Samoa Amerykańskie, relacja z podróży
Samoa Amerykańskie, relacja z podróży
Tekst i zdjęcia: Paweł Krzyk
Prawie sam środek największego z oceanów, bijącego falami serca ziemi. Miejsca długiego szesnaście tysięcy kilometrów, szerokiego jedenaście oraz aż średnio cztery kilometry głębokiego. Trudno wyobrażalne odległości wielogodzinnych lotów lub wielotygodniowego płynięcia statkami. Żeby dotrzeć na Amerykańskie Samoa, lecę prawie dwa dni, czterema samolotami poprzez amerykańskie porty lotnicze w: Miami na wschodzie USA, Dallas w centrum … Stanów i Honolulu na Hawajach. Klimat na Karaibach i na Pacyfiku jest bardzo podobny, ale po drodze musiałem zahaczyć o zimniejsze rejony. Całe szczęście, że nie nadałem na Saint Kitts kurtki polarowej- przydała się, zwłaszcza podczas nocnego postoju w Dallas. Na lotnisku w Miami podobają mi się ozdoby z… ryb, a w Honolulu lotnisko, gdzie długaśne przejścia poprowadzono odkrytymi chodnikami, także pośród tropikalnej roślinności.
Jestem na południowej części Pacyfiku, w Polinezji, obszarze składającym się z bezkresnego oceanu i trochę ziemi. Znajduję się tuż przy linii zmiany daty w ostatnim miejscu na planecie, gdzie jak pójdziesz dalej na zachód, to… zgubisz jeden dzień. Ale, ale, to będzie dopiero za trochę gdy tam pojadę. Szczegóły organizacyjne zwiedzania umieściłem pod Informacjami praktycznymi (kliknij) Na razie jestem na mini lotnisku i … mam z tym krajem już drugi raz kłopot. Najpierw na Hawajach żądali ode mnie biletu na wylot z Amerykańskiego Samoa. Dlaczego, przecież mam wieloletnia wizę? Nieważne, musi być, albo Cię nie wpuścimy do samolotu. Nie kupiłem wcześniej, gdyż zamierzam polecieć dalej mini samolocikiem na Samoa, a tam sprzedają bilety tylko na krótko przed wylotem… Zapomniałem o tym… Całe szczęście, dzięki pomocy Fiji Airlines, mam sygnał wi- fi i z własnego komputera kupuję potrzebny bilecik. Po przylocie, oficer służb imigracyjnych pyta mnie a gdzie masz Entry Permit (zezwolenie na wjazd)? Jakie zezwolenie, ja mam wizę amerykańską i nie potrzebuję żadnego innego zezwolenia! Pokazuję wizę a ten łobuz nawet na nią nie patrzy, tylko podaje dokumenty innemu oficerowi a mnie każe czekać. No to czekam, prawie 50 minut aż wszyscy zostali odprawieni. W międzyczasie połapałem się, po co jest ten entry permit: to zezwolenie na pracę… lub dłuższy pobyt u rodziny. Patrząc na współpasażerów, wiem, że jestem jedynym prawdziwym turystą. Reszta jest Amerykanami lub odwiedza rodziny na Samoa. Widzę, jak ten z moim paszportem główkuje, co ma ze mną zrobić? W końcu po kolejnych dziesięciu minutach, robi ksero mojego paszportu i pyta mnie, jak długo chcę być- dwie noce? Ok. Buch stempel, już po godzinie od podania im dokumentów i jestem na Samoa Amerykańskim. Widocznie tak rzadko mają turystów nie Amerykanów, że nie wiedział co zrobić (!!!). Przypomniałem sobie kłopoty Polaka w Kanadzie, który przez brak znajomości języka… zginął na lotnisku. Wiele potrzeba? Stałem sobie ponad godzinę… Bóg jeden wie z jakiego powodu. Nie krzywdowałem sobie, była to dla mnie doskonała okazją do pooglądania sobie mozaiki mieszkańców tego tropikalnego zakątka świata. Prawie wszyscy się znają, buzi, buzi z urzędnikami, itd. Zdecydowana większość jest… z dużą i ogromną nadwagą, począwszy od urzędników a skończywszy na pasażerach obojga płci. Przemknęło mi… jak to dobrze, że miałem za współpasażera osobę z moją tuszą! Jeden z oficerów imigracyjnych, o słusznym wzroście prawie metr dziewięćdziesiąt kilka, mimo że urodził się mężczyzną, widać, że woli być… kobietą. Białoskórych praktycznie nie ma, większość jest z pochodzenia Samoańczykami.
Jest ciemno, jako jeden z ostatnich jadę taksówką do hotelu. Tylko trzynaście kilometrów zajęło ponad pół godziny, gdyż na wyspie obowiązuję prędkość 25 mil/godzinę (ok.40 km/h). Rankiem ruszam pieszo na podbój Pago Pago, stolicy, rozłożonej wzdłuż długiej zatoki o tej samej nazwie. Wyspa jest wulkanicznego pochodzenia a zatoka dawnym ogromnym kraterem, który miliony lat temu runął do morza. Mój hotelik o takim sobie standardzie, jest doskonale zlokalizowany w samym centrum, i wszędzie mam blisko.
Centrum życia gospodarczego i główne ośrodki kraju znajdują się na największej wyspie Tutuila. Prawie wszystko w tym mini kraiku znajduje się nad zatoką Pago Pago, kilka kilometrów zagłębioną do środka wyspy a po obu stronach zatoki rozlokowane są przylegające do siebie miejscowości. Najważniejsze są dwie: Pago Pago oraz Fagatobo (z siedzibą rządu i parlamentu). Na końcu znajduje się Park Narodowy i w jego punkcie informacyjnym (visitor center), odkryłem jedyne miejsce, posiadające informacje dla turystów. Widoczny na zdjęciu strażnik parku, udzielił mi kompletnej informacji o tym co, gdzie … jest warte zobaczenia. Potężne tsunami, które przybyło w 2009 roku również tutaj, spowodowało siedem ofiar. Obecnie widocznym skutkiem, jest dokładne oznakowanie dróg ewakuacyjnych. Na wodach zatoki w kilku miejscach widzę długie wieloosobowe łodzie wiosłowe, które już niedługo wezmą udział w wyścigu, organizowanym w dniu 17 kwietnia.
W związku z planowanym zwiedzeniem innego wyspiarskiego kraju, Tokelau, szukam informacji o terminach wypływania statków, jedynie którymi można tam dotrzeć. W okrętowej firmie spedycyjnej otrzymuję grafik dwóch statków i po rzuceniu na nią okiem, stwierdzam, że mądrze będzie jak najszybciej być w Apia na Samoa. Tylko tam można zdobyć specjalne zezwolenie wjazdowe i bilet na statek. Przez kilka następnych godzin do wylotu najbliższego mini samolotu, zwiedzam resztę kraju przy zatoce. Najpierw jadę odkrytym autobusem publicznym na początek zatoki. Drewniane ławeczki w autobusie bez szyb z boku, trzęsie się, ale tylko za jednego…, z wizerunkiem amerykańskiego prezydenta. Kolejne miasteczka sąsiadują ze sobą, tak że tylko miejscowi wiedzą, w którym obecnie się znajdują.
Gospodarka wysp opiera się na połowach i przetwórstwie ryb, zwłaszcza tuńczyka, a konserwy rybne stanowią główny towar eksportowy. Po przeciwnej stronie zatoki doskonale widać kolejne miejscowości i dwie fabryczki produkujące konserwy rybne. Na pewno ten towar w tutejszych sklepach jest najtańszy. Przeczytałem, że w całym USA przeważają zdecydowanie na półkach sklepowych. Fabryki tuńczyków, poza administracją państwową, są głównym pracodawcą na Samoa Amerykańskim. Zatoka Pago Pago jest otoczona wulkanicznymi wzgórzami z domkami przyklejonymi do zboczy. Mój spacer był jedynym przerywnikiem w nudnym zajęciu miejscowych „oszczekiwaczy”. Mieszkańcy witają mnie przyjaźnie i z zainteresowaniem. Mały bazar przeznaczony jest przede wszystkim dla zmotoryzowanych klientów. Klient podjeżdża a sprzedawca podaje przez okno zakupy. Hmm…, nic dziwnego z tą średnią… wagą mieszkańców, jeżeli wszędzie stosują takie wygodnickie metody… poruszania się. A jedzonko lubią, podobnie jak Amerykanie: szybko i na dość tłusto. Sprzyja temu też styl życia Samoańczyków, którzy nie uprawiają sportów i… chyba należą do najbardziej otyłych ludzi na świecie. W dni wolne teren bazaru zamienia się w salę do bingo.
Patrząc na ilość parkujących samochodów przed publicznymi pralniami, mieszkańcom chyba nie bardzo chce się pranie wykonywać w warunkach domowych. Nic dziwnego, jeden wsad za niecałe pół dolara. Późnym popołudniem odlatuję taksówką powietrzną Polinesian Airlines z Pago Pago do Apia na Samoa, gdzie znajdziesz następną relację.
Obok mapka głównej wyspy Samoa Amerykańskiego z trasą zwiedzania.
Przejście do następnej relacji: Samoa
Przejście do poprzedniej relacji: Nevis
Przejście na początek trasy: Gujana Francuska