydy to 70% ilości wody słodkiej na Ziemi. Ten lód znajduje się na prawie całym kontynencie, ale również pływa jako lodowiec szelfowy, z którego odłamują się … górki. Nie wiadomo tylko ile ta górka ma metrów pod wodą, i jak daleko wystaje na zewnątrz. Antarktyda jest oddalona od Ameryki Płd. o ok. 1100 km, od Australii o 3100, a od Afryki o 3980 km. Na zdjęciach zatoka i brzeg zapchany pakiem i górami lodowymi.
W sposób jaki pokazuję na kolejnej fotografii, trafiam na Antarktydę. Jest porywisty wiatr i trzaskający mróz – w wietrze ponad minus 35o C. Nie mogliśmy sobie darować i popłynęliśmy, choć był potężny problem ze zbliżeniem się do lądu. Tylko niecała połowa uczestników się na to zdobyła. Przy okazji Antarktyda to również najzimniejsze miejsce na Ziemi. Najniższą zanotowaną temperaturą w miejscu zamieszkanym było minus 88o C. O skali zjawiska świadczy także to, że najniższa średnia roczna temperatura w miejscy zamieszkanym, wynosi minus 33o C. (rosyjska stacja Wostok). A ile wynosi najwyższa zanotowana temperatura? Zgadnij- tylko plus 11,6o C.(stacja Oazis). Brrrr!
Po drodze zrobiłem kolejne zdjęcia: śnieżnym petrelom, oraz lwom morskim Crabeater (krabojad).
Statek rusza i lawirując próbuje przepłynąć w inne miejsce półwyspu, lecz nic z tego. Statek trzeszczy i skrzypi ocierając się o zwały lodowe. Jedynym skutkiem było więcej farby z burt, pozostawionej na lodzie. Jeszcze przed zapadnięciem zmroku, prądy morskie i huraganowy południowy wiatr, tak zapchały zatokę pakiem i górami lodowymi, że niemożliwe stało się płynięcie- na dodatek mgła i prawie nic nie widać. Stoimy całkowicie zablokowani, można się wybrać na spacer (dla samobójców). Lód się przez całą noc przemieszczał wraz ze statkiem, waląc i szorując po burtach. Lepiej nie mówić, co chodziło po głowie próbującemu zasnąć autorowi tej relacji. Wczesnym rankiem słyszę szum maszyn i widzę delikatne przesuwanie się lodu po bokach-nareszcie ruszyliśmy. Widocznie wiatr się zmienił i lód jest trochę luźniejszy. Po dwóch godzinach była już sytuacja prawie pozwalająca płynąć. Przyglądam się Antarktydzie jeszcze w jednym miejscu, a po południu, góry lodowe były już tylko widokiem na kolejną fotkę. Ale jakie majestatyczne!
Z uwagi na dwa dni opóźnienia, i nienajlepszą pogodę w sąsiedztwie kontynentu, kapitan podejmuje decyzje o odpłynięciu w kierunku Georgii Płd. Zanim opuściliśmy Szetlandy Płd. fotografuję ostatnie góry… już coraz dalej, i patrząc na jedną z łodzi ratunkowych zastanawiam się co by było, gdyby statek został uwięziony w tej zatoce? Pewne nic, chyba mam zbyt bujną wyobraźnię. W ciągu dnia nagle ożywienie, bo jakoś już było nudnawo: żadnych gór, zagrożeń, tylko statek spokojnie mrucząc pruje lodowate wody Oceanu Południowego,… pokazały się wieloryby!! Lataliśmy jak nakręceni z jednej burty na drugą, bo kilka dużych wielorybów humbaków pływało sobie pod i wokół statku.
Potem trafiła się i para orek, ale szybko zniknęły pod pokruszonym polem lodowym. W końcu i wieloryby się znudziły. Zrobiłem kilkanaście zdjęć, w tym to niżej z ogonem nurkującego humbaka. Wkrótce przy słonecznej pogodzie, i znowu huśtawce, zniknęły na horyzoncie ostatnie antarktyczne wulkaniczne Wyspy Szetlandów: Elephant i Clarence, a później Orkady Południowe. Na zdjęciu Wyspa Elephant.
Płynąc na północny wschód wkrótce mijamy 60 stopień szerokości, który jest umowną granicą oddzielającą Ocean Południowy od innych oceanów, i po ośmiu dniach opuszczam Antarktykę. Jestem na Południowym Atlantyku. Na mapce pokazuję trasę, którą pokonałem.
Następna relacja będzie z Georgii Płd. (kliknij).
Przejście do poprzedniej relacji: Patagonia i Ziemia Ognista w Argentynie
Przejście na początek wyprawy: Falklandy