Mozambik. Muzungu w Mozambiku… Relacja z podróży cz.I
Muzungu w Mozambiku, chyba najbiedniejszym kraju świata. Relacja z podróży, część I.
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Wędruję przez Mozambik samotnie, przez rejony będące daleko od turystycznych szlaków. A ci turyści, jeżeli już przyjadą do Mozambiku, zatrzymują się nad oceanem i pochodzą z RPA. Jest to obecnie „raczej” bezpieczny dla podróży duży kraj, choć te rejony kontynentu przewodniki nazywają dziką Afryką. Słyszę o sobie ( i za moimi plecami) Mzungu, Muzungu i kilka jeszcze, brzmiących podobnie odmian tego słowa. W kilkunastu lokalnych językach: od suahili po obecnie języki grupy bantu, oznacza to dosłownie „biały człowiek’ (w znaczeniu Europejczyk). Poruszam się po kraju, gdzie praktycznie w ogóle nie ma białych turystów. Biały kolor skory zwykle widzę w… lustrze. Spotkałem kilkunastu białych pracowników ambasad i placówek gospodarczych. Często też uważają mnie za człowieka z różnych instytucji typu charytatywno-pomocowego. Rzadko wpada im do głowy pomysł: „TURYSTA???”. Informacje organizacyjne zawarłem w informacjach praktycznych. Mozambik jest 2,5 krotnie większy od Polski i znajduje się nad brzegiem Oceanu Indyjskiego, pomiędzy Tanzanią i Republiką Południowej Afryki. To ponad 2000 kilometrów wybrzeża, plaż, lagun i raf koralowych. Portugalska, kolonialna historia Mozambiku zakończyła się w 1975 r., i prawie zaraz potem targały nim wyniszczające wojny: domowa, oraz z RPA i Rodezją. Te wieloletnie walki, które przyniosły milion ofiar, utrwaliły w społeczności międzynarodowej obraz kraju niezwykle niebezpiecznego i zrujnowanego. Mówiono o pozostawionych minach i tego typu, raczej nie atrakcjach turystycznych. Min już nie ma, jeżeli będziesz się poruszał po drogach i ścieżkach ( a nie bezdrożach, wtedy radziłbym z przewodnikiem !). Obecnie jest spokojnie, choć rok temu doszło powtórnie do krótkich walk z kilkunastoma ofiarami. Mozambik uznawany jest za jeden z najbiedniejszych, jeżeli nie najbiedniejszy kraj świata, w którym brakuje środków na podstawowe dziedziny życia (formalnie statystyk nie porównywałem). Przykładem może być niefunkcjonowanie do 2010 roku, nawet szkolnictwa podstawowego. Przykładem sytuacji społecznej w Mozambiku mogą być dane o ilości osób potrafiących czytać i pisać. Otóż szacuje się, że jest to tylko około 50% populacji, z tego wśród kobiet tylko około trzydzieści kilka (w wieku powyżej 15 lat). Moja mozambicka przygoda rozpoczęła się przekroczeniem lądowej granicy z Malawi, w środkowej części kraju. Wizę otrzymałem bez problemu i po 20 minutach wszedłem z moim plecakiem do przygranicznego miasteczka. Widzę wypełniony w połowie mini busik w kierunku miasta Tete, więc sądziłem, że dojadę jeszcze przed zmrokiem. Nic bardziej błędnego, czekamy… czekamy, jeździmy od jednego targowiska do drugiego, potem do miejsca gdzie kończą bieg ciężarówki z pasażerami na „pace”, i tak ze cztery razy dookoła. Ruszamy… już po prawie półtorej godziny, w promieniach zachodzącego słońca. Na zdjęciach: miasteczko na granicy i wioska po drodze.
Przyjechałem do miasta okręgowego Tete po 22.00 i rozglądam się. Najpierw jakie są możliwości jazdy dalej gdyż wiem, że to miasto nie jest atrakcyjne turystycznie. Autobus do interesującego mnie Chimoio odjeżdża o 3.00 w nocy, wiec próbuję znaleźć miejsce do spania w hoteliku. Jest ich kilka dookoła, lecz za byle jaki standard żądają ceny… ok. 90 USD. Skończyło się przekimaniem kilku godzin na półleżąco, w autobusie po kupieniu biletu. Odległości w Mozambiku są ogromne, i pomiędzy miastami jest po kilkaset kilometrów. Ku zaskoczeniu po dobrej drodze, moje prawie 400 km przejechałem w 7 godzin (wraz z postojem na naprawę autobusu). Na fotkach: kolejna wioska w górzystej okolicy, oraz postój na naprawę pojazdu.
Szybko znalazłem tuż przy centrum miasta, wart polecenia hotelik Pensao Atlantida. Pierwszy dzień spędziłem na spacerze po centrum oraz bazarze. Widzę stoisko z suszonymi rybami… o normalnej wielkości, w odróżnieniu od masowo oferowanego … narybku w Malawi. A bazar… to w większości plac z oferowanymi na ziemi, przede wszystkim towarami z drugiej ręki.
Następne zdjęcia dedykuję hodowcy mini drobiu, Tadeuszowi z Brzezin (tylko jako ciekawostkę, bez podtekstu). Przedstawiają: stoisko z oferowanym na bazarze drobiem, oraz… danie z główek tego ptactwa. Nie widziałem dotychczas takiej sceny, nawet u chyba wszystko jedzących Chińczyków.
Miasto jest łatwe do orientacji. Posiada centralny Plac Niepodległości z pomnikiem pierwszego prezydenta niepodległego Mozambiku, a jedna z głównych ulic Av 25 de Setembro, posiada najciekawsze miejsca do obejrzenia. Ulice jednak zaraz za centrum, zmieniają wygląd na taki, jak na drugiej fotografii.
Drugi dzień w Chimoio spędziłem na przyjemnej pieszej wycieczce, do znajdującej się na końcu ulicy Rue de Barue dużej skały, nazywanej Głową Starca (Cabeca de Velho). Skała przedstawia głowę w pozycji leżącej, i jest dla części ludności o animistycznych poglądach miejscem mistycznym. Okolica tego miejsca przypomina bardziej wioskę niż miasto, stolicę prowincji. Ze szczytu roztacza się rozległa panorama Chimoio.
To również domy na skraju Chimoio. W drugim właśnie gotowano posiłek obiadowy: papka z kasawy i jakieś warzywa.
Na kolejnych kilku fotografiach pokazuję życie mieszkańców, i scenki zarejestrowane przy ulicy. Tutaj masz sklepiki: przemysłowy i ogólno spożywczy.
Następne już z samego centrum miasta przy przystankach mini busów. Przedstawiają sklepiki: owocowy (banany i ananasy), oraz warzywny z okazałymi bulwami kasawy. Oczywiście wraz z pozującymi mi sprzedawcami i ich kolegami.
Kolejne zdjęcie: uliczna kozia jatka (przepraszam), fotka jest raczej nie dla… wegatarian. A na kolejnym… tutejszy sklep z ciuchami dla każdego. Oczywiście wszystko używane. Często widzę jak w wiadrze z dużą ilością mydlin, doprowadza się szczotką oferowane obuwie do postaci czystej. Na pewno nie pomyślałbyś o naprawie obuwia, które tutaj naprawiają masowo uliczni szewcy. Oczywiście znajdziesz w centrum również sklepy z nową odzieżą i obuwiem (ale niewiele ich, a obuwie najczęściej z plastyku).
Jak myślisz, co jest na kolejnej fotce(?)- betonowa muszla fińska, która nakrywa… zbiornik szamba. Jednym z popularniejszych piw w Mozambiku, jest serwowane w małych i dużych butelkach Manica. Piszący tę relację, spocony i spragniony wędrowiec, zrobił postój przy większej… zimnej butelce.
Z Chimoio, tym razem średniej wielkości autobusem, jadę dwieście parę kilometrów w kierunku wschodnim do Beira. Licząca niecałe pół miliona mieszkańców Beira, jest głównym miastem prowincji Sofala, i znajduje się na wybrzeżu oceanu. Jadąc obserwuję zmieniający się krajobraz, od sporadycznych już pagórków po całkowitą nizinę. Pomimo początku pory deszczowej nie widać krzątaniny na polach, a same wioski jakby bardziej mizerne i niezbyt liczne. Częstym widokiem w pobliży wiosek są miejsca wypalania węgla drzewnego. Produkuje się go z gałęzi drzew, które poukładane w ciasne sterty są podpalane, a następnie nakrywane ziemią. Powolne tlenie się ognia bez dostępu powietrza, daje w efekcie węgiel drzewny, który sprzedają w wysokich workach. Niżej zdjęcia: wioski, oraz miejsca pracy węglarzy.
Beira jest jednym z największych, afrykańskich portów przeładunkowych. Obsługuje handel zagraniczny, znajdujących się w głębi lądu krajów: Malawi, Zambii oraz Zimbabwe. Linia kolejowa łączy brzeg oceanu, aż z Angolą i Kongiem. To drugie pod względem wielkości miasto Mozambiku sprawiło na mnie przygnębiające wrażenie. Kolonialne pozostałości łączą się z betonowymi, posępnymi blokami mieszkalnymi. Plac główny nosi nazwę Praca de Municipio, i wyglądał dla mnie… jak reklama coca coli, z dużymi butelkami na sąsiednich krańcach.
Niepomalowane bloki z betonu w tym klimacie pokrywają się pleśnią, i sprawiają wrażenie ciemnych, ponurych miejsc. W sąsiedztwie plaż przechodziłem w pobliżu dawnego hotelu, od ponad dziesięciu lat używanego jako miejsce zamieszkania, wśród gór śmieci i odpadów. Z uwagi na opinię miejsca niezbyt bezpiecznego, jaką mają te plaże, nie wyciągnąłem aparatu fotograficznego. Innym zjawiskiem w Mozambiku była w okresie socjalistycznym walka z kościołami, co spowodowało praktycznie bezwyznaniowość mieszkańców. Obecnie ten stan powoli ulega zmianom, czego przykładem był czynny kościół Św. Antoniego przy głównej ulicy, ale już jego otoczenie posiada napis: Szkoła…
Beira nad morzem posiada nie tylko ładne domy i miejsca wypoczynkowe. W pobliżu portu nadmorska zabudowa jest typu biednego, żeby nie powiedzieć: targowisko i wielki slums (patrz foto). Na pustych plażach spotkałem tylko rybaków, łowiących sieciami ze swoich łódek dłubanek malutkie rybki. Może powodem był deszczowy dzień, lub po prostu mają tych plaży tyle, że zwykle są puste zwłaszcza w mieście.
Następna relacja jest o: Mozambiku Południowym
Powrót do poprzedniej relacji: Malawi
Powrót na początek trasy: Majotta